piątek, 11 października 2013

Rozdział Piętnasty

AUTORKA: Ten rozdział jest wyjątkowo krótki, ponieważ nie chciałam dodawać nowego wątku. Zrobię to przy 16 rozdziale. :) Mam nadzieję, że mnie za to nie znienawidzicie.
Ogólnie, to myślę, że ten rozdział jest nudny. Serio, takie „a niech będzie”. Wyobrażenie o tym rozdziale miałam całkowicie inne – ale wyszło, jak wyszło. Nie zawsze jest dobrze, prawda? No właśnie.
Chciałabym też cieplusio powitać nowych czytelników! Cieszę się, że tyle komentarzy (WOOOOOW) pojawiło się pod rozdziałem 14. Nie mogłam w to uwierzyć! Obserwatorów też przybywa, a ich wyświetleniami ATAL może się pochwalić.
I cieszę się, że cierpliwie wytrwałyście do publikacji tego rozdziału. Gdyby nie brak Internetu w domu z pewnością wpis byłby na czas.
Dziękuję x


Londyn, 2013
Margaret czuła, że zawiodła samą siebie. Obwiniała tylko i wyłączenie siebie o to, że Louise uciekła. Miała świadomość, że, gdyby nie zrobiła awantury o ten cholerny wisiorek, który Harry dał swojej córce – z pewnością, do tego by nie doszło. Jednak brunetka mogła tylko ‘gdybać’. Ucieczka siedmioletniego dziecka wydaje się być nieprawdopodobna, ale nie niemożliwa. Równie dobrze, mogłoby się to wydarzyć w każdej chwili.
Najzabawniejsze było w tym wszystkim to, o ile to było w ogóle możliwe, że Louise nigdy nie miała objaw nieposłuszeństwa, czy też wczesnego buntowania się, w tym wypadku, bardzo wczesnego. Zachowywała się grzecznie, kiedy kazano jej coś zrobić – robiła to. Czasami, miała inne zdanie w danej kwestii, ale nigdy nie wzbudzała takiego strachu w swojej rodzicielce jak tego wieczora, kiedy wyszła z domu.
Padolsky, po telefonie, jaki wykonała do Harry’ego, założyła na stopy botki, płaszcz na ramiona i szalik wokół szyi, by być gotową do wyjścia. Łzy spływały po jej bladych policzkach. Dziewczyna nawet nie zwracała uwagi na to, że tusz, będący na jej rzęsach mógł się całkowicie rozpłynąć, czego w rezultacie nie chciała powstrzymać. Nie obchodziło ją to, jak wyglądała. Jej jedynym priorytetem było odnalezienie córki.
Styles powiedział, że w drodze do domu Mer, rozejrzy się po okolicy i sprawdzi ławki, sklepy, boiska – po prostu wszystko, co nieco uspokoiło Margaret. Recepcjonistka wpadła nawet na pomysł, by zadzwonić na policję, jednak ci nie byliby w stanie niczego zrobić, ponieważ można było zgłosić zaginięcie dziecka dopiero po 24 godzinach. Bynajmniej tak powiedział jej Harry, który wyperswadował jej tę koncepcję.
Minuty dłużyły się jej w nieskończoność. Minęło może z dziesięć od telefonu Louis’a, który poinformował Mer, iż za chwilę będzie. Mimo kontuzji, chłopak stawał na przysłowiowej głowie, byle tylko znaleźć się przy swojej ukochanej i wesprzeć ją w tym momencie. Margaret nie wymagała od niego tego, by rzucał wszystko i do niej przyjeżdżał, nie. Po prostu, w tamtym momencie, chciała poczuć jego bliskość i móc się wtulić w jego tors, by choć na chwilę wyobrazić sobie, że wszystko będzie dobrze. Ani na sekundę, przez jej głowę nie przestawały przewijać się scenariusze, jakie mogłyby się wydarzyć w tę zimną noc. Bała się o Louise bardziej niż o kogokolwiek innego. W końcu, mała brunetka była jej jedyną rodziną. Jedyną osobą, którą kochała (oczywiście, nie wykluczała dopisać do tych osób jeszcze Louis’a).
Dzwonek do drzwi wyrwał ją z zamyślenia. Rzuciła się biegiem do nich i otworzyła drewniane drzwi, a jej oczom ukazał się szatyn o cudownym spojrzeniu. Jego tęczówki błyskały troską. Louis, gdy ujrzał brunetkę – nie pytając o nic, wziął ją w swoje ramiona i pozwolił, by dała upust swoim emocjom. Potrzebowała tego jak nikt inny. Mer musiała poczuć, że jest ktoś, na kim może polegać.
Tomlinson objął Padolsky i zaczął pocieszająco masować jej plecy, jednak zdawał sobie sprawę z tego, iż nie poczuje zbyt wiele skoro miała na sobie płaszcz. Margaret schowała głowę w zagłębieniu jego szyi i pozwoliła łzom całkowicie opuścić jej oczy. Delikatny zapach perfum jej chłopaka pieścił jej nozdrza, choć sama jego obecność odrobinę podniosła dziewczynę na duchu.
- Znajdziemy ją, Mer. – szepnął szatyn, przymykając oczy i nasłuchując, czy aby brunetka przestała płakać. Nigdy nie lubił, kiedy dziewczyny płakały. – Nie mogła pójść daleko.
Recepcjonistka nieco się uspokoiła, jednak nadal była pełna obaw. A która matka by nie była? Mimo braku doświadczenia, który zdobywała z każdym dniem na nowo, nie była złą mamą dla swojej córki. Słuchała jej i starała się pomagać na tyle, na ile potrzebowała tego siedmiolatka. Ucieczka dziecka z domu zawsze było rozczarowaniem dla rodziców i zachodzeniem w głowę – co zrobili źle. Jednak w tym wypadku, Mer doskonale wiedziała, czego nie powinna była robić, a raczej, co powinna. Powinna była powiedzieć Louise, że Harry Styles był jej ojcem i czekać na reakcję córki, a nie zwlekać z tym tygodniami. Lu mogła poczuć się zraniona, mimo tego, że była tylko siedmiolatką.
- Schrzaniłam to, Louis. – odparła dziewczyna, wyswobadzając się z ramion chłopaka i patrząc mu w oczy. – Na całej linii.
- Nie mów tak. – Tomlinson otarł kciukiem spływającą łzę z jej policzka.
- Ale taka jest prawda – broniła swojego zdania brunetka – Gdybym powiedziała jej wcześniej…
- To by niczego nie zmieniło. – przerwał jej spokojnie piłkarz – Mer, Louise jest tylko dzieckiem. Wyobraź sobie, że jesteś na jej miejscu… Na pewno czułabyś się zawiedziona, prawda?
Margaret skinęła niepewnie głową.
W tym samym czasie, Harry zaglądał dosłownie w każdy zakamarek ulicy, którą szedł. Nie mógł uwierzyć w to, że Louise dowiedziała się, iż właśnie on jest jej tatą. Chciał, by znała prawdę, ale w głębi serca wiedział, że to Margaret miała rację i nie powinien był wyskakiwać z pomysłem, by wyznać prawdę ich siedmioletniemu dziecku. Poza tym, bardzo chciał powiedzieć swojemu przyjacielowi o tym, kim jest dla niego Lu, jednak obawiał się. Nie tego, że Niall wygada komuś o jego tajemnicy, ale tego, że Mer zabroni mu widywania się z córką. Co, jak co, ale Harry nie miał w zwyczaju łamać obietnic.
Stanął przed bramą od kamienicy, gdzie mieszkała Padolsky i rozejrzał się dokładnie. Jednak mimo wysiłku, nie zauważył niczego, co mogłoby pomóc mu w odnalezieniu córki, więc wszedł do budynku.


Perrie była bardziej niż pewna, że mała Louise potrzebuje cieplejszych ciuchów, bo mimo tego, iż w mieszkaniu Edwards było ciepło, to nie wystarczająco, by siedmioletnia dziewczynka była w stanie się ogrzać.
Podczas, gdy Zayn rozmawiał przez telefon z Danielle, Pezz poprosiła Louise, by została na sofie, w ich małym salonie, a sama poszła zdjąć swój płaszcz i buty. Blondynka skierowała się do sypialni i zaczęła szukać w szafie jakiegoś ciepłego swetra, bądź bluzy. Po ciężkich poszukiwaniach, znalazła, już nieużywaną, bluzę swojego narzeczonego. Chwyciła ją w dłoń i wybiegła z pomieszczenia, po to, by przekazać brunetce bluzę. Dziewczynka zdjęła kurtkę i nałożyła sobie na ramiona czerwone okrycie, po czym została okryta przez Perrie kocem.
- Jak się czujesz, Louise? – zagadnęła blondynka, kucając przy dziecku.
- Lepiej, dziękuję, proszę pani. – odpowiedziała niemrawo dziewczynka.
- Mów mi Perrie.
Padolsky uśmiechnęła się delikatnie do kobiety.
- Zrobię ci herbaty. – stwierdziła wesoło Edwards. Włączyła telewizor, by ich gość miał się czym zająć i poszła do kuchni, by zaparzyć gorącej herbaty dla całej trójki.
Blondynka oparła się o blat i obserwowała Louise. Mieszkanie, jakie kupili im rodzice Edwards nie było zbyt duże: średniej wielkości salonik, łazienka, kuchnia, dwa pokoje, balkonik. Nic nadzwyczajnego, jednak Perrie i Zayn ciężko pracowali, by utrzymać mieszkanie w dobrym stanie. Musieli odkładać każdy cent, by uzbierać w końcu na naprawę ogrzewania, które odmówiło im posłuszeństwa kilka tygodni wcześniej. Teraz mieli do dyspozycji jeden niewielki kaloryfer na prąd, który dawał im trochę ciepła.
- Pezz – w kuchni pojawił się mulat, kładąc telefon na blacie obok stojącej dziewczyny – Danielle powiedziała, że skontaktuje się z mamą Louise jak najszybciej to jest możliwe.
Malik, widząc zmartwiony wyraz twarzy swojej narzeczonej, podszedł do niej bliżej i przytulił do siebie. Pragnął szczęście swojej małej Perrie, jednak nie mógł jej go dać. Nie tak łatwo.
Dziewczyna wtuliła się w bluzę chłopaka i westchnęła cicho. Czasem czuła się taka słaba. Starała się być wsparciem dla Zayn’a, jednak bywały dni, że to właśnie ona potrzebowała tego bardziej od niego. Coraz mniej zostawało im pieniędzy na życie, a i  dochodziło więcej wydatków. Niekiedy, przestawała wierzyć, iż kiedykolwiek wyjdą na prostą. W połowie, pogodziła się już ze swoim ubogim życiem, mimo tego, że nigdy nie żyła ponad innych. W jej rodzinnym domu nigdy nie brakowało jedzenia, czy też ubrań. To Zayn był tym bardziej poszkodowanym, w ich związku. Poznał Perrie, kiedy spłonął dom jego rodziców. Rodzina Malików: Zayn, jego mama, tata, oraz trzy młodsze siostry: Doniyah, Waliyah, Saffa, została bez dachu nad głową. Wtedy wkroczyła Edwards i zaproponowała, by zajęli dwa pokoje w ośrodku pomocy, którego prezesem był wtedy ojciec blondynki. Siedemnastoletni Zayn nie był do końca przekonany, czy to dobry pomysł, ponieważ praktycznie nie znał rodziny Edwards. Perrie wtedy nie była dziewczyną w jego typie; cicha, spokojna, mul książkowy. Dopiero, gdy poznał ją bliżej, dostrzegł w niej coś więcej. Poznał prawdziwą Perrie Edwards. Dziewczynę, która miała wielkie serce; która potrafiła wysłuchać, pocieszyć. Była spokojna, ale tylko z zewnątrz, w środku brała górę jej wybuchowa strona, którą pokazała tylko Zayn’owi, podczas ich spotkań. Nie dalej, niż półtora roku od ich zaprzyjaźnienia się, mulat zaproponował blondynce bycie parą. Od tamtego czasu byli nierozłączni.
- Słuchasz mnie, w ogóle? – zagadnął Malik, a kąciki jego ust uniosły się ku górze. Perrie nawet nie zdała sobie sprawy, że odsunęła się od chłopaka tak, iż patrzyła mu w oczy – Odpłynęłaś, znowu. – w tonie Zayn’a nie było ani krzty wyrzutu.
- Um, wybacz.
Blondynka wywinęła się z uścisku chłopaka i wlała do trzech kubków wodę. Posłodziła ją i zaniosła do salonu, stawiając przed dzieckiem zielony kubek. Czuła za sobą obecność Malik’a, więc usiadła naprzeciwko brunetki, a obok niej zasiadł mulat. Podał jej czarny kubek, a sam upił łyk ze swojego niebieskiego.
- Dlaczego uciekłaś z domu? – zapytała cicho Perrie, obserwując dziewczynkę.
Louise niepewnie spojrzała w stronę pary.
- Usłyszałam jak moja mama rozmawiała z kolegą i… - zawahała się – poznałam prawdę.
- I to cię skłoniło do ucieczki? – Edwards uniosła brwi ku górze.
Padolsky skinęła jej głową, a Perrie, widząc, iż dziecko nie chce powiedzieć niczego więcej – odpuściła, zagadując dziewczynkę o jej hobby. Zayn, w tym czasie, odebrał telefon od Danielle, która poinformowała go, iż rodzice Louise są w drodze do ich domu. Chłopak przekazał tę informację dziewczynom.
Gdy Zayn przyglądał się tak Louise, stwierdził, iż byłoby wspaniale mieć dziecko. Właśnie, byłoby, ponieważ jemu to nie było dane. Obwiniał się za to, że nie mógł dać Pezz normalnej rodziny. Nie raz przychodziło mu do głowy, czy nie spróbować innej metody, ale zawsze na drodze stawał im jednej problem: brak pieniędzy. Musieli radzić sobie z tym, co mieli.
- Zaynee, otworzysz? – zapytała się go Perrie, znad kolorowej gazety, którą przeglądała wraz z Louise.
Brunet podniósł się z kanapy i odłożywszy kubek z herbatą na stół, przeszedł przez przedpokój i otworzył drzwi od mieszkania. Jego oczom ukazała się średniego wzrostu dziewczyna o szarych oczach, otulona szalikiem, w ciemnym płaszczu.
 - Zayn Malik? – jej cichy głos dobiegł do uszu chłopaka – Jestem Margaret Padolsky. Jest tutaj moja córka, Louise..
Mulat skinął jej głową, wpuszczając do mieszkania.
- Nie wiem, co było powodem ucieczki pani córki, ale widać po niej, że mocno to przeżyła. – szepnął nauczyciel.
Mer złapała się za głowę, mając świadomość tego, co mówił jej nieznajomy. Doskonale wiedziała, a raczej domyślała się, co mogła przeżywać Lulu.
- Pan jest nauczycielem, prawda? – zagadnęła brunetka.
- Uczę angielskiego w szkole Louise. – odpowiedział grzecznie mulat – Nie chcę pani oceniać, czy pouczać, ale proszę porozmawiać z córką.
Mer napotkała piwne tęczówki chłopaka. Mogła wyczytać z nich wiele; współczucie? troska? Cokolwiek to było, było szczere.
- Zrobię to, na pewno. – szepnęła recepcjonistka, a w tym samym momencie w progu pojawiła się narzeczona Zayn’a w towarzystwie dziecka. – Louise.
Mała Padolsky, kiedy tylko zobaczyła swoją rodzicielkę, rzuciła jej się w ramiona, a Mer kucnęła i wtuliła się w delikatne ciało córki.
- Przepraszam cię, mamo. Ja nie chciałam uciekać z domu, naprawdę.. – szepnęła Louise do ucha brunetki.
Margaret pocałowała ją w policzek.
- Nigdy więcej mi tego nie rób, rozumiesz? Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo się o ciebie bałam. – głos Mer załamał się pod koniec zdania.
- Przepraszam. – powiedziała bezgłośnie Louise.
W tym czasie, Zayn przytulił do swojego boku Perrie, która położyła głowę na ramieniu swojego ukochanego i przyglądała się scenie w przedpokoju.
Mer stanęła naprzeciwko pary i uśmiechnęła się delikatnie do nich.
- Dziękuję wam za to, że zajęliście się Louise. – spojrzała na Perrie, która ze zrozumieniem skinęła jej głową – Nie wiem, jak mogłabym się wam odwdzięczyć.
- Może po prostu Louise nam obieca, że już nigdy nie ucieknie z domu i będziemy kwita. – blondynka uśmiechnęła się do Edwards.
- Obiecuję. – powiedziała siedmiolatka.
Louise zaczęła zdejmować z siebie bluzę, która należała do Zayn’a, jednak ten kucnął przed dziewczynką i przerwał jej czynności, podając jej kurtkę.
- Zatrzymaj ją. – posłał jej jeden z najszczerszych uśmiechów – A powód, dla którego uciekłaś… może wcale nie jest taki straszny jak go malują? – szepnął tak, by tylko ona to usłyszała.
Lu skinęła niepewnie głową.
- Dziękuję, panie Malik.
Zayn podniósł się z ziemi i spojrzał na brunetkę, która wyglądała już nieco lepiej, niż, kiedy przywitał ją w progu.
- Jeszcze raz, bardzo wam dziękuję. – Margaret złapała Lulu za rączkę i powoli skierowała się w stronę drzwi – I przepraszam za kłopoty.
- To był dla nas zaszczyt, gościć Louise w naszych skromnych progach, prawda kochanie? – Perrie szturchnęła swojego narzeczonego, na co chłopak od razu się uśmiechnął.
- Zawsze jest u nas mile widziana.
Mer wraz z Louise pożegnały się z narzeczonymi i zeszły na dół, gdzie w samochodzie Padolsky, siedział Louis. Margaret doszła do wniosku, z Harry’m, iż chłopak nie powinien z nimi być, ponieważ obawiał się reakcji Louise. Postanowili, wspólnie, że Styles przyjdzie następnego dnia do Padolskich i na spokojnie porozmawiają z ich córką.
Louise, na widok piłkarza uśmiechnęła się wesoło i usiadła na tylnim siedzeniu samochodu. Kiedy Mer zajęła miejsce pasażera, po lewej stronie, Tomlinson odnalazł jej dłoń i ścisnął w geście dodania otuchy. W końcu wszystko potoczyło się dobrze.





ZA BRAK AKAPITÓW ITP PRZEPRASZAM, ALE CHWILOWO NIE MAM DOSTĘPU DO WORDA.(;

12 komentarzy:

  1. OIWFBOQEBVOEVOU2EVOVOEOOE *.* <--- tak to tyle co w tym momencie jestem w stanie napisać! kurwa nawet nie wiesz jak masakrycznie się cieszę, że przed moimi oczami widzę czternasty rozdział. To jest nie do opisania. Ile ty radości potrafisz człowiekowi dostarczyć <3 Nie musisz przepraszać za to, że dodałaś dopiero teraz. Naprawdę cię rozumiem słońce. Wyszło jak wyszło, ale cieszmy się faktem, ze już rozdział jest i mogę się nim jarać *.* Znając ciebie to nawet pomimo faktu iż nie publikowałaś to coś tam pewnie już napisałaś, wiec czuje, ze długo nie będziesz kazała nam czekać na coś nowego <3 Obym się nie myliła.
    Kurcze przechodząc do rozdziału to nawet nie wiem co ci mam napisać. Zupełnie cie nie rozumiem jak twierdzisz, ze ten rozdział jest taki sobie i tylko wypełnia czas. To nie prawda. Jest tu tyle niezwykłych emocji - od strachu i niepokoju Mer. Piękne wsparcie Tommo jak na chłopaka przystało. Czy współczucie Perrie i Zayna. Do tego wszystkie opisy, które nadają całości niesamowitej spójności i sensu. Twój styl jest piękny. Ta historia ma tyle cudnych wątków, a tak wspaniale to opisujesz i ubierasz w słowa, ze tworzy harmonię. Czyta się to jak dobrą, wciągającą książkę. Uwielbiam twoją twórczość <3
    Mam nadzieje, ze wszystko się ułoży i nasza mała Louise zrozumie Mer i Harrego i zaakceptuje fakt że ma ojca. Obyś lubiła dobre zakończenia :D hehe
    No dobra kochanie, nie pozostaje mi nic innego jak czekać na następny, piętnasty rozdział. Życzę ci wielu kolejnych tak niezwykłych pomysłów i czasu na pisanie <3
    Kocham Cie Xx

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę sie że Louise się znalazła :) rozdział świetny <3

    OdpowiedzUsuń
  3. fajna historia ;) taka inna ;D podoba mi sie ten wątek ;) pisz dalej ;) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. No hej, kochana! Jesteś w końcu :) Stęskniłam się. Strasznie.

    Uf! Kamień spadł mi z serca. Mała jest z mamą, i co najważniejsze jest bezpieczna. Powiem Ci, że zaskoczyła mnie jej reakcja. Myślałam, że raczej niechętnie rzuci się w ramiona Mer, będzie miała jakieś opory. Tak jak czasami widzę w filmach, dziecko ma za złe rodzicowi i chodzi cały czas obrażone, ale tutaj miła niespodzianka :)
    Oby Zerrie nie byli takim małym epizodem, liczę, że szykujesz dla nich troszkę większą rolę :) Czyż nie? Haha :) Polubiłam ich również w takim wydaniu. Współczuję, że muszą dawać sobie radę w takich warunkach, ale najważniejsze, że mają siebie i maja na kogo liczyć. Są kochani <3
    Ale w tym opowiadaniu i tak bardziej uwielbiam Loumer. Sorry not sorry, heh x

    Taaak, ten rozdział jest bardzo "krótki" ;p Żartujesz sobie? :) Dla mnie był długi w porównaniu z moimi. To dobrze, więcej do czytania <3

    Również w miarę cierpliwie będę oczekiwać 16.
    KC :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Czasem mam wrażenie, że specjalnie wystawiasz nas na próbę... Czy ty zdajesz sobie sprawę jaką torturą jest czytanie na twoim tt "Mam już napisany 15, 16 i 17 rozdział #ATAL" Świadomość, że to już jest przygotowane, a ja nie mogę tego przeczytać jest masaktyyyyyyyczna! :( Never again!

    Nie wiem co Ci Zayn zawinił, ale utrudniasz mu życie od samego początku. I w MTF i tu. Może Cię tym zdziwię, ale KOMPLETNIE mi to nie przeszkadza. Nie mówię, że czytanie, że ma pod górę sprawia mi przyjemność, ale pokazujesz przynajmniej jak niektórzy naprawdę muszą się starać, by mieć coś, co inni dostają "na talerzu" czy nawet "od niechcenia". Jest to smutne, ale prawdziwe niestety.
    Idąc dalej. Loumer. Znowu sielanka. Znowu wszystko się układa. Znowu rzygam tęczą.
    Harry. Współczuje mu. Nie dość, że dostał opieprz w poprzednim rozdziale, to teraz jeszcze się biedak obwinia. No serce się kroi. Ale to również rzeczywistość. Chcesz jak najlepiej, a dostajesz za to, mówiąc kolokwialnie, po dupie.
    Jestem za to ciekawa jego nowej wybranki serca. Oraz tego co będzie dalej z wątkiem o Eleanor :)

    Jeju jestem strasznie marudna ostatnio, prawda? Ciągle coś mi nie pasuję. Hmm.. poprawie się na przyszłość :)
    Z innej beczki powiem Ci, że jesteś śliczna! :D Z ciekawości weszłam na twojego instagrama, a tam BUM! +5 kompleksów doszło do listy :P
    (Tym fragmentem staram się nadrobić gderanie ostatnimi czasy, co nie znaczy, że nie jest to szczera opinia :))

    Jak zawsze ciepło pozdrawiam i Aishiteru yo :*
    ~Kasia

    OdpowiedzUsuń
  6. Jejejejejejej <3 szybko dawaj next

    OdpowiedzUsuń
  7. Pieeękny rozdział *.* aż się wzruszyłam Loumer <3,Zerrie <3 i Lu się znalazła :D <3 Lepiej ocenia się swoje życie przez pryzmat tego rozdziału. Pozdrawiam :* dziękuję za wniesienie odrobiny miłości i szczęścia w moje dziwne życie :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Jestem i Boże, jak ja strasznie za Tobą tęskniłam! Chrzanić brak akapitów, doesn't matter! Najważniejsze, że jesteś, że rozdziały będą pojawiały się regularnie i dzięki temu poprawię sobie nimi mój czarny humor :D
    Szczerze mówiąc, mimo, że wiedziałam, gdzie jest Louise i że wszystko z nią w porządku, to jednak czułam dokładnie to samo, co Mer. Niesamowite jest wsparcie, jakie daje jej Tomlinson - jeśli kiedykolwiek pozwoli mu odejść, to będę pierwszą chętną do wydrapania oczu, mimo, że naprawdę ją lubię :) Chciałabym, żeby ich związek przerodził się w coś bardzo poważnego, bo oboje na to zasługują ;)
    I wiesz co? Wątek Perrie i Zayna mnie wzruszył. Autentycznie. Może wpływ na to ma "Gravity" Johna Mayera, którego słuchałam podczas czytania i który leci teraz, ale nieważne. Bardzo mi ich szkoda. Są biedni, nie mogą mieć dzieci... Proszę, rozwiń ich wątek, zasługują na to, ponieważ stworzyłaś dwie naprawdę piękne, wielowymiarowe postaci. Baaaardzo proszę, ja, Zerrie Shipper z całego serca <3
    Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, cieszę się, że jesteś i niecierpliwie wyglądam kolejnej części, kochanie <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Ah jak ja się stęskniłam za ATAL.
    To opowiadanie jest takie... szczere, prawdziwe i życiowe. Chyba dobrze to ujęłam, chociaż może dodałabym kilka innych słów, ale szczerze to mam ostatnio z tym cholerny problem przez tą anglistykę, myślę po angielsku, cały dzień słucham i wiesz, po prostu zapominam polskich słów, ale nevermind, nie o mnie tutaj chodzi :)
    Tak bardzo bałam się o Lulu! Kurczę, może i wiadomo, że u Zerrie była bezpieczna, ale ta hmm... nutka niepewności i przerażenia jakoś biła w moim serduchu.
    Bałam się, że mała odtrąci Mer i coś się stanie, ale na szczęście Lulu dobrze się to skończyło :)
    Poza tym to Mer ma naprawdę dużo szczęścia - i co do Louis'a, który jest po prostu kochany i taki prawdziwy, to i nawet do Harry'ego, bo ten naprawdę się przejął tą całą sytuacją i widać, że serio zależy mu na Lulu i zaufaniu Mer, on na pewno zdał sobie że wszystkiego sprawę i mimo wszystkich przeciwności losu - chciałby jednak 'legalnie' uczestniczyć w życiu Lulu i ją wychowywać, mam nadzieję, że mimo wszystko to mu się jednak uda! :)
    A co do wątku Zerrie, kurczę. To jest takie smutne i prawdziwe, rozpłakałam się, bo ich wątek jest naprawdę przecudowny i przedstawia w sumie nasze realia - tak, te o tutaj, obok nas, sama wiesz o czym mówię. Chciałabym, żeby się im poszczęściło i polepszyło, nie powinni cierpieć, są wspaniałymi i oddanymi ludźmi.
    Chciałabym, aby ich wątek się rozwinął i może zahaczył o przyjaźń z Loumer? To byłoby na pewno ciekawe i mogłoby obu parom pomóc i rozwinąć się przy okazji emocjonalnie ich 'przyjaźni', która mogłaby powstać :)

    ps. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału i z góry przepraszam, że dopiero skomentowałam i przepraszam, za moje 'przyszłe usterki techniczne', po prostu w tygodniu jakoś teraz przez studia nie zawsze mam czas na notebooka, wchodzę na neta tylko przez telefon i oczywiście czytam od razu ff i tak dalej, ale nie mam jak komentować na fonie, nie lubię tego, wolę szczerze i oddanie napisać co myślę, na notebooku :) Udanego weekendu, kochana <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Martwiłam się o Lulu bardziej niż rodzona matka chyba :D ja bym nie narzekała, że mój tatuś to Harry ^^
    Nie mogę się doczekać NN
    @Irydda

    OdpowiedzUsuń
  11. Dobrze, że z Lulu wszystko dobrze. Jestem ciekawa jak się rozwinie to wszystko. Czy dziewczynka pokocha Harry'ego jako ojca? Zobaczymy. Dobrze, że Mers może liczyć na Louisa. Zayn i Pierre są cudowni. Polubiłam ich :) Pozdrawiam ♥

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy