czwartek, 26 grudnia 2013

Rozdział Dwudziesty Piąty

AUTORKA: Nie sądziłam, że spotkam się z taką  opinią, że początek, to wprowadzenie w poprzednim rozdziale, w perspektywie Harry'ego tak bardzo Wam się spodoba. Sama napisałam to z mieszanymi uczuciami. Jak dla mnie to było nudne, ale to moje zdanie. Wasze jest ważniejsze ;*
Wiem, że od tygodni pisze, że w końcu napiszę coś na MTF (tu już dodałam) czy Angles. Zawiodłam nie tylko was, ale przede wszystkim siebie. Oczywiście, mam wyrzuty sumienia, ponieważ Asi (czyt @Irydaa) zależy bardzo na tym ff, a ja je tak olewam. Przepraszam cię, skarbie.Moim postanowieniem noworocznym będzie większa organizacja mojego czasu i pisanie na czas.
Jak nigdy, pisałam to przy piosenkach Ariany Grande. Ostatnio jej utwory mnie inspirują. Bynajmniej Zerrie pisałam przy jej muzyce.
Kolejny rozdział postaram się jeszcze dodać przed nowym rokiem, jednak niczego nie obiecuję.

PS Zakochałam się w trylogii Igrzysk Śmierci


      Londyn, 2013
    Wiecie, czego chciał Piotruś Pan? Chciał być młody. Już na zawsze. No, bo kto by nie chciał być dzieckiem przez całe życie? Zero zmartwień, problemów - po prostu: wieczna zabawa. Ktoś mógłby powiedzieć, że w byciu nastolatkiem jest coś, co sprawiłoby, iż mogłabyś już nigdy nie dorastać. Jednak co takiego wspaniałego jest w tych wahaniach nastrojów, codziennym znudzeniem, brakiem czasu dla siebie, ciągłych imprezach? Albo brakiem zrozumienia ze strony rodziców, wiecznych kłótni, wywołanych błahą rzeczą? Powiesz, że to konflikt pokoleń: taki, który zawsze był, jest i będzie, ale czasem, po prostu, są ludzie, którzy naprawdę przesadzają i mają w dupie wychowanie swoich dzieci, więc wywołują awantury.
    Mogłabym jeszcze więcej pisać o problemach nastolatków i marzeniu byciu wiecznie młodym, jednak to do niczego nie prowadzi, ponieważ życie idzie dalej i właśnie ty musisz dostosować się do niego albo budować tak jak chcesz. Wszystko, zawsze, zależy od ciebie i podjętych przez ciebie decyzji. Czy to złych, czy dobrych. Nie jest to ważne. Musisz żyć, by zdobyć doświadczenie i szacunek innych. Musisz żyć i pokazać innym, że jesteś silna, by cokolwiek zmienić...
    Zayn był jedną z tych osób, które starały się dążyć do swoich celów. Nie robił tego przez przysłowiowe trupy. Opracowywał staranny plan, obejmujący każdy jego krok. To nie było tak, że chodził wszędzie z kalendarzem i notował spotkania. Nie. Był zorganizowanym człowiekiem. Gdy coś poszło nie po jego myśli, to oczywiście, że był rozczarowany, jednak nie tłumił w sobie tej emocji. Wolał powiedzieć, co tak naprawdę mu leży na sercu (w granicach rozsądku) niż nie spać po nocach, zachodząc w głowę, dlaczego czegoś nie zrobił.
    Dyrektor szkoły podstawowej zatwierdził przedstawienie, które zaproponował Malik, co przyjął z wielkim uśmiechem. Bardzo mu zależało na wystawieniu tego spektaklu. Do pomocy dołączyło się prawie całe grono nauczycielskie, angażując w to także swoich uczniów. Dzieciaki były szczęśliwe, kiedy oznajmiono, iż odbędzie się casting na główne role.
    Mulat nadzorował wszystko, jednak sam wykonywał bardzo dużo rzeczy, niemalże na raz. Prowadził lekcję języka angielskiego, a w międzyczasie zastanawiał się nad tym, skąd wziąć pieniądze na sfinansowanie kostiumów i atrybutów dla uczniów. To były jego ostatnie zajęcia. Gdy zadzwonił dzwonek, piątoklasiści opuścili salę, a Zayn zaczął pakować swoje rzeczy. Casting miał się odbyć następnego dnia, a w jury miał usiąść on, wicedyrektor, Danielle oraz bibliotekarka. Sam nie czuł się na siłach, by powiedzieć któremuś ze swoich uczniów: nie pasujesz do tej roli. Przykro mi. Przecież najstarsi z nich mieli co najwyżej trzynaście lat! Już nie wspominając o tych siedmio, czy ośmioletnich. Obawiał się trochę tego.
    - O, Zayn. Jesteś jeszcze. - do sali weszła Peazer, trzymając w dłoniach pudło. - Mam co nieco na twoje przedstawienie.
    - Danielle - jęknął mulat, podchodząc do nauczycielki - miałaś nie dźwigać. - pomógł jej położyć karton na ławce.
     - Ech, to nie było ciężkie. - odparła uśmiechnięta brunetka, po czym przeszła do rzeczy - Tutaj masz parę szmatek, które mogą się przydać. No wiesz, na kostiumy, czy coś.
    Chłopak posłał jej przyjazny uśmiech.
    - Dziękuję, Dani. - przeniósł pudełko za swoje biurko, a następnie wziął plecak i dziennik. Oboje wyszli z sali, kierując się do pokoju nauczycielskiego. - Muszę wykombinować sponsora na to wszystko. - mruknął Malik, a Payne uśmiechnęła się promiennie - Nie chcę, aby twój mąż fundował nam spektakl. Wystarczająco dużo robicie dla szkoły.
    - No weź! Jesteśmy z Liam'em otwarci na pomoc innym, Zayn. - Danielle obstawała przy swojej niewypowiedzianej propozycji.
    Nauczyciel przystanął przed gazetką szkolną i spojrzał na koleżankę z pracy.
    - Doceniam to, co chcesz zrobić, ale za pół roku będziecie rodzicami.
    - To nie zmienia niczego w mojej decyzji. - broniła swojego zdania dziewczyna, jednak pod intensywnym spojrzeniem piwnych tęczówek swojego towarzysza, zrezygnowała z dalszej dyskusji - Okej, panie niezależny! - wyrzuciła teatralnie ręce w górę - Nie będę o nic prosić Liam'a, ale jeśli już uda ci się znaleźć jakiegoś sponsora na kostiumy, to pomogę je uszyć.
    - Dziękuję i z wielką chęcią przyjmę cię na pokład, Danielle. - mulat uśmiechnął się do Payne i oboje weszli do pokoju nauczycielskiego, gdzie, Zayn, założył na siebie kurtkę i szalik, a Dans płaszczyk i czapkę oraz szal. Razem także wyszli ze szkoły.
    Ku ich zdziwieniu, z nieba zaczął prószyć pierwszy śnieg. Drobne płatki śniegu spadały leniwie z chmur, dodając tej świątecznej atmosfery. Nie było zaskoczeniem, że Wigilia nadchodziła wielkimi krokami. Trzy tygodnie - tyle ich dzieliło od Bożego Narodzenia.
    - Twoja narzeczona. - Peazer dźgnęła swojego towarzysza w ramię, pokazując na sylwetkę ukochanej Malik'a. Jednak, nim Dani zdążyła odejść od bruneta, dołączyła do nich drobna blondynka, z beżową czapką na głowie.
    - Cześć, Zaynee. - pocałowała swojego narzeczonego przelotnie w usta, po czym spojrzała na jego towarzyszkę. Wyciągnęła w jej stronę dłoń, uśmiechając się przyjaźnie. - Perrie Edwards.
    - Danielle Peazer-Payne - uścisnęła jej rękę i odwzajemniła uśmiech - Miło mi jest cię w końcu poznać, Perrie. Zayn dużo mi o tobie mówił.
    - O tobie też wiele razy wspominał. Praktycznie żyje cały czas szkołą i tym przedstawieniem. To jest czasem takie irytujące.
    Malik odchrząknął.
    - Ja cię słyszę, skarbie. - odparł, a blondynka wywróciła teatralnie oczami.   
    - Trudno jest cię nie przeoczyć, kochanie. - uśmiechnęła się promiennie do niego. - Danielle, słyszałam, że spodziewasz się dziecka. Jak się trzymasz?
    Nauczycielka jakby instynktownie, dotknęła swojego brzucha.
    - Bardzo dobrze, dziękuję. - odpowiedziała, przenosząc wzrok na Perrie - Mój mąż już się nie może doczekać przyjścia na świat małego Josh'a.
    - Chłopiec? - zapytała podekscytowana blondynka.   
    - Nie wiem. Mam takie przeczucie, jednak nie chcemy jeszcze znać płci dziecka.
    - Taka niespodzianka. - uśmiechnęła się blondynka, a Zayn jej przytaknął.
    - Dokładnie. - odwzajemniła gest nauczycielka - A wy? Planujecie powiększenie rodziny?
    Edwards zamilkła. Przez krótki moment miała ochotę wybuchnąć płaczem, jednak od razu doprowadziła się mentalnie do porządku. Nie mogła ukazywać słabości, z jaką musieli wraz z Zayn'em walczyć. Właściwie to twarz jej narzeczonego nie wskazywała niczego konkretnego. Chłopak wpatrywał się w jeden punkt za Danielle, byle tylko nie spojrzeć w oczy swojej koleżance.
    To nie było tak, że obwiniał ją w jakikolwiek sposób, że w ogóle zapytała. Przecież każdy mógł to zrobić.W końcu Zayn był z Perrie bardzo długo i gdyby nie brak pieniędzy, to już dawno byliby małżeństwem. Ponadto, nie mieliby problemów z zaadoptowaniem dziecka ani z dostarczeniem mu jakichkolwiek dóbr.
    Uważne spojrzenie Peazer zelżało, gdy mulat podjął się odpowiedzi, domyślając się, iż głos jego ukochanej będzie drżał, przez co naraziłaby się na niekomfortowe pytania ze strony nauczycielki.
    - Najpierw chcemy się pobrać. - uśmiechnął się blado do Danielle - Rodzice Perrie są bardzo religijni.    
    Poniekąd miał rację, ponieważ tak było. To znaczy, rodzice Edwards chodzili do kościoła i obchodzili święta, jednak nie przykładali aż takiej uwagi na temat czystości przedmałżeńskiej, czy jakoś tak.
    - Och, rozumiem. - odparła Payne, a po chwili usłyszała klakson czarnego audi, w którym czekał na nią Liam. Dziewczyna zwróciła się do Zayn'a - Będę już szła, bo  mój mąż na mnie czeka. - następne słowa wypowiedziała do Pezz - Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy, Perrie. Do zobaczenia.
    - Ja też, Danielle. Do widzenia.
    Peazer zeszła po schodkach i skierowała się do auta, po czym pojazd odjechał.
    Zayn i Perrie stali jeszcze przez chwilę przed budynkiem szkolnym, dopóki nie zaczęło mocniej wiać. Wtuleni w siebie, w milczeniu, przemierzyli drogę, jaka ich dzieliła do samochodu. Zajęli w nim miejsce; Perrie na miejscu pasażera, gdyż nie czuła się już na siłach, by prowadzić.
    Malik odpalił silnik i wyjechał ze szkolnego parkingu.
    - Nie oszukujmy się. Nigdy nie będziemy mieć dziecka. - mruknął, jakby do siebie mulat, jednak na jego nieszczęście, Perrie to usłyszała.
    - Nawet tak nie mów. - błękitne tęczówki przyglądały mu się z nieukrywaną  urazą - Musimy w to wierzyć. Musimy wierzyć, że nam się uda, Zayn.   
    - Perrie, wiara tutaj w niczym nie pomoże.
    Słowa Malik'a wisiały w powietrzu. Kiedy samochód stanął na światłach, brunet odwrócił się w stronę swojej ukochanej.
    - Pezz, przepraszam. - złapał ją za dłoń - Naprawdę chciałbym, abyś była szczęśliwa i-
    - Jestem szczęśliwa! - przerwała mu blondynka - Jestem cholernie szczęśliwa, bo mam ciebie, Zayn. Mimo tego, że nie jesteśmy jakoś szczególnie bogaci, mamy siebie i to jest najważniejsze.
    - Czasem wolałbym mieć te pieniądze. - mruknął, po raz kolejny, pod nosem chłopak.
    Perrie przyjrzała mu się uważniej.
    - Pieniądze można zarobić, a prawdziwej miłości nie znajdziesz na ulicy. - szepnęła dziewczyna - Naprawdę jestem szczęśliwa, Zayn.
    Gdyby nie fakt, iż Malik musiał jechać za sznurem aut przed nim, z pewnością, para wpatrywałaby się w siebie z czułością.
    - Nigdy nie zamieniłbym ciebie na pieniądze. - odparł stanowczo brunet, a kąciki ust Edwards uniosły się ku górze.
    - Ani ja ciebie.


    Margaret siedziała w swojej sypialni z telefonem w dłoni. Tego dnia miała wolne od pracy, więc zawiozła Louise do szkoły, a następnie kupiła świeże pieczywo i wróciła do swojego mieszkania. Eleanor, pod namową Mer i Louis'a została jeszcze u Padolsky. Według recepcjonistki, dziewczyna powinna  mieszkać u niej do chwili, w której jej młodszy brat - Robert Padolsky - nie przyjdzie wysłuchać tego, co Calder miała do powiedzenia.
    Właśnie dlatego Mer wpatrywała się w wyświetlacz swojej komórki. Biła się z myślami, czy zadzwonić do Rob'a, czy też nie. Obiecała to Eleanor, jednak ostatni raz, rozmawiała ze swoim bratem, jeszcze zanim poznała Louis'a, a od tamtego momentu minęło sporo czasu. Prawie trzy miesiące. Nie wiedziała, co teraz robi, gdzie mieszka, czy ma dziewczynę... Po prostu go olała.
    - Raz się żyje.. - szepnęła do siebie, w przypływie pewności siebie i nacisnęła zieloną słuchawkę, by połączyć się z bratem. Jednak, gdy usłyszała pierwszy sygnał, spanikowała i chciała się rozłączyć. Dopiero wtedy uświadomiła sobie, że Robert odebrał - Hej, tu Margaret. - mruknęła ledwo zrozumiale.
    - Cześć. Coś się stało, że dzwonisz? - zapytał  się chłopak. Nie usłyszała w jego głosie zaskoczenia, ani pogardy. Był to stary ton jej młodszego braciszka.
   - Co? Nie.. nie do końca. - brunetka nie chciała go okłamywać - Jesteś w domu? To znaczy, w Doncaster?
    - Chwilowo w Londynie. - jego odpowiedź sprawiła, że serce Mer zaczęło szybciej bić - Mar, nie  dzwonisz do mnie zbyt często, a jak już, to coś się dzieje, więc mów.
    Brunetka przełknęła ślinę, czując, że do gardła podchodzi jej irytująca gula.
    - Przyjaciółka mojego chłopaka... - zawahała się na chwilę - chciałaby zgłosić pewną sprawę policji, jednak obawia się swojego, em, napastnika.
    - Została zgwałcona? - przerwał jej.
    - Skąd wiedziałeś? - Mer nie kryła zaskoczenia.
    - Zazwyczaj tak jest. Ofiary gwałtu boją się pójść z tym do służb. - wytłumaczył krótko - Mogę wpaść. Chyba, że wolisz, przyjechać na komendę...
    - Przyjedź. - odparła pewnie brunetka - Prześlę ci adres esemesem.
    - Więc do zobaczenia.
    Po tych słowach, Mer usłyszała tylko charakterystyczne pikanie, sygnalizujące zakończenie rozmowy. Odłożyła komórkę na szafkę nocną, zaraz po tym jak wystukała wiadomość do swojego brata z nazwą jej ulicy i numerem mieszkania. Jakby na to nie spojrzeć, to była zdenerwowana przed spotkaniem z Rob'em. Nie sądziła, że kiedykolwiek będzie się stresowała czymś takim. W końcu się w nim wychowywała!
    - Wszystko dobrze? - w progu stała Eleanor. Jej głos był słaby, a oczy podkrążone. Ubiór także zdradzał jej kiepskie samopoczucie; miała na sobie szary sweter, podobny do tego, który założyła, gdy opuszczała szpital, i ciemne leginsy. Brązowe włosy, niegdyś idealnie ułożone, związane były w nagannego koka, z którego kilka kosmyków zdołało się osunąć na jej drobną twarz.
    Margaret skinęła powoli głową, poprawiając swój zegarek na dłoni.
    - Rozmawiałam z moim bratem. - szepnęła, jednak widząc zdezorientowanie wymalowane na twarzy brunetki, dodała - Policjantem.
    Eleanor wzdrygnęła się, co nie uszło uwadze Padolsky.
   
- Przyjedzie jeszcze dzisiaj, tak myślę. - powiedziała powoli, obserwując swoją towarzyszkę.
    Calder pokiwała tylko głową na znak, iż zrozumiała słowa Mer i wycofała się z jej sypialni. Margaret, przez ostatnie trzy dni przyglądała się zachowaniu Eleanor i doszła do wniosku, że ta małomówność znika tylko wtedy, gdy brunetka zostaje zagadywana przez Louise. Ta siedmioletnia dziewczynka sprawia, iż El bardzo małymi kroczkami otwiera się przed jej nową sytuacją. Może nie dąży zaufaniem każdego człowieka w tym mieszkaniu, ale już nie zdaje się być taką zagubioną. Mer dostrzegła także, że przyjaciółka Louis'a nie wychodzi na podwórko. Ba, nawet do okien nie podchodziła! Odkąd wyszła ze szpitala, nie wyściubiła nosa na zewnątrz. Jakby się bała, iż z najmniejszego zakątka może wyskoczyć Troy i ją porwać, co wcale nie byłoby jej głupim wymysłem.
   
    Popołudnie w mieszkaniu Padolsky przebiegło spokojnie. Louis zaoferował się, że odbierze Louise ze szkoły, co pozwoliło Mer na przygotowanie obiadu, w którego skład wchodziła ryba oraz ziemniaki wraz z groszkiem i marchewką. Kiedyś jadała takie potrawy w domu.
    Równo z wybiciem godziny szesnastej, usiedli do stołu; Tomlinson, z trudem namówił Eleanor na zjedzenie czegokolwiek, jednak biorąc pod uwagę minę dziewczyny po spróbowaniu ryby, Mer mogła z czystym sercem stwierdzić, iż jej smakowało. Louise wypowiedziała podejrzenia swojej mamy na głos, utwierdzając ją w przekonaniu, że to jedno z najlepszych dań, jakie kiedykolwiek jej wyszły. Za to Louis doszedł do wniosku, iż Lulu przesadza i zaczął wymieniać potrawy, które były, według niego, bardzo dobre.
   
   Wyliczankę piłkarza przerwał dźwięk domofonu. Szatyn zamilkł w tym samym czasie, kiedy Mer wstała od stołu i poszła otworzyć swojemu bratu. Po chwili, otworzyła drzwi, a jej oczom ukazał się wyższy od niej chłopak o ciemnobrązowych włosach i takich samych oczach. Ciemniejsza karnacja, jakby opalona, nie wskazywała na to, by byli rodzeństwem. Miał na sobie brązową, skórzaną kurkę, ciemne jeansy oraz czarne wojskowe buty.
    - Hej - uśmiechnęła się blado do chłopaka - Wejdź.   
    Po tych słowach wszedł do mieszkania, a Mer zamknęła drzwi i omiotła spojrzeniem przedpokój, który prowadził do kuchni.
    - Co słychać? - zagadnęła.
    - Po staremu. - odpowiedział brunet - Słyszałem, że byłaś w Doncaster.
    - Tak, ale nie u mamy. Ona nadal mnie nienawidzi. - odparła.
    - Zdaję sobie z tego sprawę. - kąciki ust Padolsky'iego uniosły się ku górze - Więc teraz umawiasz się z piłkarzem, co?
    Margaret się zmieszała. Już wolałaby, aby Robert zaczął ją przesłuchiwać pod kątem zabójstwa niż jej życia prywatnego.   
    - Tak jakoś wyszło. - mruknęła w tym samym momencie, kiedy z kuchni wyszedł jej chłopak. - O, właśnie. Louis.
    Szatyn, z przyklejonym uśmiechem na ustach, podszedł do bruneta i uścisnęli sobie dłonie, jak za starych, dobrych czasów.
    - Robert Padolsky, jak miło jest cię w końcu widzeć. - Tomlinson zlustrował go wzrokiem - Nadal trzymasz formę.
    - Louis Tomlinson, sławny piłkarz i koleś, który uwiódł moją siostrę. - w głosie chłopaka nie można było usłyszeć jadu, tylko zabawną nutkę, co całkowicie zbiło Mer z pantałyku. - Wiesz, policjanci też muszą mieć dobrą kondycję.   
    Rozmawiali niczym starzy znajomi, a Margaret nie mogła wyjść z podziwu ich płynnej rozmowie, czego chyba najbardziej zazdrościła. Marzyła o tym, by móc jeszcze kiedyś rozmawiać z bratem w taki sposób, w jaki ten prowadził rozmowę z jej chłopakiem.
    W momencie, kiedy ich konwersacja zaczęła schodzić na bardziej poważniejsze tory, Mer doszła do wniosku, iż jest im tam zbyteczna, więc po prostu zaproponowała, aby przeszli do salonu, gdzie będą mogli dokończyć to małe przesłuchanie. Louis zaczął mu opowiadać o tym, czego się dowiedział o Troy'u Bennecie, a Mer wróciła do kuchni, gdzie zastała Eleanor pijącą herbatę.
    - Rozmawia z Lou. - szepnęła brunetka, po czym zwróciła się do córki - Louise, skarbie, odrobiłaś już lekcje?
    - Jestem w trakcie ich robienia, mamusiu. - zielonooka dziewczynka opuściła kuchnię, idąc do swojego pokoju.
    Margaret usiadła naprzeciwko Eleanor i obserwowała jej twarz. Nie raz, zastanawiała się, jakie katusze musi przechodzić, nie mając wokół siebie rodziny, która mogłaby jej wesprzeć, czy też kogoś, kto mógłby okazać jej odrobinę zrozumienia. Myślała nad tym, czy Calder miała, w ostatnim czasie kogoś, komu na niej zależało tak bardzo jak na przykład Louis'ie zależy na Mer.
    - Jak to jest... - zaczęła Eleanor, a Mer uniosła na nią swoje szare tęczówki - mieć wszystko? - Padolsky zmarszczyła brwi, zastanawiając się nad pytaniem brunetki - Masz chłopaka, który nie widzi świata poza tobą, córkę, brata, pracę, przyjaciół.. Jak to jest?
    - Nie mam wszyskiego. - odpowiedziała - Z Robertem nie widziałam się bardzo długi czas, aż do dzisiaj. Moja matka nie chce mnie znać, ponieważ zaszłam w nieplanowaną ciążę z chłopakiem, którego praktycznie nie znałam. Praca zła nie jest, jednak bycie recepcjonistką nie było moim marzeniem. Jestem samotną matką, więc życia towarzyskiego nie prowadzę. Przyjaciół wielu nie mam. Praktycznie tylko Harry i Hannah, ewentualnie Niall.
    Gdy Eleanor usłyszała imię Irlandczyka, po jej ciele przeszedł dreszcz. Przypomniała sobie wieczór, spędzony w butiku. Gorący oddech Niall'a na jej szyi, delikatne pocałunki składane na jej ciele, to pożądanie w jego oczach... prąd, przeszywający ją, podczas dotyku jego dłoni na jej skórze.
    - Eleanor - przerwała jej rozmyślania Mer - mój brat jest dobrym policjantem. Pomoże ci.
    Calder nie dane było odpowiedzieć Padolsky, ponieważ w progu stanął brunet z notatnikiem w dłoni. Margaret wstała z krzesła i podeszła do niego. Spojrzała mu w oczy i już mogła wszystko z nich wyczytać. Był pewny siebie, jednak przykrywał to współczuciem.
    Dziewczyna zostawiła ich samych w kuchni, kierując się do swojej sypialni, gdzie jedynym czego by pragnęła to łóżko. Położyła się na materacu i odwróciła w stronę okna, tyłem do drzwi. Przymknęła powieki, a kiedy to zrobiła, przed oczami pojawił się obraz sprzed kilku lat. Impreza. Harry. Alkohol. Harry. Harry. Harry. Harry.
    Natychmiast poderwała się z miejsca, gdy postacie z jej wspomnienia przeniosły się do pokoju. Gdy otworzyła oczy, ujrzała obok siebie szatyna, który obracał w palcach mały kamyczek. Nie wiedziała, skąd go ma, ale widziała podobny na parapecie w kuchni.
    Kiedy Louis zorientował się, iż jego dziewczyna nie śpi, odłożył kamień pod poduszkę i spojrzał na Mer. Odgarnął kosmyki włosów z jej twarzy.
   
- Jak długo spałam? - Margaret ziewnęła przeciągle.
    - Dwie i pół godziny. - odpowiedział szatyn.
    - Naprawdę liczyłeś? - zainteresowała się brunetka.
    - Nie, strzelam. - uśmiechnął się chłopak, nie spuszczając ze wzroku tęczówek Mer.
    - Cholera, Robert. - w ułamku sekundy, twarz Margaret się spięła.
    - Spokojnie - powiedział kojącym głosem piłkarz - Powiedział, że zadzwoni do ciebie jutro. Rozmawiał z Eleanor i naprawdę jej historia bardzo wpłynęła na rozwój śledztwa, które prowadzi. - widząc zagubienie na twarzy brunetki, dodał - Wraz ze swoją asystentką, zostali delegowani do stolicy, by rozwiązać sprawę dilera narkotyków, który wyszedł z więzienia. Zgadnij kogo.
    - Bennett'a?
    - Dokładnie. Zeznania Eleanor dają więcej dowodów i gwarantują, że koleś pójdzie na długie lata do pierdla. Oczywiście, jeśli przedtem ja go nie dorwę.
    Margaret posłała mu wymowne spojrzenie, jednak nic nie powiedziała. Zdawała sobie sprawę z tego, że nie mogła wpływać na decyzję swojego chłopaka. Choć nie, mogła, ale nie chciała. Ceniła sobie niezależność, nie tylko u siebie, ale także nie chciała ograniczać Louis'a.
    - Nie chciałabym odwiedzać cię w więzieniu. - mruknęła, przytulając się do swojego ukochanego.
    - Nie będziesz musiała. Nie zamierzam spędzić tam reszty swojego życia. - odpowiedział szatyn - To z tobą planuję je przeżyć.
    Mer uśmiechnęła się delikatnie, przysuwając się do piłkarza. Położyła głowę na klatce piersiowej chłopaka, a do jej nozdrzy dopiero wtedy doszedł zapach wody kolońskiej Lou. Jakby z opóźnieniem, przymknęła powieki i wsłuchała się w bicie jego serca. Dłoń Tommo gładziła jej plecy. Najwyraźniej był równie zmęczony, co ona, ponieważ z każdą kolejną sekundą jego ruchy stawały się coraz wolniejsze. Aż w końcu oboje zasnęli.




Przepraszam! Nie mogłam się powstrzymać z tym zdjęciem! Kocham je tak mocno, że jsvbsiuyfewy8fidsgfdyufgsiu *__* Taak, jestem chyba największą shipperką #Loumer.
+ mam jeszcze kilka takich zdjęć, więc...
(ja ich nie robiłam,tzn to nie mój photoshop)


12 komentarzy:

  1. kocham, kocham<3 świetne. szkoda, że nie było fragmentu jak Louise rozmawia z Robertem. to byłoby świetne<3 liczę, że się pojawi ten wątek *moje wymagania. przepraszam* haha. świetne, świetne<3

    OdpowiedzUsuń
  2. heeeej :)

    pierwsze co chciałabym powiedzieć to to, że zdjęcie Loumer'a jest przesłodkie i aż wyobrażam sobie tą scenę jak siedzą na łóżku u Mer i robią sobie to zdjęcie hbjhbfhjvhjhfjbhchgvcf uroczo! ♥ haha i widzę że ty również masz kilka photoshopów idolii których razem shippujesz! :D ja również! moje zakładki to masa gifów, zdjęć Nade'a (Niall'a i Jade) :D po prostu ich ubóstwiam ^.^

    kolejna rzecz
    podobał mi się rozdział jednak zaczynałam go czytać z nadzieję ze pojawi się w nich relacja Blair i Harry'ego... ale niestety nie dane mi było :( zrobisz mi tą przyjemność i w następnym rozdziale umieścisz choć trochę Barry'ego? *.* naprawdę nakręciłam się na ich punkcie <33
    był jednak wątek Zerrie, który po prostu jest jak miód na moje serce! ta para rozczula mnie do granic i z całego serca wierzę że uda im się w końcu mieć dziecko bo zasługują na to jak cholera! :')
    moment Loumer jak zawsze był taki dfghgfdxcvhgbvfhdjchj i aż miło to się czyta
    Eleanor... moja kochana! ;-; szkoda mi jej... jeszcze jak przeczytałam ze nie wychodzi wgl na zewnątrz, nawet nie podchodzi do okna... uchuliłabym jej nieba jakbym mogła :'( Robercie! w tobie ostatnia nadzieja! złap tego Troy'a i pozwól Els cieszyć się życiem! zasługuje na to

    no więc czekamy razem z Nade'em baaardzo podekscytowani na nexta https://24.media.tumblr.com/d5dc05762fa54fc758ebded3f304c720/tumblr_mvdt0uQZ7V1r9151wo6_250.gif ^.^

    @WTuszynska

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem czy to dobre określenie, ale ten rozdział jest taaaki uroczy! *__*
    Powala po prostu. Zaczynając od Danielle i wzmiance o dziecku, przez Zerrie (choć to też smutny wątek), aż do Loumer :) Słodko, słodko i jeszcze raz słodko :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow!
    nfunvrjgnbf jakie to jest świetne.
    Strasznie mnie zaciekawiłaś ♥
    Czekam na dalsze losy bohaterów.

    +jeśli byś miała trochę czasu, zapraszam na
    http://to-win-dreams-fanfiction.blogspot.com/
    a tu krótki opis
    Selena jest piękną dziewczyną, która chce podbić świat swoim śpiewem, tańcem oraz swą grą na fortepianie, Harry to chłopak, który ustala zasady, dla niego jest ważny tylko seks, alkohol i...narkotyki.Myśli, że niczego mu nie brakuje, w prawdzie tak właśnie jest. Jednak co się stanie, kiedy Harry wkręci Selenę, w swój świat? Kiedy nastolatka zostanie wyrzucona z domu i zawiedzie się na sowich "Przyjaciołach" i "chłopaku"?

    OdpowiedzUsuń
  5. Cuuuudowny rozdział, na początku chcę cię przeprosić, że nie komentowałam ostatnio rozdziałów, ale miałam dużo na głowie i nawet czasu nie miałam, żeby spokojnie się wyspać. Wracając, uwielbiam Zerrie i po prostu płakać mi się chce, że nie mogą mieć dzieci, ale kocham panujące między nimi relacje uczuciowe, miód na moje serce <3 Loumer <3- darzę tą parę największą miłością-miłość od pierwszego wejrzenia <3 ta końcowa scenka była taka urocza i kochana, że awwwww. Muszę powiedzieć, że jak Mer czekała na brata, to odczuwałam lęk, że Rob będzie bardzo źle nastawiony do swojej siostry, której już trochę nie widział. Brakowało mi tutaj pewnej uroczej policjantki-po jednym fragmencie 24 rozdziału, ją pokochałam. Kocham Twoją twórczość <3 Korzystając z okazji, ja też niedawno pokochałam trylogię Igrzyska Śmierci. Jeszcze jedno, wiem, że spóźnione, ale życzę Wesołych Świąt, ale żeby te święta, bliskość z innymi była z Tobą cały rok. Pozdrawiam i całuję :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Zacznę od zdjęcia bo jest takie zajebiste *___* Chcę ich więcej! I czuję się urażona, bo ja też kocham Loumer i kibicuje im od początku! ;p
    Jaki wspaniały prezent na koniec świąt, mówię o rozdziale oczywiście. Nawet nie wiesz jak się cieszę, ze go dodałaś. To opowiadanie jest tak niesamowite <3 Szczerze to sama osobiście już rzygam tą świąteczną gorączką i z chęcią przeniosłabym się w okres po świąteczny i nawet nie wiesz jak się cieszę, że już dziś koniec ;p Ale może pomińmy moje zrzędzenie i skupmy się na Twojej cudownej twórczości ;)
    Kocham Cię za każdą postać w tym opowiadaniu i za każdy opis zawierający masę ukrytych emocji! Przeżywałam ten rozdział zapartym tchem. Czekałam z coraz bardziej rosnącą niecierpliwością na tą wizytę Podolsky'ego w domu Mer. To niezwykłe, że dziewczyna poświęca się tak i mimo kiepskich kontaktów z rodziną jest na tyle silna by zadzwonić do brata i powiedzieć mu prawdę. Zawsze jest mi smutno jak czytam o El, bo nawet nie wiesz jak bliska mi jest jej sytuacja. To smutne, ale nawet nie zdajemy sobie sprawy, że takie sytuacje dzieją się obok nas.
    Relacja naszego Loumer jak zawsze wypełnia moje serducho ciepłem. Uwielbiam te ich doręczenie się i słodkie gesty. Są zajebiści! :D
    Spodziewałam się, że wywołasz tym 'przesłuchaniem' jeszcze więcej pytań w mojej głowie, ale za to Cię właśnie uwielbiam.
    Początek rozdziału i Zerrie były za razem przeurocze i smutne. Aż mi się łezka w oku zakręciła jak padło pytanie Dani. Wiem, że lokowana nie chciała źle, ale to tak cholernie smutne, że Perrie nie jest dane mieć dzieci. Strasznie mi ich szkoda, ale mają ogromną rację. Liczy się miłość. Kiedy będzie ona to wszystko jakoś się uda.
    Jedyne co mi pozostaje to rozmyślanie i próbowanie samej dojść do odpowiedzi dopóki nie dodasz kolejnego rozdziału. Mam nadzieje, ze szybko Ci się uda go napisać! ;)
    Kocham Cię! <3

    OdpowiedzUsuń
  7. rozdział świetny <3
    El i Rob aksjd ;D
    mam nadzieje ze zamkną tego popierdoleńca w pierdlu :D
    czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  8. Omfg! To zdjęcie jest przecudne! *______*
    Ah wybacz, że zaczynam od dupy strony, ale musiałam xDD
    Ta fotka jest taka asdbfmf *______*
    A rozdział!
    Co za cudny prezent świąteczny <3
    Loumer.po.prostu.omfg.aaaaaa :D
    Ale biedna El, dobrze że Lulu podnosi ją na duchu, wszystko się ułoży, Robert i Blair jej pomogą x
    A co do Zayna i Perrie.
    Kurcze, popłakałam się podczas ich rozmowy z Dani.
    To takie przykre i smutne, ich sytuacja.
    Ale na pewno zmieni się na lepsze, wierzę w to <3
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Znowu genialny początek! I znowu jestem pod ogromnym wrażeniem. Potrafisz tak wspaniale wprowadzić do rozdziału, strasznie Ci tego zazdroszczę.Piszę już od dawna, ale wiem, że nigdy nie uda mi się napisać równie dobrego wstępu.
    Jak ja tęskniłam za Zerrie. Dlaczego nie mogą pojawiać się ciut częściej? Ta para jest taka urocza, bardzo pragnę, żeby zaznali szczęścia. To dziecko, ten temat, jest dla nich zapewne drażliwy, ale tak jak powiedziała to Perrie, trzeba wierzyć, ze będzie dobrze. I ja wciąż jestem tej myśli, że im się uda :)
    Teraz pora na część Mer. Poczułam ulgę pod koniec. Super, że zeznania Elki coś dały więcej. Teraz tylko czekać, aż złapią tego skurczybyka. Wyczuwam, że przy tym będzie się dużo działo, ale Rob wraz z Blair dadzą sobie radę :)
    Zbiłaś mnie nieco z tropu, kiedy Mer odpłynęła w krainę snów. Przez Ciebie znowu mam te myśli, że ona coś czuje do Harry'ego! To było specjalnie czy co? ;D LOUMER FOREVAA!
    Tak, to zdjęcie jest genialne!

    Czekam na nn :)
    KC xx

    OdpowiedzUsuń
  10. Przepraszam, że tak późno i w ogóle ale rozmiesz: świąteczny misz-masz :3
    Nie przepraszaj Olu! Jesteś ode mnie starsza i jesteś (że tak powiem) dużo bliżej matury :3 Chodzę dopiero do gimbazy, którą kompletnie olewam, dlatego mam czas :) niemniej trzymam cię za słowo :D
    Co do rozdziału: przyznam, nie lubię tego brata Mer. Tak po prostu. Wiesz, mógł się z nią jakoś spróbować kontaktować, w końcu to jego siostra! Mam wrażenie, iż ma ją kompletnie gdzieś. Mimo wszystko myślę, że pomoże El.
    Loumer mam już schowane bezpiecznie w telefonie.
    Zerrie to najsłodsza para ever! Wiem, wszyscy nade mną tak piszą, powtarzam, plagiatuję.... ale inaczej nie umiem tego wyrazić ^^ może wygrają w totka? Zasługują :3
    Lulu jest super dzieckiem :) dobrze, że dogaduje się z Calder...
    ...która przypomina sobie o Niallu... c:
    Jestem Harry's Girl, więc niecierpliwie czekam na Hazzę :)
    @Irydda
    http://through-the-dark-fanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Przepraszam, przepraszam i jeszcze raz przepraszam za obsuwę! Święta i wszystko, co im towarzyszyło, totalnie wytrąciły mnie z rytmu i dopiero wracam do siebie. Ale jestem!
    Kochana, absolutnie rozumiem wszystko. Wiem, co to znaczy nie mieć weny ani nawet czasu na pisanie. Ważne, że w miarę swoich możliwości starasz się dodawać nowe części i o nas pamiętasz. To się liczy :)
    Idealny wstęp! Taki... filmowy, o ! To jest doskonałe określenie :) Uwielbiam to, że opisujesz również wątki poboczne, że każdemu bohaterowi poświęcasz troche miejsca w tym fanfiction. Cieszę się tym bardziej, bo to ZERRIE! <3 Strasznie im współczuję. Widzę, że są dobrymi ludźmi, którym wyjątkowo się w życiu nie poszczęściło... Mam jednak wielką nadzieję, że uda im się wszystko, o czym sobie zamarzyli. A ich rozmowa - piękna, rozpłynęłam się <3
    Bardzo się cieszę, że włączyłaś do akcji brata Mer i to jeszcze w jakiej roli! Wymiana zdań między nim a Lou - mistrzostwo :D Zastanawiam się, co będzie dalej, jak to się wszystko potoczy. Za każdym razem zostawiasz mnie z cholernym niedosytem, a ja chcę więcej <3 ILYSM <3

    OdpowiedzUsuń
  12. To opowiadanie jest takie ugh....... poprostu boskie, zajebiste, piekne, słodkie, meeeeeega !!!!!!!!!!!! Kocham je !!!!!!!!!! <3333
    /martyyys

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy