piątek, 15 sierpnia 2014

Rozdział Czterdziesty Siódmy

Londyn, 2014 
pięć tygodni później...

Pewnych wydarzeń z życia nie da się ot tak wymazać niczym niepotrzebnej kreski ołówka. Obrazy zawsze pozostaną w naszych głowach, twarze ludzi, którzy nas skrzywdzili zawsze będą pojawiać się nam przed oczami w najmniej oczekiwanym momencie. Trzeba się z tym pogodzić i żyć dalej.
Po całym tygodniu spędzonym w Australii, Louis wraz z Mer wrócili do Londynu całkowicie wypoczęci i szczęśliwi. Choć byli odcięci od swoich przyjaciół przez cały ten czas (z wyjątkiem mamy piłkarza; Padolsky musiała mieć stały kontakt ze swoim dzieckiem), wychodząc z terminalu na angielskim lotnisku Heathrow od razu zatęsknili za słonecznym Sydney. Mimo tego, cieszyli się z powrotu ze swoich wakacji.
Jay z Fizzy zostały kolejne dwa dni w Londynie, a później zostały pożegnane przez parę i Louise, która pokochała już panie Tomlinson. Nie obyło się również bez zaproszenia przez starszą kobietę obu Padolskich do Doncaster, co Margaret przyjęła z uśmiechem, choć w głębi serca zamierzała omijać swoje rodzinne miasto szerokim łukiem.
Tydzień później, do mieszkania Mer zapukał jej brat, a u jego boku stała Blair, całkowicie odmieniona, można byłoby rzec; zamiast mocnego nacisku szminki na jej usta, postanowiła podkreślić oczy, a i włosy miała krótsze niż zazwyczaj, choć nadal były w tym pięknym odcieniu brązu, podobnie jak jej oczy. Brunetka wpuściła policjantów do środka i zaproponowała, by zostali, na co się jednogłośnie zgodzili; po prostu chcieli odczekać śnieżycę, która rozwiała się nad miastem.
Robert powiadomił swoją siostrę, iż wraz z Louis'em muszą się wstawić na rozprawie przeciwko Troy'owi Bennettowi, mającej miejsce dwa dni później.
Oczywiście podobne powiadomienia uzyskał Harry, Elanor oraz Niall. Z tego, co zdołała wyciągnąć ze swojego brata Mer, dowiedziała się, iż Zayn także był świadkiem w sprawie; chodziło w większości o nachodzenie Louise w szkole, a chłopak jakby na to nie spojrzeć, wiedział co nieco o Ashtonie, który "zaprzyjaźnił" się z siedmiolatką.
Cztery dni później, wszyscy na swój własny sposób świętowali zamknięcie niebezpiecznego dilera narkotyków w więzieniu na kolejne 20 lat; może tylko tyle, ale zawsze zostawał sądowy zakaz zbliżania się do ludzi dotkniętych ostatnimi wydarzeniami. Bardzo duże znaczenie miały zeznania Calder, ponieważ to właśnie ona została najbardziej poszkodowana. I choć straszenie, nachodzenie i brutalne pobicie, nie wspominając już o dilerce i poprzednie wyjście z paki w zawisach, wystarczyło, to sędzia musiał przyznać, że do listy jego uczynków dochodziło jeszcze zastraszanie Ashton'a i nakazanie mu zabicia chłopaka, z którym tamtego dnia była umówiona Eleanor. Sam podwładny Bennetta dostał osiem lat w zawieszeniu na sześć, ponieważ jego prawnik potrafił odpowiednio go 'wystylizować' na ofiarę zastraszania.
Troy musiał także wypłacić Tomlinsonowi i Calder odszkodowanie za straty moralne i uszczerbek na zdrowiu.
Na kolejnej rozprawie, gdzie na ławie oskarżonych siedział Danny Morgell, jeden z piłkarzy London Club, inny sędzia oczyścił Louis'a z zarzutów i zażądał od człowieka, który wrobił go w posiadanie i handel narkotyków, by ten wypłacił mu też odszkodowanie, a sam poszedł na dwa lata do więzienia, w zawieszeniu. Tomlinson jednak nie przyjął pieniędzy od swojego kolegi z klubu, ponieważ, jakby na to nie spojrzeć, niegdyś dobrze się ze sobą dogadywali i nie mógł pozwolić na to, żeby Danny poszedł na dno, gdyż był naprawdę dobrym obrońcom w ich klubie. Dlatego też powiedział, głośno, przed sędzią, iż pieniądze, które mu się powinny należeć przeznacza na Ośrodek Terapii Uzależnień "Przebudzenie", gdzie także powinien znaleźć się jego kolega.
Trzeba było przyznać, iż Eleanor nie było łatwo mówić o tym, co się wydarzyło; po raz kolejny. Jednak była jedna osoba, która pomogła jej przez to przejść: Niall Horan. Chłopak, który zawrócił brunetce w głowie sprawił, iż udawało się im iść dalej i nie przypominać sobie tej strasznej sytuacji. Czasami jednak bywały takie nocne, gdzie Calder budziła się z krzykiem, a pierwszą rzeczą, jaką robił Irlandczyk, to objęcie jej i przyciągnięcie do swojej piersi, szepcząc jej do ucha, że to był tylko zły sen. Zazwyczaj jej to pomagało i tak bardzo jak to dziwnie zabrzmi, nie chciała nigdy wyswobadzać się z mocnego uścisku swojego chłopaka. Nie wspomniałam? Zeszli się oficjalnie, półtora tygodnia po przyjeździe Louisa i Mer do kraju.
Kolejne dwa tygodnie minęły szybko, jednak bardzo intensywnie.
Perrie z Zaynem wybrali termin swojego ślubu; 27 kwietnia, a Margaret była pierwszą druhną swojej przyjaciółki, podobnie jak siostra Malik'a oraz Eleanor. Przy boku nauczyciela będzie stał Louis, Jonnie, starszy brat Perrie i jeden z jego kuzynów.
Do uroczystości zostało trzy tygodnie, a Perrie wraz z Danielle szalały. Perrie, ponieważ się stresowała, a Danielle, bo bała się, iż narzeczona jej kolegi z pracy spanikuje i ucieknie sprzed ołtarza, co naprawdę zaczynało być na niektórych z ich przyjaciół zabawne.
Tego dnia, przed pracą, Margaret poszła do ginekologa, gdzie towarzyszył jej Louis. Bardzo chciał usłyszeć bicie serduszka swojego dziecka i być przy Padolsky, kiedy doktor poinformuje ich o płci i stanie zdrowia malucha.
Lekarz stwierdził, iż chłopiec jest okazem zdrowia i rozwija się prawidłowo. Przekazał wskazówki dotyczące utrzymania odpowiedniej diety przez Mer oraz umówił na kolejną wizytę za miesiąc.
Przez całą drogę do Grand Payne Hotel, Louis nie potrafił usiedzieć spokojnie w siedzeniu, a warto zauważyć, że to on prowadził swojego czarnego seat'a. Padolsky co chwilę chichotała z jego reakcji na to, iż będą mieli syna, a widząc szczerą radość w oczach swojego ukochanego, musiała przyznać, że naprawdę doceniała jego obecność. Boże, Mer tak bardzo się cieszyła, że w jej życiu pojawił się ktoś taki jak Tomlinson; ktoś, kto potrafi ją wyciągnąć z dołka, kto wywołuje u niej uśmiech, kto potrafi zająć się Louise, komu nie przeszkadzało to, że ojcem Lu był jego najlepszy przyjaciel i- Margaret nie potrafiła sobie wyobrazić życia bez tego uroczego karmelowo-włosego piłkarza o niebiańskim uśmiechu i pięknym odcieniu błękitu, jaki przybierały jego oczy.
Gdy samochód stanął pod hotelem, brunetka pochyliła się na swoim siedzeniu i pocałowała Louisa w policzek.
- Przyjedziesz po mnie o drugiej? - zapytała cicho dziewczyna.
Usłyszała westchnięcie swojego chłopaka, które mogło świadczyć tylko o jednym; ich rozmowa z poprzedniego wieczoru wcale się nie skończyła.
- Nie powinnaś pracować w takim stanie. - powiedział z pewnym wahaniem, jednak Mer wywróciła oczami na jego wypowiedź.
- Louis, po pierwsze, ciąża to nie choroba. - powtórzyła swój argument już chyba po raz czwarty - Po drugie, Liam rozumie moją sytuację i daje mi luźne godziny pracy.
- A po trzecie? - uniósł zrezygnowany brew ku górze.
- Po trzecie, nie chcę się z tobą kłócić. - uśmiechnęła się delikatnie - Proszę, zaufaj mi. Muszę zarabiać. - widząc, iż już otwierał usta, by coś powiedzieć, dodała - I nie, nie odejdę z pracy tylko dlatego, że mam chłopaka, który zarabia miesięcznie tyle, co ja rocznie.
- Wcale tak nie jest. - mruknął szatyn, odrobinkę urażony słowami swojej towarzyszki, a widząc jej proszące spojrzenie, ponownie westchnął - Po prostu nie chcę, byś się przemęczała, okay?
- Okay, rozumiem to, ale proszę, nie każ mi rezygnować z czegoś, na czym mi zależy.
Przez kilka sekund chłopak milczał, jednak zgodził się z recepcjonistką.
- Ale trzy miesiące przed porodem, weźmiesz urlop, dobrze? - kontynuował.
- Dobra. - uśmiechnęła się lekko, a gdy jej dłoń dotknęła klamki, zatrzymała się jeszcze na chwilę, by spojrzeć na chłopaka - Jesteś pewny, że zdążysz odebrać Louise?
Szatyn pochylił się i pocałował Margaret w usta. Ich pocałunek był krótki, jednak zdołał wywołać delikatne dreszcze, przeszywające się po kręgosłupie brunetki.
- Trening kończę godzinę przed końcem lekcji Louise, zdążę. A jak utknę w korkach, to zadzwonię do Zayn'a, by poczekał chwilę z Lu. Spokojnie, kochanie.
Padolsky skinęła powoli głową, przekonana tym, co powiedział jej ukochany.
- W takim razie do zobaczenia o drugiej? - upewniła się.
Louis uśmiechnął się wesoło, a uśmiech dosięgnął jego oczu.
- Już za wami tęsknię.
- My za tobą też. - zachichotała krótko brunetka - Kocham cię, pa.
Jak zamykała drzwi, usłyszała jeszcze jego pożegnanie, a następnie dźwięk odjeżdżającego auta. Odwróciła się na pięcie i stanęła przodem do wejścia hotelu. Przed wielkimi, eleganckimi drzwiami stało kilku starszych panów, którzy musieli zatrzymać się w GPH na czas wykładów o biznesie, organizowanych w jednej z auli placówki. Raz na trzy miesiące, Liam pozwalał na takie naukowe eventy. A przyglądając się mężczyznom w garniturach, z bardzo ulizanymi włosami i żółtymi zębami, Mer stwierdziła, iż te wykłady musiały należeć chyba do najnudniejszych w całej jej karierze, jakie widziała.
Mijając obcych jej ludzi, kilku z nich skinęło lekko głową w jej stronę, na co ta delikatnie się uśmiechnęła. To nie tak, że chciała być niegrzeczna.
Weszła do ciepłego holu, gdzie zastała za recepcją hotelową Hannę. Dziewczyna była w wyjątkowo dobrym humorze. W sumie, to odkąd dowiedziała się o ciąży Margaret, ciężko było ją zastać w beznadziejnym humorze, a świadomość, iż ojcem jej dziecka był sam Louis Tomlinson, dopełniał wszystko.
- Cześć, Mer! - blondynka uśmiechnęła się promiennie do brunetki.
- Hej - przeszła ladę i uścisnęła swoją koleżankę z pracy. Ostatnio ich relacje się poprawiły. - Nie miałaś być dzisiaj na drugiej zmianie?
- Um, nie. Calum poprosił mnie, bym się zamieniła. Wiesz, ma jakieś problemy z siostrą. Masakra jak to określił.
- No, wspominał coś tam, że Emma chce sobie tatuaż zrobić, czy coś. Ile ona ma lat? 15? - Padolsky zdjęła płaszcz i oparła się o ścianę, wpatrując się w Walker.
- 14. - odpowiedziała, wzdychając - Boże, współczuję mu. Nie dość, że laska go zostawiła, to jeszcze użerać się musi z tą gówniarą.
Margaret dawno nie słyszała od Hanny tak szczerych słów.
- Hannah, to było chamskie.
- Ale on tego nie słyszał. - Mer wywróciła oczami na jej wypowiedź, a następnie zostawiła blondynkę samą, kierując się do szatni, gdzie odwiesiła swój płaszcz i poprawiła białą koszulkę. Następnie, z uśmiechem na ustach, stanęła przy recepcji, przyglądając się jak jej towarzyszka wręcza klucz wysokiej blondynie. Jak kobieta zniknęła w windzie, Walker odwróciła się do Padolsky. - Właśnie! Jak było u lekarza? Znasz już płeć?
Margaret pokiwała jej twierdząco głową.
- Więc? - domagała sie odpowiedzi.
- Będziemy mieć synka.
- O jeju. - ucieszyła się Hannah - Tak bardzo ci gratuluję, słonko. - przytuliła się do brunetki - Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć. Może nie jako opiekunka do dzieci, ale zawsze pomogę ci w wyborze odpowiednich ciuchów.
- Dziękuję. - zaśmiała się wesoło brunetka - Właściwie to-
- Dzień dobry. - przerwała jej średniego wzroku starsza kobieta.
Uśmiech zniknął Mer z twarzy, kiedy rozpoznała w niej swoją matkę. Serce spadło jej do żołądka, a oddech przyspieszył.
- Mama? - poruszyła ustami, ledwo wypowiadając to jedno słowo.
Anna Padolsky wyprostowała się i wykrzywiła usta w sztucznym uśmiechu.
- Witaj, Margaret. - następnie zwróciła się do drugiej recepcjonistki - Miałam zarezerwowany pokój na nazwisko Padolsky.
Hannah zaczęła szukać czegoś w komputerze jak Mer nadal wpatrywała się w swoją rodzicielkę.
- C-co tutaj robisz? - z trudem przełknęła łzy. Chciała być silna. W końcu, matka dała jej jasno do zrozumienia, iż nie ma córki.
- Odwiedzam syna. - odpowiedziała prosto kobieta.
Na szczęście, dla Mer, głos zabrała Hannah.
- Proszę, oto pani klucz. Pokój numer 372. - uśmiechnęła się równie sztucznie, co Anna, blondynka, wręczając klucz Padolsky - Poprosić kogoś o zaniesie bagażu?
- Nie, dziękuję.... - zerknęła na plakietkę, mieszczącą się na piersi dziewczyny - Hanno. Prosiłabym tylko o to, by za kwadrans przysłano mi posiłek, proszę wybrać coś dobrego.
W momencie, kiedy kobieta zaczynała kierować się do wind, ciągnąc za sobą szarą walizkę, Margaret opadła na jedno z krzeseł stojących pod ścianą i zamknęła oczy, próbując unormować oddech.
Walker zauważyła pogorszenie się jej humoru, kto by tego nie zauważył, więc podeszła do niej i złapała za ramiona.
- Mer, wszystko w porządku? - zmartwiony głos koleżanki dotarł do uszu Brytyjki.
Brunetka pokręciła przecząco głową, czując jak robi się jej słabo.
- Chcesz wody?
Tym razem pokiwała twierdząco.
- Okay, nie ruszaj się stąd. - poleciła jej blondynka, po czym podniosła słuchawkę od telefonu i nacisnęła czwórkę, by połączyć się z szefem. - Liam, przynieś szklankę wody do recepcji. Mer gorzej się poczuła.
Nie czekała na odpowiedź chłopaka, rozłączyła się i wróciła do przyjaciółki.
- Mer, spójrz na mnie, proszę. - jak Padolsky wykonała jej prośbę, ta lekko odetchnęła, widząc, iż twarz jej koleżanki nie była taka blada jak przed kilkunastoma sekundami. - Liam zaraz przyniesie ci wodę. Lepiej się czujesz?
- T-Tak. - mruknęła cicho dziewczyna - Podasz mi moją torebkę?
- Jasne. - odpowiedziała szybko Hannah i zniknęła w szatni.
W tym samym czasie, przy recepcji pojawił się Payne z plastikowym kubeczkiem zapełnionym do połowy wodą. Wręczył ją Margaret, a ta upiła kilka łyków. Sama nie wiedziała, dlaczego Walker zadzwoniła akurat do jej szefa, kiedy mogła po prostu zadzwonić na kuchnię albo wyjść na korytarz, gdzie stał automat.
- Dzięki, Liam. - westchnęła brunetka w tej samej chwili, gdy Hannah wróciła z jej brązową torebką. Położyła ją jej na kolanach i stanęła obok Payne'a.
- Co się stało? - zainteresował się zmartwionym głosem ciemny blondyn.
Jak Mer grzebała w torebce, szukając swojego telefonu, Walker wytłumaczyła szefowi, co się wydarzyło. Chłopak jęknął cicho i oparł dłonie o ladę.
- Powinnaś wrócić do domu. - zwrócił się do brunetki.
- Nie teraz. - odparła rzeczowo, klikając coś na swoim telefonie, a potem przykładając go sobie do ucha.
- Co? Do kogo ty dzwonisz? - zapytał Payne.
- Dlaczego, do jasnej cholery, nasza matka przyjechała do hotelu, w którym pracuję, co? - zignorowała pytania Liam'a i zwróciła się do osoby, z którą się połączyła, zdobywając się na silny ton. - Czemu mi nie powiedziałeś, że do ciebie przyjeżdża?
Robert westchnął.
- Też dowiedziałem się wczoraj wieczorem. - powiedział, opanowując gniew - Nie miałem jak zadzwonić.
- To cię nie usprawiedliwia! - teraz to nawet kilku eleganckich panów zwróciło swoją uwagę na brunetkę siedzącą za ladą. - Miała tyle hotelów do wyboru, równie dobrze mogła zatrzymać się u ciebie, ale nie! Musiała przyjść akurat, akurat tutaj.
- Nie wiń mnie za to, Mer. Nie mówiłem jej, w którym hotelu pracujesz.
- Jesteś tego pewien? Bo wcale nie była zaskoczona, kiedy mnie zobaczyła! - jęknęła, czując jak oczy zaczynają ją piec.
- Mer, uspokój się. Nie powinnaś się denerwować, tak?
Padolsky skinęła sama do siebie, biorąc kilka głębokich oddechów. Napotkała zaniepokojone spojrzenie Walker i zmarszczone brwi Liam'a.
- Rob, jesteś moim bratem. - zaczęła cicho - Powinieneś był mi napisać, że ona tu będzie. Zwłaszcza wtedy, gdy nienawidzi mnie z całego serca i wcale nie boli jej to, by mi to okazywać.
- A wy obie nie potraficie się pogodzić, prawda? - zapytał zrezygnowany.
- Doskonale wiesz, że to nie ja wyrzekłam się własnej córki, tylko ona. - szepnęła Margaret tak, by kilkoro ludzi przechodzących obok lady, jej nie usłyszało.
Przez dosłownie pięć sekund chłopak milczał.
- Okay, przyjadę do was i porozmawiamy. Wszyscy. W trójkę.
- Robe-
- Bez dyskusji. Musicie dojść do porozumienia. - odpowiedział dobitnie - Nie wymiguj się, bo prędzej czy później ta rozmowa miałaby miejsce.
- Ale nie teraz, proszę. - prawie zaszlochała - Nie jestem gotowa, a Louis-
- Louis nie ma tutaj nic do rzeczy. - wszedł jej w słowo - Będę tam i jeśli coś będzie się działo, coś, co cię zdenerwuje, na pewno wejdę do akcji. Nie martw się, Mer. - zapewnił ją - To dla twojego dobra. I dla dobra twoich dzieci.
Margaret zacisnęła usta w wąską linie, zamykając oczy. Westchnęła i się zgodziła, po czym rozłączyła, trzymając mocno w dłoni telefon.
Bała się jak cholera.



Autorka: jak bardzo was zanudziłam? Ugh, inaczej trochę wyobrażałam sobie ten rozdział, ale jest tak jak jest.
Szkoda, że na bloggerze, pod poprzednim rozdziałem był tylko jeden komentarz (
nie mówię tutaj o osobach, które komentują na wattpadzie, dziękuję wam). To potwierdza mnie w przekonaniu, iż powinnam jak najszybciej zakończyć to opowiadanie. Mam nawet pomysł jak i kiedy. I ile rozdziałów nam zostało.
Także miłego weekendu.

7 komentarzy:

  1. rozdział wcale nie jest nudny, jest świetny! <3
    Mer i Lou będą mieli chłopczyka aww
    Ślub Zayna i Pezz będzie świetny :P
    Wow ale się dzieje że matka Mer przyjechała.
    rozdział świetny, czekam na następny ♥
    @flayalive

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie !!! Nie kończ tego opowiadania ! Proszęęęęęęę
    Rozdział jest świetny

    OdpowiedzUsuń
  3. Oh jej to jest mocne i lubię to! Czekam na rozdział tak bardzo
    Xx

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział boski. Wcale nie jest nudny. Wręcz przeciwnie :) Coś czułam, że niedługo pojawi się matka Mer... i proszę jest. Bardzo mnie to zaciekawiło. Jestem ciekawa jak przebiegnie ta rozmowa. A co do ou i Mer to cieszę się, że będą mieli synka. Awwwww
    Nie mogę się doczekać następnego i zapraszam na ff o Pretty Lttle Liars http://mixmiu.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział ciekawy. Wreszcie Bennett dostał za swoje. No i legalizacja związku El z Niall'em <3
    Rozumiem że denerwuje Cię brak komentarzy, ale liczba wyświetleń też zmalała? Bo to po tym najlepiej wiesz ile osób czyta itp, prawda? :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział jest taki biuhbviwvq <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy