czwartek, 12 grudnia 2013

Rozdział Dwudziesty Czwarty

 AUTORKA: Chyba odzyskałam wenę, ale nie chcę zapeszać. Pierwszą część pisałam w (nocy) niedzielę 8.12, a drugą 9.12 po szkole, więc mogą się różnić trochę... tak myślę. ha! Lubię bardziej perspektywę Harry'ego, ale końcówka Mer też mi sie podoba.
 W ogóle, to już 24 rozdział, a niedawno pamiętam jak pisałam o premierze tego opowiadania. Jak to od sierpnia szybko zleciało! Nie wiem, ile dokładnie jeszcze będzie rozdziałów. To zależy od ilości moich pomysłów do tego opowiadania :)
Nadal jestem do tyłu z paroma ff, ale w weekend postaram się nadrobić. Przepraszam.
w ogóle, zapomniałam dodać jednoparta we wtorek i właśnie sobie o tym przypomniałam. Oops.  W zamian macie rozdział. jutro
(piatek) mam sprawdzian z angielskiego, więc usiądę do jakiegokolwiek moje ff, czy też do tych blogów,gdzie jestem do tyłu, dopiero po szkole. obiecałam sobie, że poprawie wszystkie gorsze oceny, sooooł...
KOMENTUJCIE



     Londyn, 2013    
    Kiedy każdy plan zawodzi - chwytamy się choćby najsłabszej nadziei; najdrobniejszego punktu, który pomógłby nam na powrót uwierzyć w to, co robimy; w samych siebie. Każdy z nas ma jakieś słabości, które stara się ukryć za pomocą wyolbrzymienia swoich zalet. Jednak zazwyczaj zwycięża jedno: strach.
    Jedyne, co spowalnia nasz rozwój, to właśnie on; strach, czyli pierwotna, ludzka cecha mająca swoje źródło w instynktach przetrwania. Pokonać go jest ciężko. Tym, którym się to udało, mogą być z siebie dumni.
    Mężczyznom, chłopcom nie pozwalano ukazywać strachu. Gdy ta cecha ujrzała u nich światła dziennego, zostawali wyśmiani, bądź też zmieszani "z błotem". Dlatego większość rycerzy kierowała się honorem, starając się przezwyciężyć swój strach. Chcieli być odważnymi bohaterami, o których pamiętałyby dziesiątki, setki, tysiące potomków.
    XXI daje nam wiele możliwości. Strach nie jest już tak bardzo wychwytywany i likwidowany, czy też maskowany, w jakiś sposób. Dzisiaj, nie próbujemy go ukrywać. Wręcz przeciwnie. Jeśli się boisz - to znaczy, że naprawdę ci na czymś zależy. Więc, czy Harry'emu zależało bardziej na swoim, czy Eleanor, bezpieczeństwie? A może strach, jaki kumulował się w jego osobie, był tylko takim odczuciem, które chciało go w jakiś sposób przestrzec? Jednego był pewien: nie chciał mieszać w te stare sprawy swojej córki, ani jej matki. Chciał też uniknąć wplątywania w to Niall'a, czy Louis'a, jednak na to było już za późno. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jego przyjaciele już tak łatwo nie odpuszczą. Przejęli się.
    Styles, uważał na wszystko, co robił. Nie chciał, by ktokolwiek dowiedział sięo jego dość ryzykownym pomyśle. Bowiem, jego priorytetem było odkrycie kryjówki Troy'a Bennett'a. Niby prosty, jednak mający tyle niedopracowanych szczegółów plan. Sam nie zastanawiał się głębiej nad tym, co mogłoby być dalej, gdyby jakimś cudem dowiedział się, gdzie przebywa diler. Co by to zmieniło? Z pewnością czułby, że jest krok przed Bennett'em i zwiększyłoby to szansę na to, żeby go udupić.
    Chłopak szedł Kings Road, główną ulicą zamożnej, londyńskiej dzielnicy - Chelsea. Wątpił w to, by Troy zamieszkiwał jakieś brudne i skromne mieszkanko. Twierdził, że skoro koleś miał swoich ludzi, to musiał też mieć spore konto w banku, jednak natychmiast zmienił tok myślenia, kiedy przypomniał sobie o tym, iż przestępcy nie mają kont w bankach, więc jedynym wytłumaczeniem była spora gotówka w sejfie albo stałe jej przypływy przy jakimś nielegalnym układzie. Nie drążył tematu głębiej, ponieważ nie po to chciał go odnaleźć. Chciał go wyprzedzić w tej grze. Chciał był jednym punktem do przodu i doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że ryzykuje swoim życiem. 
    Było późne popołudnie, więc ulice były pełne studentów, hipisów, punków, czy też wyznawców innych subkultur. Londyn był na tyle tolerancyjnym miastem, że pozwalał na bycie sobą i okazywanie tego publicznie. Tam nie miało znaczenia, jakiej jesteś wiary. Czy byłeś muzułmaninem, czy katolikiem albo należałeś do kościoła protestanckiego - nie byłeś przez to skreślany. Większość pierworodnych Anglików pogodziła się z faktem, iż stolica Anglii jest zamieszkiwana w trzech czwartych przez emigrantów różnych krajów.
    Harry lubił poznawać nowych ludzi, choć czasem sprawiało mu to spory problem, gdyż nie zawsze był tak pewny siebie. Doceniał ten tłum ludzi, który się przesuwał wzdłuż sklepów i kawiarenek, jednak tego popołudnia przeklinał tych ludzi za to, że w ogóle wyszli z domów. Nie miał ochoty na taki przepych, a co najśmieszniejsze - marzył o tym, by jakimś cudem wyrósł przed nim znak, który wskazałby mu drogę do kryjówki Bennett'a. Skręcił w prawo, w jakąś obcą mu alejkę, gdzie rozłożonych było kilka straganów z biżuterią, czy też jakimiś dywanami. Nie przykuwał uwagi do takich szczegółów, jednak coś go tknęło, aby przejść kilka metrów i ponownie skręcić. Tym razem, zielonym oczom chłopaka, ukazał się szereg domków, które niczym się od siebie nie różniły. No, chyba, że ogródkiem albo innym odcieniem dachu, czy też drzwi, ewentualnie okien. Wsunął swoje dłonie w kieszenie płaszcza i mruknął coś niezrozumiałego pod nosem, idąc wolnym krokiem chodnikiem. Mijał ludzi, którzy posyłali mu zaskoczone spojrzenie. Och, on doskonale wiedział, że nie pasował do tego otoczenia. Nie miał kolosalnej sumy na swoim koncie, ani nie był w posiadaniu żadnej willi. Był po prostu chłopakiem, z siedmioletnim dzieckiem, który pracował w hotelu, a do tego nie miał perspektyw na resztę życia. Studiów nie skończył, więc nie miał możliwości na lepszą pracę, a i dziewczyny nie miał ochoty sobie szukać.
    Jakiś dziwny dźwięk przykuł jego uwagę, gdy stanął na skrzyżowaniu. Jakby zagłuszony strzał? Nie był do końca pewny swoich podejrzeń, jednak chciał się przekonać. Zaczął biec w stronę źródła tego dźwięku. Po krótkiej chwili szybkiego chodu, znalazł się przed domkiem z czerwonej cegły. Nie był pewny, co miał zrobić, więc po prostu wszedł na teren prywatny i skierował się na tyły ogródka. Miał cichą nadzieję, że nikt go nie zobaczy, a właściciel jest osobą, którą myślał, że jest.
    Wspiął się na palcach i spróbował zajrzeć do wnętrza domu, jednak mimo swojego wysokiego wzrostu - i tak był zbyt niski. Stanął z powrotem na trawie i rozejrzał się wokół siebie. Ujrzał czerwone wiaderko pod werandą, więc podszedł tam i wziął je, po czym podstawił sobie pod okno, by następnie na nie stanąć i zajrzeć do środka. Nim zdołał cokolwiek zobaczyć, poczuł mocne szarpnięcie w swoich nadgarstkach, a po chwili coś chłodnego i metalowego.
    - Co, do cholery?! - zapytał jakby samego siebie.
    Dotarło do niego, że został zakuty w kajdanki, a gdy odwrócił się w stronę, jak podejrzewał policjanta, zobaczył dużo niższą od siebie brunetkę o brązowych oczach, przysłoniętych wytuszowanymi rzęsami. Włosy dziewczyny były spięte w warkocza, a spod czarnej kurtki, wystawał kremowy sweterek. Zmierzył  ją wzrokiem i zauważył, iż jej jeansy, ciasno przylegają do nóg, a ciemne, skórzane botki ze złotymi akcentami dodawały jej tego czegoś.
    - Kim jesteś i co tutaj robisz? - dobiegł go surowy ton policjantki, a gdy nie odpowiadał na jej pytania, dziewczyna odwróciła go na powrót przodem do ściany i przycisnęła do muru - Odpowiedz.
   - Harry Styles. - bąknął zachrypniętym głosem chłopak - Słyszałem strzał, więc postanowiłem to sprawdzić.
    - Jakiś dowód tożsamości? Legitymacja? - Brunetka nieco się zmieszała. Nie miała w zwyczaju skuwać cywilów.
    - W tylnej kieszeni. - odparł Brytyjczyk, a Monk już chciała sięgnąć do  niej, kiedy przypomniała sobie, jak to by mogło wyglądać. Odsunęła te myśli od  siebie, gdy po raz kolejny, uświadomiła sobie, iż jest policjantką i może, w ten sposób, obmacywać chłopaków. Wyjęła z kieszeni Harry'ego porfel, w którym znalazła dowód potwierdzający jego tożsamość.
    - Okej, ale to nadal nie zmienia faktu, że włamałeś się na teren prywatny. - powiedziała pewnym siebie głosem.
    - Chciałem sprawdzić, czy się nie przesłyszałem, odnośnie strzału. Ktoś mógłby być ranny. - bronił się Styles.
    - Skąd przypuszcze- Przerwała, kiedy usłyszała wołanie swojego imienia - Tutaj!
    Kilka sekund później, obok nich pojawił się Robert Padolsky, chłopak, który z pewnością nie wyglądał na policjanta.
    - Dlaczego go skułaś? - zainteresował się brunet.
    - Węszył.
    - Dobra, jedziemy z nim na komendę. - Robert odwrócił się i skierował w stronę wyjścia z posesji.
    - Co? Nie! - Harry był zaskoczony tym, co właśnie się wydarzyło.
    - Siedź cicho. - mruknęła znudzona Blair, prowadząc Styles'a prosto do samochodu, którym przyjechał jej zwierzchnik.
    Pięknie, pomyślał Harry.



    Gdy Margaret pożegnała się ze swoim chłopakiem, zamknęła za nim drzwi od mieszkania na klucz i skierowała się do kuchni, gdzie, przy stole, siedziała Eleanor. Ten krótki czas, jaki spędziły w swoim towarzystwie, mogła określić jako miły i, co najważniejsze, nie było niezręcznie. Louise także wywarła na Calder pozytywne wrażenie, gdyż kilkakrotnie uśmiechnęła się do dziewczynki i nawet raz udało jej sie to zrobić szczerze. Mała Padolsky nie zauważyła tych sztucznych gestów, jednak Mer nie była ślepa. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że dziewczynie musiało być ciężko tak udawać.
    Dochodziła godzina jedenasta w nocy. Harry odwołał swoje przyjście, więc mogła doprowadzić kuchnię do porządku, a musiała przyznać, iż było to trochę ciężkie, zważywszy na to,  ile zjadła jej córka i Louis. Eleanor prawie nie tknęła kurczaka, jedynie podłubała trochę w ryżu z jabłkami, które przygotowała recepcjonistka wraz z Lu. 

   - Masz uroczą córeczkę. - brunetka uśmiechnęła się do Padolsky. Wydawać by się mogło, iż była zachwycona małą siedmiolatką, która smacznie już spała w swoim łóżku - Jest podobna do Harry'ego.
    Margaret nie spodziewała się po niej takiej bezpośredniości, jednak wcale nie miała jej tego za złe. Ostatnio mniej przejmowała się tym, czy ktokolwiek mógłby dowiedzieć się o tym, kto był ojcem jej dziecka. W końcu, jak na razie, niewiele osób o tym wie. W sumie, to tylko Lou i Harry. Ewentualnie Niall, jeśli Styles mu powiedział.
    - Racja, jest. - odparła Mer, wkładając do zlewu kubki po herbacie - Kiedyś mieliśmy.. ehm, pewną przygodę. Stare dzieje.
    - Och.
    - Nie chcę o tym gadać, wybacz.
   - W porządku, nie zmuszam cię do tego. - szepnęła Calder, bawiąc się krańcem swojego swetra - Przepraszam, że tak ci się zwaliłam na głowę. Praktycznie się nie znamy.
    Margaret pamiętała z tego, co mówił jej Tomlinson, że Eleanor nie była strasznie rozmowna, więc zaskoczyło ją zachowanie dziewczyny. Odwróciła się w jej stronę i posłała jej delikatny uśmiech.
    - To mamy do tego okazję. - rzekła sympatycznie Mer - Jesteś przyjaciółką Louis'a, więc na pewno,  jeszcze nie raz byśmy się spotkały.
    - Ale jestem też jego byłą dziewczyną. - wtrąciła Eleanor, czując taką potrzebę. Jednego, czego się dowiedziała na tych sesjach z psycholożką, to to, aby zostawiać wszystko wytłumaczone, nawet, jeśli prawda miałaby boleć - Domyślam się, że nie jest ci łatwo, no wiesz, przebywać ze mną w jednym pomieszczeniu, ale możesz być pewna, iż nie zabiorę ci chłopaka.
    - Nie myślałam tak. - broniła się brunetka - Staram się nie oceniać ludzi poprzez ich stare życie. Jesteś naprawdę miłą osobą, Eleanor. Nie zamierzam mieć do ciebie o cokolwiek pretensji.
    Ekspedientka uśmiechnęła się ledwo widocznie, jednak Mer to dostrzegła.
    - Inna dziewczyna, kazałaby mi się trzymać z daleka od takiego chłopaka, jakim  jest Lou. - szepnęła.
    - To głupie. - stwierdziła Mer - Mam zaufanie do Lou.
    - Zaufanie jest najważniejsze w związku. - odparła Calder, a Padolsky skinęła jej głową. - Przepraszam, ale chyba sie już położę.
    - Jasne. Dobranoc. - Margaret uśmiechnęła się do dziewczyny, kiedy ta ją mijała.



*

    Zanim Padolsky położyła się do łóżka, wymieniła kilka esemesów ze swoim chłopakiem na temat ich kolejnego spotkania. Louis miał rano pojechać do swojego lekarza, więc to odpadało. Zaproponował, aby zjedli razem obiad, na co brunetka przystała.
    Spokojny sen dziewczyny został rozproszony przez szturchnięcia, które z początku były niepewne, jednak z czasem stały się intensywniejsze. Gdy Padolsky otworzyła oczy, ujrzała stojącą przed nią Louise z przerażonym wyrazem twarzy. Mer podniosła się do pozycji siedzącej i przyjrzała się swojej córce w milczeniu. Dopiero po kilku sekund zapaliła nocną lampkę.
    - Stało się coś? - zapytała zachrypniętym głosem brunetka, przypatrując się dziewczynce.
    - Eleanor chyba przyśniło się coś złego. - mruknęło dziecko, a Margaret przyciągnęła ją do siebie, aby nie zmarzła.
    - Dlaczego tak myślisz?
    - Płacze. - szepnęła Louise, zagłębiając twarz w ramionach swojej rodzicielki.
    - Połóż się, okej? Pójdę sprawdzić.
    Lulu skinęła jej głową i wskoczyła pod kołdrę, zakrywając się po same uszy. Margaret przejechała dłonią po swoich włosach, zerkając jednocześnie na elektroniczny zegarek. Było po trzeciej. Poprawiła swoje czerwone spodnie od piżamy, po czym wyszła ze swojej sypialni i skierowała się do pokoju, który zajmowała Calder.  Z początku nie była pewna, czy może wejść do środka, jednak jej wątpliwości zniknęły, gdy usłyszała szloch po drugiej stronie drzwi. Zapukała, po czym weszła.

    - El, wszystko w porządku? - Przymknęła za sobą drzwi i podeszła do łóżka dziewczyny. Calder, w pewnym momencie usiadła, co przestraszyło trochę Padolsky, jednak nie zrezygnowała i widząc zapłakaną twarz brunetki, przysiadła na materacu obok niej i dotknęła jej ramienia, by pomasować go trochę.
    Kiedy Eleanor uniosła swoje zmęczone tęczówki na Margaret, recepcjonistka ujrzała w nich strach i zagubienie. Mogła się tego spodziewać. Przecież po takim czymś, na pewno ma się uraz do końca życia.
    - Prze-przepraszam cię, M-mer. - wychlipiała Calder podciągając nogi pod brodę i obejmując je rękoma - Nie.. nie chciałam cię obudzić.
    - Nic się nie stało. - odpowiedziała opiekuńczo Padolsky - Potrzebujesz czegoś?
    Przez dłuższą chwilę, Eleanor nic nie mówiła, tylko wpatrywała się w  jej twarz, jakby to tam znajdowała się odpowiedź.
    - Boję się zamykać oczy, Mer. - szepnęła drżącym głosem El - Gdy to robię, widzę jego twarz i.. i przypominam sobie wszystko..
    Margaret spostrzegła jak po policzkach jej towarzyszki spływają łzy. Cholernie jej współczuła tego bólu, jaki musiała czuć. Nie znała Calder zbyt dobrze, jednak mogła śmiało powiedzieć, iż sobie nie zasłużyła na taki los.
    - Jak mnie dotykał... policzkował.. całował.. - wybuchnęła płaczem, więc Padolsky natychmiast zareagowała i przytuliła ją do siebie, a Eleanor pod wpływem jej gestu, objęła ramionami niczym mała, bezbronna dziewczynka - Nigdy tego nie zapomnę.. - szepnęła poprzez łzy.
    Co wydawało się Mer najdziwniejsze? Że w tamtym momencie, poczuła, że się rozpłacze. Gdyby kilka dni wcześniej miała jakiekolwiek wątpliwości, co do zaangażowania Louis'a, czy też Harry'ego odnośnie pomocy Calder, teraz zrozumiałaby, co nimi kierowało. Eleanor była tutaj ofiarą, może poniekąd mogła temu zapobiec, nie dopuszczając do brania narkotyków kilkanaście lat temu, jednak to nie zmieniało faktu, iż nią była.
    - Eleanor - zagadnęła Mer, kiedy odsunęła się trochę od dziewczyny i mogła spojrzeć w jej piwne oczy, nadal przysłonięte łzami. - musisz iść na policję i wnieść skargę na Bennett'a.
    Calder pokręciła przecząco głową, próbując odgonić te wszystkie straszne obrazy i jednocześnie odpowiadając na prośbę Margaret.
    - On mnie znajdzie i zabije. - głos się jej załamał.
    - Nie zasłużyłaś na takie życie; w wiecznym strachu. Ten koleś powinien ponieść konsekwencje. - Mer obstawała przy swoim.
    - Jeśli tego nie zrobisz, to będzie chodzić bezkarnie po ulicy. - tym razem Calder milczała - Pomożemy ci. Ja, Lou, Harry, Niall... Nie będziesz z tym sama.
    - Nie rozumiesz, Mer. - dziewczyna ponownie się rozpłakała - Nie pozwolę wam na to, abyście byli tego częścią. Zwłaszcza ty. Nie chcę, aby coś wam zrobił. Tobie albo Louise. Ja.. nie wiem..
    Padolsky przez dłuższą chwilę zastanawiała się nad tym, co powiedziała jej brunetka. Była całkowicie inna niż myślała, że jest. Gdy pierwszy raz, Mer weszła do butiku, w którym pracowała Eleanor, nie znając jej wcześniej, powiedziałaby, że jest rozpieszczoną idiotką, która o nikogo nie dba. Teraz, dotarło do niej, jak bardzo się myliła. Eleanor Calder nie obchodził jej własny los. Bardziej obawiała się tego, czy Troy nie zrobi niczego złego jej przyjaciołom.
    - A jeśli policja przyjedzie do ciebie? - zaproponowała Padolsky, w ostatniej chwili, przypominając sobie bardzo istotną rzecz. Zaciekawione spojrzenie jej towarzyszki przekonało ją, by kontynuować - Mój brat jest policjantem.

11 komentarzy:

  1. O lol, brat policjant to fajna rzecz :P mam nadzieję, że złożą na niego skargę, już nie mogę się doczekać!
    Coś czułam, że Hazz wpadnie w kłopoty... byle szybko się z nich wydostał :)
    Przepraszam, że tak krótko, ale jestem chora i nie za dobrze się czuję. Ale czekam na następny! (Nie zapomnij o Angelsach :P)
    @Irydda

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam dziwna przeczucie że Harry coś z tą policjantką ale zobaczy się później
    ps. rozdział zajebisty :)

    OdpowiedzUsuń
  3. rozdział świetny , czekam na następny <3

    OdpowiedzUsuń
  4. och opuściłam się! nawet nie wiem jak mi się to udało ale się opuściłam! cholera ;/ głupio mi że nie skomentowałam ale teraz nadrabiam, więc mam nadzieję ze mi wybaczysz :)

    a więc pierwsze co KONIECZNIE muszę napisać to to że zajebiście bardzo się cieszę pojawieniem się Blair w opowiadaniu! sdfggfewsdfghg i ona do tego jako policjantka! to jest po prostu nie do wyobrażenia, z resztą co ja tu pisze?! zawsze potrafiłaś mnie zaskoczyć i na pewno jeszcze nie raz to zrobisz :)
    wiesz, bo już Cię w poprzednich kom. informowałam że jak dla mnie Blair moze być z Niall'em (ale on ma El także odpada bo ich "związek" bardzo mi się podoba i jestem ich shipperką) ale teraz odwróciłaś moje myśli o 360 stopni i aż poczułam te iskierki które zapaliły się między Hazzą a Blair! jejkuś! shippuję ich!! mam nadzieję ze jakoś się spikną :D wiem wiem że te moje kaprysy są nie do zniesienia a szczególnie dla mnie bo sama nie wiem czego chcę ;/ tzn. poprawka! nie wiedziałam! teraz wiem! wprowadziłaś Hazzę więc Monk rezerwuję dla niego! haha kobieta zmienną jest lub w moim przypadku: Weronika zmienną jest :D

    mmm sprawa Eleanor... podoba mi się to ze otworzyła sie przed Mer, bo tego zdecydowanie jej trzeba, myślę ze za namową Podolsky Calder pójdzie na policję jeszcze biorąc pod uwagę że brat Mer jest policjantem ^.^ idelanie

    czekam na nexta buziaki :**
    @WTuszynska

    OdpowiedzUsuń
  5. Osz cholera!
    Trzeba ratować Harry'ego! xDD
    Nie no a teraz serio.
    Żeby Blair mu nic nie zrobiła, no wiesz :D
    Pewnie to skomplikujesz, no i mam plan w główce jakby to wyglądało, you know: Harry, Blair, Eleanor i Robert - no i Mer!
    Ah bd ciekawie, kochana!
    Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, ilysm <3

    OdpowiedzUsuń
  6. O matko! Jestem pod cholernym wrażeniem tego rozdziału! Dziewczyno wykonałaś kawał dobrej roboty, a te opisy to po prostu majstersztyk! Mówiłaś, że masz problemy z weną, a tu proszę takie cudo! Brawo! Chyba czas dać ci jakieś pokłony czy coś, bo piszesz rewelacyjnie. Nie sądziłam, że to w ogóle możliwe, ale mam wrażenie, że się rozwinęłaś jeszcze bardziej! To niezwykłe, ale z każdym kolejnym rozdziałem zachwycasz coraz bardziej i bardziej. Coś wspaniałego.
    Perspektywa Harrego wyszła ci genialnie. Te opisy, wprowadzenie do rozdziału i emocje. Coś pięknego! Miałam wrażenie jakbym czytała jakąś naprawdę dobrą książkę i nie zdziwię się jak za kilka lat zobaczę twoje dzieło na półce w swojej domowej bibliotece. Czego ci cholernie i z całego serca życzę! Mam tylko nadzieje, że dasz się namówić na autograf ;*
    Mam nadzieje, że tych pomysłów o których pisałaś będzie dużo, bo zakochałam się w tym opowiadaniu i nie wyobrażam sobie końca.
    Tak się cieszę, ze Mer miała okazję poznać, może w trochę smutny sposób, Eleanor. Dziewczyna naprawdę przeżyła horror i nadal on jej towarzyszy. Nawet nie chce myśleć jak to jest. Jakaś masakra. Czuję, że brat naszej Mer coś tutaj zdziała. W sumie to na to liczę. Chyba czas zaopatrzyć się w jakiegoś brata policjanta, bo to nigdy nic nie wiadomo ;)
    Nie pozostaje mi nic innego jak czekać z niecierpliwością na kolejny rozdział! Trzymam kciuki za twoją wenę i niech cie nie opuszcza!
    Kocham Cię xx

    OdpowiedzUsuń
  7. Boże, i teraz się zastanawiam, czemu byłam taka głupia, że nie weszłam tutaj pierwszego dnia... Jakkolwiek to zabrzmi i nie odbierz tego negatywnie, ale do tej pory wolałam MTF od ATAL. Może dlatego, że fanfiction z Cher sprawiło, że się poznałyśmy i tak dalej, ale teraz... teraz to już zupełnie inna rozmowa, kochanie! Jestem pod ogromnym wrażeniem tego rozdziału.
    Tylko Harry mógł iść ulicą, usłyszeć strzał, a potem zostać zakuty w kajdanki przez uroczą panią Monk, serio. Tylko jego fart może być aż tak beznadziejny :D Zastanawiam się, czy nie był o krok od wyjaśnienia tajemnicy i czy gdyby ta mała się nie zjawiła - nie dotarłby do Troy'a. W sumie trochę jej za to nie lubię, ale mam nadzieję, że dziewczyna jeszcze ociepli swój wizerunek.
    Duży plus za wprowadzenie postaci Lucasa! Dzięki temu ATAL nabrało zupełnie innego wymiaru. Czytałam ten rozdział z zapartym tchem i byłam naprawdę zawiedziona, kiedy doszłam do ostatniej linijki :c
    Pięknie opisałaś scenę w domu Margaret. Od początku wątek Eleanor łamał mi serce i czułam, że nie będzie łatwo, wręcz przeciwnie, ale... czy zdziwisz się, jeśli powiesz, że panna Padolsky to jedna z moich ulubionych postaci kobiecych w ffs, które czytam? Serio :) Louis jest szczęściarzem, że ma taką dziewczynę u swojego boku. Jestem bardzo ciekawa, jak Mer skontaktuje się ze swoim bratem, jak to wszystko rozegra i najważniejsze - czy El pozwoli sobie pomóc. mam taką wielką nadzieję, bo wręcz marzę o przeczytaniu, jak ten skurwiel siada na krześle elektrycznym... oh, niestety w Anglii kara śmierci jest zakazana. Ale więzienie też mnie bardzo usatysfakcjonuje, nie ukrywam. :D
    Do następnego xx

    OdpowiedzUsuń
  8. Zaczęłam czytać na zajęciach część dotyczącą Harry'ego, ale resztę musiałam zostawić na teraz, ponieważ nie potrafiłam się całkowicie skupić na tekście. Musze być w zaciszu pokoju i cała sobą poczuć to co masz nam do przekazania.
    Bardzo podobał mi się początek. Cudowne wprowadzenie do rozdziału. Jestem pod bardzo wielkim wrażeniem. Może pisz częściej o tak później porze, bo patrz jak Ci to wychodzi!
    Harry i jego pierwsze spotkanie z Blair i Robertem, ouu. Czy tylko ja nie potrafię sobie wyobrazić naszej uroczej Cher w roli policjantki? ;D Tutaj moja wyobraźnia niestety zawodzi, nie wiem czemu.
    Cieszę się, ze El powoli otwiera się i nawiązuje z Mer jakiś kontakt. Naprawdę przyjemnie się czyta jak małymi kroczkami próbuje coś zrobić. Postawa Mer też jest godna podziwu. Z rozdziału na rozdział coraz bardziej uwielbiam tą dziewczynę. Taka przyjaciółka to prawdziwy skarb. Oby Robert jakoś pomógł w tej sytuacji i koszmar El, a także wszystkich skończył się raz na zawsze.

    Do następnego xx

    OdpowiedzUsuń
  9. Nominowałam Cię do Libsten Award :)
    http://willyoumakemesmile.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. omggggggggg! Uwielbiam twoje opowiadanie! Masz OGROMNY talent *-*
    W wolnym czasie zapraszam na mój blog: http://story--of-my--life.blogspot.com/ i na blog mojej przyjaciółki: http://never-be-well.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy