piątek, 27 czerwca 2014

Rozdział Trzydziesty Dziewiąty

Autorka: Trochę mi smutno, że z rozdziału na rozdział jest coraz mniej komentarzy... {napisałam to niepotrzebnie}
Najmocniej przepraszam Największą Shipperkę Barry  (Blair+Harry)
Wybaczcie mi też coraz to krótsze rozdziały, ale jakoś tak.. czuję, że mam wenę, a jednak nie potrafię ułożyć tego w logiczną całość. Chcę też, abyście wiedziały, iż  przed końcem wakacji mam w planach zakończyć to opowiadanie. Ale mam pewną koncepcję na coś nowego, całkowicie innego.:)


Londyn, 2014
W chwilach krytycznych - starasz się zapomnieć o tym, co jest bezpieczne, a co nie; twoim jedynym celem jest chęć obrony bliskich, cokolwiek by się nie wydarzyło.
Po opuszczeniu swojego mieszkania, Harry wsiadł do autobusu i pojechał do swojego przyjaciela. Było mu szkoda Gemmy i tego, w jaki sposób ją potraktował, jednak musiał jakoś ją od tego wszystkiego odciąć; w końcu była jego jedyną siostrą. Co jak co, ale nie chciał mieć więcej osób na sumieniu, bo właśnie w ten sposób się czuł; jakby zawodził nie tylko siebie, ale także innych. Co spotkało Louis'a za to, że wiedział coś o tej sprawie? Został usunięty z drogi. Przecież następną ofiarą mogła być Margaret, Louise albo Niall! Styles nie wybaczyłby sobie, gdyby któreś z nich zostało w jakikolwiek sposób zranione; w końcu to byli jego przyjaciele. Musiał za wszelką cenę odnaleźć swojego dalekiego kuzyna i się go pozbyć, raz na zawsze.
Harry zapukał do drzwi, gdzie mieszkał Niall... Nie, gdzie mieszkała Eleanor, a bardzo częstym gościem był Niall. Brytyjczyk sam nie wiedział, kiedy ich przyjaźń stała się czymś więcej. Może oni sami o tym nie wiedzieli? W końcu Horan niczym się nie chwalił, ale w zasadzie, nie należał do takich osób, które obnosiłyby się z tym, iż mają dziewczynę. Przynajmniej nie w takiej sytuacji. Styles musiał przyznać, że trochę mu się zrobiło przykro, kiedy dowiedział się o tym, że jego przyjaciel kręci z eks dziewczyną Louis'a. Nie ze względu na morale.. W tym przypadku chodziło o jego własne uczucia. Może i Brytyjczyk był na dwóch randkach z Blair, ale wiedział, iż na dłuższą metę nic by z tego nie było; policjantka była piękna, inteligentna i niezależna. Po kilku spotkaniach z nią, sam zauważył, że do siebie nie pasują.
- Harry? - z zamyślenia wyrwał go głos brunetki, która stanęła w drzwiach. Ubrana była w białą bluzkę z długim rękawem, a na to zarzucony miała beżowy, luźny sweter, plus jasne jeansy. Jej grzywka była spięta, a falowane włosy puszczone na plecy. Warto dodać, iż Eleanor należała do osób, które bardzo rzadko nadużywały makijażu. - Wejdź.
Na słowa swojej przyjaciółki, wszedł do mieszkania, rozwiązując szalik z szyi i zdejmując płaszcz. Dziewczyna zamknęła za nimi drzwi na klucz i zaprosiła go do salonu, gdzie także siedział Niall, pijąc piwo. Kiedy zauważył swojego kumpla, był odrobinę zaskoczony, ponieważ Harry miał spędzić ten wieczór z siostrą, sam tak wiele razy podkreślał.
- Chcesz coś do picia? - Calder przyjrzała się mu uważnie, jednak ten pokiwał tylko przecząco głową - Stało się coś? - zapytała z troską w głosie brunetka, siadając na krawędzi sofy.
- Przez nas, niewinny człowiek siedzi w więzieniu. - mruknął Styles, patrząc to na blondyna, to na dziewczynę.
- Policja się tym zajmuje - zauważył Horan.
- Niall, doskonale wiesz, że Louis nie wyjdzie na wolność, dopóki nie udowodnią, że narkotyki zostały mu podrzucone, a żeby tak się stało, musieliby wpaść na trop Bennett'a.
Irlandczyk westchnął; wiedział, iż Harry miał rację.
- Nie mam nic do brata Mer, czy Blair, ale policja jest zbyt wolna. - dodał Styles, stojąc na środku salonu.
- Margaret też jest na skraju załamania. - mruknęła brunetka, opierając się o oparcie kanapy i zakładając ręce na piersi.
Chłopcy spojrzeli po sobie, a następnie przenieśli wzrok na Eleanor.
- To znaczy? - zapytał Harry.
- Ostatnio dziwnie się zachowuje, jakby.. sama nie wiem, jest zestresowana, no i dochodzi jeszcze to, że wylądowała w szpitalu.. - zaczęła dziewczyna.
- Bennett kilka razy przyszedł do szkoły Louise, podejrzane byłoby to, gdyby nie była zestresowana. - Brytyjczyk jak zwykle, zignorował zamartwiania się Calder.
- Nie, tutaj chodzi o coś innego. - szepnęła do siebie brunetka.
- Nie ważne, i tak nie możemy jej w to wciągnąć. - zauważył Harry - Musimy sprowokować Bennett'a, żeby wyszedł ze swojej kryjówki.
- A co potem? Jak chcesz w ogóle to zrobić? - zapytał Niall, odrobinę zdenerwowany.
Harry usiadł na fotelu, stojącym na przeciwko sofy i przez chwilę milczał.
- Czego chce Bennett? - rzucił, jednak żadne z jego przyjaciół mu nie odpowiedziało - Zemsty. Na nas. - tutaj spojrzał na Eleanor - Za coś, co według niego było zdradą.
Przez chwilę, w pomieszczeniu panowała cisza. Jedyne, co można było słyszeć to ściszony głos prezentera wiadomości, dochodzący z telewizji.
- Trzeba użyć elementu zaskoczenia. - dodał Harry.
- Chcesz się bawić w policjantów? - zaśmiał się Niall - Stary, nawet broni nie mamy. Nie wiemy, od czego zacząć, planu nawet nie mamy!
- Właściwie, to ja mam. - odparła Eleanor, a oczy chłopaków spoczęły na jej osobie - Musimy go zwabić, tak? A najodpowiedniejszym sposobem będzie przynęta.
Horan odłożył butelkę z piwem na stolik i oparł głowę na swoich rękach, umieszczonych na kolanach. Ten pomysł już mu się zaczynał nie podobać.
- A przynętą będzie...
- Harry albo ja. - odpowiedziała powoli dziewczyna.
- To czyste szaleństwo! - wybuchnął blondyn - Przecież on może was zabić!
- Nie zrobi tego, jeśli my będziemy szybsi. - wtrącił się Harry - Musimy tylko ściągnąć go w jakieś miejsce i w odpowiednim momencie zawiadomić gliny.
- Harry, to nie jest film! Tutaj naprawdę chodzi o wasze bezpieczeństwo. - zauważył Irlandczyk.
Styles się zaśmiał.
- Zachowujesz się jak przewrażliwiona kobieta. Niall, zluzuj. Nie będziemy do siebie strzelać ani ścigać się po całym Londynie.
- Okay - głos zabrała brunetka - A teraz szczegóły; w jaki sposób zwabić Bennett'a bez jego podejrzeń?
- Nie mam pojęcia. - westchnął Harry, opierając się o fotel.
Niall prychnął pod nosem, co zwróciło jego uwagę. Blondyn był pewny, że ten pomysł to najgłupsza rzecz, jaką kiedykolwiek słyszał, ale w końcu... Czego się nie robi dla przyjaciół?
- Narkotyki, nadal nimi handluje, prawda? - zapytał spokojnym już tonem chłopak, a Brytyjczyk skinął mu głową - W takim razie musicie poprosić go o dragi.
- Jesteś genialny. - uśmiechnęła się Eleanor. 
Dziewczynie na początku nie za bardzo podobał się plan złapania Troy'a na własną rękę, jednak nią także, w jakimś stopniu kierowała chęć zemsty. W końcu ten człowiek ją zgwałcił i pobił; nie mogła być wiecznie ofiarą.
Zostawało tylko zdobycie jakichkolwiek informacji, ewentualnej broni i telefonu do Bennett'a. Ach, i modlenie się, żeby plan zadziałał.


" - Louis, jestem w ciąży! Będziemy mieli dziecko!"
Piłkarz cały czas myślał o ostatnich słowach, jakie wypowiedziała jego dziewczyna zaraz przed końcem ich spotkania. Jeszcze w tamtym momencie chciał jej coś odpowiedzieć, cokolwiek, jednak ochroniarz był innego zdania i mimo wyrozumiałości, jaką okazywał Brytyjczykowi; mężczyzna musiał trzymać się zasad.
Gdyby nie jeden z ochroniarzy, Louis już dawno by padł. Może nie fizycznie, bo każdy, z kim się spotykał, z więźniów, traktował go jak powietrze, ale chłopak umierał psychicznie. Cały czas milczał, pogrążony we własnych myślach. Wyjątkiem był właśnie ten ochroniarz, z którym kilka razy zamienił parę nic nie znaczących zdań.
Chłopak leżał na cholernie niewygodnym łóżku, o ile tak można było nazwać stary materac położony na metalowym szkielecie, wpatrując się w sufit. Od półtorej tygodnia to było jedno z jego ulubionych zajęć; starał się wtedy myśleć o wszystkim, tylko nie o rzeczywistości. Za każdym razem, gdy wracał myślami do momentu, w którym Mer siedziała w pokoju widzeń, obraz wyrazu jej twarzy nie mógł opuścić jego głowy. Widział w jej oczach pewnego rodzaju radość, ulgę, ale także i troskę chwilami. Potem przypominał sobie, jaki piękny uśmiech miała jego dziewczyna i gdy czuł, że potrzebuje czegoś, co go tutaj będzie trzymać - to właśnie on. A wraz z nim, powracała do niego ta myśl; ta sama, która towarzyszy mu, kiedy idzie spać i gdy się budzi.
Będzie miał dziecko.
Będzie ojcem.
Odpowiedzialnym za czyjeś życie. Za kogoś.
- Tomlinson. Masz gościa. - poinformował go wysoki mężczyzna, otwierając drzwi od jego celi.
Louis zmarszczył brwi w zaskoczeniu, ponieważ przez najbliższą dobę nie spodziewał się nikogo. Prokuratura zabroniła w jego wypadku widzeń, a wyjątek stanowił tylko jego prawnik. No i Margaret. Jej nie oczekiwał, w żadnym wypadku. Widocznie Robert musiał coś wykombinować, żeby załatwić siostrze przepustkę.
- Tomlinson. - powtórzył ochroniarz, tyle że tym razem głębszym głosem - Wychodź, nie ma czasu.
- Ja mam go bardzo wiele. - mruknął pod nosem szatyn, jednak ochroniarz zdołał to usłyszeć i przewrócił oczami.
Piłkarz wstał ze swojego łóżka i przejechał dłonią po włosach, mając nadzieję, iż nie wygląda jak sto nieszczęść. Jak mógł wyglądać człowiek, który spędził prawie dwa tygodnie w więzieniu?
W obowiązkowym towarzystwie ochroniarza, Louis przeszedł do pokoju widzeń, gdzie czekało na niego dwóch gości. Jednego z nich znał, gdyż był to jego prawnik, jednak drugą osobę poznał dopiero po kilkunastu sekundach. Szatyn usiadł  na przeciwko nich i zlustrował wzrokiem kobietę; proste włosy opadały na jej ramiona, a brązowe tęczówki podkreślone były eyelinerem oraz tuszem do rzęs. Ubrana była w kremowy płaszcz, spod którego wystawał skrawek fioletowej bluzki.
- Danielle? - zapytał cicho chłopak, nie spuszczając spojrzenia z brunetki, ta tylko skinęła delikatnie głową.
- Cześć, Louis. - jej usta wygięły się w uśmiechu, kiedy położyła swoje dłonie na kolanach.
- Nie rozumiem... - piłkarz zmarszczył brwi, próbując ogarnąć zaistniałą sytuację.
Dlaczego żona jego przyjaciela przyszła... ba, dostała zgodę na odwiedzenie go w więzieniu?
- Jestem tutaj, ponieważ nie mogę patrzeć jak Mer popada w depresję. - odpowiedziała spokojnie Peazer, łapiąc kontakt wzrokowy z chłopakiem - A adwokat Chadwick nam pomoże.
- Przecież prokuratura nie-
- Wystarczy znaleźć dowody wskazujące na to, iż jest pan niewinny, panie Tomlinson. - przerwał mu prawnik - Wiem, że nie ma żadnych nagrań, zdjęć, czy też świadków, więc teoretycznie jest pan tutaj przetrzymywany bezpodstawnie.
Louis westchnął.
- Niech mi pan powie coś, czego nie wiem.
Chadwick wyjął z teczki plik dokumentów i położył je na stoliku. Szatyn nachylił się nad nimi i przyjrzał dokładnie, próbując rozszyfrować, co jest tam napisane, jednak zanim zdołał cokolwiek zrobić, ubiegł go obrońca.
- Żeby wyjść na wolność, trzeba zapłacić kaucję w wysokości.. - mecenas zerknął na sumę, napisaną w dokumentach - 100,000 funtów.
Tomlinson przełknął ślinę, kalkulując sobie wszystko w myślach. Jeśli jakimś cudem, udałoby mu się oczyścić z zarzutów, musiałby kupić wolność za sto tysięcy funtów. Oczywiście, to nie było tak, że nie miał tych pieniędzy; po prostu nie był przyzwyczajony do ich wydawania, przynajmniej w tak wielkich sumach.
- I tyle? Wpłacę pieniądze i jestem wolny? - zainteresował się piłkarz.
- Tymczasowo. - wtrąciła się Danielle - Do rozprawy.
- Można tak? - szatyn zaczynał powoli w to wątpić.
- Jeśli prokuratura się zgodzi, to tak. - odpowiedział prawnik.
- Musisz tylko podpisać dokumenty, które proszą o danie prawa do wpłacenia kaucji. - powiedziała spokojnie Payne, a w jej oczach, Louis dostrzegł desperację.
- Wniosek zostanie rozpatrzony jutro rano. - dodał Chadwick - Nie pozostaje panu nic innego jak mieć  nadzieję na to, iż prokuratura wyrazi zgodę, panie Tomlinson. Szanse na to są, nie twierdzę, że nie, ale zawsze trzeba się liczyć z-
- Przegraną, tak wiem. - wszedł mu w słowo piłkarz. Przez kilka minut pomieszczenie nie wypełnił żaden dźwięk ani głos, dopiero po dwóch minutach, Louis na nowo podjął rozmowę - Gdzie mam podpisać?
Wszystko było w rękach ludzi, którzy zarzucili mu zażywanie narkotyków; sterydów. Miał tylko nadzieję, iż byli oni na tyle wyrozumiali, by zaakceptować wniosek. W innym wypadku nie pozostawało mu nic innego  jak modlić się o to, żeby jakimś cudem oczyszczono go z zarzutów.
Miał teraz dwa priorytety; wyjść z więzienia, aby jego dziewczyna się nie załamała.
A drugi był prosty: nie zamierzał zostawiać Margaret samej w wychowywaniu ich dziecka.

niedziela, 22 czerwca 2014

Rozdział Trzydziesty Ósmy

Autorka: Proszę, a oto i wątek z Danielle PP. :) Może i nie wyszedł za dobrze, ale... jest. I trochę rodzeństwa .
Muszę Wam podziękować za to, że jesteście i czytacie to, co piszę, a zdaję sobie sprawę z tego, iż nie zawsze jest to doskonałe, czy też ciekawe... Po prostu dziękuję.
Wydaje mi się, że końcówka jest taka... dziwna, ale o to chodziło. Przecież każde rodzeństwo się kłóci. SERIO, KAŻDE.



Londyn, 2014
Życie Danielle i Liam'a odwróciło się o sto osiemdziesiąt stopni; narodziny dziecka sprawiły, iż młode małżeństwo zbliżyło się do siebie jeszcze bardziej, co dla wielu było powodem do podziwiania rodziców. Nauczycielka nie potrafiła oderwać wzroku od śpiącej Ivy, dopóki jej mąż nie wszedł do pokoju dziewczynki i nie objął swojej ukochanej, aby potem przenieść wzrok na malutką Payne, której widok wywoływał u niego jeden z tych najszczerszych uśmiechów. Dopiero potem, Danielle ulegała senności i pozwalała sobie na pójście spać.
Noce w mieszkaniu Payne'ów bywały trudne, ponieważ dziecko nie zawsze chciało grzecznie spać, chociażby do szóstej rano. Zazwyczaj o godzinie trzeciej, budził się Liam i doglądał swojej córeczki. Bardzo rzadko można było spotkać takiego mężczyznę, który bezproblemowo zarwałby nockę, aby móc wyręczyć swoją żonę w opiece nad dzieckiem. 
Tego dnia, Danielle dostała telefon od Margaret z zapytaniem, czy mogłyby się spotkać. Doskonale wiedziała, iż chłopak jej dobrej koleżanki został aresztowany - nie było chyba osoby, która nie słyszałaby o tym z mediów - więc zgodziła się na jej propozycję i zaprosiła do siebie na herbatę. W ostatnim czasie zdarzyło się wiele złego w otoczeniu Padolsky, a Peazer należała do osób, które dbały o swoich znajomych. Nie chciała, aby Mer czuła się zaniedbana tylko przez to, iż urodziło się jej dziecko.
Liam był w pracy, a to była doskonała okazja do tego, żeby spędzić przyjemne popołudnie z Margaret i malutką Ivy, śpiącą w pokoiku.
Przytulne mieszkanie Payne'ów odznaczało się swoją nietypowością; nie było tutaj drogich obrazów, czy też starych mebli wartych tysiące funtów. Przede wszystkim główną częścią wystroju były zdjęcia rodzinne małżeństwa jak i te, które zrobiła kiedyś Danielle, gdyż fotografia była jej pasją. Przedpokój był oświetlony żółtawymi lampkami, które zazwyczaj ludzie wieszają na choinkach, a salon jedną lampą stojącą przy sofie i oświetlającą twarz skupionej brunetki.
Nauczycielka powitała Margaret filiżanką herbaty i czekoladowymi ciastkami, które kupiła w cukierni. Zaniepokoiła ją postawa recepcjonistki, już nie wspominając o jej wyglądzie. Dani zdawała sobie sprawę z tego, iż aresztowanie ukochanej osoby może być wielkim ciosem dla koleżanki, ale nie przypuszczała, że aż tak mocno to na nią wpłynie. Wszystkie obawy, jakie miała w przeciągu ostatnich dziewięciu dni, niestety się sprawdziły; Mer nie potrafiła ogarnąć się po utracie Louis'a.
Danielle uśmiechnęła się delikatnie do swojej towarzyszki i upiła łyk herbaty z filiżanki. Jej proste, długie włosy spięte były w kitka, a oczy podkreślone tuszem do rzęs i cienką kreską eyelinera. Usta, natomiast, zdobił delikatny odcień czerwonawej szminki, niezbyt widoczny. Ubrana była w szary sweter z akcentami czerni oraz dopasowane jeansy. Kiedy odłożyła na stolik naczynie, założyła ręce na piersi i westchnęła.
- Coś nowego w sprawie Louis'a? - zagadnęła nauczycielka, bacznie obserwując swoją towarzyszkę.
Padolsky pokręciła tylko głową na boki.
- Mer, a jak ty to przechodzisz? - kontynuowała zadawanie pytań.
Tym razem, brunetka wzruszyła ramionami.
- Staram się być silna, dla Louise. - odpowiedziała - I dla niego.
- To dobrze. - odparła Danielle - Mam nadzieję, że to nie potrwa długo. Ile może trwać wyjaśnianie takich spraw?
- Brat mi mówił, że długo. Ale... proszę, nie rozmawiajmy o tym. Opowiadaj lepiej, jak miewa się Ivy, mhm?
Twarz Peazer od razu się rozpromieniła.
- Jest cudowna! Potrafi uśmiechnąć się dokładnie w taki sam sposób jak Liam. Fakt, nie widać tego jeszcze aż tak bardzo, ale jednak. - uśmiechnęła się - Dzięki niej, wróciłam do fotografowania. 
- O, naprawdę? Masz jakieś zdjęcia? - zainteresowała się brunetka.
- Jasne, poczekaj, przyniosę. - Payne wstała z kanapy i skierowała się do komody, w której przechowywała zdjęcia swojego autorstwa. Po kilkunastu sekundach wróciła do swojej koleżanki i wręczyła jej kilka prostokątnych fotografii.
Margaret z chęcią przejrzała zdjęcia i na ich widok, jej uśmiech wydawał się być bardziej szczery niż przed chwilą, co w tym momencie, było nie lada wyczynem.
- Są świetne. - odpowiedziała Padolsky, nie odrywając wzroku od zdjęć - Są naprawdę nieziemskie. Powinnaś zrobić jakąś wystawę, czy coś.
- Mer, robię zdjęcia dla siebie, nie po to, żeby każdy mógł je widzieć i mówić, jakie są kiepskie.
- Ale ja mówię serio, Danielle, masz talent, świat powinien to zobaczyć. - stała przy swoim recepcjonistka.
W momencie, kiedy Payne chciała coś odpowiedzieć, dobiegł do nich płacz dziecka, więc przeprosiła swojego gościa i przeszła do pokoju córki, aby następnie po kilkunastu sekundach wrócić z nią na rękach. Ivy była ubrana w lawendowe śpioszki, które małżeństwo dostało od rodziców Liam'a. Oczka miała otwarte, a dzięki obecności swojej mamy, uspokoiła się i zaczęła rozglądać po salonie.
- Śliczna - szepnęła Mer, obserwując koleżankę - Daje popalić?
- Troszeczkę. - uśmiechnęła się w stronę brunetki nauczycielka - Chcesz ją potrzymać?
Przez kilka sekund, recepcjonistka się wahała, jednak mimo tego skinęła głową, a Danielle podeszła do niej i dała jej delikatnie córeczkę.
Margaret nie potrafiła opisać tego, w jaki sposób się czuła; jak Louise się urodziła, doskonale pamiętała, że potrzebowała chwili, aby przyzwyczaić się do tak malutkiej kruszynki, jaką było niemowlę, a teraz...  Po prostu coś nią ruszyło i samo przyglądanie  się okrągłej buźce dziewczynki sprawiało, iż zbierało się jej na płacz. Dopiero w tamtym momencie, kiedy brązowe oczka Ivy spotkały się z szarymi Mer, brunetka  zdała sobie sprawę, iż zdarzyło się coś piękno; jest w ciąży i  to z osobą, którą kocha. Padolsky nie mogła tego zignorować; tak widocznie miało być.
- Masz rękę do dzieci, Mer. - uśmiechnęła się Payne. Dziewczyna milczała, kołysząc się na boki i nucąc jakąś melodię, gdy Danielle chwyciła w dłonie lustrzankę i zrobiła zdjęcie brunetce wraz z małą.
- Dani, co ty robisz? - jęknęła Margaret.
- Twoje pierwsze zdjęcie z chrześnicą. - usta nauczycielki uformowały szczery uśmiech - Poza tym, jesteś bardzo fotogeniczna. - wzruszyła ramionami.
- Nie żartuj - westchnęła Mer - w takim stanie nie powinno mi się robić zdjęć.
- Bzdury gadasz, tyle, co ty przeszłaś... Boże, chciałabym wyglądać jak ty. - zachichotała Danielle - Bo, spójrz na mnie: sama skóra i kości, a ty masz figurę! - odłożyła aparat na komodę, po czym spojrzała na  towarzyszkę.
- Danielle, ta ciąża naprawdę musiała uderzyć ci do głowy, bo bredzisz. - uśmiechnęła się wesoło Mer.
- Może, ale zdania nie cofnę. Z resztą, patrz, obie mamy już dzieci i wyglądamy świetnie.
- A jeszcze przed chwilą byłam tą, która ma lepszą figurę od ciebie. - brunetka uniosła brwi ku górze, a Ivy zaczęła machać rączkami.
- Cóż, zdaje się, że zmieniłam zdanie. - wzruszyła ponownie ramionami nauczycielka - Okay - kobieta wyciągnęła ręce w stronę swojej córeczki - chodź do mamy, skarbie. - Margaret z uśmiechem na ustach podała jej niemowlę, po czym wzięła filiżankę ze swoją herbatą i upiła jej łyk.
Padolsky przez kilka minut czuła się naprawdę dobrze; zapomniała o tym, iż jej chłopak jest w tymczasowym areszcie, o tym, że jakiś pieprzony Bennett za wszelką cenę pragnie zrobić piekło z ich  życia, czy też o tym, dziennikarze pragną za wszelką cenę zdobyć jakiekolwiek informacje na temat Louis'a.
Brakowało jej tej chwili, dzięki której była w innym świecie; dzięki której odzyskała choć na sekundę kontrolę w swoim życiu.


- Harry, do jasnej cholery, powiedz mi wszystko, co wiesz na ten temat!
Przed rozłożoną na sofie sylwetką Styles'a, stanęła jego starsza siostra, trzymając w dłoni drewnianą łyżkę umoczoną w sosie pomidorowym. Kiedy przyjechała do stolicy, musiała zamieszkać ze swoim bratem, ponieważ nie było jej stać na inne lokum. Obiecała sobie, że wyprowadzi się od niego, gdy znajdzie lepiej płatną pracę.
- Bo inaczej mnie tym zabijesz? - mruknął brunet, otwierając jedno oko, aby móc spojrzeć na Gemmę, która nie wyglądała na przyjaźnie do niego nastawioną. Czuła się oszukana, gdyż nikt nie powiedział jej o problemach, w jakie wpadł Harry i Eleanor. W tym wypadku także Louis oraz jego dziewczyna.
- Ugh! - jęknęła dziewczyna odwracając się na pięcie i idąc do piekarnika, aby zanurzyć łyżkę w garnku z sosem. - Jesteś nieodpowiedzialny, Harry!
- Och, a ty to niby pani idealna, co? Daj mi spokój.
Złotowłosa odwróciła się przodem do chłopaka, który ani na milimetr się nie ruszył, co rozjuszyło ją jeszcze bardziej. Wyłączyła oba palniki na kuchence i poprawiła swój czerwony sweterek w czarne paski.
- Nie, Harry, nie dam ci spokoju! - zaczęła, idąc w stronę malutkiego saloniku, całkowicie ignorując zły humor  swojego młodszego brata. Ponownie stanęła na przeciwko kanapy, tyle że tym razem zdjęła koc, którym przykryty był brunet. - Cokolwiek zrobiłeś-
- Nic nie zrobiłem! Odwal się! - wszedł jej w słowo chłopak, zabierając cały koc i ponownie się nim przykrywając.
Gemma westchnęła, usiłując się nieco uspokoić. Już nie miała  na celu się z nim droczyć; tutaj naprawdę chodziło o coś więcej niż tylko siostrzano-braterskie kłótnie, a o czyjeś życie. Nie, nie czyjeś; życie ich najlepszego przyjaciela.
- Powiedziałeś, że to się już nigdy nie wydarzy. Mama i ja.. Uwierzyłyśmy ci. - szepnęła dziewczyna, siadając na drewnianym stoliku kawowym.
- Nie wróciłem do narkotyków, Gem. - mruknął Harry, nawet nie odwracając się do siostry. Czuł się tak jakby to była kolejna kłótnia z ich dzieciństwa, kiedy jeszcze mieszkali w Doncaster. Gemma zawsze na niego krzyczała, gdy ten zrobił coś nie tak, cóż, widocznie taka rola młodszego brata - dostawać za czyjeś błędy.
- A niby jak mam ci w to uwierzyć, co? - podniosła swój głos - Nie mieszkasz z nami od dawna... Cały czas utrzymywałeś kontakt z Eleanor i, i-
- Gemma, przestań wywlekać stare sprawy! - przerwał jej brunet, odkrywając się i siadając przodem do złotowłosej dziewczyny - To nie moja wina, że Bennett znalazł Eleanor, to nie moja wina, że koleś ma nierówno pod sufitem, to nie moja wina, że Louis siedzi w więzieniu, okej?
- W takim razie, co się stało?! - domagała się odpowiedzi.
Przez dłuższą chwilę, Harry milczał, usiłując dobrać odpowiednie słowa do tego, co tak właściwie się wydarzyło w przeciągu ostatnich kilku miesięcy. Doszedł do wniosku, iż było tego za wiele.
- Po prostu mi zaufaj, Gem. - szepnął Brytyjczyk, wpatrując się w zmartwione tęczówki swojej siostry.
- Jak mam ci zaufać po tym, co zrobiłeś? Po tym jak przez kilka tygodni ukrywałeś przed własną matką, że masz dziecko? Obiecałeś zerwać jakikolwiek kontakt z Eleanor, i co? Nadal-
- Jestem dorosły. - bronił się Harry.
- O, popatrz, a zachowujesz się jak dziecko.
- O co ci chodzi? - wybuchnął chłopak - Przyjechałaś tutaj, żeby znaleźć sobie pracę, czy matka kazała ci mnie pilnować?!
Dziewczyna zaniemówiła. Nigdy wcześniej nie kłóciła się ze swoim bratem w ten sposób. Zawsze o jakieś błahe rzeczy, no.. Kiedyś tylko sprawy zaszły za daleko, ale była jednorazowa akcja, jednak zazwyczaj czuła, iż jest blisko z Harry'm, że wie o nim niemalże wszystko. Jak widać - myliła się.
- Przyjechałam tutaj po to, aby zacząć nowe życie i odnaleźć siebie, nie po to, by cię niańczyć!
- W takim razie szukaj siebie gdzie indziej! Nie zamierzam dłużej znosić twoich bezpodstawnych oskarżeń na temat tego, czego nie zrobiłem. - podkreślił ostatnie dwa słowa tak, żeby złotowłosa zrozumiałą, co miał na myśli.
- Czyli mam sobie poszukać mieszkania, tak? - upewniła  się Gemma, jednak nie uzyskała odpowiedzi od swojego brata.
Harry zszedł z sofy i skierował się do przedpokoju, gdzie zdjął z wieszaka swój płaszcz i zaczął zakładać buty.
- Harry, zaczekaj - w progu stanęła jego siostra.
- Po to, żebyś znowu zmieszała mnie z błotem? Nie, dzięki.
Gdy chłopak zamierzał złapać za klamkę od drzwi, dziewczyna ku jego zaskoczeniu zrobiła to szybciej, nie pozwalając mu w ten sposób na jakikolwiek inny ruch, poza staniem w miejscu.
- Proszę, powiedz mi, co się dzieje. - poprosiła Brytyjka.
- Ostatnim razem, gdy ktoś o tym usłyszał, jego życie stało się zagrożone. - szepnął brunet.
- Nie wyskakuj mi tutaj z heroicznymi, badziewiastymi tekstami. Jestem twoją siostrą i to ja powinnam chronić ciebie, nie odwrotnie.
- W takim razie nagniemy tę zasadę, siostrzyczko. - zdjął z klamki jej dłoń, nie spuszczając z niej wzroku.
- Nie zostaniesz na kolacji? - zapytała cicho.
- Zjem coś u Niall'a. - odpowiedział brunet i opuścił swoje mieszkanie, zamykając cicho drzwi. Było mu głupio zostawiać tak Gemmę bez słowa wyjaśnienia, jednak nie mógł pozwolić na to, żeby dziewczynie się coś stało.
Zbyt bardzo ją kochał, w końcu była jego irytującą siostrą.



wtorek, 17 czerwca 2014

Rozdział Trzydziesty Siódmy

AUTORKA:  Heeeej! Nie spodziewałyście się, co? Ja też. Usiadłam, zaczęłam pisać i oto powstał rozdział 37. Szczerze, to stwierdzam, iż za dużo piszę z perspektywy Margaret, ale postaram się to jakoś zmienić w następnym rozdziale.. Może padnie na Louis'a? Albo w końcu pokażę wam życie Danielle i Liama oraz małej Ivy? Się zobaczy. Wszystko zależy od mojego humoru.... dlatego końcówka tego rozdziału jest taka chaotyczna. Jakoś tak późno już.
Dziękuję za Wasze opinie. Cholernie się  cieszę, że ktoś jeszcze czyta to opowiadanie, ponieważ jest ono (tak przypuszczam) ostatnim mojego autorstwa, gdyż w przyszłym roku będę miała maturę i postanowiłam, że zrobię sobie przerwę. Chyba że los będzie chciał inaczej, to do was wrócę.
Ale to tym kiedy indziej. :)
Miłej lekturki i miłego weekendu długiego! :*
Kocham was xx

PS Mam nadzieję, że bardzo tego rozdziału nie zjebałam, mhm? 



Londyn,  2014
Od momentu, w którym znaleziono u Louis'a narkotyki i dopalacze, minęło sześć dni, osiem godzin, dwanaście minut i trzydzieści pięć, sześć, siedem sekund. Czas płynął niemiłosiernie powoli, a każdym kolejnym dniem, Margaret czuła się coraz gorzej. Już nie chodziło o bóle głowy, czy mdłości, które czasem się pojawiały, a o samą świadomość, iż jej chłopak; osoba, którą kochała, siedziała w areszcie, przesłuchiwana długimi godzinami i pytana o rzeczy, na które nie znała odpowiedzi. Bezpodstawnie zatrzymana wbrew jej woli i porównana do najgorszych postaci sportowych ostatnich kilkudziesięciu lat. Brytyjskie  media i gazety nie oszczędzały piłkarza; w każdym artykule, audycji, czy też wiadomościach podawano coraz to bardziej ubarwione informacje, które miały tylko i wyłącznie pogrążyć Tomlinson'a i sprawić, żeby cała Anglia, jak nie Europa, go znienawidziła. Złość, jaka przelewała się co jakiś czas przez żyły Mer, była niczym, w porównaniu z tym, w jaki sposób te wszystkie, wyssane z palca bzdury obiegły świat i nie tylko sprawiały jej przykrość, a jednocześnie niszczyły wszystko to, na co zapracował Louis, ale także utwierdzały ją w przekonaniu, iż Troy Bennett to przeciwnik, którego nie można było lekceważyć.
Przez ostatnie pięć dni, Padolsky czuła, że rutyna, która zwykle nie była przez nią aż tak odczuwalna, stała się dla niej nie lada wyzwaniem i trudnością. Każda chwila, którą spędzała z Louise zamieniała się w niezręczny moment, kiedy to wyjaśniała córce, dlaczego Louis nie wrócił z treningu. Nadal, nikt poza Robertem nie wiedział o jej ciąży; nawet mała Lulu. Margaret funkcjonowała tak, jakby chciała, a nie mogła; jakby zabrano jej powód, dla którego mogłaby żyć. A przecież miała ich wiele! Dziecko, które nosiła, Louise, jej brat, dobra praca, przyjaciele... Jednak mimo tych wielu plusów, nie potrafiła zapomnieć o tym, iż najważniejsza osoba w jej życiu została bezpodstawnie oskarżona, a ona jako jedyna w to wierzyła całym swoim sercem. Nie liczyło się to, że Harry, Eleanor, Niall, czy nawet Perrie upierali się, iż Louis jest niewinny.
- Margaret - brunetka uniosła swój pusty wzrok na chłopaka, stojącego nad nią. - Nie jesteś jedyną osobą, która się o niego martwi. - blondyn zajął miejsce obok niej - Przestań wpatrywać się w ten telewizor. 
- Daj jej spokój, Niall. - w obronie koleżanki stanęła Eleanor, która pojawiła się w salonie znikąd. Podała Padolsky kubek z gorącą herbatą, a sama usiadła na przeciwko dziewczyny, przyglądając się jej uważnie.
- Mówię tylko, że powinna odpocząć od tego. Zmienić otoczenie. - zasugerował Horan, usiłując być przydatnym, jednak od kilku dni, nic się nie zmieniło.
To właśnie Eleanor odwoziła i przywoziła ze szkoły Louise. Niallowi zawdzięczała całą tę poprawę i była mu za to wdzięczna, jednak to psycholog, którego polecił jej Tomlinson, sprawił najwięcej zmian w jej życiu. Dzięki tym wizytom odnalazła to, czego poszukiwała przez cały ten czas, a u boku Irlandczyka odnalazła pewnego rodzaju ukojenie, bezpieczeństwo i szczęście. Dzięki blondynowi mogła pomóc swojej koleżance, choć nie znała wszystkich powodów, dla których Margaret popadała powoli w depresję. Wychodziła z niej tylko na kilkanaście minut, kiedy pomagała swojemu dziecku w lekcjach, a potem na nowo wracała do swojego świata; świata bez Louis'a. Przez te kilka dni, dotarło do niej, że gdyby kiedykolwiek zerwali - jej serce by tego nie wytrzymało i pękło, na miliony kawałeczków. I nikt ani nic nie pozwoliłoby jej wrócić do normalnego życia. 
- Mer, Harry się pyta, czy może wpaść tutaj z Gemmą. - Niall zwrócił się do brunetki, a ta dopiero wtedy uniosła na niego swoje spojrzenie i ujrzała, iż chłopak rozmawia przez telefon. Skinęła mu głową i ponownie wlepiła swój wzrok w prezenterkę wiadomości, która podawała nowe informacje z zatrzymania Louis'a Tomlinson'a.
" - Jak doniosła londyńska prokuratura, oskarżony o posiadanie i zażywanie narkotyków Louis Tomlinson został przewieziony dzisiejszego poranka do gmachu sądu, gdzie odbywał się wstępny proces-"
Najprawdopodobniej Niall, przejął od dziewczyny pilota i wyłączył telewizor. Przez krótką chwilę, Mer miała do niego wewnętrzne pretensje, jednak zniknęły one z chwilą, z którą uświadomiła sobie, iż powinna odpuścić. Jedyną osobą, którą powinna za to winić, to diler narkotyków, mieszkający niegdyś w Doncaster. Dla Margaret to nie miało znaczenia, czy Bennett będzie cierpiał teraz, jutro, czy za tydzień. Dla niej, najważniejsze było to, aby oczyścić z zarzutów swojego chłopaka.
W tamtym momencie, lampka zaświeciła się jej w głowie; dlaczego policjanci, prokuratura wierzą w winę jej Louis'a, a nie sprawdzą byłego gangstera, czy tam dilera? Musiało istnieć na to jakieś stosowne wyjaśnienie.
Mer zgarnęła swoje włosy na prawą stronę i westchnęła. Miała dość bycia ofiarą; odkąd zaszła w swoją pierwszą ciążę, właśnie tak była postrzegana w swoim rodzinnym mieście, a jej własna matka uważała ją za szmatę. Postanowiła zerwać z tym wizerunkiem i raz na zawsze postawić sprawę jasno.
Wstała z sofy i ku zaskoczeniu jej przyjaciołom, poszła do kuchni, skąd wzięła swoją komórkę i odszukała w niej kontakt do Roberta. Nie odzywali się do siebie od czasu, gdy Brytyjczyk odebrał ją ze szpitala.
Po kilku sygnałach, usłyszała głos swojego młodszego brata.
- Mer, wszystko w porządku?
- Zrób wszystko, żebym mogła spotkać się z Louis'em. Jeszcze jutro. - brunetka powiedziała twardo do telefonu.
- To nie zależy ode-
- Rob, proszę. - błagała dziewczyna - Przepraszam cię za to, że nie jestem siostrą, jaką mogłeś sobie wyobrażać, nie jestem idealna, nikt nie jest, ale proszę cię... Proszę cię tylko o jedno spotkanie z moim chłopakiem.
Padolsky poczuła jak łzy napływają jej do oczu. Odwróciła się przodem do okna i próbowała, w jakiś sposób powstrzymać się od płaczu. Wiedziała, iż jej brat nie był cudotwórcą, ale miał znajomości i mógł sprawić, żeby chociaż na pięć minut zobaczyła Louis'a.
- Jesteś jedyną osobą, która może mu pomóc. - szepnęła dziewczyna, usiłując brzmieć na pewną swoich słów.
Przez kilkanaście sekund, na linii zapanowała cisza, jednak chwilę później, została ona przerwana przez zrezygnowane westchnięcie chłopaka.
- Zrobię wszystko, co w mojej mocy, ale niczego nie obiecuję. Nie mam uprawnień do wpływania na takie decyzje, Mer.
- Dziękuję, naprawdę ci dziękuję, Robert.
Margaret nie mogła opanować uśmiechu, jaki pojawił się na jej ustach. Istniała możliwość, iż spotka się ze swoim chłopakiem; była ona malutka, ale ta nadzieja utrzymywała ją przy życiu.
- Wiesz, że jest źle, prawda? - z zamyślenia wyrwał ją głos brata - Nie ma żadnych świadków, ani nawet nagrań, niczego. Jakby wszystko zostało ustalone z góry i idealnie zaplanowane. Ciężko go będzie z tego wyciągnąć.
- Wierzę w naszego adwokata, Rob i nie pozwolę, aby Louis przegrał. Nie dam Bennett'owi tej satysfakcji. - powiedziała twardo.
Dziewczyna oparła się o ladę i założyła rękę na piersi, nasłuchując rozmowy Niall'a i Eleanor z drugiego pokoju. Byli jedynymi osobami, które ją naprawdę mocno wspierały i pomagały jej w pracach domowych, mimo, że nie wiedzieli o tym, iż spodziewała się dziecka. A jednym z powodów, dla których nikomu o tym nie powiedziała, było to, że sama odrzucała myśl o swojej ciąży.
- Dzisiaj rano, Blair z patrolem złapała jednego z 'pracowników' Bennett'a. Jak go przyciśniemy, to dowiemy się, gdzie się zatrzymał jego szef.
- Nie mam pojęcia, jak ci dziękować. Tyle zrobiłeś i.-
- Mer, to moja praca. - odpowiedział z uśmiechem brunet - A udupienie tego zwyrodnialca da mi kolejny powód, ku temu, aby twierdzić, że jestem dobry w tym, co robię.
Padolsky zachichotała smutno  pod nosem. Czuła się naprawdę lepiej.
- Zadzwonię do ciebie jutro rano i powiem, co udało mi się załatwić. - Mer usłyszała jak jej brat ziewa - Śpijcie dobrze, Mags.
- Kocham cię, braciszku. - szepnęła ledwo słyszalnie, a następne co zrobiła to nacisnęła czerwoną słuchawkę.
Odłożyła komórkę na ladę i odruchowo złapała się za brzuch. To nie było tak, że nienawidziła tego dziecka. Z minuty na minutę, coraz bardziej zaczynała wierzyć w to, iż jest jej ono pisane tak samo jak jego ojciec. Przejechała palcami po swoim czarnym topie i uśmiechnęła się delikatnie. Ginekolog powiedział jej, że w najbliższym czasie nie będzie czuła ruchów dziecka, jednak z tygodnia na tydzień będzie ono coraz bardziej widoczniejsze. Nic, czego wcześniej by nie wiedziała. 
Margaret powtarzała sobie w myślach, iż kiedy tylko Louis wyjdzie z aresztu, okaże małej istocie pod jej sercem tyle miłości, na ile naprawdę zasługiwało. Obiecała to sobie.
- Nie znam się na tym, ale ja nigdy nie czuję potrzeby dotykania swojego brzucha. No, chyba, że mnie cholernie boli. - zauważyła Eleanor, opierając się o framugę drzwi i przyglądając się brunetce.
- Nie wiem, o czym mówisz. - Mer odwróciła się do niej plecami i zaczęła udawać, iż szuka czegoś w szafce z kubkami. 
Padolsky poczuła jak Calder  weszła do kuchni i stanęła za nią. 
- Mer, ostatnio chodzisz jakbyś żyła w innym świecie i trudno jest do ciebie dotrzeć. - zauważyła szkolna sekretarka.
- Ciekawe, dlaczego. - mruknęła pod nosem dziewczyna - Eleanor, nie potrzebuję niańki.
- Najwyraźniej potrzebujesz, skoro od kilku dni zachowujesz się jak zombie.
- Kurde, mój chłopak jest oskarżony o coś, czego nie zrobił. Jakbyś się czuła na moim miejscu? - Margaret podniosła trochę głos, jednak natychmiast tego pożałowała i stanęła przodem do przyjaciółki, kładąc sobie dłoń na czole - Przepraszam cię, El. Po prostu kiepsko to znoszę.
- Jak każdy, Mer. - odpowiedziała spokojnie dziewczyna - Louis jest niewinny i to jest najważniejsze. Prędzej, czy później go wypuszczą.
- Wolałabym to wcześniej. - mruknęła do siebie recepcjonistka - Tylko świadomość tego, że jest.. tam - nie chciała użyć słowa 'więzienie' - Mnie boli. Czuję jakbym straciła cząstkę siebie, a najtrudniejsze jest to, że nie wiem jak go odzyskać.
- Nie myśl o tym. - Eleanor podeszła bliżej dziewczyny i przytuliła ją do siebie - Pomyśl o Louise. Codziennie się mnie wypytuje, dlaczego jest ci smutno, dlaczego się nie uśmiechasz. Powinnaś w takim momencie być silna, dla swojej córki.
Padolsky odetchnęła ciężko, wiedząc, iż Calder ma rację. Powinna odpuścić i w jakiś sposób poukładać sobie to wszystko. Wsparcie Eleanor bardzo jej pomagała przez to przebrnąć. Nigdy nie pomyślałaby, że była dziewczyna jej chłopaka, może być dla niej jak siostra.
- Chodźmy do nich. - piwnooka odsunęła się od przyjaciółki i wskazała na salon - Harry z Gemmą mają przywieść pizzę.
Margaret skinęła głową, mając nadzieję, iż humor się jej naprawdę poprawi.
Wieczór spędziła w towarzystwie przyjaciół. Rozmawiała z nimi, śmiała się i próbowała choć na chwilę zapomnieć o rzeczywistości. Jednak musiała odmówić sobie wina, jakie zaproponowała Eleanor, co wytłumaczyła tym, iż nie czuje się najlepiej. Gemma pozwoliła pomalować się Louise, a to skończyło się kolejną dawką śmiechu, wywołaną końcowym rezultatem. Jednogłośnie stwierdzono, że panna Styles lepiej wygląda z wielkimi, czerwonymi, rozmazanymi ustami, nadmierną ilością różu na policzkach i czarnymi powiekami. Oczywiście Harry nie zapomniał upamiętnić ten widok na swojej komórce, a znając życie, to zdjęcie będzie mu służyło jako karta przetargowa.
Padolsky po tym jak, przed 22 pożegnała się ze swoimi gośćmi, położyła córkę do snu i dwukrotnie sprawdziła, czy zamknęła drzwi na klucz. Wymieniła kilka esemesów z Perrie, która zapraszała ją na lunch, co brunetka przyjęła z entuzjazmem.
Dopiero, kiedy położyła się do łóżka, zgasiła nocną lampkę i okryła kołdrą, poczuła to, czego tak bardzo unikała przez cały wieczór. Tęsknotę, samotność i troskę. Nie potrafiła opisać tego, jak bardzo bała się o Louis'a i kilka razy przyłapała się na tym, iż pozwoliła pojedynczym łzom opuścić jej oczy.
Obudził ją dzwonek jej komórki. Kiedy tylko spojrzała na wyświetlacz, ujrzała imię swojego brata i nie zważając na to, która była godzina - odebrała.
- H-Halo? - jąkała się, gdy podniosła się do pozycji siedzącej i ziewnęła przeciągle.
- O 9 masz być pod głównym budynkiem więzienia. - powiadomił ją Robert - Załatwiłem ci dziesięć minut widzenia się z Louisem, ale tylko pod nadzorem ochroniarza.
- Będę gotowa. - natychmiast się ożywiła - Dziękuję ci.
- Nie gadaj, tylko się zbieraj. Masz godzinę. - po tych słowach, się rozłączył.
Z powodu, iż była sobota, Margaret nie musiała zawozić (bądź w tym wypadku dzwonić po Eleanor, by ta to zrobiła) Louise do szkoły, więc znalazła w kontaktach numer do Harry'ego i czekała. Kilkanaście sekund później, opowiedziała pokrótce mu wszystko to, co załatwił jej brat i poprosiła, by chłopak przyjechał zająć się ich córką, na co się zgodził. 
Mer, z uśmiechem na ustach, poszła do łazienki wykonań poranną toaletę i robiąc sobie delikatny makijaż, przy okazji czując jak żołądek robi jej fikołki. Wbiegła do sypialni i zaczęła szperać w szafie, aby potem znaleźć czarną  koszulkę z długim rękawem i ciemne jeansy. Przebrała się w mgnieniu oka i szybko poszła do przedpokoju, aby założyć na stopy czarne botki na płaskiej podeszwie. Szyję owinęła bordowym szalikiem, po czym pobiegła do kuchni, aby chwycić w locie bułeczkę drożdżową, którą przyniósł Niall z Pepper Mint. Mer zajrzała jeszcze do pokoju Louise, ale kiedy zauważyła, iż dziewczynka śpi, postanowiła jej nie budzić, tylko przymknąć drzwi i przejść do przedpokoju, gdzie zamierzała poczekać na Harry'ego.
Tak jak się umówili, chłopak przyszedł dwadzieścia minut przed dziewiątą, a Margaret, ku jego zdziwionej minie, wybiegła z mieszkania, zakładając w locie płaszcz i skierowała się schodami przed swoją kamienicę.
Kwadrans później, czekała aż policjant wpuści ją do sali spotkań. Na szczęście, Robertowi udało się załatwić tę w oddzielnym pokoju, co poniekąd ułatwiało sprawę. Po przejściu tych wszystkich kontroli i pytań, zadanych przez jakiegoś mężczyznę, pozwolono Mer na wejście, w towarzystwie ochroniarza o blond włosach, wejść do pomieszczenia, w którym czekała na piłkarza.
Pięć minut siedziała bezczynnie na twardym krześle i rozglądała się po niebieskich ścianach salki, gdzie nie było ani jednego okna, tylko sztuczne oświetlenie. Po chwili usłyszała dźwięk otwieranych drzwi i odwróciła głowę w stronę wejścia. Natychmiast wstała z miejsca i po kilku sekundach znalazła się przy swoim chłopaku. Kiedy poczuła jego dłonie, obejmujące ją w talii, zaszlochała cicho. 
Mimo tego, iż piłkarz był tam od tygodnia, Mer czuła jego zapach. Nie pachniał perfumami, ale sobą, tak louisowo. 
- Tęskniłam za tobą. - szepnęła mu do ucha, bardziej wtulając się w zagłębienie jego szyi.
- Ja za tobą też. - mruknął cicho szatyn, próbując być silny.
Padolsky niechętnie odsunęła się od swojego chłopaka, ale tylko po to, żeby mu się przyjrzeć. I zaraz pożałowała swojej decyzji. Louis wyglądał na wyczerpanego;  miał wory pod oczami, a jego zawsze piękny uśmiech, gdzieś zniknął. Miał kilkudniowy zarost i zmęczone spojrzenie, a jego włosy były w jeszcze gorszym nieładzie niż bywało to zwykle. Chociaż Mer widziała w jego oczach szczęśliwe iskierki, jednak przypuszczała, iż mogły być one tylko chwilowe; z pewnością nie towarzyszyły mu one przez cały czas. Louis był ubrany w granatowy kombinezon, a pod nim, recepcjonistka widziała białą koszulkę.
Oboje zajęli krzesła, na przeciwko siebie, a wraz z tym, nie potrafili oderwać od siebie wzroku. Dopiero Mer złamała ich kontakt, kiedy zerknęła na swoje dłonie, leżące na stoliku.
- Prawnik mówił, że trafiłaś do szpitala w zeszłym tygodniu. - zaczął niepewnie Louis, jakby obawiał się reakcji swojej dziewczyny.
- Tak, ale to nic poważnego. - odpowiedziała szybko Margaret - Byłam wycieńczona.
- Nikogo nie zabiera karetka z domu, z powodu wycieńczenia, Mer. - zauważył szatyn, a jego głos był bardzo poważny. Padolsky była zaskoczona tym, że nawet w takim miejscu potrafił nawiązać z nią jakąś w miarę normalną rozmowę.
- Lou, proszę, nie mówmy o tym. - odparła cicho brunetka, a piłkarz skinął jej niepewnie głową. Po kilku sekundach ciszy, Margaret ponownie przemówiła - Pogodziłam się z Perrie.
- To dobrze. - wymusił na swoich ustach uśmiech, co nie uszło uwadze jego dziewczyny - Gdybym tylko mógł, też bym to zrobił. - mruknął.
- Już niedługo. - szepnęła brunetka, nie do końca wiedząc, co mówi - Obiecuję ci, że cię stąd wyciągniemy, Lou. Jesteś niewinny.
Szatyn położył swoje dłonie na jej, a ich wzrok znowu się skrzyżował.
- Prokuratura ma inne zdanie. - powiedział cicho chłopak, tak, by ochroniarz ich nie usłyszał - Każdy sądzi, że jestem winny. Nie wierzą mi nawet jak mówię o tym, że  ktoś mnie wrabia.
- Uwierzą jak Eleanor złoży swoje zeznania. 
- A co one dadzą? Przecież nie ma nic wspólnego z moją sprawą. - Louis zmarszczył brwi tak, iż między nimi pojawiła się drobna zmarszczka.
- Zaufaj mi, Robert z Blair sprawdzają to pod każdym kątem, a prawnik im pomaga. Chcą zbadać sprawę i pokazać przed sądem, że cię ktoś wrabia.
Odpowiedzią piłkarza był tylko delikatny uśmiech. Jednak zniknął on tak szybko jak u jego boku pojawił się ochroniarz, informując, iż spotkanie dobiegło już końca. 
Margaret natychmiast wstała i podeszła do swojego chłopaka, obejmując go i całując w policzek. Mężczyzna pilnujący Tomlinson'a zrobił kilka kroków w stronę drzwi, aby dać spokojnie im się pożegnać.
- Kocham cię. - szepnęła brunetka.
- Ja ciebie bardziej. - uśmiechnął się piłkarz, przelotnie całując ją w usta. Oboje doskonale wiedzieli, iż nie mogą pozwolić sobie na coś więcej.
Kiedy odsunęli się od siebie, blondyn chwycił szatyna za ramię i pociągnął w stronę wyjścia. Mer przez chwilę biła się z myślami, czy powiedzieć swojemu chłopakowi o dziecku, czy nie. 
- Louis! - krzyknęła jeszcze za nim, a mężczyzna wraz z więźniem, zatrzymali się w progu, jednak zaraz potem ruszyli dalej. Chłopak oglądał się za Margaret, a ta wstała z krzesła i pobiegła za nimi, na tyle, na ile pozwoliła jej krata, za którą zniknęli. - Louis, jestem w ciąży! Będziemy mieli dziecko!
Padolsky nie miała pojęcia, dlaczego się przy tych słowach rozpłakała, ale była szczęśliwa, że to powiedziała. Nie była w stanie wyłapać tego, w jaki sposób zareagował na jej wypowiedź Louis, mogła się tylko domyślać.
Ze łzami w oczach opuściła salę, w której chwilę temu spędziła najkrótsze dziesięć minut swojego życia. Marzyła o tym, aby ktoś wybudził ją w końcu z tego koszmaru.

sobota, 14 czerwca 2014

Rozdział Trzydziesty Szósty

AUTORKA: Zarys tego rozdziału miałam już ułożony w trakcie pisania poprzedniego, jednak przez wiele spraw musiałam odwlec jego napisanie. W tym momencie także mam ważniejsze rzeczy do roboty, ponieważ moje zdanie do następnej klasy wisi na włosku i to wszystko przez co? - Jakże cudowną matematykę. Gdyby nie to, miałabym już wakacje. Nie  myślcie, że ATAL nie jest dla mnie ważny, ale są rzeczy ważne i ważniejsze.
Przepraszam i mam nadzieję, że rozdział nie jest znowu taki najgorszy. Pisany był jak miałam różne humory; od załamki, poprzez w miarę dobry, a skończywszy na tym, w którym mam dość całego świata.
Nie oceniajcie szczegółów, mam na myśli to, że nie jestem ekspertem medycznym ani innym, więc proszę - pomińcie niektóre bzdury, jakie napisałam i od razu wybaczcie mi ten jeden wątek, ale wszystko ma swój koniec, więc...
I jeszcze szkoda mi trochę, że nie wszyscy komentują, ale to już inna sprawa. Zostawię ją bez większego, swojego komentarza. Ech.

Londyn, 2014
W chwili, gdy przywieziono Margaret do szpitala, przez próg publicznej placówki przeszła Perrie wraz ze swoim narzeczonym i przerażoną Louise. Zayn przez cały czas próbował dodzwonić się do Louis'a, jednak ten był poza zasięgiem, bądź miał wyłączoną komórkę. Mulat wiedział, iż Tomlinson nie był ojcem Lulu, jednak nie posiadał innej osoby w kontaktach, która mogłaby zająć się dziewczynką. 
Edwards siedziała na krześle, mieszczącym się na korytarzu jednego z londyńskich szpitali, a obok niej miejsce zajęła córeczka Mer; była przestraszona, czego nie potrafiła ukryć, a strach wymalowany w jej oczach potęgował się z minuty na minutę wraz z ilością wylewanych przez nią łez. Perrie próbowała jakoś pocieszyć dziewczynkę, obejmując ją i przytulając do siebie, jednak nie zdziałała tym zbyt wiele, ponieważ sama potwierdzała się w przekonaniu, iż omdlenie wcale nie jest rzeczą naturalną i co najważniejsze - bezpieczną dla zdrowia. Być może przywiezienie siedmiolatki do szpitala nie było odpowiednią decyzją, ale kto w takiej sytuacji  mógłby myśleć racjonalnie?
Przez głowę blondynki przechodziły przeróżne myśli, snując teorie na temat tego, co takiego mogło być powodem osłabienia jej przyjaciółki. Nie potrafiła wyobrazić sobie, w jaki sposób zachowałaby się Louise, gdyby Margaret straciła przytomność, gdy nikogo poza dziewczynką nie byłoby w domu. Zdawała sobie sprawę z tego, iż dziecko byłoby totalnie przestraszone i nie wiedziałaby, co ma robić, dlatego dziękowała w myślach Zayn'owi za to, że zaciągnął ją do Mer. Gdyby nie jej narzeczony, nie pogodziłaby się z nią i nie pomogłaby im.
- Perrie? - zagadnęła Louise, pocierając swoją rączką oko - Co się teraz stanie z mamą?
W tamtym momencie, blondynka westchnęła i uśmiechnęła się blado do dziecka, zastanawiając się nad odpowiedzią. Miała nadzieję, że Zayn uratuje ją jakimś pedagogicznym tekstem, jednak Malik nadal stał przy recepcji i rozmawiał z pielęgniarką, stojącą za ladą, a chwilę później ponownie przyłożył swój telefon do ucha.
- Lekarze ją zbadają i dowiedzą się, dlaczego zemdlała.. - mruknęła Brytyjka, pocierając ramię brunetki.
- Ale nie umrze?
- Absolutnie, Louise, jestem pewna, że nie. - odpowiedziała natychmiast narzeczona Malik'a.
Chwilę później, dołączył do nich Zayn. Zajął miejsce obok Perrie i potarł górną część swojego nosa, zamykając oczy.
- Nadal nie odbiera? - zapytała cicho blondynka.
- Niestety. - westchnął - Nie wiem, po co ludziom komórki skoro nie potrafią z nich korzystać. - stwierdził pod nosem.
- Może mu bateria padła. - zaproponowała Edwards, jednak sama w to nie wierzyła. Ostatnio jej rozmowa z Louis'em nie skończyła się dobrze, ale w tym momencie musiała odłożyć wszystkie swoje wartości, ponieważ za wszelką cenę chciała, żeby chłopak jej przyjaciółki pojawił się w szpitalu. I to nie dlatego, że nie chciała się zająć Louise, po prostu wiedziała, iż tak musi być.
- Mama mówiła, że Louis ma dzisiaj trening. - wtrąciła się Lulu.
Zayn zmarszczył brwi.
- Jesteś tego pewna?
- Raczej tak. - potwierdziła dziewczynka - Może zadzwonicie do wujka Roberta?
Niebieskie tęczówki Pezz spotkały się z piwnymi Zayn'a.
- Masz do niego numer? - zapytała powoli Perrie.
- Nie, ale mama tak. - odpowiedziała Louise, grzebiąc w płaszczu Mer, który zdążyła jeszcze złapać Edwards, wychodząc z domu. - Proszę. - podała komórkę blondynce, a ta natychmiast ją wzięła i zaczęła szukać odpowiedniego kontaktu.
- Robert Padolsky? - upewniła się dziewczyna, a Lulu skinęła jej głową - Brat Mer? - dziecko ponownie potwierdziło tę informację. - Okay.
Na całe szczęście, Perrie udało się dodzwonić do policjanta, który akurat wychodził z posterunku po całym dniu męczącej pracy. Powiadomił Edwards, iż postara się przyjechać jak najszybciej.
Godzinę później, Margaret przeszła już wszystkie podstawowe badania, a lekarze czekali już tylko na jej wyniki, które miały pojawić się za czterdzieści minut. Mer położono na 'sorcie', gdzie zasłonięto ją częściowo parawanem od reszty pacjentów. Dziewczyna spała, a przy jej łóżku siedział Robert. Policjant musiał przyznać, iż nie do końca wiedział, co zrobić z Louise, dlatego Zayn zaproponował, żeby Padolsky pozostał przy swojej siostrze, a on wraz z Perrie wrócą do mieszkania Mer i zaopiekują się tej nocy jej córką.
Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie dźwięk urządzeń monitorujących funkcje życiowe brunetki. Był on jedyną przeszkodą, jaka pojawiła się dla Margaret, kiedy chciała zasnąć po chwilowym rozbudzeniu się. Gdyby nie irytujące pikanie, z pewnością przespałaby całą noc i pół dnia. Gdy otworzyła oczy, uniosła dłoń do głowy i potarła swoją skroń; ból był okropny. Spojrzała przed siebie i ujrzała swojego brata, który siedział na krześle obok niej, najwyraźniej drzemiąc. Uśmiechnęła się delikatnie, choć nie wiedziała dlaczego, ale miała jakąś małą, malusieńką nadzieję, iż to nie jego zastanie przy swoim łóżku. W momencie, w którym Mer poruszyła nogą, powieki Roberta uniosły się ku górze, a chłopak wyrwał się ze swojego snu. Jego brązowe tęczówki, z początku wpatrywały się tępo w jedno miejsce, jednak kilka sekund później, potarł dłonią oczy i na powrót przeniósł wzrok na siostrę.
- Jak się czujesz? - zapytał, a ton jego głosu wyrażał jedynie troskę.
- Zmęczona. - westchnęła brunetka, usiłując odnaleźć się w pomieszczeniu. Dopiero po chwili zorientowała się, iż jest w szpitalu. - Co się stało?
- Straciłaś przytomność. - odpowiedział policjant, a recepcjonistka zmarszczyła brwi - Perrie z Zayn'em zaopiekowali się Louise.
Margaret próbowała przypomnieć sobie, co się stało, jednak ból głowy zbyt dawał jej znać o sobie, więc ponownie westchnęła i okryła się bardziej swoim swetrem.
- Rozmawiałeś z lekarzem? - odetchnęła, gdy brat jej powiedział, iż z Lulu jest Edwards i jej narzeczony. Darzyła ich dużym zaufaniem.
- Nie powiedział nic konkretnego, ale szczegółów się dowiesz jak będą wyniki.
W momencie, kiedy brunetka chciała coś powiedzieć, poprzez parawan przeszedł wysoki mężczyzna z okularami na nosie i kartą w ręce. Uśmiechnął się sympatycznie do rodzeństwa i się przedstawił.
- Dobry wieczór, państwu, nazywam się Ian Mylo, przyjąłem panią na oddział. - skinął w stronę swojej pacjentki.
- Co mi jest panie doktorze? - zapytała wprost dziewczyna. Widząc zmieszanie na twarzy lekarza i fakt, iż przyglądał się Robertowi, dopowiedziała - To mój brat, może pan powiedzieć.
- Cóż, w takim razie... - zaczął mężczyzna, szukając odpowiednich słów, podczas, gdy rodzeństwo się na niego patrzyło - Zanim zacznę, chciałbym się dowiedzieć, co pani dziś jadła?
Margaret wpatrywała się otępiałym wzrokiem w lekarza, usiłując przypomnieć sobie, co jadła.
- Niewiele, jogurt na śniadanie, a potem chyba jabłko i jakąś przekąskę. Dlaczego pan pyta? - zaniepokoiła się.
- To wyjaśnia pani omdlenie. - odpowiedział jakby do siebie doktor - W pani stanie, powinna się pani oszczędzać i jeść odpowiednią ilość posiłków w ciągu dnia. Nie może sobie pani pozwolić na to, aby się to powtórzyło.
Mer nic nie rozumiała.
- Co to znaczy? - Robert, jakby czytając w myślach swojej siostry, zapytał się.
- To znaczy, iż nie powinna się pani narażać na jakikolwiek stres i głodówki. To może zagrażać dziecku. - powiedział dobitnie lekarz.
- Dz-Dziecku? Jakiemu dziecku? - Padolsky wpatrywała się w mężczyznę jakby był duchem.
- Nie wiedziała pani? - kobieta pokręciła przecząco głową - To drugi miesiąc. Musimy sprawdzić, czy płód rozwija się prawidłowo, więc prosiłbym panią, by zarejestrowała się pani do swojego ginekologa, aby ten poradził pani, w jaki sposób się odżywiać i dbać o siebie podczas ciąży. To pani pierwsze dziecko?
Recepcjonistka nie wiedziała, co powiedzieć. Nie potrafiła wydobyć z siebie żadnego dźwięku, słowa, niczego. Po prostu zaniemówiła, ale przecież ciąża nie powinna być dla niej zaskoczeniem, skoro ani razu, kochając się z Louis'em - nie zabezpieczali się. To był szczyt głupoty, musiała to przyznać, ale nie wszystko da się kontrolować.
- Nie, drugie. - Robert, widząc zaskoczenie siostry, zabrał głos zamiast jej.
- Tym lepiej, wie pani, czego się spodziewać. - dodał doktor.
Dziewczyna przerwała swój natłok myśli i ponownie tego wieczora zmarszczyła brwi.
- Ale jak to możliwe? Nie miałam mdłości, ani innych objawów.. - zaczęła cicho.
Doktor  Mylo poprawił swoje okulary, po czym odpowiedział na słowa pacjentki.
- Czasami tak bywa. Przypuszczam, że jeśli by pani dziś nie zemdlała, za pewne, nie miałaby pani pojęcia, iż jest pani w ciąży, dopóki nie pojawiłby się brzuch. - odpowiedział - Prosiłbym o pilnowanie siostry w jedzeniu i pomoc przy czynnościach domowych. - zwrócił się do Roberta.
- Tak, oczywiście, dziękujemy.
- Wypis proszę odebrać przy wejściu u pielęgniarki. Dobrej nocy. - po tych słowach, zostawił rodzeństwo same.
Margaret usiadła na swoim łóżku i założyła dłonie na piersi. Ta informacja nadal do niej nie docierała; nawet nie potrafiła się z tego w tej chwili cieszyć. Było coś, co kazało jej płakać  i skakać z radości, jednak tłumiła to w sobie jak tylko mogła. Nie była jeszcze gotowa, nie przygotowała się na to, że będzie mieć drugie dziecko. A żeby tego było mało, dochodziła jeszcze ta cała sytuacja z Bennett'em i-
- Chodź do mnie. - szepnął Robert, stając na przeciwko swojej siostry i wyciągając dłonie w jej stronę. Nie miał pojęcia, co czuła Mer, ale był pewien, iż nie powinien jej zostawić w tym stanie, ani w żadnym innym.
Brunetka podniosła głowę ku górze i wstała, trafiając wprost do uścisku swojego młodszego brata. Ten niby mały gest wywołał u niej płacz, którego nie mogła już dłużej powstrzymywać. Nie przypuszczała, że jedyną osobą, która będzie dla niej w tym momencie ostoją, będzie jej ukochany, mały Rob.
- Muszę zadzwonić do Louis'a. - wymamrotała, odsuwając się od policjanta. Schyliła się po swój telefon, który znajdował się na małej półeczce.
- Obawiam się, że nie odbierze. - mruknął niepewnie brunet, co natychmiast przykuło uwagę Margaret.
- Co masz na myśli? - zapytała, a przed oczami stanęło jej mnóstwo przeróżnych scen, co mogłoby stać się jej chłopakowi.
- Bo... - zaczął, nie wiedząc, w jaki sposób jej to powiedzieć - Nie powinnaś się denerwować.
- Sprawiasz, że denerwuję się bardziej niż powinnam, Robert.
- Louis został aresztowany.
- Co? Dlaczego? - serce zaczęło jej szybciej bić.
- Proszę, opowiem ci wszystko w samochodzie, teraz chodźmy po twój wypis. Nie możesz się denerwować. - poprosił błagającym tonem chłopak, a Mer, z początku zamierzała zaprotestować, jednak nie miała na to siły. Zrobiło się jej cholernie smutno, a zamartwianie się o piłkarza nie przestało ustępować.
Dwójka Padolskich skierowała się do wyjścia ze szpitala, w momencie, kiedy wybiła północ. Weszli do samochodu Roberta, a cisza im towarzysząca wcale niczego nie ułatwiała.
Przez większą cześć drogi do domu, Margaret milczała, podobnie jak jej brat, jednak ona była totalnie wyczerpana. Właśnie dowiedziała się, iż jest w ciąży i to jeszcze nieplanowanej. Na dodatek złego, jej chłopak został aresztowany, a ona nie miała pojęcia za co. Bardziej przytłaczało ją to, że pozwoliła sobie na życie w stresie i narażenie jej dziecka na niebezpieczeństwo.
- Rob - jej głos zadrżał, z powodu łez, spływających po policzkach - Powiedz  mi w końcu, co się stało.
Najbardziej bała się odpowiedzi chłopaka.
Padolsky zatrzymał się na skrzyżowaniu, a następnie skręcił na ulicę, gdzie zamieszkiwała jego siostra. Po kilku sekundach, zaparkował przy jej bramie i wyłączył silnik samochodu.
- Mówię ci to tylko dlatego, że jesteś moją siostrą, Mer. - zaczął - To wykracza poza moje prawa, więc proszę, uszanuj to.
Dziewczyna nie miała pojęcia, kiedy jej kilkuletni brat aż tak wydoroślał. Przegapiła wszystko to, przez swoją matkę, która uważała ją za ostatnią szmatę.
- Ktoś zadzwonił w południe na policję i zgłosił przestępstwo. Jakiś anonimowy rozmówca zasugerował, abyśmy przeszukali dzisiaj piłkarzy z klubu LC. Zlekceważylibyśmy to, gdyby nie informacja, że ktoś z drużyny zażywa sterydy. Według etyki sportowej jest to zabronione i karalne.
- Przecież to jakaś bzdura! - oburzyła się brunetka.
- Mer, nie mogliśmy tego zlekceważyć, mówiłem ci. - powtórzył chłopak - Nie byłem przy tym, ale wiem, że zatrzymano Louis'a, bo znaleziono przy nim dopalacze i narkotyki.
Padolsky zrobiło się zimno, a ciało zaczęło jej drżeć, więc objęła się ramionami.
- Jak długo... Kiedy go wypuszczą? - zapytała.
- Takie sprawy mogą ciągnąć się w nieskończoność...
- Ile?
- Kilka tygodni, miesięcy. - odpowiedział ledwo słyszalnie. - Ale Margaret, nie wierz we wszystko, czego się dowiesz, od kogokolwiek, dobrze?
Mer uniosła brew ku górze, nie rozumiejąc ani słowa, które powiedział jej brat.
- Mam pewne przypuszczenia, ale nie mogę ci obiecać, że wszystko rozwiąże się w przeciągu dwóch dni.
- Robert, ty siebie słyszysz? - wybuchła dziewczyna - Spodziewam się dziecka, którego nie planowałam, a mój chłopak został aresztowany! Na domiar złego, moją córkę nachodzi w szkole ten pierdolony Bennett i-i-
- Zaraz - policjant przerwał wypowiedź swojej siostry - Widziałaś go w szkole Louise? Mer, nie mogłaś mi tego powiedzieć wcześniej?!
- Po prostu... Daj mi spokój, Rob. - mruknęła brunetka - Dziękuję, że przy mnie byłeś. Cześć.
Margaret otworzyła drzwi i opuściła pojazd swojego brata, kierując się w stronę swojej bramy. Miała gdzieś to, że Robert starał się zrobić wszystko, aby tylko złapać  przestępcę, który tak bardzo namieszał w jej życiu, jednak w tym momencie, obchodziło  ją bardziej to, aby zamknąć się w łazience i pozwolić swoim emocjom dać upust.
Wchodząc po schodach, na piętro, czuła chłód, jaki ogarnął ją jeszcze bardziej, jednak, kiedy przekręciła klucz w drzwiach i znalazła się w swoim mieszkaniu, zdjęła płaszcz i zapaliła światło w przedpokoju. Przeszła do kuchni, jednak zatrzymała się, gdy ujrzała na sofie śpiącą Perrie, natomiast na jej ulubionym fotelu siedział Zayn i czytał książkę. Uniósł na nią swój wzrok i odłożył lekturę, by wstać i podejść do dziewczyny.
- Mer, wszystko w porządku? - zamartwił się, widząc zapłakaną twarz recepcjonistki  - Gdzie jest twój brat?
- Pojechał do domu. - szepnęła brunetka  - Lu śpi?
- Tak, Perrie położyła ją spać, godzinę temu. - odpowiedział chłopak - Myślałem, że zostaniesz na noc w szpitalu.
- Wypisali mnie. - Margaret przetarła dłonią swój policzek, unikając wzroku mulata.
- W takim razie, obudzę Pezz i zostawimy cię...
- Nie, proszę, zostańcie. - głos się jej załamał - Nie chcę być sama.
- A Louis? - Zayn nie miał pojęcia, co się dzieje.
- Przez najbliższe kilka dni go nie będzie. - Mer poczuła jak łzy cisną się jej do oczu.
Malik przyjrzał się jej uważniej, jednak nie znalazł niczego bardziej niepokojącego od wyrazu jej twarzy; była totalnie wyczerpana i do tego czerwone oczy od płaczu.
- Idź do łóżka, Mer, wyglądasz na zmęczoną. - postanowił zmienić temat - Porozmawiamy rano,dobrze?
Dziewczyna skinęła mu głową i skierowała się do łazienki, aby wziąć prysznic. Piżamę miała na koszyku z brudną bielizną, więc nie czuła potrzeby, aby iść do swojej sypialni. Rozebrała się do bielizny i stanęła przed lustrem; osoba stojąca na przeciwko niej wyglądała jak sto nieszczęść; podkrążone oczy i do tego blade policzki.
Marzyła o gorącym prysznicu, a potem długim śnie, jednak nie potrafiła zmusić się do kroku i powstrzymać łez spływających po jej policzkach. Miała wrażenie, iż traci kontrolę nad swoim życiem; jakby ktoś pociągał za sznurki, a ona była tylko tępą marionetką, której odebrano możliwość samodzielnego myślenia i podejmowania decyzji. Wszystko sypało się jej na głowę, a świadomość, iż jej ukochany Louis został zatrzymany w areszcie i nie wiadomo, kiedy go wypuszczą, sprawiała, że jeszcze bardziej chciało się jej płakać. Może to przez ciążę, ale marzyła o tym, by dorwać sprawcę tego, co się dzieje i zabić go jednym ciosem, który zadałaby nożem, a potem powoli, boleśnie go przekręcała - jej ofiara czułaby dokładnie to samo, co ona teraz.


proszę o komentarz (: 
mogą być błędy, przepraszam

niedziela, 1 czerwca 2014

Rozdział Trzydziesty Piąty

AUTORKA: wydaje mi się, iż rozdział jest krótki i trochę niezrozumiały, za co (znowu) przepraszam. Miałam taką dobrą wizję, a tutaj dupa. Obiecałam scenę z Harry'm i Blair, ale nie miałam na nią pomysłu, jeszcze. Ale powiem tyle, że doczekacie się w końcu ich momentu, jednak nie wiem kiedy. Na razie zadowolić się musicie Mer, trochę Lou i Gemmą. Ach, Hannah też jest :D Lubię ją, choć gra tu tylko bardzo epizodycznie. O Ivy Payne także niedługo przeczytacie, a co za tym idzie, o Danielle i Liamie też. Zdradzę tylko, że jak moje plany okażą się dobre i do zrealizowania, to w przyszłym rozdziale będzie trochę Eleanor z Niallem.
Nie mam pojęcia, ile jeszcze będzie rozdziałów, bo piszę to dość dziwnie i nigdy nie zakładam z góry, ile części będzie, ale na pewno nie więcej niż 10.
Więc, miłego czytania.
Ah, pytania mi na asku możecie zadawać: queenofswagx (klik na login)
Kocham was :*



Londyn, 2014
- Tak? - Margaret odebrała swoją komórkę, zerkając na prawo, aby upewnić się, iż nie było w pobliżu żadnego gościa hotelu. 
- W końcu. - usłyszała westchnięcie po drugiej stronie i wywróciła oczami na ten dźwięk. - Możesz gadać?
- Wal. - rzuciła, zakładając kosmyk swoich włosów za ucho i przyglądając się jak kilkoro gości skina jej głową, po czym wychodzą z hotelu. - Tylko szybko.
Po drugiej stronie coś zaszeleściło.
- Gemma ma przyjechać dzisiaj do mnie, a ja nie mam jak jej odebrać z przystanku. - wytłumaczył się Harry, pociągając nosem, potwierdzając Mer w przekonaniu, iż wcale nie blefował, kiedy mówił Liamowi, że jest chory, próbując wymusić tym urlop na najbliższe trzy dni. - Mogłabyś wyświadczyć mi tę przysługę?
Padolsky oparła się o ścianę i przymknęła na chwilę oczy, próbując odzyskać ostrość, jaką chwilę temu na kilka sekund straciła. Od rana była tylko na jogurcie i filiżance kawy, które zdążyła sobie zrobić, ponieważ jakimś cudem zaspała do pracy, co równało się z tym, iż Louise spóźniła się do szkoły. Dziwnym cudem udało się jej nie obudzić Louis'a, gdy wybierała się do hotelu. Nie chciała, żeby już któryś raz z rzędu budził się bladym świtem, skoro nie miał ku temu powodów. Napisała mu kartkę i opuściła dom wraz ze swoją córką.
- Gdzie i o której? - zapytała się, otwierając oczy i widząc przed sobą zmartwioną twarz Hannah.
- Prześlę ci wszystko esemesem. Dzięki Mer, jesteś cudowna. - zaraz po tych słowach, Harry kichnął i ponownie pociągnął nosem.
- A ty chory. - mruknęła - Zrób sobie herbaty z syropem malinowym, a później podrzucę ci jakieś lekarstwa, owoce, czy coś.
- Dziękuję.
Kiedy Margaret się rozłączyła i odłożyła swoją komórkę na blat, obok klawiatury komputera, na którym wprowadzała dane gości GPH. Brunetka usiadła na fotelu i podparła swoją głowę o rękę, wzdychając równocześnie, co ponownie spotkało się z dziwnym spojrzeniem Hannah. 
- Wyglądasz jakbyś z trzy dni nie spała. - zauważyła blondynka, przyglądając się swojej koleżance z niepokojem.
- Trafiłaś. - odpowiedziała, co spotkało się z uniesieniem brwi u jej towarzyszki - Ostatnie noce nie były dla zbyt... dobre. Niby byłam zmęczona, jednak nie mogłam zasnąć.
- Może powinnaś skonsultować się z lekarzem? - zaproponowała Walker.
- Hannah, to tylko bezsenność. - stwierdziła Mer - Może od pogody albo coś. - widząc zmartwione i nieustępliwe spojrzenie recepcjonistki, Padolsky dodała - Okay, jeśli to cię zadowoli, to umówię się na wizytę.
- Świetnie. - blondynka posłała jej zarys uśmiechu, po czym zerknęła w stronę drzwi, a wtedy jej uśmiech się powiększył - Chyba masz gościa.
Margaret uniosła głowę ku górze i ujrzała szatyna idącego prosto do niej. Przejechał dłonią po swoich i tak już chaotycznie ułożonych włosach, gdy stanął przy recepcji, a następnie jego usta uformowały się w ciepły uśmiech. Hannah przywitała się z piłkarzem zwykłym "cześć", na które chłopak odpowiedział z równym entuzjazmem, jednak tak szybko jak przeniósł swoje spojrzenie na Walker, tak szybko spuścił go na brunetkę, która bardziej go interesowała; Mer wstała z fotela i wyszła zza biurka do swojego chłopaka. Gdy stanęła na równe nogi, poczuła jak żołądek się jej skręca z powodu braku posiłku, jednak nie mogła zrobić sobie dłuższej przerwy niż pięć minut, a w tym czasie, z pewnością nie zdążyłaby wyjść na jakiś lunch.
- Co ty tutaj robisz? - brunetka uśmiechnęła się do Louis'a, całując go w policzek. W końcu byli w miejscu publicznym, a ona w pracy.
- Przyszedłem po rzeczy na trening i przy okazji chciałem powiedzieć ci cześć. 
Margaret nie mogła powstrzymać się od wywrócenia oczami. Kochała to, w jaki sposób to wszystko się działo, jednak nie rozumiała jednej rzeczy; dlaczego nie zaproponowała swojemu chłopakowi, aby z nią zamieszkał. Wiedziała, że ta decyzja musi być dobrze przemyślana, ale tutaj nie było nad czym się zastanawiać. Oboje darzyli się takim uczuciem, iż nie było wątpliwości, że są pisani.
- Słuchasz mnie, w ogóle? - wesoły chichot szatyna wyrwał ją z rozmyślań. Skinęła mu głową, jednak zaraz tego pożałowała - Więc nie przeszkadza ci to?
- Ale co? - zmarszczyła brwi.
Louis westchnął, kręcąc głową.
- Pytałem się, czy nie będziesz zła, jeśli zostanę dziś w hotelu. Mam trening do późna, a z hali tutaj jest bliżej i-
- Lou, jesteś dorosły. Nie musisz się mnie pytać o zgodę. - przerwała mu brunetka.
Piłkarz w odpowiedzi, objął dziewczynę w talii i przyciągnął do siebie, łącząc swoje usta z jej w przelotnym pocałunku, od którego Margaret poczuła jeszcze większe zawroty głowy niż kilkanaście minut temu.
- A później... - zaczęła niepewnie, wpatrując się w jeansową kurtkę Tomlinsona, byle tylko nie patrzeć mu w oczy - Później może chciałbyś przenieść swoje rzeczy do mnie? To znaczy, jeśli chcesz.
Na początku,  szatyn wpatrywał się w swoją dziewczynę, zaskoczony tym, co właśnie usłyszał, jednak z biegiem kilku sekund, dotarło do niego, iż właśnie Margaret zaproponowała mu, by się do niej przeprowadził. Serce zaczęło mu szybciej bić. Co z tego, że przez większość swojego czasu w Londynie spał u Margaret; oficjalnie nie mieszkali razem. A teraz mógł to powiedzieć. 
Jednak jeszcze jedna rzecz nie dawała mu spokoju.
- A co z Louise? - zapytał.
- Przecież cię uwielbia. - zauważyła dziewczyna - Na pewno będzie się cieszyć.
- W takim razie, okay. - odpowiedział szatyn, uśmiechając się do brunetki. 
Kąciki ust Mer, uniosły się ku górze i w momencie, w którym chciała pocałować Louis'a, usłyszała chrząknięcie. Odwróciła głowę i zauważyła Walker, wpatrującą się w nich z uśmiechem.
- Jesteście uroczy, ale Mer, sama nie ogarnę trzech gości na raz. - Hannah wskazała na kolejkę formującą się kilka metrów obok pary zakochanych.
- Och, wybacz. - brunetka podrapała się po głowie i posłała przepraszający uśmiech swojemu chłopakowi - W takim razie do zobaczenia jutro?
- Będę tęsknić. - Louis cmoknął jeszcze usta Padolsky, a następnie wziął klucz od blondynki i skierował się do windy.
Przez kolejne trzy godziny brunetka siedziała za recepcją i zastanawiała się nad tym, co miało nadejść. Oficjalnie miał z nią i jej córką mieszkać Louis Tomlinson; chłopak przyzwyczajony do tego, iż traktuje się go luksusowo i przesadnie. Pierwszą myślą, jaka przeszła jej przez głowę było to, że nie sprosta jego wymaganiom, jednak szybko się jej pozbyła, ponieważ wiedziała jedna rzecz: Louis, jakiego ona znała wcale nie potrzebował tego, by traktowano go jak księcia. Pragnął tylko szczęścia i normalności, czego nie mógłby zaznać przy kimś innym. Racja, nadal była jeszcze niewyjaśniona sprawa z Perrie, którą Margaret chciała jak najszybciej rozwiązać, a dzisiejszy wieczór okazywał się być najlepszy. Miała tylko nadzieję, iż Harry'emu poprawi się samopoczucie i będzie mógł jakoś zająć się swoją siostrą. To nie było tak, że Mer nie lubiła Gemmy; jej się nie dało nie lubić. Po prostu miała inne sprawy na głowie.
Około godziny drugiej, stanęła na parkingu przy przystanku autobusowym i wyłączyła silnik, po czym wyszła z samochodu, biorąc za rączkę Louise, która jej towarzyszyła, gdyż skończyła wcześniej zajęcia. Padolsky, odbierając córkę ze szkoły, upewniła się, iż Zayn pamiętał, aby przyjść dzisiejszego wieczoru ze swoją narzeczoną do niej.
- Mamo, mamo, patrz! Ciocia Gemma! - Lulu wskazała palcem w miejsce, gdzie stała, teraz już, blondynka, opierając się o swoją bordową walizkę. 
Kiedy tylko Padolskie przeszły przez ulicę, Mer puściła rękę dziecka, a mała pobiegła do siostry swojego taty, po czym rzuciła się jej w ramiona. Twarz Styles od razu się rozjaśniła, a uśmiech dodawał jej tylko uroku.
- Hej, skrzacie. - Gemma kucnęła i pocałowała Louise w policzek - Co porabiałaś w tym wielkim mieście, mhm?
- Mama mnie zapisała do klubu piłkarskiego! - ucieszyła się dziewczynka, a Mer wywróciła oczami, jednak towarzyszył temu wesoły uśmiech.
Siostra Harry'ego wstała na równe nogi i spojrzała na brunetkę, unosząc brwi ku górze.
- Czyli od teraz moja bratanica będzie strzelała gole i triumfowała zwycięstwa z najwyższych lig? - w jej głosie można było usłyszeć odrobinkę śmiechu.
- Dokładnie to od marca, ale tak. - odpowiedziała Margaret - Długo już czekasz? - zrobiła krok do przodu i pocałowała dziewczynę w policzek, witając się z nią w ten sposób.
- Z pięć, dziesięć minut. - odparła blondynka - Właściwie, to miał mnie odebrać Harry..
- Dzwonił i wręcz ubłagał mnie, bym podjechała po ciebie, bo zachorował.
- O Boże, to nie dość, że jego starsza siostra fatyguje się do stolicy, to jeszcze temu się chorować zachciało. Ugh, czyli będę robiła za niańkę młodszego brata, znowu. - wywróciła oczami.
Margaret zachichotała na jej słowa, co także na kilka sekund udzieliło się blondynce.
- Pomóc ci z bagażem? - zapytała grzecznie brunetka, jednak Gemma pokręciła przecząco głową.
- To tylko jedna walizka, wcale dużo nie waży, dzięki. - uśmiechnęła się do niej. - Louise, musisz mi opowiedzieć, co ciekawego działo się w szkole. - Styles chwyciła rączkę bordowej walizki i zaczęła iść za Mer, w kierunku Mini Cooper'a brunetki.
Lu uśmiechnęła się promiennie i chwyciła za rączkę od walizki, aby pomóc swojej cioci ją ciągnąć. Kiedy znalazły się w samochodzie, Margaret dowiedziała się, iż siostra Harry'ego nie wie, na jak długo zostanie w Londynie, ponieważ ma w planach rozejrzeć się za pracą. I jak się okazało, przerwała studia, tym razem bez konkretnego powodu. Chciała odpocząć od całej nauki i skupić się na jakimś rozwoju, niekoniecznie na uczelni.
Po drodze do mieszkania Harry'ego, Mer zatrzymała się przy aptece i wykupiła witaminy oraz tabletki na odporność, w końcu obiecała to swojemu przyjacielowi. Chwilę później, była w sklepie warzywnym, kupując jakieś owoce. Następnie zawiozła Gemmę pod samą kamienicę Styles'a i pożegnała się z blondynką, nawet nie wchodząc do góry, gdyż stwierdziła, iż woli nie narażać Louise na jakiekolwiek przeziębienie.

Margaret z pomocą Louise przygotowała piersi z kurczaka wraz z frytkami i sałatką. W międzyczasie, co chwilę zerkała na zegarek, sprawdzając, ile zostało jej jeszcze czasu do przyjścia Perrie i Zayn'a. Denerwowała się, ponieważ nie była pewna, co robi; chciała odzyskać znajomą... przyjaciółkę. Ostatnio zbliżyła się z Edwards i nie chciała, aby to wszystko tak zniknęło. Nie w tak głupi sposób.
Gdy wybiła godzina szesnasta trzydzieści osiem, do drzwi zadzwonił dzwonek. Mer wraz z Lu zdążyły zjeść już swój obiad, więc mała poszła do pokoju odrabiać lekcje, a Padolsky wyczekiwała w salonie, oglądając jakiś program w telewizji.
Brunetka poczuła jak serce podskakuje jej do gardła, kiedy za drzwiami ujrzała przepraszające spojrzenie Malika i te drugie, ciskające błyskawicami, należące do jego narzeczonej. Tylko... nie była do końca pewna, czy to właśnie ona była ofiarą tych gromów, czy może Zayn.
Mer wpuściła swoich gości do mieszkania i upewniła się, iż drzwi są zamknięte. Następnie odwróciła się do nich i gestem zaprosiła do salonu.
- O czym chciałaś porozmawiać, co? - zagadnęła blondynka, a złość w jej głosie była nie do ukrycia.
Zayn sam już nie wiedział, czy dobrze zrobił, zgadzając się na propozycję Margaret. Niby chciał, żeby wszystko zostało wyjaśnione, ponieważ bardzo polubił towarzystwo Padolsky i Tomlinson'a, jednak to nie od niego to zależało. Niestety, osobą, która obniosła najwięcej, jakby strat moralnych, stała obok niego i była w nie najlepszym humorze. 
- Perrie, przepraszam cię za zachowanie Louis'a i-
- Dlaczego on mnie nie przeprosi? Boi się? - Edwards przerwała wypowiedź Mer.
- Nawet nie wie o tym spotkaniu. - mruknęła brunetka - Proszę cię, porozmawiajmy.
Przez kilka sekund, Perrie przyglądała się Margaret; dziewczyna wyglądała tak jakby przez kilka dni zarwała noce, a wory pod oczami tylko ją w tym utwierdzały. Na domiar złego, Padolsky była cała blada na twarzy i z całą pewnością nie było to zamierzone poprzez puder, pomyślała Edwards.
- Okay. - westchnęła, siadając na fotelu.
- Zostawię was. - odparł Zayn, ściągając kurtkę i wieszając ją na haczyku w przedpokoju - Louise w swoim pokoju? - zwrócił się do Mer, a ta pokiwała mu na potwierdzenie. Następnie Mulat zniknął w pokoju siedmiolatki.
Margaret usiadła na sofie, przyglądając się blondynce. Nie miała pojęcia od czego zacząć. Połowa sukcesu była za nią, jednak nie wiedziała, co chciała jej powiedzieć. 
- Jak było w Mullingar? - zagadnęła brunetka, mając nadzieję, iż atmosfera nieco się rozrzedzi. 
- Dobrze, ale chyba nie ściągnęłaś mnie tutaj po to, aby dowiedzieć się-
- Racja, tak. - weszła jej w słowo recepcjonistka - Po prostu... nie rozumiem, dlaczego tak bardzo chcesz poróżnić się z Louis'em. Dotychczas nie sprawiało ci problemu to, ile zarabia i kim jest.
Edwards zmarszczyła brwi, próbując znaleźć odpowiednie słowa.
- Chciałam mu tylko coś uświadomić. - broniła się - Że nie powinien cię okłamywać. Potem wszystko potoczyło się tak szybko, że powiedziałam coś, czego pożałowałam, a nie mogłam cofnąć.
Margaret skinęła głową na słowa blondynki.
- Mer, nie zrobiłam tego specjalnie. Chciałam, żebyście byli szczęśliwi, a próbując zrobić coś dobrego, cóż, wyszło jak zwykle. - wzruszyła ramionami, po czym opuściła wzrok na podłogę.
- Jesteśmy szczęśliwi, Pezz. - szepnęła brunetka, a następnie wstała z sofy i  podeszła chwiejnym krokiem do Edwards. - Nie musisz mi w niczym pomagać, wystarczy, że będziesz.
Padolsky cieszyła się, iż Brytyjka sama zaczęła mówić, bo inaczej ona sama nie wiedziałaby jak ją do tego zmusić, a tak przynajmniej miała łatwiej.
- Zazdrościłam wam tego, co mieliście, macie.. - zaczęła blondyna - Miłość, pieniądze, Louise... Boże, jaka ja byłam głupia, przepraszam cię Mer.
W tamtym momencie, Margaret nie miała pojęcia, o czym mówiła Perrie, ale skinęła jej głową i pokazała gestem dłoni, by wstała. Chwilę potem, recepcjonistka przytuliła się do swojej przyjaciółki, czując jak ta pociąga nosem.
- Zawsze, ale to zawsze możesz na mnie liczyć, Perrie. Jeśli będziesz potrzebowała pieniędzy, zadzwoń do mnie, dobrze? - brunetka odsunęła się trochę od dziewczyny, patrząc w niebieskie oczy rozmówczyni.
- Okay. - szepnęła Perrie, choć w rzeczywistości nie miała w planach wykorzystywać tej pomocy. Powiedziała tak po to, aby nie zrobić kolejnej przykrości przyjaciółce. - Jak tylko przyjdzie Louis, to go przeproszę. 
- Będzie dopiero jutro. Trening ma do późna, a bliżej do hotelu. - wzruszyła ramionami brunetki i wtedy poczuła ból nasilający się w jej głowie, jednak jak to przeciętny człowiek; zignorowała go. - Chcesz herbaty?
- Jasne, dzięki.
Margaret skierowała się do kuchni, jednak w pewnym momencie się zatrzymała i poczuła jakby świat dokoła niej zaczął wirować, a coś dziwnego napierać na jej klatkę piersiową. W ułamku sekundy opadła bezwładnie na podłogę, słysząc tylko krzyki Perrie, która wołała Zayn'a, a potem ogarnęła ją ciemność. Co chwilę, jakieś niewyraźne głosy do niej dochodziły, jednak nie potrafiła żadnego z nich rozpoznać. Słyszała co nieco, chciała otworzyć usta, aby odpowiedzieć, ale za każdą próbą, coś jej to uniemożliwiało. W końcu się poddała i zasnęła.

Obserwatorzy