Autorka: Dziękuję za wspaniałe komentarze
pod poprzednim rozdziałem! Bardzo mnie motywują wasze opinie i cieszę się, że
komuś w ogóle przypadła do gustu fabuła tego opowiadania. To dla mnie wiele
znaczy. THANK YOU SO MUCH. <3
DOBRA, JUŻ
TŁUMACZĘ, DLACZEGO PRZED CZASEM DODAŁAM ROZDZIAŁ. W nocy była gala Teen Choice
Awards, a że ja oglądałam (prawie całą), to tak zaczęłam się tym wszystkim
jarać, że o boże. Teraz macie tego powód! Nie wytrzymałam z dodaniem tego
rozdziału.
Jestem mega
dumna z One Direction, PLL i Glee (mimo, iż ich fanką nie jestem). Widziałam
przemowę Lei Mitchele i musze przyznać, że aż mi się płakać zachciało. Cudowna.
Zadedykowała nagrodę dla Cory’iego. To się nazywa miłość. Silna kobieta.
Szkoda trochę,
że Niall, Liam i Lou wyjechali tak szybko z USA, ale cóż. Ważne, że byli,
zaśpiewali, byli, wyglądali bosko i byli. Hahaha teraz Wielka Brytania ma ich
dla siebie!
ACH,
WIDZIAŁYŚCIE JAK CUDOWNIE WYGLĄDAŁA CHER LLOYD?! AWWW, ZAZDROSZCZĘ JEJ TEGO
WYGLĄDU!
Pokochałyście
już Lucy Hale? NIE? TO ZRÓBCIE TO! Ja uwielbiam ją jako aktorkę i piosenkarkę,
a od gali jako prezenterkę! Ta dziewczyna jest normalnie: nie dość, że śliczna,
to jeszcze Niall skradł jej serce! (czytajcie jej tweeta na tt). No i
oczywiście jest główną bohaterką w tym ff. ;)
Na dole niespodzianka,
dla shipperów Lou i Mer. ;) #LOUMER!
Teraz rozdział
dodam już z czasem, mam nadzieję. To będzie… 16/08/13
KOMENTUJCIE, PROSZĘ WAS <3
ily xx
Londyn, 2013
Rozmowa z Danielle bardzo pomogła recepcjonistce. Mer
postanowiła, że w najbliższym czasie nie będzie spotykać się z Louis’em, żeby
nie wpadać na Harry’ego. Nie wytrzymałaby psychicznie tego, że stoi ze
Styles’em w jednym pokoju. To było dla niej zbyt wiele. Samo to, co ich kiedyś
łączyło było odrzucające.
Margaret wyjrzała przez okno w swoim mieszkaniu i
odetchnęła z ulgą. Nikt nie stał na chodniku; ulice były puste. Odkąd zobaczyła
Jego w Londynie, popadła w jakąś paranoję i wszystko wyglądało jej zbyt podejrzanie.
Mało tego, obawiała się, że On w jakiś sposób dowie się o istnieniu Louise i
będzie chciał ją jej zabrać, a tego by nie wytrzymała. Lulu była dla niej
najważniejsza.
– Mamuś, źle
się czuję. – Mer usłyszała cichutki głos swojej córeczki i natychmiast
odwróciła się od okna, aby spojrzeć na brunetkę swoimi szarymi oczami. W
rzeczywistości, Mer miała włosy w kolorze miodu, jednak od wielu lat je
farbowała – Mogę nie iść do szkoły?
Padolsky podeszła do małej dziewczynki i przyłożyła
swoją dłoń do czoła dziecka.
– Nie masz temperatury, skarbie, więc co ci dolega,
huh? – Zagadnęła, a zielonooka się zmieszała – Lou, co jest?
Mer dobrze wiedziała, iż Lu wcale nie jest chora,
ponieważ kilka tygodni temu odbyła ‘kwarantannę’, gdyż złapała ospę wietrzną i
przy okazji, w szpitalu, zaszczepiła swoją córkę na wszystkie możliwe choroby,
jakie były dostępne w tamtym czasie. Nie było, więc mowy o przeziębieniu. A
może?
Lou spuściła swój wzrok na fioletowe kapcie, które
miała na swoich nóżkach.
– No, bo nie chce iść do szkoły. – Szepnęła
niemrawo, a szatynka uniosła brwi ku górze. To było do jej dziecka niepodobne. –
Wszyscy się ze mnie śmieją, odkąd rozpłakałam się w klasie. Umarłam społecznie!
Mer kucnęła przed córeczką i chwyciła jej dłonie w
swoje, spoglądając w zielone oczy dziecka. Tak bardzo podobne do jej ojca..
– Płacz nie jest niczym złym, kotku. – Uśmiechnęła
się do niej delikatnie – Każdy z twoich kolegów, z pewnością uronił łzę, więc
nie powinni się z ciebie śmiać. Jesteś silna i wiem, że sobie poradzisz. – Zrobiła
pauzę – Właściwie, to, dlaczego nie pochwalisz się tym, że spotkałaś Louis’a
Tomlinson’a, huh? Na pewno chłopcy będą ci zazdrościć! Nie zawsze się spotyka
sławnych piłkarzy na ulicy..
Usta dziewczynki wykrzywiły się w wesołym uśmiechu.
Mer była dumna ze swoich słów i z tego, iż poradziła sobie w tak trudnej
sprawie. Kiedyś bała się macierzyństwa, ale teraz wiedziała, że jest ono
nadzwyczaj zaskakujące i niemożliwie przyjemne; patrzeć na dorastanie swojego
własnego dziecka.
– Uczeszesz mnie w dwa warkocze? – Zapytała się
brunetka, a ta jej skinęła i zaczęła czesać dziecko.
Godzinę później, Mer parkowała już przed Pepper
Mint. Bardzo nie chciała wchodzić do tej kawiarni, jednak musiała kupić sobie
kawę na wynos. Nie tylko dla siebie, ale także dla Hannah, która ją o to
poprosiła, wręcz błagała.
Margaret podeszła do lady i spojrzała na oferty
przedsiębiorstwa. Ceny były unormowane i nie wyglądało na to, aby to miejsce
zbytnio unosiło się swoim sukcesem. Za kasą stał średniego wzrostu blondyn,
było widać, iż farbowany, z lazurowymi tęczówkami. Ubrany był w czerwoną
polówkę, z białym serduszkiem na piersi. Obdarował Mer ciepłym uśmiechem.
– Witam w Pepper Mint. Co chciałaby pani u nas
kupić? – Zagadnął uśmiechnięty do szatynki.
Mer przyjrzała się menu i odparła:
– Vanilla Latte i Karmelowe Frappuccino, na wynos.
Chłopak uśmiechnął się wesoło i zaczął wykonywać
zamówienie szatynki. Po dwóch minutach, postawił przed nią dwa kubeczki z
napojami, a Mer zapłaciła mu za nie.
– Doskonały wybór, Mer. – Dobiegł do niej
zachrypnięty głos mężczyzny, którego tak bardzo bała się tutaj spotkać. –
Frappuccino, rozumiem, że dla ciebie? – Skinęła mu głową – Niall, na mój koszt.
– Zwrócił się do chłopaka za ladą.
–, Dzięki, ale nie musi…
– Mer, spokojnie. Przecież to dla mnie zaszczyt. – Uśmiechnął
się uroczo, zbyt uroczo.
Margaret poddała się i podziękowała, po czym posłała
farbowanemu blondynowi uśmiech, następnie, nie zważając na Harry’ego,
skierowała się do wyjścia z lokalu.
– Ej, nie pogadamy? – Dogonił ją chłopak.
– Chciałeś tylko zapłacić za kawę, a nie rozmawiać
ze mną. – Zauważyła, wychodząc z Pepper Mint.
Chłopak nadal dotrzymywał jej kroku, więc w pewnym
momencie stanęła przed wystawą lalek i spojrzała na niego ciekawsko.
–, O czym chciałeś rozmawiać, Harry? – Zapytała,
wpatrując się w jego zielone tęczówki.
Brunet przejechał dłonią po swoich lokach.
–, Dlaczego wyjechałaś z Doncaster? – To pytanie
było niczym wstrząs dla dziewczyny. Wpatrywała się głupio w swojego rozmówcę. –
Twoja matka z Robertem zostali, a ty wyjechałaś. Czemu?
Ścisnęła mocniej kartonową tackę, w której stały
kubki z kawą i spuściła swój wzrok. Nie spodziewała się takiego pytania ze
strony tego cholernego chłopaka. Obiecała sobie, że będzie go omijać szerokim
łukiem, a przyszła do Pepper Mint, gdzie już ją wcześniej widział. Nie
wiedziała, że w Londynie można spotkać kogoś drugi raz w tym samym miejscu.
Przecież to była stolica Anglii. Zbyt mało prawdopodobne, a jednak możliwe.
– Spieszę się. – Powiedziała szybko i skierowała się
do swojego Mini Cooper’a, który stał zaledwie pięć metrów od nich. Tylko 5m
dzieliło ją od ucieczki od tego bruneta.
Zrobiła kilka kroków w jego stronę, jednak nadal
wyczuwała obecność Harry’ego. Nie tyle obecność, co jego wypalający wzrok w jej
delikatniej osóbce. Tak cholernie się bała. Mimo tego, iż wiedziała, że Styles
nie może wiedzieć o Louise. Przecież nie miał, od kogo, ale zaraz. Louis
Tomlinson przyjaźni się z brunetem i widział jej córkę. Czy dostrzegł to
podobieństwo? Mer miała nadzieję, że nie.
– Szkoda, bo jestem ciekawy. W końcu nie miałaś
wtedy w planach wyjeżdżać na studia, zwłaszcza do Londynu. – Zainteresował się
Styles, lustrując ją swoim przenikliwym spojrzeniem.
– Do widzenia, Harry. – Powiedziała dobitnie
Margaret i weszła do swojego samochodu, zostawiając bruneta samego ze sobą.
Gdy dotarła do Grand Payne Hotel, w środku panował
totalny chaos. Jakby ktoś otworzył właśnie Puszkę Pandory i nie zdawał sobie
sprawy z tego, jakie zło wyrządził. Jedna z pokojówek wpadła na leżącego na
podłodze mężczyznę, przez co upuściła stos ręczników, które trzymała w
dłoniach. Te wylądowały na jednym z gości, dość eleganckich i ekstrawaganckich,
w skutek, czego, wyłożyli się na czerwonym dywanie. Mer ledwo, co uniknęła
ciosu ze strony jakiegoś kelnera, z hotelowej restauracji i jak najszybciej
przeszła, co było dość trudne w jej wysokich szpilkach, za ladę w recepcji.
Podała Hannah jej kawę i sama napiła się swojej.
Weszła do szatni i zdjęła swój beżowy płaszczyk. Włożyła go do szafki,
dokładnie tak samo jak swoją torebkę. Na pierś przypięła identyfikator, po czym
zajęła miejsce obok Walker.
– Dzień dobry – przed Padolsky stanął uśmiechnięty
Louis, wręczając jej kartę – jak samopoczucie, Mer?
Szatynka nieśmiało się uśmiechnęła, biorąc klucz od
chłopaka i chowając go do specjalnej szufladki.
– W porządku, dziękuję. A twoje? – Jak dla niej,
Tomlinson był zbyt formalny. A może to ona brzmiała za sztywno?
– Było kiepsko, ale jest już lepiej. – Uśmiechnął
się, a Mer poczuła jak jej serce zaczyna szybciej bić – Musimy kiedyś powtórzyć
taki spacer. Było bardzo miło.
– Tak, to dobry pomysł, jednak nie wiem, czy znajdę
czas.. – Napotkała jego pytające spojrzenie – Wiesz, muszę zajmować się Louise.
– To żaden kłopot. – Z twarzy piłkarza nie znikał
uśmiech – Wydaje mi się być sympatycznym dzieckiem, więc z chęcią bym ją
poznał.
I szlag trafił postanowienie Mer, co do unikania
Louis’a. To było silniejsze od niej samej.
Hannah przysłuchiwała się rozmowie pary.
Mer skinęła mu głową na potwierdzenie.
– W takim razie, proponuję piątek. Wesołe
miasteczko? – Kąciki ust Lou uniosły się ku górze.
– Um, brzmi fajnie. – odparła siląc się na normalny
ton głosu, gdyż ten zaczął jej niespodziewanie drżeć – Masz – wzięła w dłoń
długopis i kartkę, po czym nakreśliła na nim swój numer telefonu. Wręczyła go
chłopakowi z delikatnym uśmiechem.
Ten skinął jej głową i odszedł z wesołą miną.
– O. Mój. Boże. – Dobiegł Mer głos jej towarzyszki,
o której całkowicie zapomniała – Czy ty właśnie umówiłaś się na randkę z
Louis’em Tomlinson’em?!
– Ciszej. – Odparła do blondynki – I to nie jest randka. Idę tam z Louise, więc
dziwne by było to, żebym miała randkę z dzieckiem i chłopakiem.
Dopiero po kilku sekundach dotarły do niej słowa,
które właśnie wypowiedziała i zdała sobie sprawę z tego, że były one bez sensu.
– Ugh, zapomnij. – Dodała cicho.
Trzy dni później, kalendarz ‘wybił’ piątek, a
zegarek ukazywał godzinę trzecią trzydzieści popołudniu. Mer wraz ze swoją
córeczką siedziały przed telewizorem, oglądając jakąś bajkę, którą uprzednio
wybrała Lu.
–, O której ma przyjść Louis? – Zagadnęła
siedmiolatka, a szatynka przeniosła na nią swój wzrok, całkowicie zapominając o
spotkaniu z piłkarzem.
– Za pół godziny.. – Odparła obojętnym tonem Mer.
–, Dlaczego się nie szykujesz?
Margaret przyjrzała się swojej córce, która
spoglądała na nią kątem oka.
–, Dlaczego miałabym to robić? – Zapytała, ciekawa
odpowiedzi dziecka.
– Mamo, chyba nie zamierzasz wyjść na randkę w
starych dresach i rozciągniętej koszulce z epoki lodowcowej.
Jak na siedmiolatkę, rozmowy z nią były na poziomie
o wiele wyższym, co czasami przerażało Mer, gdyż w jej rodzinie nie było
objawów zbyt wysokiej inteligencji, ani nic z tych rzeczy.
– Lou, to wcale nie jest randka. – Zaprzeczyła Mer –
Louis chciał nas zabrać do wesołego miasteczka. To wszystko. – Wzruszyła
ramionami, wracając do oglądania telewizji.
Brunetka wstała i chwyciła swoją rodzicielkę za
nadgarstek, ciągnąc w stronę jej pokoju.
– Louise Emmo Padolsky, co ty robisz? – Zagadnęła
zaskoczona szatynka, a kiedy córka stanęła w progu drzwi od pokoju Margaret,
pociągnęła za sobą mamę tak, że ta usiadła na łóżku, a brunetka utonęła w
szafie Mer – Nie założę niczego eleganckiego, skarbie.
Padolsky zastanawiała się, skąd u siedmiolatki taka
siła. Jednak nic wiarygodnego nie przychodziło jej do głowy.
– Co powiesz
na to? – Zapytała Lou, pokazując jej beżowy sweterek z sową na środku i miętowe
rurki.
– Mhm, podoba mi się. – Uśmiechnęła się Mer i wzięła
od córki ubrania, aby się w nie następnie przebrać. Kiedy zobaczyła, że jej
dziecko trzyma w dłoniach szpilki, przeraziła się? – O, nie. Wystarczy, że
muszę je nosić do pracy.
Podeszła do szafy i wygrzebała z niej granatowe
vansy, których nie miała jeszcze okazji założyć. Zrobiła to tym razem, a kiedy
stanęła przed lustrem, spięła włosy w warkocza i opuściła go na prawe ramię.
– Przebierz tę spódniczkę, bo chłodno się robi. – Poradziła
dziewczynce Mer, a w następnej sekundzie Lou pobiegła do swojego pokoju.
W tym samym momencie, dzwonek u drzwi ich mieszkania
rozbrzmiał charakterystyczną melodię. Mer spojrzała na zegarek znajdujący się
na swojej lewej dłoni, a jej oczy mimowolnie się powiększyły. Równo
siedemnasta. Nie sądziła, że tyle czasu zajmie jej się przebranie, a co
najdziwniejsze, że jakikolwiek chłopak ma wyczucie czasu i się nie spóźnia.
Podeszła do białych drzwi, oklejonych fototapetą,
przedstawiającą szare zdjęcie, na którym znajdował się sfotografowany fragment
centrum Londynu, z odpowiedniej perspektywy. Otworzyła je i momentalnie na jej
ustach pojawił się uśmiech.
Pierwsze, co ujrzała, były czerwone róże, a raczej
ich wielki bukiet. Dopiero potem ukazała się jej wesoła twarz Louis’a. Chłopak
wręczył dziewczynie kwiaty, a ta podziękowała mu z promiennym uśmiechem na
ustach. Jeszcze nigdy nie dostała bukietu róż od kogokolwiek.
Zaprosiła go do środka, kiedy szła do kuchni i
zaczęła swoje poszukiwania jakiegoś wazonu. Znalazła brązową dekorację i
napełniła ją wodą, po czym wstawiła do niej kwiaty i postawiła całość na
ladzie.
– A to dla małej… – zaczął, ale nie mógł skończyć,
gdyż właśnie w progu od kuchni pojawiła się mała brunetka. Podbiegła do
chłopaka i nim Mer zdołała zarejestrować kolejny ruch - chłopak trzymał Louise
na rękach, wręczając jej pluszowego misia – …księżniczki. – Zaśmiał się i
postawił dziecko na panelach.
– Dziękuję, Lou! – Ucieszyła się dziewczynka i
przytuliła maskotkę do piersi – nazwę go… Willy.
– Świetne imię. – Uśmiechnął się Tomlinson – Lepsze
niż te, które wymyślały moje siostry, kiedy dostawały jakieś maskotki. – Zachichotał,
a Mer chwilowo zatkało.
Jego siostry? W ułamku sekundy dotarło do niej, że kiedy
mieszkała jeszcze w Doncaster, jej brat bawił się z dziewczynkami,
mieszkającymi obok jej rodzinnego domu. Tomlinson.. Dlaczego ona o tym
zapomniała? Przecież powinna pamiętać, że jej matka przyjaźniła się z tą
rodziną od zawsze.
Czyli, Louis musiał ją znać zanim tak naprawdę ją
poznał w GPH (skrót od Grand Payne Hotel
– przyp. aut.). Mer przeraziła się na myśl o tym, iż Louis mógłby wiedzieć
o jej sekrecie, które tak naprawdę przedstawiła mu fałszywie. Zrobiło jej się
głupio.
– Gotowa na najlepszą przygodę w swoim życiu? –
Zapytał się szatyn dziewczynki, kucając przed nią. Lou skinęła mu głową, a
kiedy wybiegła z domu wraz z kluczami od samochodu Louis’a, Mer wywróciła
oczami – Już ją lubię. – Uśmiechnął się do brunetki.
Podróż na obrzeża Londynu zajęła im około dwudziestu
minut. W samochodzie piłkarza, Lou cały czas się śmiała z dowcipów chłopaka, a
nawet czasem udało im się rozśmieszyć Margaret. Szatynka obserwowała kierowcę z
nadzwyczajnym skupieniem na twarzy i, kiedy zdała sobie sprawę z tego, iż on
także jej się przygląda, spuściła wzrok.
Opuścili samochód, a Mer dokładnie przyjrzała się
swojej ‘siostrze’. Poinstruowała ją, aby ta nie oddalała się zbytnio od nich i
pozwoliła dziewczynce iść pierwszej. Za nią, podążyła para, która zerkała na
siebie kątem oka. Margaret dopiero teraz mogła powiedzieć, że ciemne jeansy
doskonale dopasowały się do nóg chłopaka, a biała koszulka dodawała mu uroku,
przykryta ciemną katanką. Wyglądał słodko,
według Mer.
– Co powiesz na diabelski młyn? – Zapytała się
Louis’a i swojej córeczki, na co ta klasnęła radośnie w rączki – Lou? –
Zwróciła się do chłopaka.
Chłopak trochę się zmieszał.
– Dobra. – Uśmiechnął się niepewnie, po czym
podszedł do kolejki, aby zakupić bilety, czego znowu Mer nie podzielała, gdyż
nie za bardzo lubiła, kiedyś chłopak za nią płacił. Inaczej; nie lubiła, kiedy
robił to właśnie t e n chłopak. – Chodźmy.
Po przejażdżce, która przebiegła niemalże w spokoju;
nie wliczając krzyczącego Louis’a i Louise, wszystko było w jak najlepszym
porządku. Margaret cieszyła się ze wspólnego wyjścia, a dotarło do niej, gdy
Tomlinson złapał się jej dłoni, podczas pobytu na diabelskim młynie.
Po całej zabawie na tej atrakcji, przyszła kolej na
kolejne i następne. Po godzinnej podróży po wesołym miasteczku, cała trójka
była już wyczerpana, a Louise wręcz się ciągnęła za parą.
Tomlinson kupił dziewczynce watę cukrową oraz napój,
a sobie i Margaret ciepłą herbatę na wynos, po czym poszli przejść się ku
wybrzeżowi Tamizy, gdyż właśnie tam był umiejscowiony park rozrywki.
Louise szła przed parą i z uśmiechem na ustach,
zajadała watę cukrową, kiedy jej opiekunka i Louis uśmiechali się do siebie,
pijąc gorący napój.
– Często się tak bawisz? – Zapytała się dziewczyna
swojego towarzysza – Mam na myśli, czy zawsze w ten sposób podrywasz
dziewczyny-
– Jesteś pierwszą dziewczyną, z którą bawiłem się
tak dobrze. – Uśmiechnął się bez ogródek Louis, a zachodzące słońce oświetlało
jego twarz, podobnie jak jego towarzyszki – Nie mam zbyt dobrych doświadczeń,
co do związków-
– Nie musisz mi tego mówić, Lou. – Przerwała mu
Margaret, widząc na jego twarzy pewne wahanie. Postanowiła zmienić temat. –
Długo znasz się już z Harry’m Styles’em?
Brwi chłopaka powędrowały ku górze. Louis nie
sądził, iż dziewczynę zainteresuje jego przyjaciel.
– Od czterech lat. – Odpowiedział spokojnie –
Poznaliśmy się na jednym meczu, jeszcze w Doncaster. Harry roznosił wodę po
meczu i dzięki temu, że na niego nawrzeszczałem pewnego razu, zakumplowaliśmy
się. – Wzruszył ramionami. – Dlaczego pytasz?
– Ach, nie.
Tak tylko, z ciekawości. – Margaret zmieszała się na słowa chłopaka, jednak
wiedziała, że Louis może wiedzieć o tym, iż ona coś kręciła, gdyż, no, jeśli
znał Harry’ego i widział Louise, to chyba każdy głupi by zauważył, że młoda
Padolsky jest do niego cholernie podobna. – Co się stało, że nie jesteś już, z
Eleanor? – Wypaliła bez namysłu – Ugh, wybacz. Jeśli nie chcesz, to nie odpowiadaj.
Ostatnio mam problemy z samokontrolą. – Uśmiechnęła się do niego blado.
– Twoja siostra nie jest do ciebie podobna.
Zmroziło ją stwierdzenie chłopaka. Ba, przecież to
było widoczne gołym okiem. Kogo ona chciała oszukać? Jednak Louis nie doczekał
się odpowiedzi, gdyż, ku szczęści Margaret, Louise przybiegła do nich i
uśmiechnęła się promiennie.
– Widzieliście ten zachód słońca? Cudowny! – Pisnęła
uradowana, a Mer posłała jej ciepły uśmiech, odrobinkę wymuszony. Była
wdzięczna swojej córce, że ta przerwała im w takiej chwili.
Dziękuję wspaniałej @WTuszynska za połączenie imion naszych bohaterów! <3 ily xoxo
Ja niestety nie wytrzymałam i nie obejrzałam gali ;c
OdpowiedzUsuńW trakcie dywanu ścinał mi się każdy link i musiałam zrezygnować z gali. Ale mam nadzieję, ze za niedługo na necie pojawi się cała gala :)
Też jestem z nich tak strasznie dumna. A na mowie Lei (kawałeczek dzisiaj widziałam) popłakałam się. Podziwiam ją za wszystko. jest niesamowita.
Tak się cieszę, że tak szybko udało Ci się dodać ten rozdział. Serio, już uzależniłam się od tego opowiadania, a to dopiero początek!
Jednak moje spostrzeżenia były trafne. To Styles jest tym chłopakiem... Wow. Ciekawe jak zareaguje na to, że ma córeczkę, o ile w ogóle Mer ma zamiar mu o tym powiedzieć...
LOUMER! Taaaak! :D
OMG, tak strasznie ich shippuję! Są idealni *-*
Już nie mogę się doczekać 4 rozdziału!
KC xx
Jejku też jarałam się galą :D Ich występ wehfpefpwehp *.* Nagrody <3 Świetny wieczór (noc w sumie, ale nie ważne xd) Już myślałam, że usnę pod koniec, ale jak Harry odwalił swojego densa to miałam taką fazę, że zasnęłam dopiero po szóstej :D Reakcja Malika, Perrie i Eda rozwaliła system xD
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału to się nie zawiodłam. Ta historia jest na swój sposób wyjątkowa. Uwielbiam tego Louisa <33 Jest taki cudowny w stosunku do Mer i Louise :-) Ta mała już skradła moje serce. Jej wypowiedzi mnie powalają :D
Boję się trochę reakcji Tommo na prawdę.. Od nośnie Louise i Harrego.. Mam nadzieje, że przyjmie to jakoś normalnie. Jejku i Harry.. Boże ten jego zachrypnięty głos <3 (w sumie po jego wczorajszym popisie to nie jestem w stanie dziś o nim myśleć normalnie xd) Czuję, że mocno tu namiesza..
Podoba mi się to połączenie LOUMER <3 Fajnie to brzmi. Co prawda ja wolę Louistine, ale nie ważne ;P
Jejku nie wiem jak wytrzymam do 16... Mam nadzieje, że znów będziesz miała wspaniały humor i dodasz szybciej :D
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział <3 Całuski :**
@Real_Paradiise x
Jeju uwielbiam Louise! Ta mała powala swoją osobą, a te jej teksty! No genialne po prostu! :D
OdpowiedzUsuńLou zdecydowanie nie spodobała się wzmianka o Harry'm na randce. A jak zapytała o El to już w ogóle spaliła miłą atmosferę. Ciekawe, czy Harry będzie drążył temat jej wyjazdu.
Bardzo dobry rozdział... jak zawsze zresztą, więc dodaję to tylko dla formalności haha :)
Oczywiście pisz szybciutko, bo jestem ciekawa co będzie działo się dalej.
Weny i do następnego :*
Czekałam na ten rozdział z niecierpliwością i oto jest, NA SZCZĘŚCIE :D Szczerze mówiąc, miałam nadzieję, że przytoczysz nam rozmowę Mer i Danielle, ale tak czy tak - wyszło świetnie, naprawdę :) Chciałabym wiedzieć więcej o przeszłości głównej bohaterki, o tym, co ją łączyło z Harrym... Aż mi serce zaczęło szybciej bić, kiedy wpadła na niego w Pepper Mint. Modlę się, żeby Styles nie był tym złym, bo mam do niego słabość i fajnie by było, gdybyś pokazała go w trochę lepszym świetle :)
OdpowiedzUsuńTomlinson jest ujmujący w każdym calu, uwielbiam go takiego :) I ta aluzja w słowach "było kiepsko, ale teraz jest lepiej" uhmmm" :D Mer wzbrania się przed nazywaniem ich randki randką, ale ja tu wiem swoje i nic mnie nie przekona, że jest inaczej :P
Louise mnie totalnie rozwala, niby ma 7 lat, a zachowuje się jak dorosła kobieta, zwłaszcza w kwestii stylu :P Cała scena w wesołym miasteczku była naprawdę świetna, chociaż końcówka trochę mnie zmroziła, zwłaszcza, kiedy zaczęły padać te niezręczne pytania. Mam nadzieję, że nawet jeśli Lou czegoś się domyślił, to nie wystawi Mer... Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział! <3
Boże jaki wstyd haha przecież to Loumer to kompletny niewypał! Jezu, czuję sie zażenowana XD ale miło mi że wzięłaś Loumera wgl pod uwagę :* bardzo mi miło i dziękuję a to zdj z TCA świetne <33 ^.^
OdpowiedzUsuńa co do rozdziału... a no także tego co ja Ci mogę powiedzieć? przecież doskonale zdajesz sobie z tego sprawę ze jesteś najlepsza w tym co robisz ;* haha a teksty Louise są zajebiste XDD
już nie mogę doczekać się następnego :)
@WTuszynska
LOUMER FOREVER! XD
Uwielbiam Louise <3 Teksty mnie rozwalają,a 7-latka ma wyczucie stylu :) Wesołe miasteczko,jak słodko. Loumer <3 już ich kocham <3 Piszesz geeeeeeenialnie <33333
OdpowiedzUsuńA tak na marginesie,też uwielbiam Lucy Hale <3
Twój styl pisania jest... IDEALNY! Zazdroszczę ;))
OdpowiedzUsuń