czwartek, 7 sierpnia 2014

Rozdział Czterdziesty Piąty

Możecie czytać i komentować, jeśli chcecie, tylko na wattpadzie :) Wiem, że dla niektórych to łatwiejsze jest, więc daję wam wybór.

Autorka: Wiem, krótki jest, ale taki uroczy i tak bardzo mi się podoba! A to się rzadko  zdarza XD
Miałam coś jeszcze dopisać, ale zapomniałam... Cóż, trudno.  PRZYPOMNIAŁAM SOBIE! 4 sierpnia minął rok od powstania tego opowiadania!
Miłej lekturki  ;*



Londyn, 2014
Margaret w przerwie na lunch wysłała esemesa do swojego brata, aby zadzwonił do niej tak szybko jak tylko będzie mógł. Miało to związek z jej nagłym urlopem i brakiem opieki dla Louise. Musiała przyznać, iż perspektywa spędzenia wakacji w ciepłym miejscu, takim jak Sydney była bardzo kusząca, zwłaszcza, gdy miała przez cały ten czas być tylko i wyłącznie ze swoim chłopakiem. Louis proponował jej wypad w inne miejsca, jednak ona wybrała właśnie Australię, ponieważ od dawien dawna jej marzeniem było tam pojechać. Oczywiście nie pozwoliła Louisowi na sfinansowanie wszystkiego, choć bardzo się przy tym upierał; kompromis pozwolił im spokojnie cieszyć się planami na najbliższy tydzień. Padolsky miała zapłacić za siebie, tak przynajmniej zdecydowali. Dziewczyna nie miała pojęcia, ile do końca wyniesie ich pobyt, ponieważ Tomlinson nie pozwolił jej zobaczyć hotelu, w którym zrobił rezerwację na całe osiem dni. Mer obawiała się, iż jej fundusze mogą nie wystarczyć, dlatego pojawiła się w pracy, dwa dni przed ich wspólnym wylotem na Brytyjską kolonię, aby ubłagać Liam'a o wcześniejszą wypłatę.
Westchnęła zrezygnowana, kiedy po kilku minutach ślęczenia nad telefonem, Robert do niej nie zadzwonił. Zależało jej na tym, aby zajął się swoją siostrzenicą, zważywszy na to, że nie opuścił jeszcze stolicy Anglii.
- Mer, wpatrując się w komórkę, nie sprawisz, że ona zadzwoni. - zaśmiała się Hannah, siadając obok niej na ławce w szatni i szukając czegoś w torebce.
- Ugh, czekam na telefon od brata. - mruknęła, pocierając czoło - Nie mam z kim zostawić Louise na czas, kiedy polecimy do Australii. 
- A jej ojciec? - nie przestawała przeszukiwać swojej torby.
- Ma złamaną rękę i ogólnie jest odrobinkę poturbowany. - jęknęła podirytowana - Liam zaoferował się, że wraz z Danielle zajmą się Lu, ale przecież mają teraz Ivy i mnóstwo innych rzeczy na głowie. Nie mogę dorzucić im jeszcze swojego dziecka. - przerwała, chowając głowę w dłoniach - To bezsensu, odwołam wszystko i po sprawie.
Walker odłożyła torbę na bok i odwróciła się do brunetki. Jej niebieskie oczy analizowały dokładnie dziewczynę, podczas gdy jej usta ułożyły się w wąską linię.
- Zabierzcie Louise ze sobą.
- Ta, chcieliśmy, ale w ostatniej chwili przypomniałam sobie, że mała nie ma paszportu.
- A rodzice Louisa? 
- Jest środek roku szkolnego i Loui- ty, dobrze gadasz. - zaskoczyła w pewnej chwili Padolsky - Napiszę do Lou, by się dowiedział, czy jego mama może przyjechać na tydzień do Londynu. - odwróciła się do koleżanki - Boże, Hannah, jesteś najlepsza! - przytuliła ją szybko, po czym wstała.
- Kiedykolwiek w to wątpiłaś?
Mer uśmiechnęła się do niej promiennie, kręcąc głową na boki, a następnie wybiegła prawie z szatni, kierując się prosto do biura Payne'a. Kiwnęła uprzejmie jego sekretarce, bez pytania wchodząc do jego gabinetu, uprzednio pukając.
- Liam, mogę? - zapytała cichym głosem, a gdy ujrzała przed sobą chłopaka, którego głowa leżała bezwładnie na biurku, dotarło do niej, iż jej szef spał. Kąciki jej ust uniosły się ku górze jak przemierzyła odległość jaka dzieliła ją do niego, a kiedy znalazła się przy fotelu ciemnego blondyna, szturchnęła go w ramię - Liam?
 Z ciężkim sercem stwierdziła, że musi go obudzić. Powtórzyła swój ruch, mówiąc głośniej jego imię, jednak chłopak ani drgnął.
- Okay - mruknęła pod nosem - Przepraszam cię za to szefie, ale nie mam innego wyjścia. - dodała po chwili, a kilkanaście sekund później stała nad nim z plastikowym kubeczkiem pełnym wody, którą wzięła z jego własnej, tutejszej łazienki. 
Wylała całą ciecz na twarz Payne'a, co poskutkowało natychmiast; podniósł głowę i zaskoczone spojrzenie utkwił w swojej pracownicy. Minęło z pół minuty nim jego wzrok na powrót stał się zmęczony.
- Co ty robisz? - spytał sennym głosem, biorąc od Padolskiej chusteczki, które trzymała w dłoni.
- Spałeś.
- Nie mogłaś mnie obudzić trochę... Jakby to ładnie ująć? Normalnej? - posłał jej piorunujące spojrzenie.
Dziewczyna wzruszyła ramionami, opierając się o biurko i spoglądając na niego.
- To nic nie dawało, próbowałam. - broniła się - Co, Ivy w nocy spać wam nie daje?
- No, chciałem dać Danielle pospać i sam zarwałem nockę. - westchnął.
- Aw, jaki wzorowy mąż. - zachichotała - Mam sprawę, ważną. -  spoważniała.
Payne wrzucił zużyte chusteczki do kosza na śmieci, a następnie założył ręce na piersi.
- Zamieniam się w słuch.
- Mógłbyś mi wcześniej dać wypłatę? - zapytała z nadzieją - Wiem, że termin jest dopiero za tydzień, ale naprawdę potrzebuję tych pieniędzy.
Chłopak przyglądał się jej uważnie.
- Dla mnie to nie problem. - powiedział, a Padolsky odetchnęła z ulgą - Ale... - w  tym momencie cała jej radość prysła niczym bańka mydlana - Ale nie mogę.
- Co? Dlaczego? Przecież sam powiedziałeś, że to nie problem. - zauważyła brunetka.
- Louis cię uprzedził i poprosił mnie, bym nie wypłacał ci żadnych pieniędzy przed waszym wyjazdem. - odpowiedział niepewnie ciemny blondyn.
- Louis- Co?! - powtórzyła nie będąc w stanie uwierzyć w to,  co się właśnie działo.
Odwróciła wzrok od chłopaka, wpatrując się w okno, gdzie właśnie zza  chmur wyszło słońce, a deszcz najwidoczniej poszedł w zapomnienie.
- Mer, nie miej do niego pretensji. Też bym nie pozwolił Danielle płacić za cokolwiek na nasze wakacje. A mając na uwadze twoje zarobki, to mimo tego, iż nie są małe, to nie mogłabyś pozwolić sobie na ten wyjazd. - w jego głosie było słychać smutek.
- Dobrze powiedziane, nasze, wspólne wakacje. Czyli powinien pozwolić mi włożyć swój wkład, a nie z góry zakładać, że za mnie zapłaci. - szepnęła.
Gdy spojrzała na Payne'a, na jego twarzy widziała tylko i wyłącznie zrozumienie, a kiedy otwierał  usta, by coś powiedzieć, kontynuowała.
- Okay... Um, przepraszam za kłopot, Liam. - burknęła, wstając na nogi - Pójdę już. - skierowała się do drzwi.
- Mer, weź sobie wolne. Dzisiaj i jutro, będziesz miała czas dla siebie i w ogóle.
- Zadzwonię do ciebie później.
- Po co- stało-
- Dam ci znać, czy mój urlop jest nadal aktualny. - po tych słowach opuściła gabinet swojego szefa.

*

Brunetka weszła do domu i od  razu skierowała się do kuchni, skąd słyszała rozmowy. Jak stanęła w progu, ujrzała swojego chłopaka rozmawiającego przez telefon. Po sposobie, w jakim się wyrażał do drugiej osoby, stwierdziła, iż musiał dzwonić do Jay. Odwrócił się przodem do dziewczyny, a widząc jej wściekłe spojrzenie, po kilkunastu sekundach się pożegnał i rozłączył.
- Hej, co tak wcześnie? - uniósł brew ku górze, odkładając iPhone'a na stół - Coś się stało?
Margaret policzyła w głowie do trzech i dopiero wtedy się odezwała.
- Dlaczego zabroniłeś Liamowi wcześniejszego przelewu wypłaty na konto?
Szatyn wypuścił ciche 'aah', a następnie podrapał się po karku, nie pozwalając sobie na odwrócenie wzroku od oczu dziewczyny.
- Louis, nie chcę, żebyś wtrącał się w moje sprawy finansowe! - miała szczęście, iż Louise była w szkole - To, że masz bóg wie ile pieniędzy nie daje ci prawa do zarządzania moim kontem!
Brunetka skrzywiła się; nie chciała się denerwować, jednak chłopak nie pozostawiał jej innego wyboru.
- Mer - szepnął robiąc krok w jej stronę - Dobrze się czujesz? - zapytał, gdy ujrzał jak Padolsky łapie się za brzuch i cicho jęczy. - Potrzebujesz czegoś?
- Uh, niezależności. - wymamrotała niemalże niesłyszalnie, jednak Louis był na tyle blisko, by ją usłyszeć, co mimowolnie wprawiło go w uśmiech, który nie trwał dłużej cztery sekundy.
- Zaniosę cię do łóżka, okay? - gdy brunetka skinęła głową, zamykając oczy jak piłkarz chwycił ją w pod kolana i plecy, by ją podnieść i zanieść do sypialni. Położył ją delikatnie na łóżku i zdjął z niej ubranie wierzchnie oraz buty, następnie przykrył kołdrą, a kiedy chciał wyjść, zatrzymała go dłoń brunetki.
- Zostań, proszę. - usłyszał jej szept i nie mógł go zignorować. 
Bez słowa obszedł łóżko i położył się obok niej, obejmując ją dłonią za brzuch i delikatnie poruszając swoimi palcami.
- Boję się. - ponownie szepnęła Margaret, a przez głowę Tomlinsona przebiegło mnóstwo myśli na raz; czy ten ból mógł zagrozić ich dziecku? Czy to przez niego jego dziewczyna dostała tych bóli? A co, jeśli ich maleństwo już nie ż-
- Jestem przy tobie. - przerwał swój natłok myśli, nie pozwalając ostatniej nawet się rozwinąć - Nie masz się czego bać, kochanie. - pocałował ją w tył głowy, próbując przekonać tym samego siebie. Nie był pewny, czy powinien zadzwonić do lekarza, czy nie.
- Tak wiele teraz się mówi o poronieniach, że, że.. - Louis usłyszał jak powstrzymuje płacz.
- Mer, jesteś silna, tak samo jak nasze dziecko. - szepnął szatyn, przyciągając ją do siebie i obejmując ciasno, mrucząc do ucha słowa, że wszystko będzie dobrze.
Po piętnastu minutach zauważył, iż brunetka zasnęła, więc wyplątał się delikatnie z jej uścisku i cicho opuścił sypialnią, zabierając przy okazji jej płaszcz oraz buty i odłożył je do przedpokoju. Następnie przeszukał jej torebkę w celu odnalezienia komórki, co od razu mu się udało. Odnalazł w spisie kontaktów numer do jej ginekologa i zadzwonił, wyjaśniając sytuację i umawiając dziewczynę na wizytę jutro z samego rana. 
Trzy i pół godziny później wszedł do pokoju Margaret i postawił na półce nocnej, obok lampki, szklankę z wodą i talerzyk z kanapkami. Żałował tego, że przez jego głupie 'widzi mi się' ciąża Mer była w niebezpieczeństwie, choć ginekolog powiedział, iż to nie było nic groźnego, to szatyn nie mógł sobie tego wybaczyć.
Przez cały sen dziewczyny, Tomlinson zdążył zrobić śniadanie, odebrać Louise ze szkoły i podjechać do Harry'ego, by podrzucić mu środki przeciwbólowe, o które prosił go w esemesie. Okazało się, iż Gemma musiała iść wcześniej do pracy i nie była w stanie zająć się swoim bratem.
Poza tym, piłkarz dostał odpowiedź od swojej mamy, od czego mu ulżyło; Jay mogła przyjechać na tydzień do Londynu, by zająć się Louise. W zasadzie, nie znała jeszcze dziewczynki, co nie ułatwiało sprawy, jednak powiedziała, iż weźmie ze sobą Felicity, która z pewnością złapie wspólny język z dziewczynką. Chłopak trochę się obawiał przyjazdu matki do Mer, zwłaszcza w takim stanie i to w dodatku nazajutrz. 
Westchnął cicho, siadając przy swojej dziewczynie i delikatnie zgarniając włosy z jej czoła. Jej policzki były odrobinę różowe, jednak nie wyczuł u niej temperatury. Nie minęło kilka sekund, a brunetka zaczęła się budzić, otwierając oczy.
- Uh, ile spałam? - zapytała, łapiąc się za głowę i zerkając na szatyna.
- Trzy i pół godziny. - odpowiedział niskim głosem, a widząc zaskoczoną twarz Margaret, natychmiast dodał - Spokojnie, odebrałem Lu ze szkoły i rozmawiałem jeszcze z mamą. Zgodziła się zostać z Louise na czas naszego wyjazdu. Przyjedzie jutro z Fizzy. - odpowiedział - O ile nadal chcesz ze mną jechać.
- Oczywiście, że chcę. - szepnęła - Tylko proszę nie rób tego więcej; nie interweniuj w tych sprawach. I nie mieszaj w to naszych przyjaciół, okay?
Nachylił się nad nią i dotknął jej policzka.
- Obiecuję. - odparł krótko - Umówiłem cię na jutro do ginekologa, tak na wszelki wypadek.
- Dziękuję ci, za oba. - uśmiechnęła się krótko dziewczyna - I przepraszam za mój poprzedni wybuch. Nie powinnam tak reagować.
- W porządku. - mruknął, a Mer dotknęła w tym czasie jego ręki, która znajdowała się na jej policzku i delikatnie ją z niego zdjęła, wplątując swoje palce w jego - Też się nie popisałem.
Padolsky skinęła głową, a następnie chłopak podał jej szklankę z wodą i talerzyk z kanapkami. Mer mu podziękowała i wzięła się za konsumowanie posiłku, przygotowanego przez piłkarza. 
Przez kilka minut panowała cisza między parą, jednak to szatynowi nie przeszkadzało w przyglądaniu się swojej dziewczynie.
- Więc mówisz, że twoja mama przyjeżdża do mnie, tak? - zagadnęła brunetka, odkładając talerzyk na szafkę.
- Yeah, z Fizzy. - dodał, potwierdzając jej słowa.
- Nie pomyślałam o tym, by przedstawić Jay Louise. Rany, w zasadzie ona nie wie o jej istnieniu! - złapała się za głowę.
- Spokojnie, Mer. - powiedział łagodnie Louis - Moja mama wie o istnieniu Louise i wie kim ona jest. I jestem pewien, że Lu ją pokocha.
- Boże. - jęknęła, opadając na poduszkę.
- Co? Boli cię coś? - zareagował od razu chłopak.
Padolsky zachichotała króciutko, kręcąc głową na boki.
- W takim razie, co jest? - uniósł brwi ku górze piłkarz.
- Nie jestem spakowana, a za dwa dni lecimy. Muszę kupić jeszcze tyle rzeczy! - jęknęła brunetka, chowając twarz pod kołdrą.
Louis wypuścił tylko powietrze z ust i zaśmiał się.
- Możesz iść jutro na zakupy z Fizzy jak chcesz. - wzruszył ramionami.
- Dobry pomysł, zadzwonię do Gemmy, żeby dołączyła. - uśmiechnęła się - Zostaniesz z Louise, prawda? Albo nie, wezmę ją ze sobą. A ty będziesz mógł pokazać swojej mamie miasto. Albo nie-
- Wiesz, kocham cię, ale wolę, kiedy śpisz. - zachichotał Louis, za co obdarowany został piorunującym spojrzeniem.
Margaret czuła się już lepiej; a mała kłótnia, a raczej naskok na Tomlinsona poszła w całkowite zapomnienie. Dokładnie tak jak chciała. Wolała już nie być w takiej sytuacji. Wolała zachowywać się rozsądnie i odpowiedzialnie.
Od teraz, pomyślała, będę robić wszystko, aby nasze dziecko było bezpieczne.

6 komentarzy:

  1. Świetny ( wole żeby było też na blogspot )

    OdpowiedzUsuń
  2. I LOVE IT! Choć na początku się troszkę powściekam, że mnie nie poinformowałaś o nowym rozdziale!!! *Niedowierzanie i 5sekudnowy foch!!!*
    - po 5sekundach...
    Dobra! :D Teraz mogę się jarać cudownym rozdziałem! Masz szczęście, że Ci się podoba, bo chyba bym nie zniosła, że znów coś nie tak ;p Rozdział jest naprawdę piękny i taki uroczy! Ciągle się uśmiechałam jak głupia do monitora! :) A Louis.. Boże ja na prawdę zostanę starą panną z psem! Tak bo lubię koty, ale wolę psa! xD No kurde on jest taki kochany. Nie dość, ze funduje jej wakacje - na miejscy Mer też bym się pewnie lekko wściekła. to jeszcze wybacza jej te wszystkie wybuchy i wręcz sam się obwinia. I kurczę tak cudnie się przejmuje, ze sam umówił ją do ginekologa! A NO I JESZCZE JEDNO - TO LOUIS!! LOUIS TOMLINSON! JA CHCE TAKIEGO CHŁOPAKA! KURWA NOOO.... Wiem za dużo wymagam... Ale to Twoja wina! ;p
    Rodzinka Louisa na pewno polubi małą Podolsky! No kurde, kto jej nie lubi! Ona jest przecudowna i na pewno złapie wspólny kontakt z siostrą Louisa :)
    CZEKAM Z NIECIERPLIWOŚCIĄ NA NASTĘPNY ROZDZIAŁ! <3
    KOCHAAAAAM! ;***

    OdpowiedzUsuń
  3. Ojej końcówka i Lou taki milutki hah x
    Mi osobiście wygodniej na blogspot ale jak wolisz xx

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajny rozdział.
    Mi odpowiada blogspot, ale decyzja należy do Ciebie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział.
    Lou jest taki kochany. Chce takiego chłopaka :)
    Zapraszam do siebie http://mixmiu.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. świetny rozdział, Lou jaki kochany aw :)
    czekam na następny ♥
    @flayalive

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy