Autorka: Wiem, zawiodłyście się na mnie, bo dodałam wcześniej
i TA cała akcja… ech. Chociaż nie. AKCJA MI SIĘ PODOBA! HAHAH XD
Dziękuję za cudowne komentarze pod poprzednim
rozdziałem. Mam nadzieje, że zawsze będziecie tak komentować. Teraz za pewne
pod tym rozdziałem nie zobaczę ani jednego kom, wiec… ugh.
Wiecie co? Uzależniłam się od We Own The Night – The
Wanted. Jakoś tak… Kocham ich <3 A Nathan jest taki
uighifudgiufhiufiuegiyegyisdgfdhfdh i Tom też ;__;
Dobra, miłej lekturki.
Lots of love, xoxo
PS. EJ. Liczniki szaleją. Wejść na bloga jest od cholery, a tak mało komentarzy. MARTWIĘ SIĘ!
Londyn, 2013
Podróż samochodem w towarzystwie Louis’a była dla
Mer dłużącą się w nieskończoność katorgą. Oboje milczeli, a tę ciszę jedynie
zagłuszały piosenki lecące z radia. Pogoda, jakby wyczuwając napiętą atmosferę
w pojeździe, dopasowywała się do nich. Wiatr wiał ze wzmożoną siłą, a krople
deszczu ciężko uderzały w szyby Mini Cooper’a dziewczyny, co także nie
ułatwiało jazdy. Od dziesięciu minut stali w ciągnącym się w nieskończoność
korku. Mer klęła w duchu za to, że nie podłączyła swojej komórki do ładowania w
hotelu, gdyż nie miała z tamtego miejsca możliwości powiadomienia Danielle o
tym, iż się spóźni.
Margaret oparła głowę o zagłówek w siedzeniu i
przymknęła oczy, mając nadzieję, że ten sznur samochodów przed nią był tylko
jej głupim przewidzeniem, a gdy otworzy oczy – ujrzy pustą drogę. Jednak, kiedy
uniosła swoje powieki ku górze czerwone audi nadal przed nią stało i ani
drgnęło. Westchnęła cicho, a obecność Louis’a wcale jej nie pocieszała. Gdy
wsiedli do jej auta, dotarło do niej to, że to będzie najbardziej niezręczna
podróż, jaką odbyła w życiu.
Tomlinson natomiast siedział w swoim fotelu, z głową
podpartą na ręce, która opierała się o drzwi pojazdu. Prawą rękę trzymał na
swoim kolanie, stukając w nie palcami, w rytm piosenki, jaka leciała w radio.
Był pogrążony w swoim własnym świecie, więc dopiero po kilku minutach zdał
sobie sprawę z tego, iż samochód stał w miejscu. Zerknął na Mer, która w tamtym
momencie także przyglądała się jemu. Kiedy ich spojrzenia się skrzyżowały,
dziewczyna odwróciła wzrok i utkwiła go w wycieraczkach, które zmywały krople
deszczu z przedniej szyby pojazdu.
- Masz może skorzystać z telefonu? – Mer w końcu
przekonała siebie, że zapytanie się go o tak błahą rzecz było najgorszym z
możliwych pomysłów.
Louis wyjął z kieszeni swoich spodni białego
iPhone’a i podał go brunetce, obserwując jej ruchy. Dziewczyna, ze skupieniem
wymalowanym na twarzy, odblokowała klawiaturę, a jej oczom ukazały się cztery
dziewczynki, w uścisku wesołego szatyna. Wszystkie łączyło ten sam kolor oczu,
co u Lou. Margaret domyśliła się, iż musiały to być jego siostry. W końcu kilka
razy rozmawiała z Lottie, ponieważ jej brat dość często z nią bawił się na
podwórku. Zastanawiało ją tylko to, dlaczego nie pamiętała, by kiedykolwiek
widziała Louis’a w jego rodzinnym domu.
- Coś nie tak? – zapytał niepewnie szatyn, wyrywając
w ten sposób Mer z zamyślenia i
podziwiania rodzeństwa na tapecie w telefonie.
- Um, masz numer do Danielle? – próbowała unikać
kontaktu wzrokowego z chłopakiem, jednak nie wychodziło jej to najlepiej, gdyż
miała bardzo ograniczoną przestrzeń, w którą mogła się patrzyć.
Tommo wyprostował się na swoim fotelu i wziął od
dziewczyny komórkę, wyszukując numer do żony Liam’a. Kiedy znalazł kontakt,
podał z powrotem urządzenie Mer. Brunetka szepnęła ciche ‘dziękuję’ i
przyłożyła telefon do ucha.
- Danielle? Tutaj Mer Padolsky – powiedziała do
telefonu, a słysząc powitanie Peazer, kontynuowała – Przepraszam cię za
spóźnienie, ale nie zdążę na czas odebrać Louise.
- Stało się
coś? – zaniepokoiła się dziewczyna po drugiej stronie.
- Nie, nie. – zapewniła ją brunetka, zerkając na
Louis’a, który obserwował ją podczas rozmowy – Po prostu utknęłam w korku,
dziesięć minut od szkoły.
- Jak widzę,
utknęłaś w nim z Louisem. – Mer usłyszała chichot po drugiej stronie – Okej, zabiorę Lu do mojego domu, a ty
wpadniesz po nią, jak wydostaniecie się z korka.
- Będę twoją dłużniczką. Dziękuję. – powiedziała z
uśmiechem na ustach Margaret – Przyjadę po nią najszybciej jak to możliwe.
Po tych słowach, dziewczyny się pożegnały, a Mer
zakończyła połączenie. Przyjrzała się ponownie tapecie, jaka zdobiła komórkę
szatyna, w końcu mu ją oddając.
- Dzięki. – szepnęła, z delikatnym uśmiechem na
ustach. Lou odwzajemnił jej gest. Mer była pewna, że ta cisza, zagłuszana
jedynie Still Into You zespołu
Paramore nie była zbyt przyjemna. – Przepraszam cię za to, że nie powiedziałam
ci prawdy o Louise.
Szatyn uniósł brwi ku górze.
- Za pewne uważasz mnie za niewiadomo, jaką szmatę,
bo przespałam się z Harrym – na te słowa, Tomlinson się nieznacznie skrzywił – ale
wierz mi, to było prawie osiem lat temu i nie chcę do tego wracać. To była
jedna, głupia noc, która nic dla mnie nie znaczyła. Podobnie jak dla niego.
- Nie myślę o tobie w ten sposób, Mer. – szepnął
Louis – Po prostu byłem trochę zaskoczony tym wszystkim…
W samochodzie ponownie zapanowała cisza, która tym
razem nie była już tak bardzo irytująca jak te poprzednie minuty w milczeniu.
- Trochę mnie to zabolało, ale… kiedy uciekłaś z
tamtej restauracji, nie mogłem przestać o tobie myśleć.
Mer przekręciła głowę w jego stronę, a jej policzki
oblały się ledwo widocznym rumieńcem.
- To tak jak ja. – szepnęła dziewczyna, mając jednak
nadzieję, że chłopak tego nie usłyszał. Jednak on doskonale wiedział, co
powiedziała brunetka, a na jego usta wstąpił promienny uśmiech.
- Harry wie, że ma córkę?
- Em, tak.
Wczoraj z nim rozmawiałam i powiedziałam mu to. To znaczy, sam się domyślił,
ale Louise nie wie, że Harry jest jej ojcem, więc…
- Możesz być pewna, że nikomu o tym nie powiem. –
zapewnił ją chłopak, a Mer posłała mu pełne wdzięczności spojrzenie.
W tym samym momencie, sznur samochodów ruszył do
przodu, więc brunetka odpaliła swoje auto i ruszyła.
Po czterdziestu minutach jazdy, w końcu dojechała
pod dom Liama i Danielle Payne. Zaparkowała przy krawężniku i odpięła pas
bezpieczeństwa. Louis tylko powiadomił dziewczynę, że zostanie w pojeździe,
więc Mer wyszła z Mini Cooper’a i podeszła do dużych drzwi od domu małżeństwa.
Zadzwoniła dzwonkiem, a po chwili stanęła w nich Danielle w purpurowym sweterku
oraz białych spodniach. Jej zazwyczaj zakręcone włosy, były wyprostowane,
dzięki czemu można było zauważyć, iż u dołu są złotawe; ombree.
- Wejdź, Mer. Napijesz się kawy, herbaty? – brunetka
weszła do domu Payne’ów i rozejrzała się po przejrzyście czystym przedpokoju,
po czym przecz szła do salonu, gdzie od razu ujrzała Louise, siedzącą na
kanapie i oglądającą telewizję.
- Nie, dziękuję. Louis czeka w samochodzie i, em,
wpadłam tylko po małą i spadam. – odparła do Danielle, która przyjrzała jej się
uważniej.
Kiedy mała Padolsky usłyszała głos swojej mamy, od
razu wstała z sofy i rzuciła się w jej objęcia. Margaret przykucnęła przy
dziewczynce i pocałowała ją w policzek.
- Byłaś grzeczna?
- Mamoooo – przeciągnęła córka Mer, wywracając
oczami – Danielle jest bardzo opiekuńcza. Liam tak samo.
- Och. W takim razie idź pożegnaj się z Liam’em i
wracamy do domu.
Lu pobiegła do kuchni, gdzie ciemny blondyn pracował
na swoim laptopie. Na widok dziewczynki, od razu odszedł od urządzenia i wziął
ją na swoje kolana, co było trochę dla niego wyczerpujące, gdyż noga w gipsie w
wielu rzeczach mu przeszkadzała.
- Dziękuję ci z całego serca, Danielle. Nie wiem, co
bym zrobiła, gdybyś nie wzięła jej do siebie. – uśmiechnęła się do Peazer
brunetka.
- Daj spokój. – machnęła na nią ręką Dani – Louise
to złote dziecko, a i w końcu muszę zacząć być bardziej odpowiedzialna. W końcu
kiedyś i ja będę miała potomstwo.
- Nie żartuj sobie. Ty, nieodpowiedzialna?
Przecież.. zaraz, co takiego? – Mer natychmiast spoważniała. Mimo tego, że nie
znała zbyt długo i za dobrze Danielle, mogła powiedzieć, iż obie bardzo się
polubiły – Jesteś w ciąży?
Danielle skinęła jej głową.
- Gratuluję wam! – rzuciła jej się na szyję – To
takie piękne.
- Liam powiedział dokładnie to samo. – zachichotała
Dani, a Mer ponownie ją przytuliła.
- Cieszę się waszym szczęściem.
Tym razem droga samochodem nie była tak krępująca
jak poprzednim razem. Tommo wraz z
Louise pogrążyli się w rozmowie na temat zbliżającego się meczu, z którym miał
grać klub szatyna. Lu była bardzo podekscytowana tym, że zna sławnego Louis’a
Tomlinson’a, a ten z kolei próbował powstrzymywać się od ciągłego patrzenia się
na Margaret.
Po dwudziestu minutach podróży, Mer zaparkowała pod
swoim mieszkaniem. Z nieba przestało padać, ale za to ciemne chmury nie
odpuściły sobie przebywania na nim. Było już po osiemnastej, a Mer całkowicie
wyleciało z głowy, że powinna jeszcze odwieść Lou pod hotel. Poprosiła Louise,
by poszła już do domu, uprzednio wręczając jej klucze, a sama przeniosła swoje
szare tęczówki na Louis’a.
- Wejdziesz? – zapytała się go niepewnie. Kąciki ust
Lou uniosły się ku górze. – Chyba, że naprawdę musisz być już w hotelu, więc
cię odwiozę..
- Z chęcią wejdę. W końcu spędziłem prawie całe
popołudnie w twoim samochodzie.
- Hej, nie moja wina, że w mieście były korki. –
zaśmiała się brunetka, a piłkarz pokręcił głową na boki – Co?
- Lubię to, w jaki sposób się śmiejesz. – powiedział
cicho szatyn, a policzki Margaret oblały się rumieńcem.
- Chodźmy już na górę. – szepnęła Padolsky,
otwierając drzwi, aby wyjść z pojazdu.
Dziesięć minut później, cała trójka siedziała w
kuchni, przy stoliku pochłonięta w rozmowie na temat minionego dnia. Przede
wszystkim, Mer z Lou słuchali opowiadań Louise, jak spędziła swój dzień w
szkole, posyłając sobie nawzajem ciepłe uśmiechy. Margaret, w międzyczasie
przygotowywała sos pomidorowy, który miała zamiar podać z gotującym się
makaronem spaghetti.
Gdy danie było już gotowe, postawiła trzy talerze na
stole z pachnącym posiłkiem. Louise od razu wzięła się za konsumowanie kolacji,
a w tym czasie Mer zajęła miejsce między córką, a Louis’em. Chłopak zakochał
się w daniu, jakie przygotowała brunetka, obsypując ją tysiącami komplementów,
które także skomentowała Lulu. Mała Padolsky przypomniała swojej mamie o
spalonych sprzed kilku dni zapiekankach oraz za słonych zupach.
- Och, Lu. Nie każdy jest we wszystkim dobry. –
powiedział wesoło szatyn – Może twoja mama nie umie przyprawiać niektórych
posiłków, ale spaghetti robi wyśmienite.
Louise nieco się zdziwiła, kiedy piłkarz powiedział
‘twoja mama’, jednak napotykając wesołe spojrzenie rodzicielki od razu się
rozpromieniła.
- Musiałbyś zjeść, by uwierzyć. – zachichotała
dziewczynka, kończąc swój posiłek i popijając go wodą.
- Ej, ja was słucham! – Mer spojrzała wymownie na
swoich towarzyszy – Louise, idź się umyć. Ja pozmywam naczynia.
- Ale mamoooo – jęknęła Lu – Louis mi obiecał, że
obejrzymy jeszcze jakiś film.
Margaret tym razem spojrzała na szatyna, który
wzruszył tylko bezwładnie ramionami.
- Jest już późno. Obejrzycie film kiedy indziej. –
powiedziała spokojnie, a Lulu zsunęła się z krzesła i powędrowała do łazienki.
– Już mi dziecko buntujesz?
Tomlinson nachylił się nad stolikiem z wesołym
uśmiechem na ustach.
- Skąd! – odparł – Zajmowałem się młodszymi
siostrami i jakoś nie widać po nich oznak buntu.
Margaret przyjrzała mu się uważniej i dopiero wtedy
spostrzegła, iż był ubrany w kremowy sweter oraz czarne, dopasowane spodnie.
Jego włosy były wzburzone, a oczy błyszczały.
Brunetka upiła łyk wina, które nalała na samym
początku sobie i Louis’owi do kieliszków.
- Tęsknisz za nimi?
- Za kim? – chłopak nie od razu zrozumiał pytanie
dziewczyny.
- Za Lottie, Fizzy, bliźniaczkami… - szepnęła Mer.
Tomlinson zmarszczył czoło, zastanawiając się, skąd
recepcjonistka mogła wiedzieć o imionach jego sióstr, ale wpadło mu do głowy,
że przecież był piłkarzem, a siostry dość często na portalach społecznościowych
go wspierały.
- Każdego dnia. – głos Louis’a był przepełniony
smutkiem – sezon kończy się za miesiąc, więc wtedy będę mógł wrócić do
Doncaster.
Ciche ‘och’ wyrwało się z ust brunetki.
- Wiesz, że mój brat się przyjaźnił z Lottie? –
zapytała się, a chłopak uniósł brwi ku górze – Robert Padolsky. Mój młodszy
brat. W Doncaster mieszkaliśmy obok was.
- Nigdy cię nie widziałem.. – zamyślił się chłopak.
- Zaraz po skończeniu liceum wyjechałam do Londynu.
To znaczy.. byłam zmuszona, bo moja matka niezbyt wesoło przyjęła wiadomość, że
miałam urodzić dziecko.
- Przykro mi. – szepnął szatyn.
- W porządku. – Mer posłała mu delikatny uśmiech, po
czym wstała z krzesła, zabierając brudne talerze ze stołu i podchodząc do
zlewu, aby je umyć. Czuła na sobie wzrok szatyna, jednak starała się nie
przejmować tym, iż była obserwowana.
Kiedy skończyła, wytarła dłonie w ścierkę i
odwróciła się od zlewu, jednak Louis zaszedł jej drogę. Otóż, Tommo stał przed
nią z poważną miną. Margaret mogła przyjrzeć się dokładnie jego twarzy, która z
bliska była równie idealna, co z daleka. Jedyne, co uległo zmianie sprzed ich
ostatniego spotkania, w restauracji, chłopak miał delikatny zarost, który
dodawał mu tylko uroku. Pojedyncze pasmo spadło Mer na twarz, a Louis w wolnym
tempie ujął je w swoje palce i założył dziewczynie za ucho. Taki drobny gest, a
uczucie, jakie kłębiło się w podbrzuszu Padolsky odebrało to jako głębokie
doznanie. Następne, co Mer zdołała
uchwycić to błyszczące tęczówki swojego towarzysza, które znajdowały się coraz
bliżej jej twarzy. Margaret stanęła na palcach i zamknęła przestrzeń, jaka
między jej ustami, a wargami chłopaka się pojawiła. Jedna dłoń piłkarza
spoczęła na biodrze brunetki, a drugą złapał za jej podbródek, by po chwili
jego język wślizgnął się do ust Mer. Chłopak tak napierał na dziewczynę, że ta
czuła na swoich pośladkach kant zlewu, jednak w tamtej chwili było to
nieistotne. Margaret czuła się jakby czas stanął w miejscu, a dookoła nich
unosił się magiczny pyłek, który sprawiłby, iż para uniosłaby się do samego
sufitu, połączona w czułym pocałunku, tak jak w filmach dla dzieci. Zdała sobie
sprawę, że Tomlinson powoli kończy ich pieszczotę, zagryzając delikatnie jej
dolną wargę. Mer otworzyła oczy w tym samym momencie, co piłkarz i oboje
spłonęli rumieńcem, kiedy ich spojrzenia się skrzyżowały.
Margaret Padolsky nigdy nie czuła się tak
niesamowicie podczas pocałunku.
- Em, pójdę wziąć prysznic. Jeśli chcesz, to zajrzyj
to Lu, czy coś. – Mer zaczęła się jąkać, a Lou skinął jej głową.
Brunetka wyszła z kuchni i poszła do swojej
sypialni, aby zabrać z niej pidżamę oraz czystą bieliznę. Następnie skierowała
się do łazienki i zakluczyła drzwi. Rozebrała się weszła pod prysznic,
rozkoszując się ciepłą wodą, która w kojący sposób pieściła jej ciało.
Przez cały czas myślała tylko o tym jak miękkie są
usta Lou i jak cudownie się wtedy czuła, kiedy się całowali. Z całą pewnością
chciałaby to powtórzyć. To był jej pierwszy pocałunek z Louis’em Tomlinson’em.
Ba, to był jej pierwszy pocałunek od lat!
Kiedy skończyła spłukiwać pianę ze swojego ciała,
wytarła się ręcznikiem i przebrała w krótkie, czarne spodenki oraz fioletową
koszulkę z długim rękawem, która już od wielu miesięcy służyła jej tylko do
spania. Swoje mokre włosy rozczesała i wysuszyła suszarką. Umyła zęby i
przyjrzała się swojemu odbiciu w lustrze. Jak na dziewczynę z siedmioletnim
dzieckiem i pracą recepcjonistki – wyglądała bardzo młodo i nawet dobrze.
Westchnęła cicho i wyszła z łazienki, kierując się
do swojej sypialni, jednak po drodze zahaczyła jeszcze o pokój swojej córki,
ciekawa tego, co właśnie robiła. Stanęła przy ścianie i przysłuchiwała się
rozmowie Louise z Lou. Przeszło jej
przez myśl, że ta zbieżność imion była dla niej niezłym kłopotem!
- Nie mogę uwierzyć w to, że mój ulubiony piłkarz
siedzi w moim pokoju i czyta mi bajkę na dobranoc. – Lu zachichotała w
maskotkę, którą dostała od Tommo.
Tomlinson uśmiechnął się do dziewczynki, widząc
dołeczek w jej policzku.
- Ej, bajka o „Lwie i owcy” wcale nie jest taka zła!
– Oburzył się na żarty chłopak.
- Och, taak. – zaśmiała się brunetka – Zwłaszcza
moment, kiedy Lew uświadamia sobie, że nie może żyć bez owcy, po tym jak ją
zjada. Bardzo pouczająca książka.
- I zdradziłaś mi jej zakończenie. Niedobra
dziewczynka! – zaczął ją łaskotać, jednak po chwili przestał i uśmiechnął się
do niej ciepło – Śpij dobrze, szkrabie.
- Dobranoc, Lou.
Serce Mer podskoczyło do gardła, kiedy uświadomiła
sobie, że Louis wychodzi z pokoju jej dziecka. W ułamku sekundy znalazła się w kuchni,
gdzie szybko chwyciła szklankę z wodą i udała, iż ją pije. Bardzo wzruszyła
się, gdy usłyszała rozmowę jej córki z piłkarzem. Nie mogła sobie wyobrazić
lepszego widoku.
- Mer? – usłyszała pytanie szatyna.
- W kuchni! – odparła nie za głośno, aby nie obudzić
dziecka. Chłopak oparł się o framugę i wpatrywał się w dziewczynę – Zasnęła?
- Myślę, że tak. – posłał jej uśmiech – Em, ja już
będę się zbierał. Późno jest.
Zegar wskazywał godzinę dziesiątą trzydzieści.
- Louis?
Chłopak uniósł brwi i ich spojrzenia się
skrzyżowały.
- Zostań, proszę.