piątek, 20 września 2013

Rozdział Dwunasty



Autorka: Dobry wieczór. Wiem, że druga połowa tego rozdziału nie jest zachwycająca, jednak musiałam przez to jakoś przebrnąć. Zrobiłam sobie w tym tygodniu 4-dniową przerwę w pisaniu i nie wyszło mi to najlepiej.
Wybaczcie.
Jutro wieczorem może pojawić się rozdział na MTF.
Dziękuję za każdy komentarz. To motywuje. Kocham was xx


Londyn, 2013
Kiedy Louis, następnego ranka, zjawił się pod mieszkaniem Mer, dziewczyna od razu zaprosiła go do środka, na herbatę, której szatyn nie odmówił. Miło spędzili poranek, przy stoliku, pijąc gorącą, cytrynową Yorkshire Tea oraz zajadając się croissantami, które przywiózł ze sobą piłkarz. Mimo obaw Margaret, które przede wszystkim nawiązywały do lekkości ich rozmowy, o jaką się bała po ostatnich wydarzeniach – ich konwersacja płynęła swoim własnym, płynnym torem, bez grama niezręczności. Niby się tylko całowali, jednak nie był to niewinny pocałunek; ich, był pełen namiętności i czegoś, co z pewnością dla Mer było obce – czyli uczucie.
Dwadzieścia minut po przybyciu Tommo, obecnością zaszczyciła ich Louise, która na widok swojego idola, od razu rzuciła mu się na szyję, wesoło się śmiejąc z łaskotek, inicjatorem których był szatyn. Chłopak bardzo lubił przebywać, nie tylko w towarzystwie brunetki, ale także jej córki. Wtedy czuł, że jego szybkie tempo życia nieco zwalnia, a i możliwe nawet, iż wraca do normy. Od zawsze pamiętał, że jego świat krążył tylko wokół piłki. Zazwyczaj na drugim miejscu była przyjaźń, ‘miłość’. Teraz, w zaledwie kilka miesięcy, zrozumiał, iż postępował niewłaściwie. Doszedł do wniosku, iż właśnie przyjaciele sprawiają, że jego życie było lepsze i z pewnością bogatsze w doznania, niż sport. Mimo tego, kochał piłkę nożną nad życie. Pozostawała tylko jedna osoba, która konkurowała z jego miłością. Dziewczyna o szarych oczach, bladej cerze, brązowych włosach oraz cudownie malinowych ustach. Dziewczyna, która pracowała w hotelu jego dobrego znajomego; dziewczyna, która miała córkę z jego najlepszym przyjacielem, dziewczyna, będąca jednocześnie jedyną, której pragnął, a której bał się dotknąć, by nie wywołać u niej bólu, by nie sprawić, iż zniknie. Bał się jej kruchości, delikatności i wrażliwości. Louis po prostu bał się ją skrzywdzić.
Lulu poszła się przebrać do swojego pokoju, a w tym samym czasie, para nie spuszczała z siebie kontaktu wzrokowego. Byli tylko oni; otaczający ich świat nie istniał. Wtedy Louis, przymknął na chwilę powieki, by na powrót je otworzyć. Otworzył usta, by coś powiedzieć, jednak nie przychodziło mu to z łatwością.
- Mer, pamiętasz moją byłą dziewczynę? – zapytał wprost, a brunetka skinęła mu głową, na potwierdzenie. Osobiście zamieniła z nią kilka zdań, gdy kupowała córce sukienkę, ale nigdy oficjalnie nie zostały sobie przedstawione. Jednak wtedy, Padolsky by nie przypuszczała, że zakocha się w Louis’ie. – Eleanor jest moją przyjaciółką i… zaprosiłem ją na dzisiejszy mecz..
Szatyn zmieszał się trochę. Bał się reakcji Margaret na jego wyznanie. Bał się, że zareaguje w jakiś przesadzony sposób i będzie miała mu to za złe. Zamiast tego, Mer położyła swoje dłonie na dłoniach piłkarza. Teraz, ich splecione ręce leżały na stole, a odległość jaka ich dzieliła, wynosiła zaledwie metr.
- Dlaczego mi to mówisz? – szepnęła z troską w głosie brunetka.
- Chciałem, żebyś wiedziała, ponieważ jesteś dla mnie ważna i… wiedz, że między mną, a nią już nic nie ma. W sumie nigdy nie było. Jesteśmy tylko przyjaciółmi, jak dalej i… - chłopak zaczął mówić bez ładu i składu.
- Lou – przerwała mu brunetka, głaszcząc opuszkami palców jego dłoń – Nie musisz mi się tłumaczyć. Mi także na tobie zależy i z pewnością nie mam zamiaru mieć ci za złe tego, że przyjaźnisz się z Eleanor.
Margaret uśmiechnęła się, co też udzieliło się szatynowi. Jeszcze nigdy nie czuł się tak dobrze. Rozmowa z Mer uświadomiła mu, że naprawdę zaczynał, coraz bardziej, zakochiwać się w brunetce.
- Dziękuję – szepnął Tomlinson.
- Mamo, gdzie jest mój plecak? – do kuchni wbiegła Louise, szukając po kątach swojego czerwonego tornistra. – Nigdzie go nie mogę znaleźć.
Margaret wywróciła oczami, posyłając Lou’iemu przepraszający uśmiech. Wyplątała dłonie z jego uścisku i podniosła się z krzesła, idąc do salonu i wyjmując spod fotela zagubiony przedmiot jej córki.
Lulu podeszła do brunetki i wzięła od niej plecak, machając piłkarzowi i idąc do swojego pokoju, aby móc się spakować.
- Nie sądziłem, że zgubienie plecaka jest możliwe. – zauważył szatyn, śmiejąc się pod nosem.
- Oj, uwierz mi. To dopiero jest początek. – zachichotała dziewczyna.
Louis wstał od stołu i podszedł do brunetki. Stanął naprzeciwko niej, a ich spojrzenia się spotkały.
- Muszę już iść. Mam za godzinę trening. – odparł cicho, odgarniając kosmyk włosów Mer za jej ucho. – Do zobaczenia o ósmej?
Margaret skinęła głową, jednak dłoń Lou chwyciła jej podbródek i uniosła lekko górze. Chłopak oblizał swoje wargi i przeniósł spojrzenie z pięknych oczu dziewczyny, na jej usta. Mer stanęła na palcach i zbliżyła swoją twarz do piłkarza, w ten sam sposób ich usta się złączyły, a para zamknęła machinalnie oczy, delektując się swoją bliskością. Louis wolną dłoń położył na plecach brunetki i przyciągnął ją bliżej swojego torsu, przez co Mer uśmiechnęła się pod ustami chłopaka, w ten sam sposób umożliwiając jego językowi drogę do odnalezienia języka Margaret i ich kontakcie, który ani na chwilę nie został przerwany. Przyjemne ciepło rozlało się w brzuchu dziewczyny, które towarzyszyło jej za każdym razem, gdy dotykał ją szatyn. To była ich chwila. Moment, w którym ich ciała nie zostawiły między sobą ani centymetra przestrzeni. Moment, gdzie świat, jaki ich otaczał – przestał istnieć, by zastąpiła go bliskość drugiego człowieka. Ten krótki moment, skończył się w chwili, gdy Margaret usłyszała kroki Louise, dochodzące z przedpokoju. Zakończyła pocałunek, delikatnie oblizując dolną wargę chłopaka, który także powoli się oddalał od brunetki. Ich spojrzenia ponownie się skrzyżowały, a Mer przeszyła fala gorąca.
- Mamooo, za czterdzieści minut mam być pod Big Ben’em. Nie zdążymy.. – jęknęła Lulu, siadając przy stole i biorąc kawałek croissanta w dłoń.
Czasami, Margaret zastanawiała się, kto był w mieszkaniu dorosły; ona, czy jej córka. Bywały dni, takie jak tamten, gdzie właśnie Louise zachowywała się dojrzalej od niej. Lu, mimo tego, iż miała siedem lat, była dość rozwiniętą dziewczynką. Bardzo łatwo przyswajała wiedzę i sporo pamiętała z lekcji. Mer nigdy nie miała takiego ‘daru’. Musiała kuć po nocach, by zdać, a jej córka, nadzwyczajniej tego nie potrzebowała. Po prostu była inteligentna, bardzo inteligentna, co za pewne było odziedziczone z genami Harry’ego.
- Już się zbieram, skarbie. – powiedziała brunetka, odprowadzając Louis’a do drzwi. Stanęła przy nich i nacisnęła na klamkę, a kiedy chłopak przeszedł na korytarz, stanęła w progu i uśmiechnęła się promiennie. – Powinnam ci życzyć szczęścia na meczu?
Usta Tomlinson’a wykrzywiły się w łobuzerskim uśmiechu.
- Uwielbiam twój uśmiech, M. – chłopak przygryzł wargę, a policzki Mer w tym samym momencie oblały się różowym odcieniem – I nie musisz. Wystarczy, że przyjdziesz, a na pewno wygram.
- Czy ty mną manipulujesz? – brunetka uniosła brwi ku górze.
- No nie wiem… może?
Następnie po korytarzu rozległ się chichot dwóch osób. Louis spojrzał w oczy Margaret, a następnie posłał jej ciepły uśmiech.
- Do zobaczenia wieczorem, panie Tomlinson. – Padolsky uśmiechnęła się do chłopaka.

Mer zaparkowała na zatłoczonym już parkingu. Odpięła pasy i wyłączyła silnik. Louise nuciła pod nosem jakąś piosenkę, poprawiając swoją turkusową kurtkę. Spod białej, zwykłej czapki wełnianej, wisiały dwa warkocze, które uprzednio zrobiła jej mama. Lulu była strasznie podekscytowana tym, iż pierwszy raz w życiu miała być na meczu i to jeszcze nie jakiegoś podrzędnego klubu, ale London Club, który jest znany na całą Anglię i posiada najlepszych zawodników. Bynajmniej tak uważała Louise.
Margaret rzuciła uśmiech swojej córce i wyszła z pojazdu, biorąc swoją brązową torbę w dłoń. Kiedy obie brunetki wyszły z Mini Cooper’a, a Padolsky zamknęła pojazd i skierowały się w stronę stadionu. Pogoda nie zanosiła się na odpowiednią do gry, jednak ludzie, zarządzający tamtą placówką doszli do wniosku, iż zadaszenie będzie odpowiednią opcją przy takich warunkach.
Chaos, jaki panował w środku był nie do opisania. Każdy mężczyzna, nawet kobiety, były ubrane i pomalowane w barwy klubów, jakim kibicowały. Wesoła aura udzieliła się nawet Mer, która jednak nie do końca była przekonana, co do tego wypadu. Mimo tego, iż była recepcjonistką, osobą, wokół której obracało się mnóstwo ludzi – nie przepadała na przepychem.
Louise pociągnęła swoją rodzicielkę za rękaw płaszcza i, kiedy Mer spojrzała na brunetkę, ta pokazała palcem dwójkę chłopców, którzy stali kilka metrów przed Padolsky. Blond włosy starszego chłopaka były bardzo charakterystyczne i Margaret jednogłośnie stwierdziła, iż był to Niall Horan, a chłopiec, stojący obok niego musiał być jego bratem.
- Chodźmy do nich. – zaproponowała Lu, a brunetka pokręciła głową – Dlaczego?
Mer nie do końca przemyślała odmowę swojej córce. W sumie, to nie było żadnych powodów ku temu, by nie podchodzić do braci Horan.
- To idź się przywitaj z Ethan’em, a ja będę stała w kolejce. – Padolsky wskazała na ludzi, ustawionych w rządku przed nią.
Po dwóch minutach stania w jednym miejscu, Louise wróciła do swojej matki z uśmiechem na ustach.
- Niall powiedział, że możemy wejść z nim i Ethan’em.
Margaret rozejrzała się wokół siebie, napotykając szeroki uśmiech Niall’a. Gestem dłoni wskazał, by Padolsky do niego podeszła, więc wzięła Lu za rączkę i zmierzyły do Horanów.
Po pięciu minutach oczekiwania na swoją kolej, czyli skasowanie biletów na mecz – cała czwórka weszła na trybuny. Mer nie mogła opanować uśmiechu na widok tych wszystkich ludzi, którzy przyszli kibicować. Jedna strona stadionu była żółto czerwona, a druga biało czarna.
Louise wraz z Ethan’em usiedli obok Niall’a i Harry’ego, który pomachał entuzjastycznie brunetce. Dziewczyna odwzajemniła jego gest, powoli idąc w stronę wolnego miejsca, na siedzeniach, które były umieszczone rząd wyżej.
Gdy usiadła, Styles odwrócił się do niej i podał biało czarny szalik kibica, na który zareagowała z promiennym uśmiechem.
- Widzę, że wspierasz swojego chłopaka. – zauważył brunet. Jednak Mer nie zdążyła mu odpowiedzieć, gdyż chłopak od razu uniósł swój wzrok na osobę, będącą zaledwie kilka metrów od przyjaciół piłkarza – O, Eleanor. Hej.
Brunetka o piwnych oczach, ubrana w czarne rurki, takiego samego koloru botki z ćwiekami po bokach, beżowy, rozciągnięty trochę sweter oraz oliwkową kurtkę ze skórzanymi rękawami, stała z butelką coli w ręce i uśmiechała się szczerze do Harry’ego. Kiedy napotkała Margaret, dosłownie na sekundę, jej uśmiech zanikł, ale tylko po to, by ponownie zawitał na jej ustach.
Padolsky odwzajemniła jej gest. Harry zaczął rozmawiać z Niall’em, jednak co chwilę zerkał w stronę dziewczyn, by zbadać sytuację.
- Ty musisz być tą sławną Margaret, o której tyle słyszałam. – Calder podała recepcjonistce dłoń.
- Wystarczy Mer. – brunetka uścisnęła rękę dziewczyny – Miło mi cię poznać, Eleanor.
Ekspedientka ponownie obdarowała Margaret przyjaznym uśmiechem, a następnie zajęła miejsce obok niej. Dziewczyny, po krótkiej chwili milczenia, pogrążyły się w ciekawej dla nich rozmowie o ciuchach i odpowiednich kosmetykach. Dogadywały się doskonale. Aż Harry stwierdził, iż wcale nie powinny przychodzić na ten mecz, tylko pójść na jakieś kilkugodzinne zakupy. Mer przyjęła tę uwagę obojętnie, za to Eleanor podchwyciła temat i zaproponowała Padolsky, by kiedyś spędziły razem czas w centrum handlowym. Oczywiście Mer nie mogła odmówić, więc stwierdziła, że przemyśli tę propozycję. Brunetka nie była jeszcze w stu procentach ufna, co do Calder. Dziewczyna może i nie sprawiała złego wrażenia, jednak życie nauczyło Padolsky, by nie ufała ludziom zbyt szybko.
- O, zaczyna się! – krzyknęła podekscytowana Louise.
Ku szczęściu Mer, Eleanor nie pytała się, kim była Lu. Istniało prawdopodobieństwo, iż Louis jej wszystko powiedział i teraz nawet eks dziewczyna szatyna mogła wiedzieć o tajemnicy, jaką niegdyś skrywała przed nim Mer. Jednak wszystkie podejrzenia poszły w zapomnienie, kiedy na murawę weszły dwie drużyny. Obie równie mocno nie mogły się doczekać końcowego wyniku.
Walka o piłkę, na boisku, toczyła się już od dobrych czterdziestu minut. Mimo wielu akcji, żadna z drużyn nie była w stanie strzelić bramki, gdyż zawsze uniemożliwiała im to obrona drugiego klubu. Tym razem, Louis postanowił zaryzykować i zrezygnować ze wskazówek ich trenera. Kiedy tylko piłka trafiła do niego, wymierzył sobie swój własny tor i biegł w stronę pola przeciwników. Obok niego, raz po raz, pojawiali się jego koledzy z klubu, jednemu z nich podał piłkę, ale tuż po chwili ten mu ją oddał, gdyż został zablokowany przez piłkarza z Borussii. Louis po prostu biegł. Gdy znalazł się w odpowiedniej odległości od bramki, by nie wchodzić w pole karne, zatrzymał się i już miał zamiar kopnąć piłkę w siatkę bramki, kiedy ktoś uderzył w niego z nadzwyczajną siłą. Napastnik poślizgnął się po murawie, oczywiście specjalnie, i uderzył nogami w łydki Tomlinson’a, w ten sam sposób odbierając mu piłkę. Louis przewrócił się na plecy, a ból w lewej nodze przez chwilę nie ustawał. Dopiero, kiedy policzył w myślach do pięciu – otworzył oczy i ujrzał nad sobą dwóch sanitariuszy, którzy ‘naprawiali’ jego nogę. Dziwny sprej zniwelował ból, a woda wciśnięta przez kogoś w jego dłoń od razu powędrowała do ust chłopaka. Z pomocą jednego mężczyzny podniósł się z murawy, udając przed wszystkimi, iż noga wcale go nie boli. Tego nie miał w planach. Poległ na całej linii.
Niewiadomo kiedy, ogłoszono przerwę po pierwszej połowie meczu. Z wynikiem zero do zera, piłkarze zeszli z boiska, kierując się do swoich szatni. Louis był zły nie tylko na siebie, za to, że próbował sobie coś udowodnić, ale na sędziego, który nawet nie zauważył faula, jakiego był ofiarą Tommo. Zero konsekwencji dla gracza z drużyny przeciwnej.
Mer przez chwilę wpatrywała się w telebim, który ukazywał powtórkę faula, niezarejestrowanego przez sędziego. Twarz Louis’a była wykrzywiona w grymasie. Brunetka nie za bardzo wiedziała, co powinna poczuć. Zmartwiła się, kiedy Tomlinson’owi została w tak brutalny sposób odebrana piłka.
Niall, widząc wyraz twarzy recepcjonistki, posłał jej krzepiący uśmiech.
- Ej, będzie dobrze, Mer. – zapewnił ją – Nie takie rzeczy się tam działy.
Zewnętrznie – była oazą spokoju, natomiast wewnętrznie czuła, że zaraz wybuchnie. A to było powodem słowami, jakie wypowiedział Irlandczyk.
- Nie słuchaj tego imbecyla. – dołączyła się Eleanor – To nic wielkiego. Jedna, dwie wizyty u lekarza i wszystko będzie dobrze. Uwierz mi.
Po tym stwierdzeniu, Mer doszła do wniosku, iż powinna się zaznajomić z zasadami tej gry. Czuła, że zawiodła samą siebie, nie znając reguł piłki nożnej, a mieszkanie z dzieckiem, które ma hopla na tym punkcie wcale nie stawiało jej w lepszym świetle.
Louise podała swojej mamie butelkę z herbatą cytrynową i uśmiechnęła się ciepło, co brunetka także odwzajemniła. Jednak jej uśmiech nie był zbyt przekonywujący.
- O, zaczyna się druga połowa! – krzyknął Ethan.
Nikomu nie przeszkadzały krzyki chłopca, gdyż wokół nich był już i tak konkretny chaos. Mnóstwo kibiców London Club była oburzona brakiem reakcji na faul ich gracza, który, z drugiej strony chciałby już zapomnieć o tym, co wydarzyło się na boisku parę minut wcześniej.
Po motywującej przemowie Cavanaugh’a, drużyna była jak nowonarodzona. Z wyjątkiem Tomlinson’a, który obawiał się, iż trener już go nie wpuści na boisko. Jak bardzo miał w tym racji! Kiedy rozpoczęła się druga połowa, zamiast niego wszedł jakiś Francuz, będący świeżym nabytkiem klubu. Z jednej strony, Louis mógł odpocząć, a drugiej czuł, że zawiódł i to bardzo.
Po trzydziestu minutach, kiedy jeden z BVB dostał czerwoną kartkę za sfaulowanie piłkarza LC, Lou nieco się ożywił i podniósł z miękkiego fotela, by stanąć naprzeciw swojemu trenerowi.
- Mogę wejść. – zapewnił go szatyn – Jest już lepiej.
- Tomlinson, ledwo chodzisz. Siadaj na ławkę! – odparł mężczyzna, jednak Tommo się nie poddawał.
- Matt, oboje wiemy, że nie wygramy tego meczu, jeśli mnie nie wpuścisz na boisko.
Louis nie wiedział, dlaczego akurat takie słowa padły z jego ust. Bardzo chciał zagrać w tym meczu od początku do końca, bez zbędnej kontuzji.
- Nie podoba mi się ten pomysł, ale masz rację. – westchnął Matthew, po czym powiadomił sędziów, iż w jego drużynie zachodzi zmiana.
Tommo był cholernie ucieszony z powodu, iż może znowu wejść na boisko i pokazać, jak bardzo jest silny. Nie, żeby wykorzystywał to w zły sposób. Dzisiejsza akcja była jednorazowa. Nigdy nie pomyślał, że mógłby być najlepszy ze swojego klubu. Sam nie był kapitanem, do czego nie dążył. Chciał być po prostu dobrym graczem, dobrego klubu. Dziecinne zachowanie, jakie w niego wstąpiło w chwili, gdy prosił trenera o wejście na boisko, było tylko jednym takim występem.
Zostały cztery minuty do końca meczu. Louis, mimo lekkiej kontuzji i bólu w lewej nodze, starał się dotrzymywać tempa, jakie nadała mu drużyna. Chciał dać z siebie wszystko, ale nie kosztem klubu. Dobrze wiedział, ile dla nich znaczył ten mecz. Dla niektórych mogła to być ostatnia gra, dla innych pierwsza, jednak cel był ten sam – wygrać fair.
Piłka została, w dość łatwy sposób, przejęta przez szatyna, który dążył do bramki przeciwników. Miał czyste pole. Mógł strzelić i sprawić, iż wszyscy zaczęliby go jeszcze bardziej uwielbiać, ale nie obrał sobie tego za cel. Chciał robić to, co kochał. Nic więcej.
Gdy ujrzał, po swojej prawej stronie Josh’a, nie zastanawiając się nawet, podał mu piłkę, a później Devine strzelił prosto w środek bramki BVB. Równo z golem – został ogłoszony koniec meczu.
Wszyscy czekali na werdykt, czy sędziowie zaliczą strzał.
- I co? I co? – dopytywała się jakaś dziewczynka, siedząca za Mer i Eleanor.
Na telebimie ukazał się wielki napis: 1:0.
Czarno biali kibice zaczęli wiwatować i śpiewać jakieś bliżej niezrozumiałe piosenki, podczas, gdy na boisku, Josh Devine został przygnieciony swoimi kolegami z drużyny. Ledwo co idący Louis, nawet rzucił się na bruneta i pogratulował jego bramki.
Kiedy emocje już nieco opadły, jednak tylko odrobinkę, piłkarze podziękowali za grę swoim przeciwnikom i poszli w trybuny, by podziękować za wsparcie kibicom.
Eleanor spojrzała na swoją towarzyszkę i uśmiechnęła się do niej ciepło, co i brunetka odwzajemniła. Wszystko zapowiadało się dobrze. No właśnie, zapowiadało, ponieważ w pewnym momencie, znikąd, pojawiła się petarda wystrzelona w sam środek stadionu. Wszyscy zamarli, a niepożądany przedmiot roztrzaskał się na telebimie, wywołując spięcie.
Niby drobny incydent, zdarzyć się mógł przy każdym możliwym meczu, a padło akurat dziś.

9 komentarzy:

  1. Szalona ! Co tu się dzieje !
    Oh Lou i Mer jednak do siebie pasują. Ten ich pocałunek i ich przemyślenia. ah *.* Zmienilam zdanie. Mogą być razem. POZWALAM.

    Eleanor jest coś za bardzo idealna. Coś tu się kroi czy mi się tylko wydaje ? Intrygi i te sprawy :D

    Niall ? Strasznie go mało w tym opowiadaniu . Nie wiem co mam o nim myśleć :c

    Harold jest Haroldem. Nic dodać nic ująć .

    Wtf z tymi petardami ? :o

    Napisz coś czasem w 1 os. Zawsze jest to jakieś urozmaicenie :D

    Mój komentarz nie ma, ani ładu ani składu ... ALE JEST :D

    OdpowiedzUsuń
  2. świetny < 3 Lou i Mer mają być razem ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. świetny <3 najlepszy początek-Loumer <33 awwwww uwielbiam ich <3 na meczu było emocjonująco, Louis faulowany, smutno :( ale ta petarda, żal mi tego idioty co ją wypuścił -.-
    Życzę weny i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Przerwałam oglądanie filmu, bo nie potrafiłam się na nim skupić, haha. Cały czas myślałam tylko o tym rozdziale, kiedy w końcu będę go mogła przeczytać. Więc dla świętego spokoju dałam pauzę i jestem :)

    Czy Loumer może być jeszcze bardziej idealne? Rozpływam się jak czytam jak eis dobrze dogadują, te ich pocałunki. jak to się stało, że jeszcze oficjalnie nie są parą?
    Opisanie meczu wyszło Ci idealnie. Mogłaś dodać jeszcze kilka szczegółów, ale efekt końcowy bardzo mnie zadowolił <3 Nie mogłam się doczekać tego wydarzenia. I przestań pieprzyć, że druga połowa nie jest zadowalająca. Mam Ci znowu trzasnąć przez monitor, tak bardzo tego pragniesz? ;p

    Oby ta kontuzja Lou nie była zbyt poważna. Nie mógł spokojnie usiedzieć na ławce, co? Żeby tylko nie pogorszyło mu się przez to wyjście.
    Masz zamiar coś rozkręcić z tą petardą? Kibole czy coś? Oo
    OMFG! Wystraszyłaś mnie tym! Jeszcze na koniec, niech Cię szlag! <3
    Znowu będę czekać z utęsknieniem na następny!

    Dużo weny na kolejne rozdziału, kochana!
    <3

    OdpowiedzUsuń
  5. w końcu się doczekałam rozdziału! ^.^ już myślałam ze o nas zapomiałaś czy cuś :P ale do celu Weronika, do celu...

    chronologicznie pierwszą sytuacją w tym rozdziale był poranek Loumer'a i Louise ^.^ ahhhh moje gołączbeki znowu się całowały <33 mimo iż chciałabym więcej takich scen to zawsze obawiam sie tego że Lulu wkroczy do pokoju i nakryje ich w tej niezręcznej sytuacji dlatego nawet nie wiesz jak duży kamień spadł mi z serca kiedy przeczytałam ze przerwali pocałunek słysząc kroki małej. musisz ich gdzieś ulokować sam na sam bo inaczej nabawię się jakiejś nerwicy lub dostanę zawału xd

    potem był mecz. kiedy napisałaś że Niall zaproponował Margaret i Louise wejście razem z nim i Ethan'em na trybuny to pojawiła się u mnie w głowie taka 'grzeszna' myśl że nie pogardziłabym też Mer i Horan'em gdyby byli razem hahah ale nie to raczej wykluczone a te moje przemyślenia to chyba przez to ze tęsknię za Chiall'em w MTF :(
    chociaż bardzo lubię a wręcz uwielbiam Els w tym opowiadniu jak i w realu to tutaj ta jej sypmatia do Podolsky była dość podejrzana (?) i nw czy to było takie zbicie z tropu czy dziewczyny rzeczywiście podpadły sobie do gustu. lecz cokolwiek w ich sprawie napiszesz napewno z chęcią przeczytam :)

    kontuzja Lou. czułam to, czułam jeszcze zanim rozpoczą się mecz! mam tylko nadzieję ze nie sfaulował go Lewy, Błaszczykowski czy Piszczek xd teraz zalecam Louis'owi kuracje w domu, w towarzystwie pięknej Margaret Podolsky :D oh niech pobędą sobie razem ^.^
    jeszcze co do tej racy (czy co to tam było) rzuconej na murawę myślę że nikomu nic się poważnego nie stało O.o

    czekam na nexta tutaj jak i na MTF i oczywiście na ślub Loumer'a haha xd
    zdróweczka :*
    @WTuszysnka

    OdpowiedzUsuń
  6. No i jest! :)
    Pierwsza część PIORUŃCZO mi się spodobała. Relacja Lou i Mer jest coraz bardziej poważna. Oby tak dalej! Czekam, aż wreszcie głośno powiedzą, że są razem. Nie zdziwiłabym się, gdyby pomogła im w tym Młoda. Ona zdecydowanie jest aniołem stróżem tej pary :)
    Jeśli chodzi o Horan'a to podłączam się do poprzednich komentarzy : jest go jakoś zasadniczo za mało ;/
    Wprowadzisz jakieś nowe wątki z resztą bohaterów? Byłabym za :)

    Co do drugiej części to trochę się zawiodłam... Liczyłam na bogatszą relację zarówno z trybun, jak i z boiska. Skoro wybrałaś akurat BVB jako przeciwników Tommo to myślałam, że jakoś to fajnie rozwiniesz.
    Domyślam się, że Margaret jest jedną z tych dziewczyn które nie wiedzą co to spalony? haha :D
    El jak zawsze wspaniała. Ja normalnie nie mogę jej nie uwielbiać! W ogóle nie widzę w niej podstępnej jędzy która tylko manipuluje ludźmi. Jej po prostu bardziej zależy na szczęściu Lou, niż na próbie zemsty i niszczeniu komukolwiek życia :)

    Bardzo ciepło pozdrawiam i proszę, nie odbieraj źle moich słów. Ja jedynie najchętniej wcale nie przerywałabym czytania twoich opowiadań, więc wciąż mi ich mało i dlatego mam małe wymagania haha :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Jejku na wstępie to WIELKIE PRZEPROSINY by się przydały, bo powinnam wejść tu wczoraj i skomentować od razu, ale szkoła zabiera ze mnie ostatnie reszty życia i pewnie nie skupiłabym się na tekście tak jak dziś.
    Kocham Cię <3

    Ja pierdziele... Zaskakujesz mnie na każdym kroku! Pozytywnie oczywiście! Twoje opisy coraz bardziej podbijają moje serce *.* Ten ich całus... O matko.. Zazdroszczę Mer, jak ja jej zazdroszczę ;/ Też bym chciała sobie od tak pocałować Tommo... Życie jest nie sprawiedliwe..
    Cały mecz opisałaś tak dokładnie i dobrze, że czułam się jak na trybunach! Naprawdę! Do tego grali z Borussią <3 Hehe. Tak mi było szkoda Tommo jak go sfaulowali. No kurwa jaki sędzia. Klęłam jakbym naprawdę mecz oglądała ;p
    Kocham Louise w tym opo. Ta dziewczynka jest genialna!!!!! Nie tylko zadziwia swoją matkę, ale mnie też! Chciałabym mieć taką córcie w przyszłości :D

    No słońce nie pozostaje mi nic innego jak czekać na nn <3
    Ily :**

    OdpowiedzUsuń
  8. Mam do Ciebie wielką prośbę. Przestań ciągle pisać, że rozdział zły, że komentarze do bani, ponieważ ani jedno, ani drugie nie jest prawdą. 4-dniowa przerwa nie sprawiła, że napisałaś gorzej, wręcz przeciwnie - czasami odpoczynek jest potrzebny, aby trochę odświeżyć warsztat. Więc przestań marudzić, bo kopnę Cię w tyłek Twoj piękny i się skończy :P
    Boże, to napięcie między Louisem a Margaret, rozpływam się jak gorąca czekolada <3 A te ich pocałunki, Jezu... Aż dziwne, że się nie zapomnieli, a Louise ich nie przyłapała :D Chciałabym kiedyś zobaczyć ich reakcje, hahahaha :D Mam nadzieję, że to kiedyś opiszesz, just sayin' :D
    Bałam się pierwszego spotkania Eleanor i Mer i faktycznie, na początku było nieco niezręcznie, ale obie sobie poradziły. Nic tak nie przełamuje pierwszych lodów, jak rozmowa o zakupach :D
    A ostatnia część, Boże, co za dzikie emocje! najpierw kontuzja Louisa, potem fakt, że w ostatniej chwili podał piłkę Joshowi, wygrana i... petarda? Hm? Co? Mam nadzieję, że pociągniesz to dalej, bo Boże, zostawiłaś nas w stanie kompletnego zawieszenia, no weź <3

    OdpowiedzUsuń
  9. kocham cie, kocha,kocham. a ty tu jeszcze dodajesz moja kochana Borussie. ach jeszcze raz cie kocham. rozdzial swietny

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy