Autorka: Ta daaam! Mamy rozdział 5. Muszę przyznać,
że nawet mi się podoba. Może nie ma w nim dużo #Loumer, ale jest za to #Merry,
#Harmer czy coś podobnego. W każdym razie jest też Louise trochę itp. :)
Dziękuję za
cudowne komentarze pod poprzednim rozdziałem. Tak miło mi się pisze, kiedy
widzę, ze czytacie to opowiadanie. W ogóle, nie sądziłam, że ono wam się spodoba,
więc tak jakby byłam lekko zdumiona.
Ach, rozdział
dedykuję @raajot, ponieważ wierzę w
twoje umiejętności pisarskie i jestem przekonana, że natchnienie samo do ciebie
przyjdzie i razem stworzycie wspaniałą parę – czyli rozdział na któregoś z
Twoich opowiadań.
Wybaczcie
ewentualne błędy, ale nie chciało mi się tak szczerze ich sprawdzać.
A dodany on
dzisiaj i tak jest wcześniej, bo miałam dodać dopiero jutro!
Kocham was
bardzo mocno! <3
PS Wyczekujcie rozdziału
na MTF, bo zaczynam go właśnie pisać! Może jutro dodam, a jak nie, to tak ja
miało być, czyli we wtorek ;)
Londyn, 2013
Mer leniwie podniosła powieki ku górze i usiadła na
łóżku, rozciągając swoje kości. Mimo tego, iż była sobota, musiała wyjść z domu
i zrobić jakieś zakupy, ponieważ posiadanie małego dziecka w domu wyczerpuje z
lodówki każdą jadalną rzecz.
Po wyjściu spod prysznica, umyciu zębów, przemyciu
twarzy i zrobieniu delikatnego makijażu, Margaret spięła swoje ciemne włosy w
warkocza i podeszła do szafy, wybierając rurki i bordowy, luźny sweter.
Przebrała się i wyszła ze swojego pokoju, kierując się do kuchni, by postawić
wodę na herbatę, oraz mleko na kakao dla swojej córki.
Gnębiło ją to, iż musiała okłamywać Louis’a, że
Louise jest jej siostrą. Planowała w najbliższym czasie przyznać się chłopakowi
do oszczerstw, jakie przed nim wypowiedziała.
- Dzień dobry – mała brunetka pojawiła się w progu i
szybko podbiegła do swojej rodzicielki, by pocałować ją w policzek, po czym
usiadła przy stole – Co dzisiaj robimy?
- Zakupy.
Lu jęknęła cicho. Nie za bardzo lubiła zakupy,
ponieważ zawsze jej mama dość długo spędzała na nich czasu.
- A właściwie, to dlaczego powiedziałaś Louis’owi,
że jestem twoją siostrą? – Zapytała bez ogródek dziewczynka, kiedy Mer
postawiła przed nią kubek z kakao.
- Boję się, że inaczej mnie odrzuci, a chciałabym go
poznać.
- Kłamstwo jest złe, mamo.
- Wiem, skarbie, dlatego chcę mu wszystko w
najbliższym czasie wyjaśnić. – Margaret usiadła naprzeciwko swojej córki i
poprawiła jej kosmyk, wkładając go za ucho – Na śniadanie kanapki z serem, czy płatki?
- Płatki. – Odpowiedziała wesoło Louise, a Mer
nasypała dziewczynce do miski czekoladowe kulki i zalała mlekiem.
Gdy podała swojej córce posiłek, usiadła na krześle
i zaczęła leniwie pić swoją herbatę, wpatrując się pustym wzorkiem w otoczenie
za oknem. Myślała nad tym, co by się stało, gdyby powiedziała Tomlinson’owi o
tym, że więzy krwi między nią, a Louise są ciaśniejsze niż mógłby się tego
spodziewać. A co najważniejsze, jakby
zareagował, gdyby powiedziała mu wprost, iż ojcem jej dziecka jest jego
najlepszy przyjaciel. Bała się tego wszystkiego. To ją przytłaczało i
sprawiało, iż czuła się słabsza niż okazywała jej zewnętrzna warstwa jej samej.
- Mamo, telefon ci dzwoni. – Z zamyślenia, wyrwał ją
słodki głosik jej największego skarbu. Przechwyciła komórkę od dziecka i
nacisnęła zieloną słuchawkę, nie patrząc się, kto się do niej dobija.
- Halo. – mruknęła na powitanie dla swojego
rozmówcy.
- Margaret
Padolsky. – wzdrygnęła się, gdy usłyszała zachrypnięty głos po drugiej
stronie – Jak mija ci poranek?
Mer spojrzała na Louise, która zerkała na nią, znad
miski swoich płatków. Postanowiła, iż najlepiej będzie, gdy opuści kuchnię,
więc wstała z krzesła i przeszła do niewielkiego saloniku, podchodząc do
parapetu i obserwując ludzi na londyńskiej ulicy.
- Po co dzwonisz? W ogóle, skąd masz mój numer?
Chłopak po drugiej stronie zachichotał sztucznie.
- Mer, Lou
jest moim przyjacielem. Nie trudno było zdobyć twój numer od niego. Właściwie,
to on sam nie wie, że go mam.
- Po co dzwonisz? – Ponowiła swoje pytanie,
marszcząc przy tym brwi.
- Chciałbym
się spotkać.
Przeraziła ją opcja konfrontacji z Harry’m sam na
sam. W hotelu to co innego. W Pepper Mint – to był przypadek, dwukrotny, ale
jednak. Teraz chciał się nią spotkać.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł, Harry. – Szepnęła
do komórki.
- Nie proszę
cię o nic więcej jak o jedno spotkanie, Mer. Proszę. – W głosie Styles’a
wyczuwalne było zdenerwowanie i błaganie, jednocześnie. Zależało mu na tym
bardziej niż na czymkolwiek innym.
Scenariusze, jakie mogłyby się wydarzyć, przy ich
ewentualnym spotkaniu, przebrnęły przez umysł Mer. W sumie, to była mu coś
winna, mimo tego, iż nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji. Gdyby Margaret
była inna, mogłaby w tym momencie sprawić, iż Harry musiałby płacić alimenty na
małą Louise, jednak ona nie należała do takich osób. Bała się najbardziej tego,
że Styles mógłby zabrać jej największy skarb.
- Dobrze, za pół godziny będę w Westfields Shopping Centre.
- Pasuje ci w tamtejszym Starbucksie? – Zgodziłam się na jego propozycję – Dziękuję, Mer. Do zobaczenia.
Kilka minut później, wraz z Louise była w drodze do galerii handlowej. Nie przemyślała dokładnie tego, na co się pisała, ponieważ pominęła fakt, iż Lu będzie w pobliżu, a to nie byłaby najlepsza opcja. Przecież on by się domyślił!
Pogoda nie była zbyt zachęcająca do tego, by opuścić
Mini Cooper’a, jednak obie Padolsky były do tego zmuszone. Uprzednio zaparkowany
na parkingu samochód Margaret został zamknięty na klucz. Mer złapała swoją
córeczkę za jej malutką dłoń i obie skierowały się do środka. Ciepłe powietrze
owinęło twarz Margaret, a przyjemny zapach odświeżaczy powietrza nozdrza. Skierowała
się po ruchomych schodach na pierwsze piętro, gdzie zostawiła Louise w wielkim
basenie kolorowych piłeczek. Zazwyczaj Lu nie chciała opuszczać swojej matki,
jednak tym razem spotkała tam chłopca ze swojej klasy, więc od razu zawładnęła
nią chęć do zabawy.
Margaret, zostawiając potrzebne informacje opiekunce
całej placówki, skierowała się na piętro drugie, gdzie mieściła się kawiarnia,
w której była umówiona z Harry’m Styles’em. Ledwo, co weszła do lokalu, ujrzała
burzę czekoladowych loków. Podeszła do stolika pod oknem, gdzie siedział
chłopak i zajęła krzesło naprzeciwko niego.
Harry uśmiechnął się do niej, a ona mimowolnie odwzajemniła
gest.
- Hej.
- Hej. Cieszę się, że przyszłaś. – chłopak podał
dziewczynie menu, z którego, standardowo wybrała Karmelowe Frappuccino. On natomiast
zamówił sobie zwykłe orzechowe Latte.
- O czym chciałeś porozmawiać? Bo zgaduję, że bez powodu
nie chciałeś się spotkać.
Chłopak odpowiedział
dopiero wtedy, gdy kelner przyniósł im ich zamówienia, a Mer badawczo
się przyglądała jego twarzy. W kącikach ust zniknęły te dołeczki, które
pamiętała tamtej nocy z jej rodzinnego miasta. Harry był skupiony, a między
jego brwiami pojawiła się delikatna zmarszczka.
- Nie wydaje mi się, by Louise była twoją siostrą. –
Powiedział bez ogródek. Żołądek Mer ścisnął się do maksimum. – Rozmawiałem z
moją mamą i ona także zauważyła, że masz tylko brata.
Brunetka od razu pomyślała o Robercie, z którym nie
miała zbyt dobrego kontaktu. Jedynie kilka e-maili sprawiło, iż dowiedziała
się, że niedawno skończył studia policyjne i zaczął pracę na komendzie w
Doncaster. Niewiele o nim wiedziała.
Przeraził ją fakt, iż Harry mógłby domyślić się, kim
jest Lu.
- Dlaczego wyjechałaś z Doncaster?
Skrzywiła się nieco.
- Harry-
- Mer, proszę. Chciałbym mieć wszystko poukładane i
mieć pewność, że… - głos mu zadrżał. Bał się dokończyć to, o czym myślał.
- Nie chcę o tym rozmawiać. – wymamrotała brunetka,
wbijając wzrok w kartonowy kubek z jej kawą. W ułamku sekundy odechciało jej
się pić.
Styles czuł dokładnie to samo. Był rozdarty między
swoimi przypuszczeniami. Niby mógłby zaakceptować fakt, iż Mer ‘ma’ siostrę,
jednak była ona zbyt… podobna do niego.
- Lou myśli, że masz siostrę. – Stwierdził chłopak.
Uderzył w czuły punkt brunetki. Jak bardzo by nie
chciała, by ta rozmowa zeszła na piłkarza, tak sobie wykrakała, iż właśnie tak
się stało.
- Chyba tak. – bąknęła w odpowiedzi – Harry, proszę.
Nie drąż tematu.
- Było coś, co nas połączyło, Mer. Pamiętam to i… no
wiesz. Czy z tego czegoś mogło
narodzić się, em, coś nowego? Mam na myśli nowe, em, życie?
Margaret zaklęła w myślach. Nie sądziła, iż Styles
był aż tak inteligentny, by na to wpaść! Napiła się szybko swojej kawy, aby na sekundę
odwieść się od tego, iż ojciec Louise właśnie sam zainsynuował, że mógłby nim
być.
- Co chcesz ode mnie usłyszeć? – zapytała się
chłopaka.
- Dlaczego twoja matka wyrzuciła cię z domu?
W tamtym momencie, Mer czuła, że Harry już wszystko
wiedział, tylko czekał na potwierdzenie tego, czego się domyślił, bądź
dowiedział. W zasadzie, jakim cudem tak szybko do tego doszedł?
- Zawiodłam ją. – Padolsky stwierdziła, że i tak za
daleko zabrnęła w kłamstwach – Zrobiłam głupią rzecz, która ją zraniła i
rozczarowała.
- Czy tą rzeczą było przespanie się ze mną? – drążył
Styles. Jego głos był pewny, jednak twarz wyrażała determinację. Był równie
zaskoczony swoim tonem, co Mer.
- Tak, Harry. Przede wszystkim to. – szepnęła, nie
spuszczając swojego spojrzenia z zielonych tęczówek towarzysza.
Chłopak osłupiał. Jego myśli krążyły wokół wydarzeń
sprzed lat, gdy jeszcze chodził do liceum i jego priorytetem było zaliczenie
jak największej ilości dziewczyn. Wtedy bawił się swoim życiem i nie obchodziło
go to, co mogłoby być za kilka lat.
- Czy Louise jest moją córką?
W tym samym momencie, kiedy Harry zadał to pytanie,
z torebki Mer zaczął dochodzić dźwięk dzwoniącej komórki. Dziewczyna dziękowała
bogu za to, iż akurat w takiej chwili ktoś im przerwał.
Wyjęła z torebki swój telefon i nie patrząc na Harry’ego
– odebrała.
- Tak? – bąknęła do słuchawki, zapominając
sprawdzić, kto dzwonił.
- Cześć, Mer. Tu
Louis. – w tamtej chwili podziękowała mu za to w myślach, że się
przedstawił. Chociaż i tak byłaby w stanie rozpoznać jego głos. - Zastanawiałem się, czy miałabyś dzisiaj ochotę
na obiad, czy coś w tym rodzaju?
- Um, to kusząca propozycja. – powiedziała, co
przykuło uwagę Styles’a. Wpatrywał się w brunetkę, co tylko ją rozpraszało. –
Tylko nie mam z kim zostawić Lousie.
Od razu pożałowała tego, co powiedziała, gdyż Harry
momentalnie zerwał się z miejsca i szepnął do niej, aby na chwilę wyciszyła
komórkę. Niechętnie to zrobiła, uprzedzając o tym Lou.
- Co chcesz? – syknęła do chłopaka.
- Mogę się zająć Louise.
- Nie. Ona cię nie zna.. nie, nie zgadzam się. –
kręciła głową na boki, jednak bardzo jej zależało na tym, by spotkać się z
Louis’em.
- Louis’owi naprawdę na tobie zależy, Mer. –
powiedział spokojnie. Wydawał się być przejęty tym, kim mogliby dla siebie być.
– Jeśli chcesz, mogę powiedzieć Niall’owi, aby przyszedł ze swoim bratem. Ethan
ma może z siedem, osiem lat.
Przez chwilę przyglądała się Harry’emu, czy aby na
pewno jest godny zaufania. Poza ich drobnym zbliżeniem parę lat temu, nie
wiedziała o nim nic.
- Dobra. – szepnęła zrezygnowana, po czym przyłożyła
sobie na powrót słuchawkę do ucha – Em, już jestem. Znalazłam opiekuna dla Lu,
więc możemy się spotkać.
Mogłaby przysiąc, iż po drugiej stronie usłyszała wypuszczane
powietrze, jakby Tomlinson bał się jej decyzji.
- Mi
towarzystwo twojej siostry nie przeszkadza, Mer. – odparł wesoło - Jednak miło, że kogoś znalazłaś. Wiesz, mogłem
poprosić Harry’ego, czy Liam’a…
- Tak się składa, że właśnie na Styles’a patrzę. –
powiedziała cicho, co sprawiło, iż Harry na powrót na nią spojrzał. Mer wolała
nie brnąć dalej w te kłamstwa.
- Och, nie
wiedziałem, że się znacie. –
Louis wydawał się być nie tylko zaskoczony, ale także zasmucony, co nieco
ożywiło Margaret.
- Tak, bardzo słabo, ale jednak. Natknęłam się na
niego w centrum handlowym.
- O której ci
pasuje? – chłopak zmienił temat.
Mer oparła głowę na dłoni, którą trzymała na stoliku
i przeleciała myślami swój nieistniejący harmonogram dnia, odhaczając
odpowiednie czynności i kalkulując czas ich realizacji.
- Może piąta?
- Przyjadę po
ciebie punktualnie. – mogłaby przysiąc, iż właśnie się uśmiechnął.
- Będę czekała. Do zobaczenia. – szepnęła i się
rozłączyła. Następnym, co widziała były intensywne, zielone tęczówki Harry’ego,
wpatrujące się tylko w jej twarz – Nie musisz tego robić. Zawiozę Lu do kuzyna,
czy coś.. za pewne miałeś plany na wieczór.
Brunet uśmiechnął się delikatnie. Fakt, miał spotkać
się z Niall’em na piwo, jednak równie dobrze mógłby pójść do niego z Louise i
miło spędzić czas, bez alkoholu.
- Jedynym planem było leżenie na kanapie, przed
telewizorem. – w sumie to nie kłamał, bo gdyby poszedł do Irlandczyka, to z
pewnością leżałby na sofie, przed ekranem wyłączonego telewizora, schlany w
trzy dupy. – O której mam podjechać po Louise?
- Może o 4:30? – zapytała się niepewnie Margaret. –
Masz – wyjęła z torebki małą, żółtą karteczkę i długopis, po czym napisała na
nim adres mieszkania – nie chciałabym dowiadywać się, że Lulu zaginęła, czy coś
gorszego. W tym momencie muszę ci zaufać i-
- Spokojnie, Mer. – Hazza wziął od niej karteczkę i
schował ją do kieszeni spodni – Zaopiekuję się nią.
- Dobrze, więc do później.
Pożegnała się z nim skinieniem głowy i wyszła z
lokalu. Po drodze wstąpiła jeszcze do sklepu ze środkami higieny i zakupiła
potrzebne rzeczy dla siebie i dziecka. Po upływie dziesięciu minut, stanęła
przy miejscu, gdzie zostawiła czterdzieści minut wcześniej Louise. Dziewczynka bawiła
się w najlepsze z jakimś wyższym od niej brunetem, ubranym w szarą, luźną
bluzę, ciemne jeansy oraz białą polówkę. Gdy Lu zauważyła swoją mamę,
pociągnęła chłopaka za rękaw i oboje przebiegając przez kolorowe piłki, stanęli
przed Mer.
- Mamo, poznaj Ethan’a Horan’a. Jared, to jest moja
mama. – dziewczynka przedstawiła ich sobie.
- Dzień dobry, pani Padolsky. – uśmiechnął się
chłopiec, a Margaret odwzajemniła jego gest, spoglądając w jego turkusowe
tęczówki. Już kiedyś u kogoś je widziała..
- Miło jest mi cię poznać, Ethanie.
- O, tutaj jesteś! A ja cię wszędzie szukałem. –
obok nich pojawił się farbowany blondyn, który wyglądał na zmachanego,
prawdopodobnie z powodu biegu. – Nigdy więcej nie uciekaj tak. Myślałem, że
jesteś na dole!
- Em, Niall, sam mnie tutaj zostawiłeś piętnaście
minut temu. – zauważył chłopiec, a blondyna zamurowało i dopiero, kiedy Margaret
z Louise zaczęły chichotać, zdał sobie sprawę z tego, iż nie był sam z Ethanem.
Horan uderzył się wewnętrzną stroną dłoni w czoło.
- Powinieneś więcej spać, Nialler. – stwierdził mały
chłopiec, a następnie pochłonęła go rozmowa na temat ostatniego meczu z córką
Mer.
- Przepraszam za to coś. – jego policzki oblały się
delikatnym rumieńcem, gdy wyciągnął dłoń ku dziewczynie – Niall Horan.
- Margaret Padolsky. – Uścisnęła jego dłoń i
uśmiechnęła się do niego ciepło.
- Ach, tak. Widziałem cię z Lou w Pepper Mint. –
Irlandczyk zlustrował ją wzrokiem i pospieszył z wyjaśnieniami – Jestem właścicielem
kawiarni.
- O, nie wyglądasz. – brunetka założyła ręce na
piersi i posłała mu delikatny uśmiech – Wybacz, ale spieszę się. Muszę jeszcze
przygotować obiad dla Louise.
Zawołała swoją córkę i skinieniem głowy pokazała
opiekunce, iż ją zabiera do domu. Następnie spojrzała ponownie na Niall’a i
Ethan’a. Byli do siebie niesamowicie podobni. Gdyby nie fakt, iż włosy
starszego były jasne.
Już chciała coś powiedzieć, kiedy obok nich pojawił
się nie kto inny jak Harry Styles.
- Cześć młody! – brunet przybił żółwika z Ethan’em,
po czym stanął obok blondyna – Jaki ten świat jest mały, prawda Mer?
- Um, tak. – westchnęła – Do widzenia, chłopcy. –
Uśmiechnęła się do nich i wraz z Lulu odeszły od przyjaciół.
Gdy znalazły się już przy samochodzie, Margaret
odetchnęła z ulgą.
- Chciałabym jeszcze pobawić się z Ethan’em. Jest bardzo
miły. – Powiedziała Louise, kiedy zapinała pasy w Mini Cooperze.
- Będziesz miała ku temu okazję, oczywiście, jeśli
będziesz chciała. – Uśmiechnęła się do lusterka wstecznego brunetka, a
napotykając zdziwione spojrzenie siedmiolatki, dodała – Louis zaprosił mnie
dzisiaj na obiad, więc Harry zaproponował, że mógłby się tobą zająć. Coś wspomniał,
że możecie iść do Niall’a, bo jego brat jest w twoim wieku.
Mer odpaliła silnik i wyjechała z parkingu.
- Jesteś kochana, mamuś! – Klasnęła w dłonie
dziewczynka z podekscytowania.
- Czyli chcesz tam iść?
- Jasne, że tak! Ethan mówił, że ma PS3! Nawet sobie
nie wyobrażasz, jak bardzo chciałabym go pokonać w Fifę!
Brunetka pokręciła głową z dezaprobatą.
- Może powinnam pomyśleć nad zapisaniem cię do klubu
piłkarskiego, hm?
- A mogłabyś? – pytanie małej dziewczynki sprawiło,
iż Margaret zaczęła się śmiać.
- Zobaczymy.
Na samym wstępie tak strasznie dziękuje za dedykację! To dla mnie naprawdę zaszczyt <3
OdpowiedzUsuńCzytając ten rozdział poczułam straszna chęć napisania czegoś do mojego opowiadania. Popatrz jak działają na mnie Twoje historie! Inspirujesz mnie, Cheruś! <3 Tak, przyzwyczaj się do tego, bo tak Cię będę nazywała, haha :)
A jednak Harry wszystko w miarę szybko posklejał w całość. Mam nadzieję, że nie stanie się tak jak myśli Mer, ze będzie chciał jej odebrać córeczkę. Jeszcze tego by brakowało.
Nie mogłam się powstrzymać od uśmiechu, kiedy odebrała telefon od Louisa. Uśmiech sam pchał mi się na usta. Jak ja ich kocham, chociaż jeszcze nie są razem (ale mam nadzieję, że za niedługo coś...)
Ach <3
Jak zwykle, życzę weny na kolejne rozdziały!
KC! xx
wybacz, że ten komentarz będzie może nie najbardziej ogarnięty, ale nie miałam najlepszego dnia. Bardzo przepraszam, przy następnym się poprawię :)
OdpowiedzUsuńTak sądziłam, że Harry domyśli się wszystkiego. Inteligentny chłopak, nie ma co. Mam wrażenie, że w jakiś dziwny, pokręcony sposób zależy mu na Margaret, mimo, że stara się ją zbliżyć do Louisa. Mam tylko nadzieję, że nie wykorzysta opieki nad swoją córką do jakichś prywatnych potyczek, gierek poniżej pasa... Nie zniosłabym czegoś takiego, naprawdę lubię naszego Loczka :) Ciekawa jestem, czy się polubią z małą :)
Swoją drogą, dziwi mnie, że Tomlinson jeszcze nie skojarzył faktów. Albo się domyśla, tylko nie chce naciskać Mer? Tyle pytań! Mam nadzieję, że cudownie wyjdzie im ten wspólny obiad i akcja pójdzie ostro do przodu :)
No i mamy Nialla Horana, cieszę się :D Mam nadzieję, że będzie go więcej w tym opowiadaniu, dużo wiecej :D I jeszcze więcej :D
Przepraszam, że taki słaby, ale sama rozumiesz... Następnym razem się odkuję, obiecuję <3 kocham i dziękuję za miłe słowa na Torn <3
Na wstępie.. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że dodałaś rozdział. Gdy zobaczyłam powiadomienie na tt to na mojej twarzy od razu pojawił się banan ;)
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału.. To o boże. Jest taki zajebisty, jak wszystkie poprzednie zresztą, ale nie ważne. Kocham twoje opowiadanie i chyba muszę stwierdzić, że i'm addicted to you i takie tam xD
Boje się trochę, że Harry coś będzie kombinował i jakoś sprawi, ze relacje Louise i Mer się zmienią, ale mam nadzieje, ze to tylko moje mało ważne przypuszczenia. Pojawił się też Horan z kuzynem, no.. no. Mala Louise jest przesłodka i czasem wydaje się mądrzejsza od matki :) Fajnie by było jakby Louis pouczył ją grać w nogę :D hehe
Jejku nie mogę się doczekać randki z Lou. Uwielbiam go w tym opowiadaniu <3 Pomińmy fakt, że ja go uwielbiam 24 godziny na dobę :P
Czekam z nn na następny <33
@Real_Paradiise xx
I znów mała Louise rozwaliła system. A braciszek Niall'a zdecydowanie dotrzymuje jej kroku :D
OdpowiedzUsuńMoże jestem jakaś dziwna, ale bardziej niż randka Loumer, interesuje mnie wieczór Harry'ego, Niall'a i młodego pokolenia. Ciekawe czy poradzą sobie i faktycznie nie upiją się "w trzy dupy" :P
Mówiłam, że wystarczy trochę ją przycisnąć i wszystko wyśpiewa. Nie jest dobrą kłamczuchą, oj nie jest. Ale to dobrze. Dzięki temu jeszcze bardziej ją lubię :)
Miło, że wprowadzasz jeszcze innych bohaterów .
Było by fajnie jakby Louis zaczął trenować Louise i Mer przychodziłaby obejrzeć trening. To zdecydowanie byłaby słodka scena.
Cały rozdział mi się oczywiście podoba. Już jestem ciekawa co będzie dalej. Gorąco cię pozdrawiam. I oczywiście pisz szybko :*