niedziela, 20 października 2013

Rozdział Siedemnasty

AUTORKA: Wiem, że dużo się tutaj dzieje, ale mam nadzieję, że za bardzo nie namieszałam. Chciałam, by Eleanor także była w tym rozdziale, choć wydaje mi się, że powinnam ten wątek umieścić trochę później. Jednak i tak szybko się wszystko nie wyjaśni.
Rozdział jest o tak wczesnej porze, ponieważ ustawiłam publikację na odpowiednią godzinę i datę.
Dziękuję za komentarze pod  poprzednim rozdziałem. (jednak i tak boli mnie to, że dużo wejść - mało komentarzy). W następnym rozdziale będzie się sporo działo; tzn dużo  Loumer. Mówiłam już jak bardzo kocham to opowiadanie?  (((:
btw, jeśli chcecie coś napisać na tt o tym ff to używajcie #ATALff x
PS Chciałabym zaznaczyć, iż na razie mam napisane jeszcze 2 rozdziały i pół dwudziestego. Także będę na bieżąco dodawać :*

Londyn, 2013
Był sobotni wieczór. Margaret siedziała w pokoju Louise i obserwowała, jak dziewczynka maluje coś na kartce. Nie wiedziała, w jaki sposób rozpocząć tę rozmowę. Obawiała się wszystkiego, co mogło się wydarzyć. Począwszy od wyrzutów dziewczynki, poprzez kłótnię, a skończywszy na jej ponownej ucieczce. Jednak szybko wybijała te koncepcje z głowy, uświadamiając sobie, iż Lu miała dopiero 7 lat i nie potrafiła w stu procentach myśleć racjonalnie. Ba, ona nawet nie wiedziała, co oznaczał ten termin.
- Louise, chciałam z tobą porozmawiać. – zaczęła niepewnie brunetka, a dziewczynka przerwała swoją czynność i przeniosła wzrok na rodzicielkę. Zielone oczy dziecka były rozpraszające, ale mimo tego, Mer starała się grać pewną siebie. – O twoim tacie.
Lulu poruszyła się na krześle, odsuwając się trochę od biurka i nerwowo zaczęła bawić się sznurkiem od bluzy, którą dał jej Zayn.
- Wiem, że nie powinnam była zatajać tego przed tobą, a co najważniejsze, nie powinnam była pozwolić ci dowiedzieć się o tym w taki sposób.
Margaret miała wrażenie, że jej córka rozumie każde jej słowo i, podczas, gdy sama formułowała sobie zdania w głowie, myślała, że Louise wszystko analizuje.
- Jesteś jeszcze dzieckiem i takie wiadomości powinny być przekazywane ci stopniowo, a nie tak nagle. – powiedziała cicho Padolsky.
W tym momencie, Mer nie wiedziała, dokładnie, co powiedzieć. Czekała na jakąś reakcję ze strony swojej córki, cokolwiek, co by uświadomiło ją w przekonaniu, iż dziewczynka choć odrobinę zaklimatyzowała się w tej sytuacji.
- Harry był tym popularnym chłopakiem z twojej szkoły? – zapytała Louise.
- Tak. – odpowiedziała – Lu, on chciałby być w twoim życiu.
Siedmiolatka okręciła się na krześle, dzięki czemu jej włosy uniosły się ku górze i opadły. Dziewczynka uśmiechnęła się do swojej mamy i usiadła obok niej.
- Czyli mam tatę?
Mer spojrzała na swoją córkę i skinęła jej głową.
- Na to wygląda. – odparła brunetka – Dasz Harry’emu szansę?
Lulu wzruszyła ramionami.
- Louise?
- Zawsze chciałam mieć tatę, mamo. – dziewczynka uśmiechnęła się do swojej rodzicielki, a ta przytuliła ją do siebie.
- Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę. – szepnęła we włosy Lu.
Margaret nie wyobrażała sobie takiego scenariusza. Większość jej obaw prysła niczym bańka mydlana.
- Mamo? – zagadnęła dziewczynka.
- Tak, skarbie?
- Bo, wiem, że bardzo chciałaś jechać z Louis’em do tego, no…
- Doncaster. – podpowiedziała jej brunetka, posyłając ciepły uśmiech.
- Tak, właśnie. Do Doncaster. – poprawiło się dziecko – Nie chcę, byś była smutna, że on pojechał, a ty nie.
Margaret przeniosła z powrotem swoje szare tęczówki na córeczkę.
- Nie będę smutna, Lu. – pocieszyła ją Mer.
- Jedź z nim. – Louise wypowiedziała to zdanie powoli i bardzo wyraźnie.
- Nie mogę cię zostawić w domu, kochanie, a jechać też nie możesz, bo musisz chodzić do szkoły. – zauważyła dziewczyna.
Siedmiolatka namyśliła się. Chwilę później wyjęła z kieszeni czerwonej bluzy mały, srebrny wisiorek, należący do jej taty.
- A Harry? – zapytała dziewczynka, obracając w swoich drobniutkich dłoniach prezent od Styles’a.
Margaret przypomniała sobie moment, w którym ostatni raz córka pytała się jej o to, czy właśnie Harry nie mógłby się nią zająć, jednak to było zanim dowiedziała się prawdy o nim, o nich.
- Zadzwonię do niego, ale naprawdę mogę zostać w domu. – powiedziała pewnie brunetka.
- Nieeeee, jedź z Lou. – przeciągnęła Louise.
- Czy ty mnie wyganiasz z mojego własnego domu? – zapytała się Mer, unosząc brwi ku górze.
Zielonooka skinęła.
- Odpoczniesz ode mnie. – uśmiechnęło się niepewnie dziecko.
Margaret spojrzała na córkę i pokręciła przecząco głową.
- Nie chcę od ciebie odpoczywać, Lu.
Po tych słowach, brunetka przytuliła do siebie córkę.

Harry przyszedł przed dwudziestą drugą trzydzieści, tak jak poprosiła go o to, podczas rozmowy, Mer. Dziewczyna chciała, by Styles został już tego wieczoru, ponieważ Louis zaplanował, iż oboje mieli wyjechać do rodzinnego miasta o szóstej nad ranem, a Margaret nie widziała sensu w aż tak wczesnym wstawaniu Harry’ego, tylko po to, by przebyć całe miasto i pojawić się w jej mieszkaniu.
Brunet przywitał się z Padolsky i zdjął płaszcz oraz swoje buty i czapkę beanie. Margaret powitała ojca swojego dziecka z promiennym uśmiechem, ubrana w szare dresy oraz tego samego koloru koszulkę z długim rękawem. Włosy miała nagannie związane w warkocza, a z twarzy zdążyła już zmyć swój makijaż. Naturalność była jej najlepszą odsłoną.
- Louise w swoim pokoju? – zapytał się brunet, drapiąc po karku. Czuł się trochę niezręcznie, zważywszy na to, iż nad ranem miał przywitać się ze swoim najlepszym przyjacielem w domu dziewczyny, którą kiedyś, mówiąc potocznie przeleciał.
- Tak, ale chyba już śpi. – zauważyła dziewczyna, przechodząc do salonu, gdzie miał rozłożone ubrania, które zamierzała wziąć w tę podróż. – Harry, mam dla ciebie pare wskazówek.
Chłopak usiadł na fotelu, który był wolny od koszulek brunetki.
- Lu ma do szkoły na 9, a kończy o 3. Wszystko masz napisane na kartce, która znajduje się na lodówce. – powiedziała – Wiem, że jest to niemożliwe, ale postaraj się, by nie jadła codziennie Fast foodów, okej? Nie zabraniam jej tego, jednak sam wiesz, że to niezdrowe.
- Ok., ale powiedz mi… - zaczął niepewnie Styles – Jak ona, no odebrała fakt, że jestem jej ojcem?
Margaret spojrzała na niego znad torby.
- Poza tym, że uciekła, to nie zauważyłam niczego, co mogłoby grać na twoją niekorzyść. – odparła – Ale proponowałabym ostrożność.
Harry uniósł brwi ku górze.
- Louise jest twoją córką. Już sam wiesz, co mam na myśli.
- Dobra, zostaje jeszcze kwestia poinformowania mojej mamy, czy też przyjaciół, że mam…
- Harry. – przerwała mu brunetka – Proszę, nie rób niczego bez konsultacji tego ze mną, okej? To nie jest tak, że zabraniam ci powiedzenia rodzicom, że masz córkę, ale wstrzymaj się z tym, co?
- Dlaczego? – nie dało się ukryć, że jego głos był z pewnym wyrzutem.
Mer wrzuciła do torby dresowe spodnie i spojrzała na chłopaka.
- Louise ma w końcu ojca, a to i tak jest zbyt duża sprawa jak dla siedmiolatki. Wydaje mi się, że powinieneś jeszcze chwilę poczekać na przedstawienie jej twoim rodzicom. Niech się oswoi z myślą, że ma tatę, a później… się pomyśli.
Brunet skinął głową, jednak nadal nie do końca rozumiał tego, co właśnie powiedziała mu Padolsky. Okej, wiedział, że sytuacja, w jakiej znalazła się jego córka – była nowa. Zdawał sobie sprawę z tego, iż mogły pojawić się pewne komplikacje, a przede wszystkim zaskoczenie ze strony jego rodzicielki, w końcu nie zawsze się dowiaduje, że syn ma siedmioletnie dziecko, no i oczywiście jeszcze więcej komplikacji z tym związanymi. Jego matka – Anne Cox – nie była w żadnym stopniu podobna do matki Margaret. Rodzicielka Harry’ego akceptowała decyzję swoich dzieci i starała się ich w tym wspierać. Jednak zawsze jest jakieś zaskoczenie, gdy widzi się dziecko, swojego dziecka, nie wiedząc nic o tym przez wiele lat. Anne, z pewnością nie wyrzuciłaby Gemmy (siostry Styles’a), gdyby ta zaszła w nieplanowaną ciążę, na jednej z imprez. Fakt, może i byłaby wściekła, ale z dnia na dzień zaczęłaby zastanawiać się, w jaki sposób pomóc swojemu dziecku i istocie w niej rosnącej.
- Dzisiaj prześpisz się na kanapie, a później możesz zająć moją sypialnię. Jeśli chcesz. – z zamyślenia wyrwał go głos Mer.
- A, spoko. Dzięki. – odpowiedział brunet, przejeżdżając dłonią po swoich włosach – Właściwie, to musiałbym jeszcze jechać do mieszkania po rzeczy, ale to jutro.
W tym samym momencie dotarł do niego sens jego własnych słów i przed oczami pojawił się obraz płaczącej Eleanor, a następnie zastąpiło ją zdjęcie z telefonu Niall’a, przedstawiającego Troy’a Bennett’a.
Harry postanowił, iż jutro, odwiezie Louise do hotelu, by zaopiekowała się nią przez chwilę Danielle, ponieważ zdążył już zauważyć, że pani Payne przychodzi w niedzielne przedpołudnie do pracy swojego męża. Obawiał się, że jeśli przywiezie Lu do swojego mieszkania, Troy (o ile ten go nadal obserwuje) nie powiąże dziecka i jego córka będzie bezpieczna.

Louis wraz z Mer jechali już dobrą godzinę, kiedy stanęli na jednej z ulic, oczekując na zielone światło. W samochodzie (czarnym Seat Leon 2012) grała muzyka, puszczana z radia, a o szyby pojazdu uderzały krople deszczu. Było siódma trzydzieści.
Margaret wystukiwała palcami melodię, dostosowując ja do tej, która leciała z radia. Louis przejechał wolną dłonią po swoich włosach i przeniósł swój wzrok na brunetkę. Wyglądała na zamyśloną, więc tylko się jej przyglądał. Jej ciemne włosy opadały na ramiona, biały sweterek wystawał spod rozpiętego, szarego płaszcza, a głowa była odwrócona w stronę okna. W tamtej chwili poczuł, że jest szczęśliwy; Mer była jego dziewczyną. Czy ją kochał? Uczucie, które się w nim kumulowało z pewnością nie było nic nieznaczące. Uwielbiał przyglądać się jej, gdy dawała ponieść sie swoim myślom, gdy uśmiechała się do niego znad lady, w hotelu, gdy czuł jej dotyk na swojej skórze. Była dla niego ważna.
- Lou, jedź. – Margaret powiedziała cicho – Jest zielone. – uśmiechnęła się, odwracając w stronę szatyna.
Tomlinson natychmiast ruszył, skręcając w prawo.
- Wiesz, tak sobie myślę, że Eleanor… - zawahała się brunetka, spoglądając na chłopaka – jest w porządku. Wydaje się być sympatyczna.
- Bo jest. – usta Louis’a uformowały się w szczery uśmiech – El miała trudne dzieciństwo, mimo, że rodzice poświęcali jej mnóstwo uwagi, ale myślę, iż powinniśmy coś zjeść.
Louis wskazał głową na bar, który mieścił się po prawej stronie jezdni. Był to lokal idealny na zjedzenie śniadania oraz spokojnej rozmowy.
- Och, sprytna zmiana tematu, panie Tomlinson. – Margaret uśmiechnęła się do chłopaka.
- Ma się rozumieć, panno Padolsky. – szatyn odwzajemnił gest, skręcając na parking.
To nie było tak, iż Tommo unikał rozmowy na temat dzieciństwa Eleanor, swojego, czy też Harry’ego. Po prostu – zabrał Mer do Doncaster po to, by nie tylko spędzić z nią cały tydzień, ale także po to, aby dziewczyna się przełamała i w końcu odwiedziła swoją matkę.
Lou i Maggie wysiedli z samochodu i wolnym krokiem skierowali się ku drzwiom do baru. Mer szczelniej opatuliła się płaszczem, żałując, iż zostawiła w pojeździe swój szalik, a szatyn bacznie dotrzymywał jej kroku. Droga z parkingu do baru wydawała się dłuższa, niż brunetka sądziła, a kiedy chłodny wiatr musnął jej w twarz, zamknęła obronnie oczy i nieco się skrzywiła.
Para weszła do środka drewnianej chaty, serwującej posiłki. Wyglądała na dość popularną, zważywszy na liczne podziękowania, czy też dyplomy mieszące się na jednej ze ścian. Białe obrusy wiszące swobodnie z drewnianych stołów oraz czerwone kwiatki na środku nich dodawały temu miejscu poczucia się jak w domu. U sufitu wisiały lampki świąteczne, które pełniły także ozdobę w pozasezonowe wieczory. Białe firanki zasłaniały kilka okien, wystawionych na ulicę oraz pole, na którym, w tamtym momencie, pasły się krowy. Wyjątkowe miejsce, jak pomyślała Mer.
Kiedy zajęli miejsce, kelner przyniósł im kartę dań, którą szczegółowo omówili.
 - Zupa grzybowa? – zapytała zrezygnowana brunetka, zerkając na swojego towarzysza, który uniósł w zdumieniu brwi ku górze.
- Chyba jest za wcześnie… - szepnął bardziej do siebie niż do dziewczyny – O, a może „wiejskie śniadanie”?
- Kreatywnie – westchnęła brunetka, spoglądając na skład tego posiłku – Bagietki, ser, szynka, pomidor, kawa…
- Masz rację. To za mało. – odpowiedział zamyślony Louis, a Margaret zachichotała nad swoją kartą.
Tommo ponownie przeleciał wzrokiem po menu, a w tym samym momencie obok ich stolika pojawił się kelner; średniego wzrostu blondyn, o niebieskich oczach i dołeczkach w policzkach, gdy się uśmiechał.
- Czy zdecydowali państwo na coś? – zapytał, wyćwiczonym tonem.
Piłkarz udał, iż nie słyszy kelnera i bacznie przyglądał się literkom na swojej karcie.
- Dwie kawy z mlekiem. – odparła brunetka, a blondyn zapisał w swoim notesiku.
- Oraz jajecznica na bekonie. – wtrącił Louis.
- Dwa razy? – spytał się kelner, spoglądając na piłkarza. Szatyn mu skinął. – Za chwilkę przyniesiemy państwu posiłek.
Po tych słowach – odszedł.
Margaret nie spuszczała wzroku ze swojego towarzysza, na co ten wywrócił swoimi oczami, uśmiechając się do dziewczyny.
- Mam coś na twarzy? – zapytał się Tomlinson, przejeżdżając dłonią po swojej buzi.
Padolsky zachichotała cicho, kręcąc głową. Bardzo lubiła te chwile, gdy Lou usiłował ją rozbawić. Wtedy i on sam stawał się weselszy, a z jego ust nie schodził uśmiech.
W ułamku sekundy Tommo spoważniał, a Mer przyjrzała mu się uważniej. Rysy jego twarzy wydawały się być wyraźniejsze, oczy bardziej skupione na osobie brunetki, a usta co chwilę otwierał i zamykał jakby bał się coś powiedzieć.
- Do Doncaster zostało jeszcze półtorej godziny jazdy. – stwierdził powoli, a żołądek Mer podskoczył do gardła. – Powiedziałem mojej mamie, że przyjedziesz ze mną.
- I jak to przyjęła? – głos Padolsky był ledwo słyszalny.
Tomlinson westchnął zrezygnowany. Położył swoje dłonie na dłoniach brunetki i gładził powoli kciukiem jej skórę. Nie spuszczał z niej swojego wzroku.
- Mówiłem ci, że nie masz się czego obawiać. Moja mama jest wspaniałą kobietą. Jej nie da się nie lubić, a kiedy spróbujesz czekoladowych ciasteczek jej własnego przepisu, to sama to przyznasz. – powiedział pewnym głosem.
Usta Margaret powoli uniosły się ku górze, formując uśmiech. Chciała coś powiedzieć, jednak kelner jej przeszkodził, stawiając przed nią talerz z jej śniadaniem i krótkim „smacznego”, rzuconym na odchodne.


Szpitalne łóżka od zawsze nie należały do najwygodniejszych. Kiedy próbujesz się odwrócić na drugą stronę, doświadczasz bólu kości oraz irytującego dźwięku sprężyn, spod materaca. Do twoich nozdrzy dociera ten charakterystyczny, okropny zapach leków, prowizorycznej sterylności oraz dziwnych odświeżaczy powietrza, które w rezultacie tylko pogarszają sprawę. Zmęczone oczy zmuszasz do otwarcia, jednak ponosisz porażkę. Może, za dziesiątym, jedenastym razem udaje ci się unieść powoli powieki i ujrzeć niebieskie ściany, biały sufit, czy też fragment szarego linoleum. Próbujesz wyobrazić sobie jak wygląda reszta pomieszczenia, jednak, nawet przy największych staraniach, nie masz siły odwrócić głowy i to zrobić. Czujesz się bezsilna, pusta i obolała.
Tego właśnie doświadczyła Eleanor Calder. Dziewczyna leżała w sali numer 9, na OIOMIE. Jej stan był zagrażający życiu, jednak, kiedy brunetka się przebudziła, lekarze stwierdzili, iż powinno być tylko lepiej. Przecież, tylko, spała trzy dni.
Eleanor została znaleziona przez Niall’a, który wrócił się, tego pamiętnego wieczoru, do butiku dziewczyny, gdyż zapomniał wziąć swoich kluczy od domu. Przechodząc obok jednej z opuszczonych alejek, ujrzał mężczyznę, uderzającego kogoś w brzuch, twarz. Zareagował. Jego ojciec go tego nauczył, by blondyn nie przechodził obojętnie obok takich przypadków. Gdy Troy Bennett ujrzał biegnącego w jego stronę Horan’a – uciekł, zostawiając zakrwawioną, do połowy nagą Brytyjkę. Irlandczyk klęknął przy przyjaciółce, a w jego oczach pojawiły się łzy. W tamtym momencie miał gdzieś to, że napastnik Eleanor uciekł. Dla niego liczyło się tylko to, by Calder przeżyła. Odgarnął z jej twarzy włosy i starł krew sączącą się z łuku brwiowego. Dziewczyna oddychała płytko, powoli, ledwo słyszalnie, wyczuwalnie. Niall natychmiast wyjął ze swojej kurtki komórkę i zadzwonił na pogotowie, tłumacząc zaistniałą sytuację. W międzyczasie, zdjął swoje wierzchnie ubranie i otulił nim brunetkę, nie dając w ten sposób jej zmarznąć.
W szpitalu, lekarze przyjęli ją, od razu biorąc na salę i sprawdzając, czy też nie ucierpiała wątroba, serce, czy inny narząd. Operacja przebiegła bez komplikacji, jakie mogłyby towarzyszyć usunięciu fragmentu śledziony. Jednak najgorsze było to, iż ginekolog stwierdził, że dziewczyna została brutalnie zgwałcona.
Był właśnie wtorek.
Maszyna, stojąca po prawej stronie łóżka zaczęła wydawać z siebie dziwne dźwięki, co tylko rozbudziło brunetkę. Uniosła swoją dłoń do głowy i pomasowała skroń, byleby móc jakoś uciszyć urządzenie. W ułamku sekundy, obok niej pojawiło się dwóch lekarzy oraz pielęgniarki, które skutecznie pozbawiły jej jakiego dziwnego czegoś z ust. Eleanor zaczęła kaszleć, więc podano jej wodę. Duszności ją opuściły, więc mogła unieść swoje zmęczone oczy na lekarzy. Jeden z nich wytłumaczył jej wszystko, co wiedział i wyjaśnił, jaką przeszła operację, oraz to, co zrobił jej mężczyzna z alejki. Do oczu dziewczyny napłynęły łzy. Nie mogła wypowiedzieć słowa. Wtedy cały personel medyczny wyszedł, a na ich miejscu pojawił się średniego wzrostu blondyn o turkusowych tęczówkach, spoglądających na Calder z troską oraz współczuciem. Miał na sobie szarą bluzę oraz ciemne jeansy. Na jego ramionach znajdował się specjalny materiał, który kazano mu włożyć przed wejściem.
- El. – szepnął, czując narastającą gulę w gardle.
Dziewczyna usiadła na łóżku i podwinęła nogi pod szyję, kładąc miedzy nimi głowę. Wenflon, założony na jedną z jej dłoni nie pozwalał jej na zbyt intensywny ruch. Niall usiadł na łóżku, w nogach i wyciągnął rękę w stronę brunetki. Pod jego dotykiem, Eleanor lekko się wzdrygnęła. Była zła na swoje ciało za taką reakcję, ponieważ bardzo chciała poczuć się teraz bezpieczna. Irlandczyk był dla niej jedynym oparciem, którego potrzebowała. A zamiast okazania mu jakiejkolwiek oznaki siły – ona płakała.
- Eleanor.. – ponownie w pomieszczeniu można było usłyszeć zatroskany głos Niall’a, jednak dziewczyna ponownie nie zareagowała
Horan przysunął się do niej i położył swoje dłonie na jej kolanach, co spowodowało, iż brunetka uniosła na niego swoje zapłakane oczy. Niall, widząc jak jego przyjaciółka cierpiała, pochylił się i zamknął w uścisku. Z początku, Eleanor siedziała nieruchomo, nie wiedząc, co zrobić. To całe wydarzenie, wtedy w alejce źle wpłynęło na jej psychikę. Bała się najmniejszego ruchu, obojętnie z czyjej strony.
- Tak bardzo chciałbym cię od tego uchronić, El. Chciałbym, byś całkiem o tym zapomniała, ale nie umiem tego robić. – szepnął jej we włosy blondyn, co tylko sprawiło, iż dziewczyna ponownie wybuchła płaczem, mocząc bluzę chłopaka i wtulając się zagłębienie jego szyi.
Co łączyło tę dwójkę? Byli przyjaciółmi, których raz poniosło. Ale w tamtym momencie, wszystkie dobre chwile odpłynęły niczym statek w morze. Ponura aura, jaka unosiła się w powietrzu, nie była przypadkowa. Eleanor poczuła zemstę Bennett’a, a kolejną osobą, która będzie jego ofiarą jest Harry. Calder doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że przyjaźniąc się z Niall’em, narażała także jego na niebezpieczeństwo, ale ile razy by mu tego, wcześniej, nie powiedziała, to ten twierdził, iż nie pozwoli nikomu się do niej zbliżyć.
Niall obwiniał się za to, co przytrafiło się jego przyjaciółce. Gdyby nie to, że tak łatwo odpuścił Eleanor, wtedy, w butiku, dziewczyna nadal byłaby zdrowa i nie przeszłaby przez piekło. Nie znał całej historii, ale czuł, że to, co miało miejsce to był tylko początek.
Irlandczyk odsunął się od brunetki i kciukiem otarł jej łzy z policzka.
 - Harry przyjdzie najszybciej jak to będzie możliwe. – powiedział powoli, a Eleanor cofnęła się, o ile to jeszcze było możliwe, do tyłu.
- Nie. – jej głos się załamał – Nie chcę by tutaj przychodził. Nie chcę nikogo widzieć. Ty też powinieneś stąd iść.
Dłonie brunetki zaczęły się trząść, a ona sama ponownie zalała się łzami. Niall złapał ręce dziewczyny i zaczął je pocierać swoimi kciukami, nie spuszczając kontaktu wzrokowego z przyjaciółki.
- Nigdzie nie pójdę, El. – jego głos był pewny siebie. – Nie zostawię cię.
- Nie, proszę. – Eleanor powtarzała to jak mantrę, a z jej oczu płynęły łzy.
Obraz obrzydliwego uśmiechu Troy’a ukazał się jej, gdy przymknęła oczy, co doprowadziło ją tylko do większej histerii. Jego dłonie na jej biodrach, zaciśnięte bardzo mocno, za pewne pozostawiające po sobie ślad w tamtym miejscu. Moment, w którym zdejmował swoje spodnie i czas, kiedy jej rurki spadły do kostek. Słone łzy i błagania. Krzyki brunetki, które uciszał ciosem w policzek. Chwila, gdy wszedł w nią z siłą, która wywołała u niej falę bólu. Jego ruchy coraz mocniejsze, gwałtowniejsze i to uczucie, rozchodzące się po niej całej. Przyjemność, jaka powinna towarzyszyć stosunkowi płciowemu została zastąpiona strachem, bólem, łkaniem, przemocą. Finisz. Najgorszy orgazm, jaki kiedykolwiek miała. Najgorsze COŚ, co w nią weszło. Najobrzydliwsza chwila, jaką przeżyła, a jeszcze się nie skończyła. Bennett nadal w niej był i gwałtownie się poruszał. Wywołał u niej uraz. Uraz, którego nigdy nie będzie mogła się pozbyć.
- Odejdź. – szepnęła zdruzgotana brunetka, leżąca na łóżku, pod kołdrą.
Niby powiedziała to do Niall’a, jednak w rzeczywistości tymi słowami próbowała zniechęcić Troy’a z jej wspomnień. Chciała, by ten obraz już nigdy się jej nie pokazał. Chciała po prostu umrzeć. Nie czuła się na tyle silna, na jaką ją każdy uważał. Była słaba, już teraz nie tylko fizycznie, ale i wykończona psychicznie.
- Zostanę z tobą. – usłyszała TEN głos. – Przecież jesteś teraz szczęśliwa, prawda? Zamierzam cię tak wyruchać, że już nigdy nie usiądziesz, na tym swoim seksownym tyłeczku, skarbie.
W momencie, kiedy przed oczami pokazał się jej Bennett i jego usta, napierające na jej wargi oraz jego penis, po raz któryś poruszający się w niej, Eleanor podniosła się pozycji siedzącej i krzycząc, obudziła w ten sposób Niall’a, który siedział na krześle, przy jej łóżku.
Policzki brunetki znowu zalane zostały przez łzy.
Tym razem Niall nie mógł patrzeć na płacz swojej przyjaciółki. Fakt, nigdy nie lubił widoku płaczących dziewczyn, bo jaki chłopak, by to lubił? Przyciągnął do swojej piersi brunetkę i pozwolił jej wtulić się w jego bluzę. To był już drugi raz, kiedy Eleanor obudziła się jednej nocy z krzykiem. Tylko tym razem spała aż dwie i pół godziny. Przedtem obudziła się po czterdziestu minutach.
- Nie płacz, Eleanor. Proszę. – mówił Niall, masując jej plecy.
- Za każdym razem – zaczęła cicho, jeszcze bardziej ściskając krańce bluzy chłopaka – kiedy zamykam oczy… widzę jego obrzydliwą twarz i to, w jaki sposób mnie dotykał… Niall, ja chcę o tym zapomnieć.
Z każdym kolejnym jej słowem, Horan czuł coraz większą złość, jaka go ogarniała. Gdyby mógł, zabiłby Bennett’a własnymi rękami, nie zważając na konsekwencje. Chciał, by koleś cierpiał tak samo jak jego przyjaciółka.
- Chcę umrzeć.
To jedno zdanie orzeźwiło Irlandczyka na tyle, by mógł odsunąć się od dziewczyny i spojrzeć w jej oczy, które, swoją drogą, były opuchnięte od płaczu.
- Nigdy więcej tak nie mów, słyszysz? – głos Niall’a był ledwo słyszalny – Nie pozwolę ci na to. Eleanor, jesteś nam potrzebna. Jesteś mi potrzebna. Wspólnie, razem z Harry’m i Louis’em pomożemy ci z tego bagna wyjść. Tylko proszę, nie mów, że chcesz swojej śmierci.
Brunetka pokręciła przecząco głową.
- Nie wytrzymuję tych obrazów. Czuję do siebie obrzydzenie, Niall.
- Pomogę ci. Lekarze ci pomogą. – zadeklarował się blondyn – Porozmawiasz z psychiatrą. Wszystko jakoś się ułoży.
- Tego nie wiesz.
- Wiem, że, jeśli umrzesz, to i ja umrę, El. – szepnął chłopak.
- O czym ty mówisz? – zapytała.
- Powiem ci, pewnego dnia. Nie dzisiaj. – odpowiedział Horan – Eleanor, proszę. Musisz być teraz silna. Przede wszystkim dla siebie samej, by pokazać temu chujowi, że cię nie zniszczył.
- Ale on to zrobił. – do jej oczu ponownie napłynęły łzy.
- On nie musi o tym wiedzieć. – Niall dotknął swoją dłonią jej policzka i przejechał kciukiem po nim – Walcz jak wojowniczka, El.

14 komentarzy:

  1. Wiesz co? Wez pierd***** tego Benett'a bo nie wytrzymuje. Ale Ciebie kocham za to opowiadanie. Jestes swietna pisarka i mam na dzieje ze to opowiadanie bedzie baaaardzo dlugie :)
    /Pierwsza hoho

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja pierdole co za rozdzial! Matko jestem w niebie. Nie dosc, ze jest niesamowicie dlugi to jeszcze tak dobry. Jak ty to robisz? Ukrylas w nim tyle roznorakich emocji i uczuc. To piekne. Slowa w ktore wszystko ubralas stworzyly taki klimat, ze nawet nie wiem co mam ci tu napisac. Zapewne nie bedzie to nic sensownego, ale sprobuje.
    Moze zaczne od Louise. Ciesze sie, ze dziewczynka zaakceptowala fakt, ze ma ojca i pomalu przyzwyczaja sie do nowej sytuacji. Nie oszukujmy sie pojawienie sie ojca po siedmiu latach jego 'nie istnienia' to duzy szok. A dla dziecka jeszcze wiekszy. Mimo to Louise po raz kolejny zaskakuje nas swoja niezykla dojrzaloscia i inteligencja, mimi tak mlodego wieku. Nie dziwie sie ze Mer obawiala sie tej rozmowy, ale na szczęście sie im udalo.
    Loumer po raz kolejny urzeka mojw serce. Te ich wszystkie drobne gesty sa niezwykle. Skrywane usmiechy i zerkania w swoja strone sa przeurocze. Mam nadzieje, ze para w koncu sie przed soba otworzy i zrozumieja co do siebie czuja. Widac ze ta dwojka nie jest sobie obojetna. Ciekawosc mnie zzera co tez powie mama Tommo gdy ujrzy Mer. Oby sie dogadaly. Boje sie ze plan Lou o spotkaniu Mer z jej matka moze miec jakies konsekwencje dla ich relacji. Oby Mer nie dziala pochopnie.
    No i Eleanor. Boze to straszne. Tak jej wspolczuje. Gwalt to chyba najgorsze go moglas jej wymyslec. Tak prawdziwie wszystko opisalas. Te wszystkie emocje ukryte w kazdym slowie. Wprost fenomenalnie grasz ludzkimi uczuciami. Podziwiam cie za to. Mam tylko nadzieje ze ten skurwiel nie zrobi nic Louise ktora teraz jest pod opieka Hazzy.
    Ciesze sie ze wena cie nie opuszcza. Mam nadzieje, ze szybko ogarna sie z komentowaniem i dodasz nowy rozdzial. Dziekuje ci za to opowiadanie. Kocham Cię ♡

    PS. przepraszam ze komentarz nie ma polskich znakow i gdzieniegdzie sa literowki, ale chcialam skomentowac od razu po przeczytaniu, wiec robie to na tel lezac w lozku xd ILY!

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham to opowiadanie<3 Dobrze, ze Louisowi i Mer sie uklada, ale strasznie zal mi El. Mam nadzieje, ze dzieki Niallowi uda jej sie zapomniec o tym, co sie stalo :) Czekam na kolejny :*

    OdpowiedzUsuń
  4. o Boże... no to właśnie się popłakałam. Tak, totalnie mnie rozwaliła ostatnia część tego rozdziału. Boże, gdybym mogła, poćwiartowałabym Troy'a na małe kawałeczki, za wszystko, co zrobił Eleanor. Co za skurwysyn! Nie ma na niego określenia, które oddałoby w pełni, jak złym człowiekiem jest. Boże, opisałas to w taki sposób, że na samo wyobrażenie miałam ciarki, gęsią skórkę i robiło mi się niedobrze. I uwaga - NIALL JEST MOIM BOHATEREM, IT'S OFFICIAL. Boże, gdyby go tam wtedy nie było... I sposób, w jaki czuwał brunetce, jak powiedział jej o tym, że jest wojowniczką, wtedy to już w ogóle się rozkleiłam. Proszę, niech on przy niej będzie, niech ona go doceni, niech to wszystko się nie spieprzy...
    Z trudem muszę wrócić do reszty rozdziału. Absolutnie nie chodzi mi o to, że była gorsza, tylko ta ostatnia część totalnie mnie rozwaliła i nie wiem, czy coś sensownego teraz sklecę. Po pierwsze, cieszę się, że Mer pozwoliła Stylesowi zbliżyć się do Louise. Chociaż teraz obawiam się o dziewczynkę, bo jeśli Troy się o niej dowie... Boże, wolę o tym nawet nie myślę, co za skurwysyn, aż nóż się w kieszeni otwiera.
    No i oczywiście, Mer i Louis są strasznie słodcy. Obawiam się tylko, że szybko wrócą z Doncaster, gdy Tomlinson dowie się o tym, co zaszło... Boże, nie mogę, wytrąciłaś mnie z równowagi tym rozdziałem. Opiekuj się Eleanor <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Louise znów zaskakuje swoją dojrzałością i iinteligencjią <3 Loumer są tacy słodcy <3 Uwielbiam ich <3 mam nadzieję,że ten popierdolony Troy nie zrobi czegoś Louise i Harry'emu...No i fragment przy którym się pobeczałam....kurde zabić tego psychopatę...niech policja go szybko złapie!!!!!!!!! No i Niall awansował na prawdziwego BOHATERA prze duże B.No i Eleanor jest bardzo silną osobą. Jeszcze Horan jest przy niej. Wspaniale, że ma takiego człowieka przy sobie <3 Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  6. No i mała Lulu zaskoczyła chyba wszystkich swoją dojrzałością...tak, tak to chyba można nazwać. Niewiele dzieci tak przyjęłoby taką wiadomość i dobrze się z nią oswoiło, mam nadzieję, że to nie jest chwilowe, oraz że Lulu zaakceptuje Harry'ego.
    A przede wszystkim, że nie zniszczą się przez to relacje Mer i Lou, bo to jest tutaj też najważniejsze, muszą ją zaakceptować w Doncaster, tak po prostu! :)
    A co do sytuacji z El, kurczę po prostu się popłakałam, tyle wspaniałych emocji, przedstawienia wydarzeń. Potrafiłaś to jednocześnie skumulować i tak pięknie przedstawić, podziwiam Cię za to, naprawdę,
    Liczę na to, że chłopcy załatwią Troy'a ze wzmocnioną i podwojoną siłą, bo ja to bym go po prostu ah, wybacz za ten kolowializm, zajebała.
    Na takich drani nie ma innych słów, chciałabym, żeby El się udało wyjść z tego bez szwanku, oraz żeby Hazzie się nic nie stało i żeby ułożyło się może coś więcej między El i Niallem, oczywiście jak już dojdzie do siebie.
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział, życzę Ci nadal takiej weny i świetnego doboru słów, kochana! <3

    @TheAsiaShow_xx

    OdpowiedzUsuń
  7. Kocham Cie że piszesz to opowiadanie <333
    Szkoda mi El , Lou i Mer *-*
    czekam na następny :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Skoro przeczytałam rozdział wypadałoby cokolwiek napisać, wyrazić swoją opinię, może niezbyt obiektywną. Nie obrazisz się jak zacznę od końca? Sprawa z Eleanor wzbudziła chyba nie tylko u mnie wiele sprzecznych emocji, których nie sposób było ukryć. Muszę przyznać, że ten hmmm ... wątek opisałaś, określiłaś w sposób niezwykły, pozwoliłaś nam ujrzeć wnętrze dziewczyny, która została ofiarą gwałtu. Jak dla mnie była to najlepsza część tego postu, po prostu wyróżniała się spójnością, jednością i ogólnym zrozumieniem dla bohaterki. Nie zrozum mnie źle, uwielbiam Nialla - zachował się jak prawdziwy bohater w stosunku dziewczyny, ale miałam skrytą, malusieńką nadzieję, że El połączy coś z Harrym. Jednak to nie moja historia, ja tylko jestem obserwatorem zdarzeń. Chyba nawet się nie opłaca zbierać myśli, by opisać relację Louisa i głównej bohaterki, ponieważ jest po prostu czysta, cudowna. Zastanawiam się jak Louis zareaguje na wieść o tym, że jego najlepsza przyjaciółka została zgwałcona. Czy przerwie pobyt w swoim rodzinnym mieście czy odczeka kilka dni. Cóż, nie będę ciebie zamęczać czytaniem tego komentarza, który nie ma najmniejszego sensu, ale wiedz, że naprawdę mi się podoba. Życzę wielkiej weny i miłego weekendu :) xx

    [ refractory-fanfiction.blogspot.com ]

    OdpowiedzUsuń
  9. Pozwolisz, że zacznę najpierw od końca, bo on utkwił mi najbardziej w głowie. Po drugiej części z El, już nie wiem co mam myśleć. Mam takie pobojowisko w głowie, że się nie da. Zbierało mi się na płacz i dalej mi się chce jak czytałam co ten skurwiel jej zrobił. To jakiś potwór, a nie człowiek! Jak to coś może sobie tak bezkarnie chodzić po ulicach?! Z nim trzeba coś zrobić, zanim, tak jak mówi El, zrobi coś Harry'emu i nie daj boże małej Lou! Ten człowiek jest psychiczny! Biedna, tak bardzo jej współczuję, że musiała przeżyć takie świństwo ;c
    I niech nie mówi o śmierci, bo aż mi się słabo robi. Nie może tego zrobić! Nie może tak po prostu się poddać. Owszem, to wszystko odbiło się na nią nie tylko fizyczne, ale i psychicznie, ale otaczają ją przyjaciele! Niech pamięta, że ma dla kogo żyć i jest potrzebna.
    A teraz początek.
    Życzę Loumer, żeby ten wyjazd był dla nich udanym. Ale męczy mnie pytanie czy Mer odważy się odwiedzić swoją matkę? Czy kompletnie zignoruje to, że jest blisko i ma (może) jakieś szanse, że jej wybaczy. Przecież chyba zmądrzała, prawda? To jest jej córka, jak można tak potraktować swoje rodzone dziecko?

    Cieszę się, że dopisuje Ci wena :* Oby tak dalej :)
    KC tak strasznie! xx

    OdpowiedzUsuń
  10. Z każdym kolejnym rozdziałem widać jak rozwijasz się jako pisarka. Uwierz, że na prawdę jest to zauważalne, nawet jak co chwila piszesz, że coś Ci się w rozdziale nie podoba. Wiem, że zadowolenie z własnej pracy jest ważne, ale jak ponad 10 osób "tłucze" w kółko "podoba mi się", "kocham tego bloga" itp, to może warto w to uwierzyć, bo w przyszłości to mogą być potencjalni kupcy, albo recenzenci twoich książek :)

    Komentując ten rozdział, muszą napisać, że zrobiłaś niezły rozpiździel!
    Fragment z Lulu nie zaskoczył mnie specjalnie, bo, pomijając ucieczkę, która w gruncie rzeczy była potrzeba, chociażby przez wzgląd na Zerrie, które uwielbiam :D, przyzwyczaiłaś nas do tego że Młoda jest bardzo dojrzała jak na swój wiek. Mimo to sposób w jaki podchodzi do faktu, że ma tatę jest uroczy :))))
    Wątek z Loumer też sympatyczny. To jak naturalnie się przy sobie czują jest ujmujące <3
    No i "najgorsza"(zauważ że w cudzysłowie!) część...
    Czytając początek akapitu z opisem szpitala zasłoniłam sobą oczy rękoma, jak to się robi na horrorach, i patrzyłam przez szparki, zastanawiając się co dla El przyszykowałam. Kiedy napisałaś o tym pobiciu już chciałam krzyczeć "Boże jak dobrze, że "tylko" to!", bo w porównaniu z gwałtem to nic. Według mnie 2 najgorsze wydarzenia jakie mogą się przydarzyć w życiu kobiety to utrata dziecka i właśnie gwałt. Jak czytałam opis tej sytuacji to cała autentycznie dygotałam z wściekłości. Bo jak do (przepraszam) kurwy nędzy można spokojnie o czymś takim czytać! Ze smutkiem muszę przyznać, że Troy'owi się udało. To była najgorsza z możliwych zemst wymierzonych tylko w El. Nawet nie chce myśleć jak trudno będzie jest się z tego pozbierać, jeśli w ogóle jest się uda. Już i tak dziwie się, że dała się Niall'owi dotknąć, a nawet przytulić. Rozumiem, że Irlandczyk chce jej pomóc i wyraźnie coś do niej czuje, ale wszystko małymi kroczkami.

    Ah,jeszcze coś. Porównanie z statkiem( "odpłynęły niczym statek w morze") mnie powaliło. Nie wiem dlaczego akurat taką przenośnie zastosowałaś i w żadnym razie się nie czepiam, ale po prostu wydaje mi się jakieś takie nie trafione. Po za tym, rozdział napisany rewelacyjnie!
    Ciepło pozdrawiam, i już czekam na ciąg dalszy. :) :*

    OdpowiedzUsuń
  11. Słodki Jezu, ten rozdział jest kapitalny. Na początku chciałabym cie przeprosic za to, ze nie skomentowalam poprzedniego rozdzialu, ale ostatnio nie mialam czasu. Chce jeszcze przeprosic za to, ze ten komentarz moze byc taki bez ladu i skladu, ale jestem na telefonie :) Biedna El, tak bardzo wspolczuje jej tego wszystkiego. Nie zasluzyla na to, biedulka. Niall jest taki kochana, skaaaarb :) Mam nadzieje, ze Troy nie zrobi nic Harry'em, albo co gorsza Lulu. Pozdrawiam, Weronika :*

    OdpowiedzUsuń
  12. świetny ;) piszesz genialnie, a ten wątek z Nailem i Eleneor było świetny ;) pisz dalej ;D

    OdpowiedzUsuń
  13. Boże, masz wielki talent<3 Uwielbiam! Czekam na dalszą część:D

    OdpowiedzUsuń
  14. Wchodząc na Twój profil zastanawiałam się, który z blogów wybrać. Ostatecznie na pierwszy ogień poszedł ten i widzę, że dobrze wybrałam. Przede wszystkim - masz fenomenalny szablon, ten nagłówek jest taki magiczny, czarujący, awww :3 A sam rozdział - brak słów, dziewczyno, skąd Ty to wytrzasnęłaś?! Boję się wiedzieć, co dzieje się w Twojej głowie, ale pewnie zagościły tam jakieś stworki podpowiadające, jak pisać, by pisać tak, że wszystkim szczęka opadnie ;D Duży plus, iż jest to rozdział długi, bo taka treść nie może kończyć się za szybko, gdyż byłoby to ze strony autora co najmniej okrutne!
    Pozdrawiam serdecznie.
    Zapraszam w wolnej chwili: konie-filmy-ksiazki.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy