AUTORKA: Hej. Wiem, że bardzo długo mnie tutaj nie było, za co was cholernie przepraszam, ale wiecie: szkoła, lenistwo, szkoła... w zeszłym tygodniu miałam coś napisać, ale czasu nie było. 18stka u przyjaciółki, potem wiadomość, że moj idol zginął.. Ech, szkoda gadać.
Wycisnęłam ten rozdział na siłę, o tej porze. Wow 3 nad ranem. Jeśli to będzie dobre, to się cieszę. Jeśli nie, to śmiało, możecie mnie zabić.
Mam chwilową (od dwóch tygodni) blokadę na pisanie. Jednak powoli będę starała się wracać do was. Przepraszam jeszcze raz.
Jeśli chcecie, to jest zakładka One-Shots, gdzie mam zamiar publikować moje jednoparty. Dwa z nich już tam się znajdują. Kolejny opublikuję we wtorek, jak nie zapomnę.
Jestem do tyłu z kilkoma blogami,więc wybaczcie mi, jednak postaram się wszystko nadrobić.
Miłej niedzieli..xx
Ach, sypie śnieg. Jest cudownie. Kocham zimę (jak nie muszę wychodzić na zewnątrz). Bye xx
EDIT: Zmieniałam juz z tysiąc razy kolor czcionki, by było cokolwiek widać, a tutaj nadal mi wracaja stare kolory, za co bardzo przepraszam !
Londyn, 2013
Wycisnęłam ten rozdział na siłę, o tej porze. Wow 3 nad ranem. Jeśli to będzie dobre, to się cieszę. Jeśli nie, to śmiało, możecie mnie zabić.
Mam chwilową (od dwóch tygodni) blokadę na pisanie. Jednak powoli będę starała się wracać do was. Przepraszam jeszcze raz.
Jeśli chcecie, to jest zakładka One-Shots, gdzie mam zamiar publikować moje jednoparty. Dwa z nich już tam się znajdują. Kolejny opublikuję we wtorek, jak nie zapomnę.
Jestem do tyłu z kilkoma blogami,więc wybaczcie mi, jednak postaram się wszystko nadrobić.
Miłej niedzieli..xx
Ach, sypie śnieg. Jest cudownie. Kocham zimę (jak nie muszę wychodzić na zewnątrz). Bye xx
EDIT: Zmieniałam juz z tysiąc razy kolor czcionki, by było cokolwiek widać, a tutaj nadal mi wracaja stare kolory, za co bardzo przepraszam !
Londyn, 2013
Margaret była nieco zestresowana tym, co miało się wydarzyć w najbliższych kilku minutach. Siedząc w fotelu i stukając jakąś bliżej jej nieznaną melodię o ramię mebla, wpatrywała się co kilka sekund na zegar ścienny, który jakby robiąc jej na złość - chodził coraz to wolniej. Brunetka nigdy nie odczuwała czegoś takiego. Sama zastanawiała się, dlaczego zaproponowała, by była dziewczyna jej chłopaka spała w tym samym mieszkaniu, co ona, jednak nie potrafiła postąpić inaczej. Była osobą, która nie odmówiłaby pomocy, choćby niewiadomo co - to jedna z jej słabości.
Eleanor mogła spotkać tylko raz, na meczu Louis'a, jednak wtedy nie było aż tak możliwości ku rozmowie. Obie dziewczyny, fakt, nie były zbytnio zainteresowane grą, ale tematu do konwersacji w jakiś sposób zabrakło. I właśnie tego obawiała się też Padolsky. Że Calder i ona nie znajdą wspólnego języka, zwłaszcza po tym, co przeszła młodsza brunetka w ostatnim czasie.
Mer, poczuła pewnego rodzaju chęć do wsparcia ekspedientki. W końcu coś je łączyło, a raczej ktoś. Louis, z pewnością nie był obojętny Eleanor, co zdążyła już zauważyć Margaret. Wiedziała, że się przyjaźnią i nie chciała, by szatyn wybierał między nią, a swoją eks dziewczyną. Padolsky nie należała do osób, które tylko czyhały na przykrości innych ludzi. Taka była jej matka. Bezwzględna kobieta, którą lubiano za to, że zawsze była na bieżąco z informacjami na temat innych sąsiadów, a sama zatajała przed wszystkimi swoje życie. Brunetka zastanawiała się, dlaczego tak sympatyczna i opiekuńcza kobieta jak Jay Tomlinson, przyjaźniła się z kimś takim jak Anne Padolsky.
Jej dalsze rozmyślenia przerwało pukanie do drzwi. Dziewczyna wstała z fotela i podeszła do nich, by następnie wpuścić do środka swojego chłopaka w towarzystwie przyjaciółki. Eleanor nie wyglądała na zadowoloną, jednak posłała Mer delikatny zarys uśmiechu.
Przez krótką chwilę, Mer poczuła się obco we własnym mieszkaniu. Dotarło do niej uczucie, które nie powinno dotrzeć. Obecność Calder sprawiła, iż recepcjonistka zwątpiła we wszystko, co dotąd ją otaczało. Na te kilka sekund, przed jej oczami pojawił się obraz pary stojącej przed nią, będących razem. Zakochani - tak wyglądali. Trzymali się za ręce, posyłali sobie spojrzenia, uśmiechy gościły na ich ustach, a migoczące tęczówki były jakby odzwierciedleniem wszystkiego, co czuli.
Jak za machnięciem magicznej różdżki - wszystko zniknęło. Margaret przymknęła na dłuższą chwilę oczy, by potem ponownie ujrzeć swojego ukochanego w towarzystwie Eleanor. Właśnie w tamtej chwili, gdy uniosła swój wzrok na brunetkę, ujrzała pod jej okiem bardzo słaby, praktycznie już znikający siny okrąg, co sprawiło, iż serce jej przestało niemalże bić. Uderzyła w nią powaga całej sytuacji, o której wiedziała jeszcze tak mało. Zrehabilitowała się, posyłając swojemu gościowi przyjazny uśmiech.
Calder, z początku nie wiedziała jak się zachować, ale kiedy usta Padolsky uformowały się w przyjazny gest, dziewczyna nie mogła go nie odwzajemnić. Mimo tego, iż zdawała sobie sprawę z tego, że Mer chciała jak najlepiej - wiedziała jednak, że brunetka nie jest świadoma niebezpieczeństwa, z jakim wiązała się sama znajomość z El. A gdy pomyślała o tym, iż z jej powodu, ktokolwiek mógłby stać się ofiarą mężczyzny, niezdolnego poczuć cokolwiek, żołądek zawijał się jej w supeł.
- Wszystko okej? - Margaret bardziej zapytała Louis'a niż Eleanor, gdyż ten posyłał jej dziwne spojrzenia. Chłopak skinął głową i zdjął ze swojej szyi szary szalik, po czym pomógł z płaszczem Eleanor. Kiedy para pozbyła się już ubrania wierzchniego, Padolsky zaprowadziła Calder do jej tymczasowego pokoju, a Louis zaszedł do pokoju córki swojej dziewczyny.
Było to niewielkie pomieszczenie, między sypialnią Mer i Louise. Zazwyczaj nie było ono odpowiednio zagospodarowane, a łóżko, które znajdowało się przy jednej ze ścian, zostało wstawione przez Tomlinson'a na ten czas, gdy El miała w nim spać. W lewym kącie pokoju, znajdowały się trzy kartonowe pudła, które zawierały różne drobiazgi, które zdołała zabrać ze sobą Mer, jeszcze z Doncaster, 7 lat wcześniej. Na jednej z brązowych ścian, wisiała półka, gdzie poustawiane były filiżanki. Mer bardzo lubiła kupować porcelanę.
- Trochę tutaj posprzątałam, ale i tak wydaje się być okropnie.
- Jest dobrze, dziękuję. - szepnęła Calder, podchodząc do łóżka, zajmującego niemalże całą wolną przestrzeń tego pomieszczenia - I tak dużo już zrobiłaś. Nie chcę, byś czuła obowiązek opiekowania się mną.. - El położyła na materacu torbę, w której miała najpotrzebniejsze rzeczy.
Margaret spojrzała na brunetkę.
- Zaprosiłam cię tutaj, abyś poczuła się bezpieczniej. - odpowiedziała - I choć na chwilę wyszła ze środowiska chłopców. - dodała, lekko się uśmiechając.
Eleanor skinęła jej głową.
- Dziękuję. - szepnęła.
Padolsky cieszyła się z możliwości pomocy dziewczynie.
Tak jak powiedziała, tak zrobiła. Opuściła tymczasowy pokój Eleanor i skierowała się do kuchni, gdzie słyszała rozmowę. Gdy weszła do pomieszczenia, Louis opierał się o blat, a przy uchu przytrzymywał swój telefon. Margaret postawiła wodę na herbatę i przeniosła spojrzenie na swojego chłopaka. Ten uśmiechnął się do niej, ukazując białe zęby, a następnie zakończył połączenie.
- Dzwonił Harry. - odparł Tommo - Powiedział, że wpadnie wieczorem.
- Okej. - mruknęła brunetka, wyciągając z szafki trzy kubki na gorący trunek. - Niall też?
Szatyn pokręcił głową na boki.
- Musi zająć się bratem.
Padolsky wypowiedziała ciche "aha" i podeszła do szafki, by wyjąć z niej talerze na obiad, jednak uniemożliwił jej to Louis. Złapał ją za nadgarstek i przyciągnął do siebie tak, że ich twarze dzieliło parę centymetrów. Natychmiast złagodził swój uścisk, gdy szare tęczówki brunetki skrzyżowały się z jego.
- Nic mnie nie łączy z Eleanor. - szepnął - Wiesz, że nigdy bym cię nie zranił.
- Dlaczego mi to mówisz? - Mer była zaskoczona wyznaniem chłopaka.
- Ponieważ, gdybym cię nie znał, stwierdziłbym, że jesteś zazdrosna. - wypowiedział to z pewną satysfakcją w głosie.
- Ja? Zazdrosna? - szatyn skinął głową - Nie jestem zazdrosna.
- Naprawdę?
- Raczej, że nie. - broniła się brunetka - Skąd pomysł, że mogłabym być zazdrosna?
Louis zgarnął ciemny kosmyk włosów swojej parnerki i założył go jej za ucho, uśmiechając się triumfalnie. Po ciele Mer przeszedł ciepły dreszcz.
- Znikąd. - wzruszył ramionami - Po prostu chciałem mieć jakiś pretekst, by móc ci powiedzieć, że cię kocham.
- Musisz mieć pretekst, by mi to mówić? - droczyła się z nim brunetka.
- Tak. - łobuzerski uśmiech zagościł na jego ustach, a Mer miała ochotę mu go zedrzeć z twarzy.
- Przestań się tak szczerzyć. - bąknęła dziewczyna.
- Zmuś mnie, skarbie. - jak na złość, jego uśmiech się poszerzył.
Brunetka zarzuciła swoje dłonie na szyję swojego chłopaka i zamknęła oczy, napierając na wargi szatyna. Pocałunek, jaki rozpoczęła został odwzajemniony przez jej partnera, a rozchylone usta Mer pozwoliły piłkarzowi sprawnie działać cuda jego językiem. Ciepło, jakie czuła Padolsky było nieporównywalne do czegokolwiek innego.
Szybki powrót do rzeczywistości zagwarantował im dźwięk gotującej się wody, który spowodował przerwanie pocałunku pary. Mer odsunęła się od swojego chłopaka i wyłączyła czajnik, po czym zalała trzy herbaty w kubkach. W następnej chwili, do kuchni weszła uśmiechnięta Louise, trzymając za rękę wysoką brunetkę o nieco zagubionym spojrzeniu.
- Patrzcie, kogo przyprowadziłam. - uśmiechnęła się Lu, wskazując na Calder.
- Wspaniale, mały potworku. - Tomlinson podszedł do siedmiolatki i kucnął przed nią, a już w następnej sekundzie ją łaskotał.
Eleanor, w tym czasie, zerknęła na Margaret, która kroiła cytrynę. Poczuła się odrobinę lepiej, gdy widziała, że Louis jest szczęśliwy. Odkąd zerwali ze sobą jakikolwiek kontakt po ich rozstaniu, El przysięgła sobie, że jeśli Tommo nie będzie jej już chciał, to dopilnuje, by jego życie się ułożyło. I dotarło do niej, że stało się tak bez jej ingerencji.
Margaret stanęła przy ekspedientce i podała jej czerwony kubek z gorącą herbatą. Eleanor posłała jej uśmiech, w ramach podziękowania i w tamtym momencie przysięgła sobie, że i ona musi ułożyć sobie jakoś życie.
Średniego wzrostu brunetka siedziała przy biurku i wypełniała kolejne akta, których nie zdążył zrobić jej poprzednik. Z tego, co słyszała, to była już trzecią osobą przyjętą na to stanowisko, w jednym miesiącu. Zazwyczaj kandydaci nie wytrzymywali tej presji i wymagającego szefa. Już na samym początku, dla Blair wydawało się dziwne to, że skontaktowała się z nią akurat ta komenda policyji. Jedna z najlepszych, w całym Londynie. Podanie złożyła tylko ze względu na swojego ojca, który niegdyś tam pracował. Jeszcze zanim poszedł na emeryturę.
Granatowe niebo, przysłonięte było ciemnymi chmurami, a ulice zostały rozświetlone przez pomarańczowe światło latarni. Nie było nic nadzwyczajnego w tym, że nowa policjantka zostawała po godzinach już trzeci dzień z rzędu. Wszystko to było powodem tego, że jej szefa nie było w mieście. Wrócił do swojego rodzinnego miasta, a w do stolicy miał przyjechać dopiero następnego ranka.
Blair nie ukrywała, że bardzo by chciała zrobić dobre wrażenie na swoim zwierzchniku. Pracowała tam zaledwie miesiąc, a ani razu nie poszła w teren, na żadną akcję.
Został jej kwaśny posmak po jej soku z wyciśniętych pomarańczy, który przyniosła sobie do pracy. Należała do tych osób, które lubiły się zdrowo odżywiać, więc starała się omijać fast-foody.
Dziewczyna oparła głowę na rękach i westchnęła. Nienawidziła papierkowej roboty, a jednak tam była i oddanie wypełniała kolejne akta, podczas, gdy jej znajomi spędzali czas na imprezowaniu w jakimś klubie.
- Nie za późno na pracę? - z zamyślenia wyrwał ją męski głos. Uniosła głowę i ujrzała przed sobą chłopaka o postawnej posturze z ciemno-brązowymi włosami i równie ciemnymi oczami. Ubrany był w czarną, skórzaną kurtkę, spod której wystawała biała koszulka. Sprane jeansy były odpowiednim wyborem do takiego kompletu. - Blair, nie powinnaś chyba być w domu, czy coś?
Brunetka z trudem powstrzymała uśmiech. Co jak co, ale troska w głosie jej szefa była rzeczą, której spodziewała się najmniej.
- Tsa, ale akta same się nie wypełnią. - mruknęła dziewczyna, podpisując kolejne papiery. - Nie miałeś wrócić jutro?
- Miałem, jednak plany się zmieniły. - bąknął chłopak - Sprawdziłem to, co musiałem sprawdzić i mam pewne podejrzenia.
Brązowe oczy Monk zalśniły od ciekawości, więc nic nie mówiąc, dała szansę kontynuować swojemu przełożonemu.
- Troy Bennett, ostatni raz był widziany w Doncaster, wczoraj wieczorem.
- Nonsens. Przecież ma zakaz opuszczania Londynu. - przerwała mu brunetka, a widząc minę Roberta, odpuściła.
Padolsky usiadł naprzeciwko niej i wyjął ze swojej kieszeni od spodni, komórkę, by móc zacząć ją obracać w palcach.
- A powiedz mi, co mogłoby w tym przeszkodzić? - zaczął powoli - Nadzór policyjny? Nie sądzę. Koleś ma swoje wtyki prawie w każdym możliwym miejscu.
- Chcesz powiedzieć, że Bennett wrócił na stare śmieci. - Blair bardziej stwierdziła niż zapytała.
- Otóż nie. - odpowiedział - Późnym popołudniem został zarejestrowany na zdjęciu, na światłach, gdzie kierował się na drogę, którą opuszcza się miasto. Według moich źródeł wrócił do stolicy.
- Pytanie brzmi, po co?
- Właśnie tego musimy się dowiedzieć. - podsumował Padolsky. - Jedź już do domu, na litość boską. - zwrócił się do Monk - Musisz być wypoczęta jutro, bo zaczynamy od przesłuchania starych znajomych Bennett'a.
Blair wstała z krzesła i posłała chłopakowi cień uśmiechu. Lubiła jego stosunek do pracy. Był profesjonalistą, takim wzorem do naśladowania. Nieco skrytym, ale budzącym szacunek wśród innych. Za to go lubiła.
Jej dalsze rozmyślenia przerwało pukanie do drzwi. Dziewczyna wstała z fotela i podeszła do nich, by następnie wpuścić do środka swojego chłopaka w towarzystwie przyjaciółki. Eleanor nie wyglądała na zadowoloną, jednak posłała Mer delikatny zarys uśmiechu.
Przez krótką chwilę, Mer poczuła się obco we własnym mieszkaniu. Dotarło do niej uczucie, które nie powinno dotrzeć. Obecność Calder sprawiła, iż recepcjonistka zwątpiła we wszystko, co dotąd ją otaczało. Na te kilka sekund, przed jej oczami pojawił się obraz pary stojącej przed nią, będących razem. Zakochani - tak wyglądali. Trzymali się za ręce, posyłali sobie spojrzenia, uśmiechy gościły na ich ustach, a migoczące tęczówki były jakby odzwierciedleniem wszystkiego, co czuli.
Jak za machnięciem magicznej różdżki - wszystko zniknęło. Margaret przymknęła na dłuższą chwilę oczy, by potem ponownie ujrzeć swojego ukochanego w towarzystwie Eleanor. Właśnie w tamtej chwili, gdy uniosła swój wzrok na brunetkę, ujrzała pod jej okiem bardzo słaby, praktycznie już znikający siny okrąg, co sprawiło, iż serce jej przestało niemalże bić. Uderzyła w nią powaga całej sytuacji, o której wiedziała jeszcze tak mało. Zrehabilitowała się, posyłając swojemu gościowi przyjazny uśmiech.
Calder, z początku nie wiedziała jak się zachować, ale kiedy usta Padolsky uformowały się w przyjazny gest, dziewczyna nie mogła go nie odwzajemnić. Mimo tego, iż zdawała sobie sprawę z tego, że Mer chciała jak najlepiej - wiedziała jednak, że brunetka nie jest świadoma niebezpieczeństwa, z jakim wiązała się sama znajomość z El. A gdy pomyślała o tym, iż z jej powodu, ktokolwiek mógłby stać się ofiarą mężczyzny, niezdolnego poczuć cokolwiek, żołądek zawijał się jej w supeł.
- Wszystko okej? - Margaret bardziej zapytała Louis'a niż Eleanor, gdyż ten posyłał jej dziwne spojrzenia. Chłopak skinął głową i zdjął ze swojej szyi szary szalik, po czym pomógł z płaszczem Eleanor. Kiedy para pozbyła się już ubrania wierzchniego, Padolsky zaprowadziła Calder do jej tymczasowego pokoju, a Louis zaszedł do pokoju córki swojej dziewczyny.
Było to niewielkie pomieszczenie, między sypialnią Mer i Louise. Zazwyczaj nie było ono odpowiednio zagospodarowane, a łóżko, które znajdowało się przy jednej ze ścian, zostało wstawione przez Tomlinson'a na ten czas, gdy El miała w nim spać. W lewym kącie pokoju, znajdowały się trzy kartonowe pudła, które zawierały różne drobiazgi, które zdołała zabrać ze sobą Mer, jeszcze z Doncaster, 7 lat wcześniej. Na jednej z brązowych ścian, wisiała półka, gdzie poustawiane były filiżanki. Mer bardzo lubiła kupować porcelanę.
- Trochę tutaj posprzątałam, ale i tak wydaje się być okropnie.
- Jest dobrze, dziękuję. - szepnęła Calder, podchodząc do łóżka, zajmującego niemalże całą wolną przestrzeń tego pomieszczenia - I tak dużo już zrobiłaś. Nie chcę, byś czuła obowiązek opiekowania się mną.. - El położyła na materacu torbę, w której miała najpotrzebniejsze rzeczy.
Margaret spojrzała na brunetkę.
- Zaprosiłam cię tutaj, abyś poczuła się bezpieczniej. - odpowiedziała - I choć na chwilę wyszła ze środowiska chłopców. - dodała, lekko się uśmiechając.
Eleanor skinęła jej głową.
- Dziękuję. - szepnęła.
Padolsky cieszyła się z możliwości pomocy dziewczynie.
Tak jak powiedziała, tak zrobiła. Opuściła tymczasowy pokój Eleanor i skierowała się do kuchni, gdzie słyszała rozmowę. Gdy weszła do pomieszczenia, Louis opierał się o blat, a przy uchu przytrzymywał swój telefon. Margaret postawiła wodę na herbatę i przeniosła spojrzenie na swojego chłopaka. Ten uśmiechnął się do niej, ukazując białe zęby, a następnie zakończył połączenie.
- Dzwonił Harry. - odparł Tommo - Powiedział, że wpadnie wieczorem.
- Okej. - mruknęła brunetka, wyciągając z szafki trzy kubki na gorący trunek. - Niall też?
Szatyn pokręcił głową na boki.
- Musi zająć się bratem.
Padolsky wypowiedziała ciche "aha" i podeszła do szafki, by wyjąć z niej talerze na obiad, jednak uniemożliwił jej to Louis. Złapał ją za nadgarstek i przyciągnął do siebie tak, że ich twarze dzieliło parę centymetrów. Natychmiast złagodził swój uścisk, gdy szare tęczówki brunetki skrzyżowały się z jego.
- Nic mnie nie łączy z Eleanor. - szepnął - Wiesz, że nigdy bym cię nie zranił.
- Dlaczego mi to mówisz? - Mer była zaskoczona wyznaniem chłopaka.
- Ponieważ, gdybym cię nie znał, stwierdziłbym, że jesteś zazdrosna. - wypowiedział to z pewną satysfakcją w głosie.
- Ja? Zazdrosna? - szatyn skinął głową - Nie jestem zazdrosna.
- Naprawdę?
- Raczej, że nie. - broniła się brunetka - Skąd pomysł, że mogłabym być zazdrosna?
Louis zgarnął ciemny kosmyk włosów swojej parnerki i założył go jej za ucho, uśmiechając się triumfalnie. Po ciele Mer przeszedł ciepły dreszcz.
- Znikąd. - wzruszył ramionami - Po prostu chciałem mieć jakiś pretekst, by móc ci powiedzieć, że cię kocham.
- Musisz mieć pretekst, by mi to mówić? - droczyła się z nim brunetka.
- Tak. - łobuzerski uśmiech zagościł na jego ustach, a Mer miała ochotę mu go zedrzeć z twarzy.
- Przestań się tak szczerzyć. - bąknęła dziewczyna.
- Zmuś mnie, skarbie. - jak na złość, jego uśmiech się poszerzył.
Brunetka zarzuciła swoje dłonie na szyję swojego chłopaka i zamknęła oczy, napierając na wargi szatyna. Pocałunek, jaki rozpoczęła został odwzajemniony przez jej partnera, a rozchylone usta Mer pozwoliły piłkarzowi sprawnie działać cuda jego językiem. Ciepło, jakie czuła Padolsky było nieporównywalne do czegokolwiek innego.
Szybki powrót do rzeczywistości zagwarantował im dźwięk gotującej się wody, który spowodował przerwanie pocałunku pary. Mer odsunęła się od swojego chłopaka i wyłączyła czajnik, po czym zalała trzy herbaty w kubkach. W następnej chwili, do kuchni weszła uśmiechnięta Louise, trzymając za rękę wysoką brunetkę o nieco zagubionym spojrzeniu.
- Patrzcie, kogo przyprowadziłam. - uśmiechnęła się Lu, wskazując na Calder.
- Wspaniale, mały potworku. - Tomlinson podszedł do siedmiolatki i kucnął przed nią, a już w następnej sekundzie ją łaskotał.
Eleanor, w tym czasie, zerknęła na Margaret, która kroiła cytrynę. Poczuła się odrobinę lepiej, gdy widziała, że Louis jest szczęśliwy. Odkąd zerwali ze sobą jakikolwiek kontakt po ich rozstaniu, El przysięgła sobie, że jeśli Tommo nie będzie jej już chciał, to dopilnuje, by jego życie się ułożyło. I dotarło do niej, że stało się tak bez jej ingerencji.
Margaret stanęła przy ekspedientce i podała jej czerwony kubek z gorącą herbatą. Eleanor posłała jej uśmiech, w ramach podziękowania i w tamtym momencie przysięgła sobie, że i ona musi ułożyć sobie jakoś życie.
Średniego wzrostu brunetka siedziała przy biurku i wypełniała kolejne akta, których nie zdążył zrobić jej poprzednik. Z tego, co słyszała, to była już trzecią osobą przyjętą na to stanowisko, w jednym miesiącu. Zazwyczaj kandydaci nie wytrzymywali tej presji i wymagającego szefa. Już na samym początku, dla Blair wydawało się dziwne to, że skontaktowała się z nią akurat ta komenda policyji. Jedna z najlepszych, w całym Londynie. Podanie złożyła tylko ze względu na swojego ojca, który niegdyś tam pracował. Jeszcze zanim poszedł na emeryturę.
Granatowe niebo, przysłonięte było ciemnymi chmurami, a ulice zostały rozświetlone przez pomarańczowe światło latarni. Nie było nic nadzwyczajnego w tym, że nowa policjantka zostawała po godzinach już trzeci dzień z rzędu. Wszystko to było powodem tego, że jej szefa nie było w mieście. Wrócił do swojego rodzinnego miasta, a w do stolicy miał przyjechać dopiero następnego ranka.
Blair nie ukrywała, że bardzo by chciała zrobić dobre wrażenie na swoim zwierzchniku. Pracowała tam zaledwie miesiąc, a ani razu nie poszła w teren, na żadną akcję.
Został jej kwaśny posmak po jej soku z wyciśniętych pomarańczy, który przyniosła sobie do pracy. Należała do tych osób, które lubiły się zdrowo odżywiać, więc starała się omijać fast-foody.
Dziewczyna oparła głowę na rękach i westchnęła. Nienawidziła papierkowej roboty, a jednak tam była i oddanie wypełniała kolejne akta, podczas, gdy jej znajomi spędzali czas na imprezowaniu w jakimś klubie.
- Nie za późno na pracę? - z zamyślenia wyrwał ją męski głos. Uniosła głowę i ujrzała przed sobą chłopaka o postawnej posturze z ciemno-brązowymi włosami i równie ciemnymi oczami. Ubrany był w czarną, skórzaną kurtkę, spod której wystawała biała koszulka. Sprane jeansy były odpowiednim wyborem do takiego kompletu. - Blair, nie powinnaś chyba być w domu, czy coś?
Brunetka z trudem powstrzymała uśmiech. Co jak co, ale troska w głosie jej szefa była rzeczą, której spodziewała się najmniej.
- Tsa, ale akta same się nie wypełnią. - mruknęła dziewczyna, podpisując kolejne papiery. - Nie miałeś wrócić jutro?
- Miałem, jednak plany się zmieniły. - bąknął chłopak - Sprawdziłem to, co musiałem sprawdzić i mam pewne podejrzenia.
Brązowe oczy Monk zalśniły od ciekawości, więc nic nie mówiąc, dała szansę kontynuować swojemu przełożonemu.
- Troy Bennett, ostatni raz był widziany w Doncaster, wczoraj wieczorem.
- Nonsens. Przecież ma zakaz opuszczania Londynu. - przerwała mu brunetka, a widząc minę Roberta, odpuściła.
Padolsky usiadł naprzeciwko niej i wyjął ze swojej kieszeni od spodni, komórkę, by móc zacząć ją obracać w palcach.
- A powiedz mi, co mogłoby w tym przeszkodzić? - zaczął powoli - Nadzór policyjny? Nie sądzę. Koleś ma swoje wtyki prawie w każdym możliwym miejscu.
- Chcesz powiedzieć, że Bennett wrócił na stare śmieci. - Blair bardziej stwierdziła niż zapytała.
- Otóż nie. - odpowiedział - Późnym popołudniem został zarejestrowany na zdjęciu, na światłach, gdzie kierował się na drogę, którą opuszcza się miasto. Według moich źródeł wrócił do stolicy.
- Pytanie brzmi, po co?
- Właśnie tego musimy się dowiedzieć. - podsumował Padolsky. - Jedź już do domu, na litość boską. - zwrócił się do Monk - Musisz być wypoczęta jutro, bo zaczynamy od przesłuchania starych znajomych Bennett'a.
Blair wstała z krzesła i posłała chłopakowi cień uśmiechu. Lubiła jego stosunek do pracy. Był profesjonalistą, takim wzorem do naśladowania. Nieco skrytym, ale budzącym szacunek wśród innych. Za to go lubiła.
Czyżby nowa postać (albo to ja jestem takim nieogarem :P)? Jestem pewna, że tych dwoje szybko rozprawi się z tym wrzodem na dupie, jakim jest Troy.
OdpowiedzUsuńAle pomyślmy o czymś przyjemniejszym. Cieszę się, że Eleanor się ciesz ze związku Tommo i Podolsky. Coś czuję, że Lulu polubi Calder ze wzajemnością - byłoby fajnie :)
Czekam na następny!
@Irydda
http://through-the-dark-fanfiction.blogspot.com/
Czy tylko u mnie czcionka jest tak jasna, że zlewa się z tłem? Czy po prostu muszę kupić nowe okulary? o.O
OdpowiedzUsuńRozdział fajny, czuć że pisany nocą, ale nie jest to minus, bo obstawiam, że w następnych wprowadzisz dużo akcji. Troy comeback? Zastanawiam się, czy śledził ich, czy miał tam osobną sprawę do załatwienia.
Lou potrafi rozładować atmosferę, nie ma co :)
Jak przyjdzie Harry to będzie niezłe połączenie, bo w końcu Harry były Mer, El była Lou. Wohoho świetne połączenie. Tak apropo czy Harry ostatnio się z kimś nie spotykał? Czy znowu mylę fakty?
Nie przejmuj się zastojem. Każdemu czasem się zdarza. Rozumiem(y) to! :*
Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział i na powrót weny :D
rozdział świetny <3
OdpowiedzUsuńTommo i Mer kasjd *-*
Lulu i El :)))
Czeeeść kochana!
OdpowiedzUsuńCudny rozdział, naprawdę mi się podoba. Louis i Mer są tacy słodcy, kocham ich po prostu. Lulu chyba polubiła El, mam nadzieje, że z wzajemnością. Chciałabym żeby już złapali Troya i wszystko było okej, żeby wszyscy byli już bezpieczni. Kocham cię, pozdrawiam :*
Jejku ale się cieszę, ze dodałaś rozdział <3 Tak strasznie stęskniłam się za twoją twórczością, że to miła odmiana zobaczyć powiadomienie na tt. Wiem, że jestem dosyć późno, ale jak zobaczyłam na telefonie długość tego rozdziału to stwierdziłam, że muszę się do niego zabrać na spokojnie przed komputerem i napisać odpowiedni komentarz ;)
OdpowiedzUsuńNo więc tak ;) Rozdział jest cudownie i imponująco długii <3 Czytało mi się go tak niezwykle szybko i płynnie, że nim się obejrzałam pochłonęłam go całego. Umieściłaś tu tyle pięknych opisów, dialogów i emocji. Akcja coraz bardziej się rozwija a ja pomału sama mam ochotę tego całego Troya rozkwasić na kwaśne jabłko. Ja pierdole, że na świecie żyją tacy popaprańcy. Dobrze, że chociaż Podolsky jest mądra i zabrała ją do sobie. Czuję, że przebywanie z Louise i Mer pomoże El. Zawsze to trochę odmiana od ciągłych facetów w jej otoczeniu, a zapewne po tym wszystkim ma ich dość... Nie dziwie jej się. Loumer są tacy uroczy i cholernie kocham tą parę. Mam nadzieje, ze to wszystko ich tylko do nich zbliży.
Czekam z niecierpliwością na nn rozdział <3 I mam nadzieje, że twoja wena wróci ze zdwojoną siłą ;**
OMFG. NIE MIALAŚ WENY? I PISAŁAŚ PO NOCY? WCALE TEGO NIE WIDAĆ! <3
OdpowiedzUsuńJak już to kiedyś pisałam, jesteś geniuszem co do tematów i łączenia bohaterów, spraw i wątków.
Margaret i El - prowadzi do Blair, ojca Mer i Bennetta, wręcz geniusz!
Do tego nowy wątek!
Ciekawa jestem jak to dalej wymyślisz, no i z kim bd Blair, nawiązując do Twojego tweeta, którego mi właśnie wysłałaś ;)
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział! <3
Ps. A Lou i Lulu, awwww *_______*
Oj, nie. Nie nabiorę się na to Twoje gadanie, że nie masz weny. Nie ze mną te numery. Przecież przeczytałam przed chwila bardzo dobry rozdział i wcale nie dało się w nim wyczuć, że jest pisany na siłę.
OdpowiedzUsuńLouise jak zwykle urocza. Ta mała kruszynka daje tyle pozytywnych emocji do tego opowiadania. Myślę, że El da sobie radę i przeżyje te klika dni w domu Mer :)
OMG! Jest i Blair! Yey! Jak widać, bardzo eis cieszę z wprowadzenia nowej postaci ;p I wiem, że to zapewne za wcześnie, ale ona i Robert... Ekhem, tak tylko sobie myślę ;D Mam nadzieję, że uda im się dorwać tego Bennetta i w końcu zapanuje spokój i wszyscy będą szczęśliwi.
Do następnego :)
KC xx
Powiem tak - na Twoje rozdziały warto czekać. Wiem, że masz dużo pracy, ale pamiętam, że ja pojawię się tutaj zawsze, nieważne, ile czasu minie od publikacji ostatniej części :)
OdpowiedzUsuńTym bardziej, że wprowadziłaś nowy wątek, wow! I to jaki! Sama nie wiem, może nie jestem na bieżąco - za co z góry przepraszam - ale nie sądziłam, że pojawi się tutaj rodzina Mer. I to w roli faceta, który tropi Troya. By the way, zaczynam się coraz bardziej bać tego skurwysyna, serio... Krąży za moimi ukochanymi bohaterami jak cholerny cień. Mam nadzieję, że zdążą go złapać, zanim komukolwiek wyrządzi jeszcze jakąś krzywdę.
Mówiłam już, że uwielbiam Margaret? Nie? No to powiem - kocham tę dziewczynę. Podoba mi się to, że potrafi odstawić na bok ewentualną zazdrość, którą musi czuć i tak po prostu, bezinteresownie pomóc Calder. Czuję, że El prędzej czy później to doceni. Nawet nie wie, jak bardzo przyda jej się taka damska pomoc. A kiedy w domu jest mała Louise - wszystko musi się ułożyć :)
Oj, z niecierpliwością czekam na następną część, uwierz xx
kolejny świetny rozdział ! ;) czekam dalej ( nie ważane jak długo ) ;DD
OdpowiedzUsuń