sobota, 2 sierpnia 2014

Rozdział Czterdziesty Trzeci

Londyn, 2014
- Looouu - przeciągnęła po raz kolejny Margaret, wchodząc do sypialni, gdzie jej chłopak leżał jeszcze pod kołdrą, praktycznie to cały nią przykryty - wstawaj, śpiochu.
Brunetka usiadła na brzegu łóżka, pochylając się w stronę szatyna i delikatnie go szturchając. Fakt, nie musiał zrywać się z łóżka przed 12, w końcu nie miał ku temu powodów, jednak miała przyjść Perrie, a Padolsky nie chciała, aby zastała piłkarza jeszcze całkowicie nieogarniętego.
- Kochanie - zaczęła ponownie dziewczyna, nie wiedząc już w jaki sposób zwlec go z łóżka, a gdy nie dostała żadnej reakcji ze strony szatyna, westchnęła ciężko - Louisie Tomlinsonie, jeśli nie wstaniesz w przeciągu najbliższych trzydziestu sekund, poczujesz złość kobiety w ciąży. - pogroziła nieco podniesionym głosem recepcjonistka.
Ku jej zaskoczeniu, Louis zsunął ze swojej głowy kołdrę i jej oczom ukazała się zmęczona twarz chłopaka. Mer musiała przyznać, iż trochę ją serce zabolało, gdy widziała go w takim stanie, jednak to była siła wyższa. Ona nie spała już od dwóch godzin, a w tym czasie zdążyła posprzątać całe mieszkanie i zrobić córce śniadanie.
- Lou? - zapytała ponownie, mając nadzieję, że chłopak nie będzie miał jej za złe tej pobudki.
- Mmm? - usłyszała przeciągłe ziewnięcie, po czym ukazały się jej lazurowe tęczówki jej ukochanego.
- Wstawaj.
- Nienawidzę cię. - szepnął do siebie, a Padolsky uniosła swoje brwi ku górze w zdziwieniu.
- Co proszę?
- Kocham cię. - kąciki jego ust uniosły się ku górze, a Margaret posłała mu krótki uśmiech - Ale naprawdę była konieczność, bym musiał się budzić... - zerknął na zegarek stojący na półce nocnej dziewczyny.
- Jeśli powiesz, że tak wcześnie, to osobiście wydłubię ci oczy.
- Woah, skąd u ciebie tyle nienawiści z samego rana? - piłkarz podniósł się do pozycji siedzącej, a następnie przejechał dłonią po swojej twarzy, ponownie ziewając. Przez kilka sekund milczał, próbując zrozumieć, dlaczego jego dziewczyna była zirytowana, jednak w momencie, gdy brunetka wywróciła oczami i wstała z łóżka, zrozumiał; była w ciąży. I choć nie wiedział wiele na temat zmiennych nastrojów kobiet, doskonale zdawał sobie sprawę z tego, iż kolejne kilka miesięcy może być ciężkie.
- Jeśli książę łaskawie wstanie, proponuję, by wziął prysznic, a potem ubrał coś ładnego, ponieważ spodziewamy się gościa. - uśmiechnęła się sarkastycznie Mer, wychodząc z pokoju, zostawiając Louisa z zagubionym wyrazem twarzy w sypialni.
Chłopak postanowił wziąć jej słowa na poważnie i dwie minuty później, brał prysznic i mył zęby. Stwierdził, iż nie będzie denerwować swojej dziewczyny, gdyż nie zamierzał mieć później na sumieniu czegoś, czego nie chciał powiedzieć. Lepiej było milczeć, chwilowo, pomyślał.
Następnie podszedł do szafy, z której wyjął białą koszulkę z nadrukiem i bordową bluzę oraz czarne jeansy. Po tym jak się przebrał, wyszedł do kuchni, gdzie zastał Louise jedzącą płatki. Gdy dziewczynka ujrzała szatyna, na jej ustach pojawił się promienny uśmiech.
- Dzień dobry, Lou. - rozpromieniła się mała.
- Dzień dobry, szkrabie. Co tam jesz? - Szatyn podszedł do szafki i wyjął sobie z niej kubek, po czym wrzucił do niego herbatę i włączył czajnik elektryczny.
- Płatki. - Louise pokazała na miseczkę - Mama zrobiła ci kanapki, są w lodówce.
- Naprawdę? - zapytał, zaskoczony. Nie przypuszczał, iż Margaret zrobi mu śniadanie po tym jak wkurzona była rano. Podszedł do lodówki i ją otworzył, a jego oczom ukazał się talerz z kanapkami. Wyjął je i postawił na stół, marszcząc brwi. - Gdzie jest teraz twoja mama? - spojrzał na siedmiolatkę.
Dziecko przeżuła to, co miała w ustach, a następnie wskazała głową na krótki korytarz.
- Tam, gdzie kiedyś mieszkała Eleanor. - odpowiedziała.
Okay, muszę z nią porozmawiać, pomyślał, kiedy ugryzł kanapkę z szynką. W tym samym momencie zalewając sobie herbatę. Stwierdził, że najlepiej będzie, jeśli zrobi dwie herbaty; dla siebie i swojej dziewczyny.
Kilka minut później, trzymając dwa kubki w dłoni z parującą herbatą, poszedł do pokoju gościnnego. Dzięki uchylonym drzwiom słyszał szelest papierów i worków, a kiedy przekroczył próg, jego oczom ukazała się brunetka, ubrana w szarą bluzkę z rękawami sięgającymi do łokci oraz czarne jeansy. Włosy dziewczyny były spięte w koka, a kilka kosmyk zdążyło już opaść jej na twarz podczas ruchu.
- Mer, nie powinnaś nosić tych pudeł - wskazał na kartonowe pudła, za pewne zapakowane starymi rzeczami - Proszę. - wręczył jej czerwony kubek, po czym usiadł na skraju łóżka.
- Dzięki - mruknęła w odpowiedzi brunetka, upijając łyk gorącego trunku. Następnie usiadła obok swojego chłopaka i westchnęła ciężko. - Przepraszam cię za moje zachowanie, no wiesz, przedtem. Nie chciałam być tak chamska... To wszystko mnie trochę przerasta i przeraża.
- Nie tylko ciebie - posłał jej delikatny uśmiech - Nic się nie stało. W zasadzie, to gdybyś mnie tak nie potraktowała, za pewne przespałbym całą wizytę Perrie. - próbował obrócić to w żart.
Margaret, mimo wszystko uśmiechnęła się ledwo widocznie. Po minucie lub dwóch ciszy, w których Louis rozejrzał się po pomieszczeniu, postanowił zabrać głos.
- Co tutaj właściwie robisz? - zapytał, marszcząc brwi.
- Zastanawiam się, w jaki sposób z nią porozmawiać. - szepnęła brunetka.
- Mer, nie traktuj jej jak osoby, która przeszła załamanie nerwowe. - zauważył - Albo jakby miała nie wiadomo jak zareagować na to, że będziemy mieli dziecko.
- Louis, nie rozumiesz - powiedziała szybko Padolsky, co sprawiło, iż chłopak przeniósł na nią swoje spojrzenie - Nie masz nawet pojęcia jak ona się będzie czuła.. Jakby się każda inna dziewczyna, chcąca mieć dziecko, a.. A sama nie była w stanie spełnić tego marzenia, mimo starań. A co jeśli... - przerwała, pociągając nosem - A co jeśli nie będzie chciała mnie więcej na oczy widzieć? Louis, przecież ja sobie tego nigdy nie wybaczę, ja-ja nie chcę stracić przyjaciółki.
Tomlinson odstawił swój kubek na podłogę i odwrócił się do swojej dziewczyny, która była bliska łez. Wziął jej z ręki herbatę i postawił obok swojej, po czym chwycił jej dłonie, a widząc, iż brunetka patrzy w dół, podniósł jej brodę, by móc widzieć jej oczy.
- Margaret - powiedział powoli - Perrie nigdy w życiu cię nie znienawidzi za to, że jesteś w ciąży. Słyszysz? Jesteście przyjaciółkami, uwierz mi, będzie się cieszyć razem z tobą. Zobaczysz, jeszcze będzie chrzestną naszego dziecka.
Padolsky niepewnie skinęła głową, próbując wpuścić do głowy słowa swojego chłopaka. To nie było tak, iż obmyślała same czarne scenariusze; oczywiście, że nie. Myślała bardzo wiele, przy okazji wyobrażając sobie wizytę swojej przyjaciółki u niej w szpitalu, gdy dziecko przyjdzie już na świat.
- Zrób po prostu to, co mówi ci serce, kochanie. - szepnął szatyn, a recepcjonistka przymknęła na sekundę oczy.
- Jesteś... - zaczęła cicho, otwierając oczy i gładząc Louisa po policzku - Najwspanialszą osobą, jaką kiedykolwiek w życiu miałam. I naprawdę cię przepraszam za wcześniej. Zachowywałam się jak cholerna franca, ale stresuję się, a-
- Nie możesz się stresować, skarbie. - położył swoją rękę na jej - Jesteś w ciąży, a z tego, co słyszałem, kobietą w ciąży nie można się stresować ani przepracowywać. - tym razem rzucił okiem na cały pokój - Włącznie z noszeniem tych pudeł.
- Okay, rozumiem. - uśmiechnęła się brunetka. Chwilę później pochyliła się do przodu i musnęła jego usta. - A teraz idę wyjąć z piekarnika jabłecznik, zanim się naprawdę spali i spieprzy cały obiad.
Kiedy dziewczyna podniosła się z łóżka, wzięła swój kubek i powoli zaczęła kierować się do drzwi.
- Zachowujesz się tak jakby serio mieli przyjść nasi rodzice. - zaśmiał się chłopak, jednak myśl o oficjalnym poznaniu matki Mer przyprawiła go o gęsią skórkę, a już na samą wiadomość o tym, iż spodziewali się dziecka, mogłaby być niebezpieczna już nie tylko dla Padolsky, ale i dla niego.
- Ugh, nie planuję na razie takiej wizyty. - usłyszał jeszcze nim, dziewczyna wyszła do kuchni.
Pomyślałem, że najlepiej by było, gdyby podczas rozmowy z Perrie, miały spokój, więc wyjąłem z kieszeni spodni komórkę i zadzwoniłem do Liam'a, aby dowiedzieć się, czy były w stanie przyjąć dwójkę gości na dwie godziny.
Margaret siedziała w salonie, oglądając telewizję, podczas, gdy Louis wraz z Louise, jakkolwiek to dziwnie nie zabrzmiało, grali na konsoli w jakąś grę i z tego, co brunetka zdołała zauważyć, piłkarz dawał wygrywać jej dziecku w meczu piłki. Gdy dwójka skończyła, Tomlinson zerknął na swoją dziewczynę, a ona skinęła mu ledwo widocznie głową.
- Louise - zapytał wesołym głosem piłkarz, a głowa dziecka odwróciła się w jego stronę - Razem z twoją mamą chcielibyśmy ci coś powiedzieć.
Tym razem, siedmiolatka zmarszczyła brwi i skinęła głową, a Mer wyprostowała się na swoim fotelu, nie przestając obserwować dziewczynki.
- Um... - zaczęła powoli brunetka - Ja, um.. Ty- My... Będziesz mieć rodzeństwo.
Tomlinson usiłował powstrzymać chichot.
- Będę mieć małą siostrzyczkę? - w głosie Louise można było usłyszeć ekscytację.
- Albo braciszka. - wtrącił się szatyn, posyłając ciepły uśmiech w stronę swojej dziewczyny.
- Yay! - klasnęła w dłonie siedmiolatka - Ale, ale jak to możliwe?
I właśnie w tym momencie, cała radość wyparowała z twarzy Margaret. Nie spodziewała się takiego pytania ze strony swojego dziecka i najwidoczniej była jedyna, ponieważ Louis ponownie w przeciągu ostatnich pięciu minut dusił śmiech.
- To bardzo dobre pytanie, prawda Lou? - zagadnęła dziewczyna, próbując jakoś się ratować od wyjaśniania swojemu siedmioletniemu dziecku, w jaki sposób powstają dzieci.
Uśmiech zniknął z ust piłkarza tak szybko jak uświadomił sobie, o czym mówiła jego ukochana. Szepnął ciche "Pożałujesz tego" i już miał otwierać usta, by coś powiedzieć, jednak po mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi.
Tomlinson posłał Margaret zwycięski uśmiech, kiedy ta wstawała z fotela i skierowała się do przedpokoju, wywracając oczami.
- Farciarz - mruknęła pod nosem, a następnie otworzyła drzwi, za którymi stała uśmiechnięta blondynka w kremowym płaszczu - Perrie! Cześć, cieszę się, że przyszłaś. - Mer wpuściła ją do środka.
- Witaj, kochana - przytuliła się do brunetki, a następnie wyjęła z torby butelkę szampana i wręczyła jej ją - Proszę, mamy dzisiaj co świętować.
- Och, a cóż to za okazja? - Margaret uśmiechnęła się w duchu na słowa Edwards, ponieważ mogła odwlec chwilę powiedzenia jej o ciąży tak długo jak to tylko było możliwe.
- Niejedna, to z pewnością mogę powiedzieć, Mer. - zdjęła swój płaszcz i buty, po czym weszła do salonu, gdzie zaprosiła ją gestem dłoni Padolsky - Louise, skarbie, hej. - blondynka poczuła jak siedmiolatka ją obejmuje w talii, więc wyjęła ze swojej torebki tabliczkę czekolady z orzechami i dała ją dziewczynce - Smacznego, myszko.
- Dziękuję, ciociu. - uśmiechnęła się promiennie.
Perrie spojrzała na Louis'a, który stał przy parapecie i delikatnie się uśmiechał.
- Boże, Louis - podeszła do niego i uścisnęła go, podobnie i krótko jak na początku Mer - Nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo się o ciebie martwiliśmy, wszyscy.
- Już wszystko w porządku, Perrie. - uśmiech dotarł do jego oczu - Tylko, nie rozmawiajmy o tym, okay?
Dziewczyna pokiwała głową na znak zrozumienia i odwróciła się do Margaret, która stała przy wyjściu od kuchni.
- Zayn musiał jechać do Manchesteru, załatwić jakieś formalności związane ze szkołą. - odpowiedziała Edwards, uśmiechając się do Mer.
-  Coś się stało? - zainteresowała się brunetka, a oczy Perrie momentalnie się powiększyły.
- Um, nic, po prostu dyrektorka wysłała go po jakieś dokumenty i, um.. - zaczęła się jąkać.
- W porządku, nie musisz mówić, jeśli nie chcesz. - przerwała jej Padolsky, podchodząc do niej i uśmiechając się delikatnie.
Wtedy Louis uświadomił sobie, iż to właśnie ten moment, kiedy powinien się zmyć, aby przyjaciółki mogły w spokoju porozmawiać. Skierował się do przedpokoju, gdzie nałożył na nogi buty i kurtkę jeansową z ciepłym podszyciem. Kiedy Margaret zauważyła, co robi, podeszła do niego i zmarszczyła brwi w zagubieniu.
Chłopak natychmiast to zauważył i wyciągnął dłoń w stronę dziewczyny, kładąc ją na jej policzku i gładząc delikatnie kciukiem.
- Pojadę z Lu do Liam'a i Danielle. - powiedział cicho - Żebyście mogły spokojnie pogadać.
Z początku, Margaret czuła się jakby ktoś sobie z niej żarty robił; Louis miał być jej wsparciem, a teraz sobie idzie. Choć z upływem kilku sekund zrozumiała jego intencje; chciał, żeby nic ich nie rozpraszało.
- Okay, dziękuję. - szepnęła, przytulając się do swojego chłopaka.
- Będzie dobrze, pamiętaj o tym. - pocałował ją w czoło i odsunął od niej, by móc spojrzeć na Perrie - Do zobaczenia później, Blondie. - obdarował ją wesołym uśmiechem, po czym zawołał Louise, która sekundę później wybiegła z pokoju i założyła ubranie wierzchnie.
- Nie nazywaj mnie tak, Tomlinson. - zagroziła rzeczowo Edwards.
- Cześć! - pożegnała się Louise, a następnie w mieszkaniu zostały tylko przyjaciółki.
Perrie uśmiechnęła się do swojej towarzyszki.
- Masz ochotę na ciasto? - zaproponowała Margaret idąc do kuchni.
- Z chęcią. - podążyła za nią dziewczyna.
Dziesięć minut później, obie siedziały na sofie w salonie, jedząc jabłecznik i pijąc gorącą herbatę. Dużo rozmawiały, jednak żadna z nich nie była na tyle odważna, by wyjawić sekret drugiej.
- Mer, muszę ci coś powiedzieć - zagadnęła w pewnym momencie blondynka.
- Słucham cię.
Perrie westchnęła, odkładając na stolik kawowy talerzyk.
- Bo... - westchnęła - Ogólnie, to Zayn ma uprawnienia do uczenia w liceum i jakiś czas temu złożył podanie do szkoły... w Stanach o pozycję nauczyciela angielskiego. Kilka dni temu przyszła odpowiedź i... We wrześniu zaczyna tam pracę.
Przez chwilę Padolsky analizowała słowa swojej przyjaciółki, jednak kiedy dotarł do niej ich sens, uśmiechnęła się promiennie do dziewczyny.
- O Boże, Perrie, to wspaniała wiadomość! - ucieszyła się brunetka - Pogratuluj mu. - z wypowiedzeniem tych słów, uświadomiła sobie, co za tym szło - Och, ty także jedziesz.
No przecież, głupku, ona jest jego narzeczoną, skarciła się w myślach recepcjonistka.
- Tak, ale przysięgam, nadal będziemy przyjaciółkami i-
- Pezz, to wspaniale, naprawdę. - weszła jej w słowo dziewczyna, jednak jej głos nie brzmiał już aż tak radośnie - Fakt, będzie mi ciebie brakować, zwłaszcza, kiedy... - zawiesiła na sekundę głos - Jestem w ciąży.
Margaret bała się podnieść wzrok na Perrie, w obawie, iż ziści się jej najgorsze wyobrażenie tej chwili. Fakt, Louis miał rację, to nie było spotkanie z naszymi rodzicami, czy coś, jednak coś o wiele gorszego. Przyjaciółka, która nie mogła mieć dzieci właśnie sie dowiedziała o tym, iż dziewczyna, która zna swojego partnera od niespełna pół roku już spodziewa się potomka. Pewnego rodzaju niesprawiedliwość, bo jakby na to nie spojrzeć, Mer nie była gotowa na kolejne dziecko. Nie planowała tego. Jednak gdy myślała o takim małym Tomlinsonie, wszystkie jej złe myśli uciekały gdzieś daleko. Perspektywa wychowywania dziecka razem z nim była czymś niesamowitym, na pewno.
- O kurwa. - szepnęła blondynka, wyrywając w ten sposób Mer z zamyślenia - To znaczy, kurde, Jezu! Skarbie, tak bardzo się cieszę! Rany, będę ciocią. Chłopiec czy dziewczynka?
- Dowiem się za trzy tygodnie jak pojadę do ginekologa. Ale nie jesteś zła? - uniosła brwi ku górze brunetka.
- Dlaczego miałabym być? Cholera, Mer, będziesz mieć dziecko! I to jeszcze z kimś tak gorącym jak Louis Tomlinson!
Margaret nie wiedziała, co myśleć o tym, co właśnie usłyszała; czy jej przyjaciółka przed chwilą powiedziała, iż jej chłopak jest gorący? Okay, to fakt, jest gorący, ale-
- Z waszymi połączonymi genami, to będzie najpiękniejsze dziecko na świecie! - uśmiechnęła się promiennie Edwards.
- Czy ty właśnie nazwałaś mojego chłopaka gorącym? - zapytała odrobinę rozbawiona Padolsky ignorując jej kolejną uwagę. Jej geny pięknymi? Prędzej świnie zaczną latać.
Perrie zachichotała.
- Meg, kochana, tysiące dziewczyn wzdycha do plakatów twojego chłopaka, a ty jesteś zaskoczona tym, że ja to stwierdziłam? - zapytała - Nie zrozum mnie źle, mam Zayn'a, ale do niedawna Louis był takim moim malusieńkim crushem. - pokazała palcami jak bardzo podobał się jej piłkarz - W końcu to osoba publiczna i to bardzo przystojna osoba publiczna i-
- Okay, skończmy ten temat zanim stwierdzisz, że chciałabyś się z nim przespać, czy coś. - powiedziała na wpół poważnym tonem Margaret.
- Oh, nie, nigdy bym tego nie zrobiła, ani tobie ani Zaynowi. - odparła szybko Perrie - Choć...
- Nie chcę tego słuchać! - Mer wyrzuciła dłonie w powietrze.
- Chcę wiedzieć tylko jedno, bo nigdy nie miałam okazji się tego zapytać. - zaczęła podekscytowanym głosem Edwards, a Padolsky uniosła brwi ku górze, upijając łyk swojej herbaty - Dobry jest w łóżku?
Właśnie w tym momencie brunetka niemalże zakrztusiła się swoim napojem, słysząc pytanie dziewczyny. Odłożyła kubek na stolik i zwróciła się do swojej przyjaciółki.
- Nie odpowiem ci na to.
- Ugh, no weź. Nie ma w tym nic wstydliwego! - zachęciła ją Perrie.
- Nigdy ci o tym nie powiem. - zaśmiała się brunetka, a po chwili dołączyła do niej blondynka.
Margaret stwierdziła, że niepotrzebnie się aż tak denerwowała wyznaniem prawdy swojej przyjaciółce. Smutno jej było tylko z powodu tego, iż zostało im zaledwie pół roku na spędzie wspólnie czasu.




Autorka: jeśli udało wam się przeczytać cały ten rozdział to wam cholernie gratuluję, ponieważ stwierdzam wszem i wobec, iż ten wpis jest chyba najgorszym ze wszystkich, jakie kiedykolwiek napisałam. Może to dlatego, że jest tak dużo dialogów i mało opisów? Eh, masarka. Za pewne nasunie się wam pytanie, czemu dodałam ten rozdział? Ponieważ jeśli bym tego nie zrobiła, znając życie czekałybyście na nowy kolejny tydzień, później następny i następny... Czasem trzeba przeboleć takie gówno jak jest tutaj. Przepraszam was za to, postaram się zrehabilitować.
Mimo wszystko, kocham was xx

4 komentarze:

  1. Boze moja JEDYNA reakcja:
    PERRIE TY FANGIRLUJESZ!
    <3
    Ps. Nie marudz! Ten rozdzial jest genialny, a to ze nie ma opisow, a sa dialogi, to o niczym zlym nie swiadczy xx
    @TheAsiaShow_xx

    OdpowiedzUsuń
  2. Fangiling Perrie >>>>>>>>>>>>
    rozdział idealny i czekam na następny :) @flayalive xxx

    OdpowiedzUsuń
  3. DZIEWCZYNO CZEMU TY JESTEŚ DLA SIEBIE TAK CHOLERNIE KRYTYCZNA?!!!!!!! CZY JA MAM CIĘ NAWIEDZIĆ I SKOPAĆ CI TWOJĄ SEKSOWNĄ DUPENCJĘ!!!?!?!? UWIERZ MI, ŻE TO ZROBIĘ! UWIERZ WRESZCIE W SIEBIE I SWOJE MOŻLIWOŚCI! PISZESZ ŚWIETNIE I TEN ROZDZIAŁ TEŻ JEST DOBRY!!!!!
    Ale najpierw poFANGIRLUJE!!!! boże Louis w bordowej bluzie... *.* O KURWA! Jak ja go kocham w bordowej bluzie.... Aż zaraz sobie teledysk do OWOA obejrzę i się pojaram Tommo w bordo XD haha Nie śmiej się ze mnie ;p
    Ale wracam do rozdziału xd DOBREGO ROZDZIAŁU! Tak tylko przypominam, jakbyś miała jakieś wątpliwości! ;p
    Moi kochani Loumer tak cudownie się uzupełniają i dogadują <3 Uwielbiam tę parę :D Wiedziałam, że Louisie się ucieszy z powodu rodzeństwa. Teraz tylko zostaje sprawa płci :D A może tak bliźniaki XD hahahahah Dobra już się ogarniam.
    Fangiling Perrie był przezajebisty! Dawno się tak nie uśmiałam :D Cieszę się, że Perrie zachowała się tak wyrozumiało dla przyjaciółki. Dziewczyny mają cudowną relację. Cudnie też czyta się o Zerrie :)
    Świetny rozdział i nie mogę doczekać się kolejnego!
    Kocham <33

    OdpowiedzUsuń
  4. Reakcja Perrie > > > > >
    Rozdział wspaniały i idę czytać następny.

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy