Autorka: TO STANOWCZO
ZBYT DUŻO JAK DLA SIEDEMNSTOLATKI: odrabianie lekcji, nauka, odrabianie lekcji,
nauka, malowanie rysunków na zawodowe zajęcia, ogarnianie matmy, czytanie
opowiadań + lektury, siedzenie w szkole do 15, w porywach do 15:40 i pisanie
dwóch ff. Ale ja staram się was nie zawodzić i oto jest rozdział 13. Pechowa
liczba, ale nie tu.. chyba :)
AT-AL pisze mi
się cholernie łatwo. Lepiej niż MTF, co muszę przyznać, z początku wydawało mi
się dziwne, ale tak dochodzę do wniosku, iż wolę pisać w trzecio osobowej narracji
niż z perspektywy jakiegoś bohatera. Choć, gdy piszę na MTF, to jakby
przelewała naprawdę swoje pewne przemyślenia, uczucia. Ech, jestem dziwna.
Właśnie, co do
MTF. Rozdział miałam napisać, kiedy wrócę ze szkoły w piątek, jednak jest
pewien problem. Niektórzy już wiedzą, ale napiszę tutaj, bo wiem, że wiele z
was czyta też moje ff z Cher. ROZDZIAŁ NIE POJAWI SIĘ TAM W PIĄTEK. W
najgorszym wypadku w niedziele, ponieważ kolega mojego taty bierze kompa do
całkowitego restartu; to znaczy nowy program itp. Nie znam się na tym, więc
będę od piątku do soboty bez możliwości napisania czegokolwiek, ponieważ nie
umiem pracować na innym programie (typu Notatnik) niż na Wordzie. Już nawet
powiedziałam tacie, że jeśli nie będzie Worda, to mu komputera nie oddam. Hahaha
XDD
Dobra, nie
zanudzam. Chciałam tylko zarysować moją sytuację. Mam nadzieję, że zrozumiecie.
Ach, ten
rozdział mi się podoba.Mam nadzieję, że wam się spodoba. To tyle.
Miłego czwartku
i piątku, a potem to już weekend, więc luuuuuuuz, dwa dni aż. Albo TYLKO DWA
DNI.
Kocham was. x
Londyn, 2013
Mecz, oczami Mer był dosyć brutalny, nawet jak na
taki sport. Właśnie wtedy uświadomiła sobie, że, jeśli zapisałaby swoją córkę
do jakiegoś klubu, dla dzieci, ich spotkania wyglądałyby podobnie. Jednak nie
chciała wtedy o tym myśleć. Jej jedynym priorytetem było ujrzenie Louis’a i
upewnienie się, iż wszystko jest z nim dobrze. Niestety, Harry z Niall’em
wyperswadowali jej ten pomysł, powołując się na chłód, jaki panował na
stadionie i stan zdrowia Louise oraz Ethan’a. Oczywiście, Margaret nie
zapomniała o swojej córce. Po prostu martwiła się o szatyna i nie mogła
przestać o nim myśleć. Jeszcze ta petarda, która została wystrzelona pod koniec
meczu, wcale nie wróżyła niczego dobrego, a chaos, jaki zapanował (a był
nieporównywalnie większy niż od tego, który panował wcześniej) nie pozwalał
myślom dziewczyny się skupić na jednej rzeczy. Niemalże cały tłum kierował się
do wyjść, aby jak najszybciej zniknąć za murami stadionu i bezpiecznie pójść do
domów.
Telebim, który był w tamtym wypadku ofiarą, za
pewne, jakiegoś głupiego żartu, leżał na środku murawy, a dym, jaki z niego
leciał był najmniejszym problemem strażaków, którzy zdążyli już przyjechać,
ponieważ jakimś cudem, przewody, będące połączeniem wielkiego ekranu z
poddaszem stadionu spowodowały zwarcie i światła całkowicie zgasły, co wywołało
niepotrzebną panikę.
Jak w Harry’m
Potterze*, pomyślała
zrezygnowana Padolsky i odnalazła chłodną dłoń córki, aby móc ją ścisnąć i
przyciągnąć do siebie drobną osóbkę brunetki. Louise była trochę przestraszona,
czego nie potrafiła zamaskować tak dobrze jak Mer. Mała dziewczyna trzęsła się,
a chłodne powietrze nie pomagało jej.
Mimo tego, iż było ciemno, telefony komórkowe, które
oświetlały twarze Eleanor, Mer i Louise (należące do Niall’a i Harry’ego), nie
ułatwiały dostępu do wyjścia z trybun. Większość ludzi utknęła na stadionie,
oczekując na swoją kolej przy wyjściach.
Horan odebrał telefon, a Mer w tym czasie kucnęła
przy Louise i przytuliła ją do siebie, aby chociaż trochę dodać jej otuchy,
jednak to nie wystarczało, a ludzie, pragnący wyjść ze stadionu tylko napierali
na brunetkę, nie pozwalając jej wesprzeć Lu.
- Harry, mógłbyś… - szepnęła zdesperowana
recepcjonistka, wskazując głową na Louise. Styles od razu załapał, co miała na
myśli Mer. Schylił się, aby chwycić Lulu na ręce i posadzić ją sobie na
ramionach.
Najbardziej wyróżniali się z tłumu, ponieważ każdy
mógł wtedy ujrzeć ponad dwumetrowego człowieka, składającego się z dwóch osób;
dziewczynki i jej taty.
- Dzwonił Louis – oznajmił Niall, chwytając brata za
łokieć i ciągnąc go w stronę przyjaciół – powiedział, żebyśmy pojechali do domu.
Zadzwoni do ciebie, Mer. – po tych słowach spojrzał wymownie na Eleanor i
Harry’ego, po czym schylił się do Ethan’a i powiedział mu coś na ucho.
Margaret odetchnęła z ulgą, kiedy dowiedziała się,
iż Tommo do niej zadzwoni. Oczywiście to nie sprawiło, że przestała się o niego
martwić. Po prostu była nieco spokojniejsza.
- El, mogłabyś pojechać do mieszkania Harry’ego? –
Horan stanął przy brunetce i oczekując na jej odpowiedź, przyglądał się
ludziom, opuszczającym stadion. Powoli zbliżali się do wyjścia.
- Po co? – zainteresowała się Calder.
Niall upewnił się, iż Margaret go nie słyszy, a
kiedy uznał, iż tak jest, zabrał głos.
- Przenocujesz u niego. – odparł cicho, a gdy ujrzał
zaskoczony wyraz twarzy towarzyszki, dodał – Dla bezpieczeństwa. Eleanor, Louis
twierdzi, że to nie był przypadek. Ta petarda.
Ekspedientka wywróciła oczami.
- Niall, przecież nie pierwszy raz ktoś wystrzelił
petardę na meczu.
- Warto, jednak przeanalizować wszystko, nie
uważasz?
Eleanor była na przegranej pozycji.
- Okej, ale tylko dzisiaj.
Blondyn już chciał odejść i stanąć przy Mer, kiedy dotarł
do niego sens słów dziewczyny.
- Nie boisz się? – zapytał.
- Co masz na myśli?
- No, że ten cały Bennett cię znajdzie. Przecież już
raz to zrobił, więc ponowne odnalezienie ciebie chyba nie sprawi mu problemu, prawda?
- Nie chcę o tym myśleć, Niall. – odpowiedziała
Calder – A jeśli chcesz znać odpowiedź na pytanie, czy się boję, to… nawet
sobie nie wyobrażasz jak bardzo.
To wystarczyło dla Irlandczyka, by móc złapać
Eleanor za dłoń i ścisnąć ją, dodając w ten sposób otuchy. Niby mały gest, a
czasem działał cuda. Mimo tego, iż Niall nie znał zbyt długo i dobrze Calder
(czasem, kiedy jeszcze była ona z Louis’em, spotykali się, ale zazwyczaj były
to bardzo krótkie spotkania), nie mógł nic nie robić w jej sprawie. Jej i
Harry’ego, ponieważ oboje byli w to nieźle zamieszani. Obojgu jego przyjaciołom
groziło niebezpieczeństwo. Nie chciał zaprzątać sobie głowy złymi lub dobrymi
scenariuszami. Po prostu chciał jakoś ich chronić.
Brunetka siedziała w swoim ulubionym fotelu i piła
herbatę, wsłuchując się w muzykę, lecącą z telewizora. Akurat skończył się jej
ulubiony film. Zegar wybił godzinę dwunastą trzydzieści. Od dwóch godzin była w
domu. Louise od razu położyła się spać, nawet nie wchodząc pod prysznic, na co
tym razem, Mer przymrużyła oko.
Margaret podskoczyła przestraszona, kiedy jej
telefon zaczął dzwonić. Natychmiast odebrała połączenie, mimo tak późnej pory.
- Hej, Mer. Przepraszam,
że dzwonię tak późno, ale byłem jeszcze w szpitalu i trochę się to przedłużyło.
- W porządku. – odpowiedziała szczerze brunetka.
Przez cały ten czas czekała tylko na telefon od chłopaka – Jak twoja noga?
- Nie jest
źle, ale do końca sezonu raczej nie wejdę na boisko. – stwierdził smętnie
szatyn – To i tak tylko byłyby dwa mecze,
więc…
Chłopak przestał mówić, wyraźnie speszony, ponieważ
nie wiedział, czy brunetka jest zainteresowana tym, co miał jej do powiedzenia.
Nie każda dziewczyna interesuje się piłką nożną, a przypuszczał, iż Margaret
właśnie była tą, która nie wiedziała, co to jest ‘spalony’.
- Dlaczego przerwałeś? – zapytała wprost Margaret,
wstając z fotela i wyłączając telewizor, następnie przeszła do kuchni i włożyła
kubek po herbacie do zlewu.
- Nie sądzę,
byś była zainteresowana tym, co robię.
- Lou, może nie znam się na piłce, nie wiem
praktycznie o tym sporcie niczego, ale lubię słuchać twojego głosu. Uwielbiam z
tobą rozmawiać i nawet, gdybyś mówił o matematyce, to mogłabym tego słuchać w
nieskończoność. A uwierz mi, nienawidzę matematyki.
Margaret nie sądziła, iż kiedykolwiek zdobędzie się
na odwagę, by powiedzieć szczerze o tym, co myśli, czuje. Po prostu to się
stało. Dziewczyna uśmiechnęła się niepewnie do swojego odbicia w lustrze, a
następnie zgasiła światło w swoim pokoju i położyła się do łóżka.
- Chciałbym
cię teraz pocałować.. – szepnął Tomlinson.
Padolsky stanął przed oczami obraz, kiedy to ich
usta tworzyły jedność. Uczucie, jakie jej wtedy towarzyszyło było nie do
porównania z niczym innym. Wszystko stawało w miejscu, a byli tylko oni.
- Chciałabym odwzajemnić ten pocałunek. – Mer
przygryzła wargę.
Louis zaczął się śmiać, a po chwili i Margaret do
niego dołączyła.
- Spotkamy się
jutro? – zapytał się Lou.
- Pracuję.
- Zauważ, że
mieszkam w tym samym hotelu, gdzie ty pracujesz. – zachichotał szatyn – Może wyskoczymy gdzieś na lunch?
- Bardzo chętnie, ale twoja noga-
- Mogę
chodzić, Mer. – przerwał jej chłopak – Ale
jeśli chcesz, to możesz przyjść do mnie. Zamówimy coś z hotelowej restauracji,
porozmawiamy..
- Okej. Brzmi dobrze. – uśmiechnęła się brunetka, po
czym przeciągle ziewnęła.
- Myślę, że powinnaś iść spać, kochanie.
- Co? Ach. – Mer położyła dłoń na swoich ustach, by
powstrzymać ziewnięcie – Przepraszam cię, ale miałam długi dzień i…
- Dobranoc,
Maggie. – szepnął czułym tonem Tomlinson.
- Dobranoc, Lou.
Louise nie miała najmniejszego zamiaru wstać rano do
szkoły. Twierdziła, iż nie czuła się najlepiej, a kiedy Mer sprawdziła jej
temperaturę, doszła do wniosku, iż dziewczynka powinna spędzić ten dzień w
domu. Tylko był jeden problem. Margaret nie miała z kim zostawić swojej córki.
- Mamo, poradzę sobie sama… - zapewniła ją mała
brunetka, jednak Padolsky pokręciła przecząco głową.
- Nie zostaniesz sama w domu. Masz siedem lat! –
powiedziała Mer, kiedy zakładała na siebie białą koszulkę z ćwiekami na
kołnierzyku. Na biodrach miała już czarne, dopasowane rurki, a na stopach
eleganckie koturny, które dodawały jej paru centymetrów. Włosy miała
rozpuszczone, a oczy podkreślone tuszem.
- A Harry mógłby przyjechać? – zapytała z nadzieją
dziewczynka. Margaret nie przyczepiła się do tego, iż dziewczynka mówiła o nim
jak o koledze, jednak nie mogła pozwolić na to, by na razie, dowiedziała się o
tym, kim dla niej był.
- Harry pracuje, ale zadzwonię do Niall’a. – tak jak
powiedziała, tak zrobiła. Wykręciła numer do Pepper Mint, mając nadzieję, że
chłopak będzie już w pracy – Em, dzień dobry. Tutaj Margaret Padolsky, czy
Niall jest w pracy?
- Właśnie przyszedł.
Już go podaję do telefonu. – sympatyczny, kobiecy głos przekazał informacje
Horanowi, a po chwili już Mer z nim rozmawiała.
- Przepraszam, że cię tak wykorzystuję, ale nie mam
z kim zostawić Louise, a za pół godziny mam być w pracy. – powiedziała na
jednym wdechu dziewczyna.
- Nie ma
problemu. Mogę się nią zająć. – odpowiedział blondyn – Tylko podaj mi swój adres, a za kwadrans będę.
- Boże, Niall. Dziękuję ci. Jesteś wielki! – następne,
co powiedziała, to ulicę i numer domu, w którym mieszkały.
Margaret wbiegła do hotelu niczym strzała, mając
nadzieję, iż nikt nie zauważy jej delikatnego spóźnienia. Oczywiście, jak to
bywało w godzinach porannych, od czasu do czasu, londyńskie ulice były dość
zatłoczone i pół godziny nie wystarczało, by dojechać do pracy.
Padolsky stanęła przy recepcji w tym samym momencie,
kiedy Liam pojawił się w holu i zaszczycił swoim towarzystwem Mer i Hannah,
które jeszcze nie zdążyły zamienić nawet słowa.
- Dzień dobry, drogie panie. – Payne uśmiechnął się
ciepło do swoich pracownic, na co obie wymieniły między sobą ukradkowe
spojrzenia – Jak wam minął wczorajszy dzień?
Walker jęknęła cicho, próbując nie ukazać jak bardzo
bolała ją głowa.
- Hannah, to nie pierwszy raz, kiedy przyszłaś do
pracy na kacu. Weź aspirynę. – upomniał ją Liam, wywracając oczami. – Mer, ty
nie wyglądasz na taką, która wczoraj zbyt mocno zabalowała.
- Och, nie mam czasu na imprezowanie, Liam. –
odpowiedziała brunetka – Byłam na meczu Borussii z London Club. – wzruszyła
ramionami.
- Jak to? Przecież wszystkie bilety zostały
wyprzedane, to to… - zdziwił się Payne.
- Takie są uroki spotykania się z piłkarzem… -
wymamrotała pod nosem Hannah.
Padolsky posłała jej mordercze spojrzenie. Nie chciała,
by ktokolwiek mówił o tym, z kim się umawiała, zanim wraz z Louis’em nie
ustalą, na czym stoją.
- Nawet, jeśli miałbyś bilet, Liam, to doskonale
wiemy, że Danielle by cię nie puściła na stadion z tą nogą. – Mer wskazała na
gips.
- Masz racje. – westchnął chłopak – Jeszcze tylko
dwa tygodnie i będę chodził bez tego czegoś.
- Dla ciebie, szefie, to chyba aż dwa tygodnie. – zaśmiała się Margaret.
Dwie godziny później nastała pora lunchu, więc Mer
powiedziała swojej towarzyszce, że idzie na przerwę i skierowała się do wind,
które miały ją zawieść na ostatnie piętro hotelu. Ostatni raz, kiedy była w
tamtejszym penthousie, nie był dla niej zbyt miły, gdyż wtedy musiała go
posprzątać po całonocnej imprezie jakiegoś muzyka. Oczywiście to było dawno.
Jeszcze, kiedy była w hotelu pokojówką.
Weszła do specjalnej windy, która miała ją zawieść
na ostatnie piętro i oparła się o metalową ścianę. W tym samym czasie wykonała
telefon do Niall’a, by dowiedzieć się, w jakim stanie była jej córka. Chłopak
powiedział, iż siedzą przed telewizorem i oglądają jakieś kreskówki, więc Mer
odetchnęła z ulgą, że jej mieszkania, a co najważniejsze – Louise – jeszcze
żyją. Co jak co, ale odrobinę bała się tego spotkania. Nie chciała, by było ono
jakieś sztuczne, czy też zbyt uciążliwe.
Drzwi windy się rozchyliły, a przed Margaret ukazał
się ogromny salon utrzymany w odcieniach ciepłych, czego się spodziewała po
tym, kiedy dowiedziała się, iż połowę hotelowych pokoi było projektowanych
według „widzi mi się” Danielle. Ta dziewczyna potrafiła doprowadzić Liam’a do
szaleństwa.
Kiedy brunetka zeszła po trzech stopniach, jakie
były do pokonania, by dostać się na brązowe panele – przyjrzała się uważniej
całemu pomieszczeniu, jednak nim zdołała zauważyć, choćby jeden szczegół –
została odciągnięta osobą, stojącą przed nią w szarych spodniach dresowych,
białej koszulce oraz bordowej bluzie, spływającej luźno na ramionach piłkarza.
Włosy Louis’a były w kompletnym nieładzie.
- Hej. – Mer uśmiechnęła się do chłopaka.
- Hej. – odpowiedział – Kawy?
Margaret podeszła do niego bardzo wolnym krokiem, a
kiedy stanęła przed wyższym od siebie o parę centymetrów, co było możliwe tylko
dzięki koturnom, jakie rano założyła brunetka.
- Herbatę,
proszę. – szepnęła Padolsky, nie spuszczając swojego wzroku z chłopaka przed
sobą.
Tomlinson oparł się o wysepkę, na której leżało
kilka książek. Przyjrzał się uważniej swojej towarzyszce, a kiedy ujrzał, iż
dziewczyna robi to samo – odepchnął się dłońmi od wysepki i stanął jak
najbliżej mógł od brunetki.
- Podoba mi się twój wybór, Mer. – uśmiechnął się do
niej, co i dziewczyna odwzajemniła.
Padolsky położyła swoje dłonie na torsie chłopaka,
czując jak jego mięśnie się napinają, stanęła na palcach i musnęła usta
szatyna, po czym odsunęła się od niego na parę centymetrów, by móc zatonąć w
jego lazurowych tęczówkach. Tym razem, kontrolę przejął Louis i przyciągnął do
siebie Mer, powodując, iż ich ciała stykały się ze sobą, a dziewczyna mogła
doświadczyć tego znajomego, przyjemnego zapachu wody kolońskiej piłkarza. Usta
Lou naparły na wargi Margaret, a kiedy chłopak zaczął błądzić rękoma po plecach
brunetki – recepcjonistka mruknęła cicho, co pozwoliło Brytyjczykowi na
pogłębienie pocałunku.
Ich bliskość stawała się coraz bardziej intymna, a
świadomość, iż są sami i nikt im nie przeszkodzi powoli docierała do Mer.
Dziewczyna, w pierwszej sekundzie pomyślała, że mogłaby zaszaleć i dać się
ponieść emocjom, jednak w chwili, gdy Louis zaczął obdarowywać jej szyję mokrymi
pocałunkami, schodząc powoli w dół i rozpinając pierwsze guziki jej białej
koszulki, westchnęła cicho.
- Lou, ja… - zaczęła cicho, a chłopak zaprzestał
pocałunkom i podniósł wzrok na dziewczynę – Przepraszam, um.
Błękitno-szare tęczówki błysnęły troską. Szatyn wyprostował
się i złożył delikatnego całusa na ustach dziewczyny. Louis nie chciał
przestraszyć swojej towarzyszki. Po prostu emocje wzięły górę.
- Cytrynowa? – zapytał cicho Tommo, a Mer uniosła
brwi ku górze, nie wiedząc w pierwszym momencie, co miał na myśli piłkarz. –
Herbata.
Margaret uderzyła się w myślach, otwartą dłonią w
czoło.
- Tak, proszę. – oblizała swoje wargi i gdy
Tomlinson poszedł do kuchni, podążyła za nim.
Sytuacja sprzed kilku minut, wcale im nie
przeszkadzała. Chcieli spędzić tę godzinę w jak najlepszy sposób. Padolsky odebrała
jeszcze telefon w międzyczasie od Niall’a, który poinformował ją, iż Louise
czuje się już na tyle dobrze, by mogła przekonać go do tego, że chciałaby
dołączyć do jakiegoś klubu, a trzeba przyznać; dziewczynka miała dar
przekonywania i Horan był w stu procentach po jej stronie. Omotała go;
niewiadomo czym: czy urokiem osobistym, czy też samym monologiem. Jednak udało
jej się przekonać Irlandczyka, by porozmawiał z Mer. Dziewczyna przyjęła jego
słowa z pewnym dystansem, ponieważ musiała jeszcze przemyśleć tę sprawę.
Tomlinson i Padolsky siedzieli na parapecie od
wielkich, szklanych okien, które pokrywały zewnętrzną ścianę hotelu, na tym
piętrze. Trzymali w swoich dłoniach cytrynową herbatę i uśmiechali się do
siebie uroczo. Byli wpatrzeni w siebie niczym w obrazek.
- Pojedź ze mną do Doncaster. – szepnął szatyn, nie spuszczając
swoich tęczówek z dziewczyny. Chciał zarejestrować każdą jej reakcję. Począwszy
od zaskoczenia, poprzez pojawienie się drobnej zmarszczki między brwiami
dziewczyny, a skończywszy na jej smutnym spojrzeniu, skierowanym na chłopaka.
- Nie mam do kogo tam jechać, Louis. – mimo tak
krótkiej wypowiedzi, próbowała, by to zdanie nie zabrzmiało chamsko.
- Do mnie, Mer.
Uniosła brwi ku górze.
- Żartujesz sobie? – jej zdziwienie nie było trudno
zauważyć – W Doncaster mieszka cała twoja rodzina. Co by powiedziała twoja
mama, gdyby mnie zobaczyła w progu? Obcą osobę, której nigdy na oczy nie
widziała. Z resztą, jak byś mnie przedstawił? Jako kole..
- Dziewczynę.
Przedstawiłbym cię swojej rodzinie jako swoją dziewczynę. – przerwał jej Louis.
Margaret zaniemówiła. Żaden jej dotychczasowy
związek (o ile przelotne znajomości, nic nie znaczące, z resztą – można było do
tego zaliczyć), nie doszedł do tego etapu. Padolsky była przekonana, że Tommo żartuje,
jednak, gdy ujrzała jego poważny wyraz twarzy, jej wątpliwości odleciały na
drugi, a nawet ostatni plan.
- Jeśli tylko ty tego chcesz. – dodał piłkarz, nie
spuszczając z oczu dziewczyny.
Margaret skinęła głową, a na potwierdzenie,
powiedziała:
- Chcę tego. Bardzo.
Brunetka nadal była w szoku, jednak jednego była
pewna: miała chłopaka. Louis
Tomlinson był jej chłopakiem.
Piłkarz, znany w całej Europie był jej
chłopakiem.
*Jeśli
czytałyście HP, to powinniście pamiętać moment, kiedy bohaterowie byli na
Mistrzostwach Świata w quidditchu i JEŚLI DOBRZE PAMIĘTAM, wybuchnął wielki
chaos, kiedy śmierciożercy wparowali na pole namiotowe czarodziei. No, w każdym
razie, takie moje wytłumaczenie. Jeju, dawno czytałam HP. :)
Na wstępie to masz rację z tym HP :D Tez uwielbiam te książki i filmy :D Ale skupmy się na rozdziale. Oj kochana trzynastka w twoim wypadku jest jak najbardziej szczęśliwa! Ten rozdział jest świetny! Pochłonęłam go z taką lekkością i przyjemnością, że dzięki tobie choć na chwile zapomniałam o zmęczeniu i szkole. Kocham cię za to!
OdpowiedzUsuńBoże boję się o Eleanor i Harrego.. Sama nie wiem co ten frajer wymyśli, a ta petarda na pewno nie była przypadkowa. Czuję, że Louis może mieć w tym wypadku rację. Poza tym to cholernie słodkie, że się tak o nią martwi. Taki starszy brat <3
Louise widzę zdobyła kolejnego sojusznika, hehe. Ale wcale się nie dziwię, że Horan nie oparł się jej urokowi. Ta dziewczynka jest genialna! Dobrze, że Mer ma takich przyjaciół i miał kto zostać z mała. Irlandczyk pewnie nie narzekał na nudę.
A ta ostatnia scena, awww.. Oni są tacy uroczy. Uwielbiam tą parę i mogę wreszcie napisać, że są razem! Jejku tak się cholernie cieszę. Louis jest niezwykły. To było zajebiste jak powiedział jej, że chce ja przedstawić swojej matce. To tylko pokazuje i udowadnia, że jest cholernie odpowiedzialny i naprawdę darzy Mer uczuciem. Niech ona tego nie odrzuca. Taki chłopak to skarb!
No słońce nie wiem co ci tu jeszcze napisać! Mówiłam Ci juz, że kocham to opowiadanie, ale bede się często powtarzać! KOCHAM JE! I czekam na więcej <3
Trzymaj się i powodzenia w szkole, ily :-*
Napisałaś o tym spalonym! Jeju! haha <3 Jak miło :*
OdpowiedzUsuńMam kilka ulubionych scen w tym rozdziale:
1. Gdy Harry wziął Młodą na ręce. To musiało wyglądać genialnie! :D
2. Gdy Louise zaproponowała,żeby to Harry się nią zaopiekował. Kruszynka zaczyna się do niego przyzwyczajać. Coś czuję, że niedługo nadejdzie chwila gdy Mer będzie musiała powiedzieć córce kto jest jej tatą..
3. Gdy telefon w Pepper Mint odebrał "sympatyczny, kobiecy głos ". Perrie jak mniemam? :) Słodziutko :>
4. Zaproszenie Mer do Doncaster. No cudowny moment! Czekałam na to. Ale trochę boję się tego co ich tam czeka. I czy młoda pojedzie z nimi. Odnoszę wrażenie, że Harry'emu może się to nie do końca spodobać ;/
Mam problem z opisaniem moich uczuć co do tego rozdziału, bo brak mi słów! Jest PRZEFANTASTYCZNY! Albo PRZECUDOWNIE FANTASTYCZNY! Połączyłaś zwykłe życie, z uroczymi momentami. Zdecydowanie przypadło mi to do gustu :)
Zrobiło mi się smutno gdy napisałaś, że trudno Ci się prowadzi 2 FF. Zrozumiałam, że na wznowienie Lanielle przyjdzie nam jeszcze poczekać :( Rozumiem jednak, że masz masę zajęć, a mimo to poświęcasz nam czas. Uwielbiam Cię za to i jeszcze za kilka innych rzeczy przy okazji haha:*
Powodzenia w szkole i DUUUŻO weny! :) Nie tylko na blogi, ale też na rysunki, matematyki i wszystko inne na co wena jest Ci potrzebna:*
Trzymaj się i do następnego Kochana:*
Nie wiem jak się kurna oddycha! Nie wiem jak mi wyjdzie skomentowanie tego rozdziału. Pewnie nie normalnie, bo moje fanowskie uczucia się odezwały, aaaaaaa! I powiem Ci, że ten rozdział całkowicie mnie rozbudził. Dziękuję za to ;D
OdpowiedzUsuńW końcu, do cholery, się doczekałam, na to, że oficjalnie są parą! Jejku!! Nawet nie wiesz jak ja się cieszę. Pogratuluj im ode mnie, ahaha ;D Jak czytam sceny z Loumer, to szczerzę się jak głupek do monitora. Piękna para, ach. Strasznie im zazdroszczę.
Ten ścisk na stadionie musiał być do niezniesienia. Ludzie w obliczu paniki są straszni... Dobrze, że nic się nie stało i odetchnęłam z ulgą, że ta petarda nie wywołała większych szkód. Wiesz, że po poprzednim rozdziałem w mojej głowie miałam rożne złe scenariusze...
Nie wiem co jeszcze napisać. Rozdział wyszedł Ci per-fect. I dla Ciebie numer trzynaście, to chyba bardzo szczęśliwy numer, a nie na odwrót ;p
Powodzenia w szkole. Dasz sobie radę, wierzę w Ciebie <3
KC!
Ja pierdziele jak ja Cie kocham za tego bloga.wyobraziłam sb Tomlinsona jak tak siedzie na tym parapecie w dresach i mowi ze Mer jest jego dziewczyną.. <3 kumpela kocham cie za tego bloga i wez go przedluz jeszcze! Prosze.... ? :))
OdpowiedzUsuńoh czy Ty wzięłaś pod uwagę mój poprzedni komentarz, w którym prosiłam o chwilę prywatności dla Loumer'a czy miałaś już to wcześniej zaplanowane? jednak jakkolwiek było, bardzo Ci za to dziękuję! jarałam się jak cholera póki Mer nie przerwała pocałunków ale no :D nie będzie przecież wszystkiego czego bym chciała :D o i Loumer w końcu oficjalnie parą awwww ^.^ to zdecydowanie mój ulubiony rozdział w tym opowiadaniu, jak do tej pory oczywiście, bo coś mi się zdaje że potem moim faworytem będzie część kiedy to Loumer bierze ślub xdd
OdpowiedzUsuńdopiero jak napsiałaś że ta petarda to moze być sprawką Troy'a Boltona, dzikiego kota to dopiero wtedy przejżałam na oczy! nie brałam go pod uwagę, obstawiałam jakiś kiboli czy cuś... teraz boję sie razem z całą obsadą tego ff O.o
iiiiiii teraz jeszcze na koniec zmieniam zdanie! Niall może być z Els a nie z Mer! :D aaaalbooo z Perrie? ;/ ahh nw z kim go tam zesfatasz ale on MUSI z kimś być! proszeeeeeee nie mam pojęcia dlaczego w tym opowiadaniu on nie pasuje mi jako singiel O.o liczę na Ciebie ;) <33
a wiec ten rozdział to bardzo szczęśliwa, moja ulubiona trzynastka! <33 cieszę się że w końcu podoba Ci się to co napisałaś :P :* do następnego
@WTuszynska
to jest zajebiste :D < 33 ;33
OdpowiedzUsuńJak zwykle zakochałam się w rozdziale <3 Szczęśliwa 13 <3 mam swoje ulubione sceny w tym rodziale-Harry z córeczką <3 ale martwię się o niego i Eleanor...Hahha Niall idealna niańka <3 Wielbię <3 no i ukochana scena-Loumer <3 są cudowni <3 awww i są parą <3 KOCHAM <3 Pozdrawiam cudną autorkę cudnych ff :*
OdpowiedzUsuńCo?! Więcej po prostu NIE MA?! ŁO JEZU DAWAJ NASTĘPNY ALE TO JUŻ! :D Lou jest z a j e b i s t y... zastanawiam się kiedy Lulu dowie się że Hazz jest jej tatą...
OdpowiedzUsuń@Irydda vel Agasayaa
irlandzka-magia.blogspot.com
Po pierwsze - jak możesz pytać, czy jestem fanką HP?! Oczywiście, że tak! Od ponad połowy swojego, wcale nie tak długiego, życia. Przeczytałam serię chyba z kilkanaście razy i właśnie bardzo się wkurzyłam, bo prawie kończyłam komentarz i muszę go pisać od początku. Życie, eh.
OdpowiedzUsuńPo drugie - doskonale wiem, że masz mnóstwo pracy. Ale pamiętaj - chociaż nie zawsze mam możliwość skomentowania od razu, to jednak czekam na każdy rozdział z wielką niecierpliwością. I będę z Twoją twórczością zawsze, aż obie się skurczymy i pomarszczymy :D <3 Obyś tak długo pisała!
Ta petarda na meczu faktycznie mnie przestraszyła i z niecierpliwością czekałam na kontynuację. Ale w życiu nie skojarzyłabym tego z prześladowcą Els i Hazzy... Dobrze, że Louis jest taki zapobiegliwy i kazał dziewczynie zanocować u Stylesa. NIC NIE MÓWIĘ, ale widzę tutaj wątek z potencjałem, chociaż połowa czytelniczek, jeśli nie większość pewnie zatłukłaby mnie za podsuwanie Ci podobnych pomysłów. Sorry not sorry :D
Boże, kocham sposób, w jaki przedstawiasz relację między Mer a Louisem <3 Jest taka, no nie wiem - gorąca i romantyczna jednocześnie. Te ich nocne telefony mnie wzruszają, ale potem serce wali mi jak szalone, bo Tomlinson, nasz cwany Tomlinson, rozpina jej bluzkę. Na początku myślałam, że coś się podzieje, ale potem zdałam sobie sprawę, że przecież Ty nie lubisz, jak akcja rozpędza się aż tak szybko :D Ale to dobrze, seks to nie wszystko. Przynajmniej czasami :P (żarty starej baby, wybacz :D)
Stwierdzam, że dużo lepszy ten komentarz niż poprzedni. Mam nadzieję, że Tobie również się spodoba, kochanie <3 Pisz, ale i ODPOCZYWAJ, relaks najważniejszy, ily <3
Aww Loumer nareszcie oficjalnie razem! <3 chcę już ich wizytę w Doncaster :) i to porównanie do HP, nieziemskie, HP to moje dzieciństwo <3 czekam na szczęśliwą... 14 :-) - @theasiashow_xx
OdpowiedzUsuń