Autorka: cholernie wam dziękuję za komentarze pod poprzednim rozdziałem. jestem rozdarta i to całkowicie, bo niby mogłabym coś jakoś więcej naskrobać, jednak nie wiem już sama... Się zobaczy :D
tak tylko mówię przy okazji; odświeżyłam wizerunki bohaterów.
ok, wymęczyłam jakoś ten rozdział. serio, wymęczyłam, bo pisałam go ponad tydzień, a wyszło jak zwykle.
możecie też znaleźć to opowiadanie na wattpadzie, o tutaj .
ok, wymęczyłam jakoś ten rozdział. serio, wymęczyłam, bo pisałam go ponad tydzień, a wyszło jak zwykle.
możecie też znaleźć to opowiadanie na wattpadzie, o tutaj .
Londyn, 2014
Kilka godzin później, Margaret pojechała do szkoły po swoją córkę. Louis chciał jej towarzyszyć, jednak stwierdziła, że lepiej będzie, gdy zostanie w domu, ponieważ ostatnimi czasy, dziennikarze nie dawali odetchnąć ani jej, ani jego trenerowi.
W drodze do placówki, dziewczyna zastanawiała się, w jaki sposób będzie wyglądało ich dalsze życie. W końcu nie zawsze dzieli się dach z potencjalnym kryminalistą; potencjalnym, gdyż Mer była w stu procentach przekonana, iż jej chłopak jest niewinny, a to, że trafił na dwa i pół tygodnia do aresztu tymczasowego jest sprawką nikogo innego jak Troy'a Bennett'a. Nie odkryła jeszcze, co ten koleś miał do Louisa, ale jeśli kiedykolwiek się dowie, będzie pierwszą osobą, która skopie mu tyłek, tak się śmiała w myślach, bo w rzeczywistości była przekonana, iż Tomlinson nie pozwoli jej nawet na pójście na ewentualną rozprawę przeciwko dilerowi.
Brunetka zaparkowała na szkolnym parkingu i opuściła samochód, otulając się ciaśniej szarym szalikiem, gdyż z nieba zaczął prószyć śnieg. Lekki wiatr rozwiał jej włosy, co tylko wywołało u niej uśmiech. Zdała sobie także sprawę, iż nie doceniała małych rzeczy; pogoda, która ulegała zmianie cały czas, uśmiechu swojej córki, towarzystwa przyjaciół, czy też filiżanki herbaty czekającej na nią zaraz po wejściu do kuchni.
- Mer? - usłyszała znajomy głos, dochodzący zza niej, więc odwróciła się, by ujrzeć przed sobą Danielle we własnej osobie - Boże, kochana, co słychać?
Padolsky odwzajemniła uścisk, jakim obdarowała ją nauczycielka i skinęła z uśmiechem głową, uświadamiając sobie, że ostatnia lekcja się jeszcze nie skończyła.
- Wszystko dobrze. A ty, jak sobie radzisz z macierzyństwem? Właśnie, co robisz w szkole? - Margaret uniosła jedną brew ku górze, przyglądając się brunetce.
- Wpadłam tylko do sekretariatu po parę dokumentów i przy okazji odwiedziłam dzieciaki. - wzruszyła ramionami - Co u Louisa, jak trzyma się po powrocie?
Recepcjonistka już otwierała usta, by jej odpowiedzieć, kiedy doszło do niej, iż nikt z jej znajomych jeszcze nie wiedział o tym, że Louis wyszedł z więzienia. Wpatrywała się w brązowe oczy swojej koleżanki, mrużąc delikatnie swoje.
- Um, jest okay, tak myślę. - odpowiedziała niepewnie brunetka - Skąd wiedziałaś, co zrobić? - dodała nieco mocniejszym głosem.
- Mam znajomości, Mer. - uśmiechnęła się lekko, a widząc przenikliwe spojrzenie Brytyjki, Peazer wyjaśniła dalej - Mój kuzyn pracuje w prokuraturze. Porozmawiałam z nim i pomógł.
- Nielegalnie? - zainteresowała się Margaret, a myśl o tym, iż ktoś taki kochany jak Danielle mógłby posunąć do łamania przepisów.
- Oczywiście, że nie! - odpowiedziała Dani - Lane, mój kuzyn, powiedział mi, czego szukać, aby zwolnić Louisa z więzienia, a ja powtórzyłam to jego prawnikowi. Z resztą, w kartotekach nie było o nim za wiele. Prawie nic, co oznacza, że masz naprawdę dobry gust, jeśli chodzi o facetów.
Przez chwilę, Padolsky analizowała to, co właśnie usłyszała. Dzięki Danielle, jej chłopak mógł być z nią i to właśnie jej zawdzięczał wolność. Zrobiło się jej tylko odrobinę smutno, z powodu, iż nikt jej nie powiedział o planie, jaki posiadała Peazer.
- Dziękuję - szepnęła Mer, a kąciki jej ust drgnęły ku górze.
- Jesteście mi bliscy, oboje. Nie mogłabym postąpić inaczej. - uśmiechnęła się brunetka. W tym samym momencie zadzwonił dzwonek. - Lecę, bo muszę jeszcze pojechać po Ivy do rodziców. Do usłyszenia! - Danielle cmoknęła Mer w policzek i odeszła.
Padolsky przez kilka sekund stała w jednym miejscu, zastanawiając się, w jaki sposób wyrazić swoją wdzięczność za gest Payne, jednak przeszkodziło jej w tym kilkoro uczniów, którzy niechcący szturchnęli jej ramię i wyrwali z zamyślenia. Dziewczyna skierowała się do szatni, gdzie zazwyczaj czekała na swoją córkę. Nie minęło pięć minut, a ku niej biegła niska brunetka, uśmiechając się radośnie, a u towarzyszył jej Ethan.
- Mamo! - Louis rzuciła się Margaret na szyję jakby nie widziała jej przez bardzo długi czas.
- Cześć skarbie. Jak było w szkole? - szarooka odsunęła się odrobinę, by móc widzieć drobną twarz swojej córki.
- Dzieci nienawidzą tego pytania, mamo. - jęknęła Lulu.
- Wiem coś o tym. - uśmiechnęła się ciepło Brytyjka, poprawiając kołnierz kurtki dziewczynki - Ethan, czekasz na mamę? - zwróciła się do chłopca.
- Tak, proszę pani. - Horan odpowiedział - O, już jest. - wskazał na kobietę, idącą w ich kierunku - Hej mamo.
Maura stanęła przy Ethanie i przytuliła go do siebie na powitanie, po czym obdarowała Louise promiennym uśmiechem.
- Dzień dobry, ciociu. - przywitała się mała Padolsky, a Mer uniosła brwi ku górze ze zdziwienia. - Mamuś, to jest ciocia Maura, mama Ethana.
Brunetka wyciągła dłoń w stronę starszej kobiety i uśmiechnęła się.
- Margaret Padolsky, jestem mamą Louise.
- Miło mi jest cię w końcu poznać. - Maura uścisnęła jej dłoń - Maura Horan.
Mer skinęła głową, czując się odrobinę niezręcznie w towarzystwie starszej kobiety. To nie było tak, iż jej nie lubiła, czy coś, po prostu miała wrażenie, że jeśli powiedziałaby cokolwiek głupiego, Maura natychmiast by na nią inaczej patrzyła.
- O rany, Ethan, musimy już iść. - uśmiechnęła się przepraszająco w stronę brunetki - Powinnaś kiedyś wpaść z Louise na ciasto, Margaret.
- Z miłą chęcią - odparła dziewczyna, a następne co ujrzała to machającą rączkę Ethana. Gdy Horanowie zniknęli jej z pola widzenia, westchnęła i spojrzała na swoją córkę - Czekamy jeszcze na Eleanor?
- Nie było jej dzisiaj - mruknęła Lu.
- Jak to? Skąd wiesz?
- Pani Hale, poprosiła mnie bym poszła do sekretariatu po kredę i nie było tam Eleanor. - odpowiedziała zgodnie z prawdą dziewczynka.
- Okay, dziwne. - wymamrotała pod nosem Brytyjka, jednak stwierdziła, iż zadzwoni do niej później i wszystkiego się dowie. - Lu, nikt cię dzisiaj nie zaczepiał?
Dziewczynka pokręciła przecząco głową, a kiedy znalazły się w samochodzie, Margaret odwróciła się jeszcze do tyłu, aby móc spojrzeć na wesołą twarzyczkę swojej córki.
- Louis wrócił. - powiedziała brunetka, obserwując dziecko - I chciałabym, żeby z nami zamieszkał.
Siedmiolatka uśmiechnęła się szeroko.
- Nie przeszkadza ci to? - zapytała się brunetka. Margaret stwierdziła, iż powinna porozmawiać z nią o tym wszystkim, co ostatnio się wydarzyło, gdyż nie chciała, aby Louise uważała, że Mer jej nie kocha. Bo mimo tego, iż dziewczynka była jeszcze młoda i to bardzo, Padolsky wolała, by wiedziała o jej ciąży, czy też wielkim uczuciu, jakim darzy piłkarza.
- Mamo, to Louis Tomlinson - przypomniała jej dziewczynka - każdy chciałby być na moim miejscu. - rozpromieniła się - I nie, nie przeszkadza. Kochasz go, a Eleanor mówiła, że miłość jest czymś najpiękniejszym w życiu.
Margaret uśmiechnęła się do swojego dziecka, słysząc jej słowa.
- Mam najlepszą córkę na świecie, wiesz?
- Wiem - zachichotała zielonooka, zapinając pasy bezpieczeństwa - A ja mamę.
Dla takich chwil jak ta, Mer mogła żyć. Nikt nie mógł jej odebrać nieograniczonej miłości do swojej córeczki, cokolwiek by się nie wydarzyło.
Droga do domu zajęła im dziesięć minut, a ciszę zagłuszała przyjemna muzyka z radio. Mer zastanawiała się, w jaki sposób powiedzieć swojej jedynej córce, iż będzie miała rodzeństwo. Nigdy nie przypuszczała, że będzie w takiej sytuacji. W końcu Louisa znała tylko niecałe pięć miesięcy, a już zaszła z nim w ciążę. Co, jeśli jego mama się go wyrzeknie za taką nieodpowiedzialność? Nie każda matka jest taką nieczułą... suczą, jak twoja, pomyślała brunetka i pokręciła głową. Musiała też powiedzieć przyjaciołom, że spodziewa się dziecka. Nie bała się reakcji Nialla, Harry'ego, Paynów, czy Eleanor. Najbardziej obawiała się Perrie. Nie wiedziała dlaczego, ale czuła, że sprawi jej wielką przykrość...
- Eleanor, wszystko będzie dobrze, nie martw się. - powiedział do telefonu Niall, pakując do samochodu torbę z potrzebnymi jemu i Harry'emu rzeczami. Oboje stwierdzili, iż najbezpieczniejszym pomysłem będzie, by Calder została w domu. Oczywiście, z początku dziewczyna protestowała i miała zamiar jechać z nimi, jednak chłopcy przekonali ją, żeby tego nie robiła.
Teraz miała wyrzuty sumienia.
- Jak mam się nie martwić?! - uniosła swój głos, wstając z fotela i kierując się do okna, za którym się już ściemniało. - To samobójstwo. Wracajcie.
- Daj spokój, przeanalizowaliśmy wszystko już z dziesięć razy! - usłyszała oburzony ton Stylesa. Widocznie komórka Nialla był na opcji głośnomówiącej - Nic nam się nie stanie.
- Uh huh, już to widzę. - zakpiła brunetka wątpiąc w to, iż ich plan się powiedzie - To głupie, wy jesteście głupi.
- Jeśli chcemy, by Louis wyszedł z więzienia, musimy wrobić Bennetta, Eleanor. - powiedział spokojnie Harry, a Calder z trudem przyznała mu rację.
- Wiem, wiem. - mruknęła do telefonu, czując, iż jest na przegranej pozycji. - Ale obiecajcie, że zadzwonicie.
- Kochanie, nie martw się. - tym razem głos zabrał Niall - Gdy dotrzemy na miejsce, puścimy ci sygnał i pół godziny od tego momentu zadzwonisz po gliny i ich nakierujesz.
Eleanor poczuła się odrobinę pewniej, jednak nie była pewna przez co; dlatego, że Niall nazwał ją "kochaniem", czy po prostu wierzyła w to, iż uda im się wyjść z tego bez szwanku.
- Okay - westchnęła - Nadal twierdzę, że nie powinniście tego robić... Eh, powodzenia, chłopcy.
- Do usłyszenia, El. - pożegnali się i rozłączyli.
Niall usiadł na miejscu pasażera i zapiął pasy, chowając komórkę do kieszeni swoich czarnych jeansów. Ich plan był prosty; mieli wejść do środka, spotkać się z Ashtonem i kupić od niego towar. Bennett byłby głupi, gdyby się pojawił, dlatego też mieli zamiar udawać, iż nie wiedzą o tym, że ma mieszkanie na strychu budynku, gdzie dojść miało do spotkania. W rzeczy samej, Horan nie do końca był pewnym siebie chłopakiem, jednak w tym wypadku chodziło o coś znacznie większego niż pomoc w wyciągnięciu przyjaciela z więzienia; chciał zaimponować pewnej dziewczynie, a nie znał innego sposobu na zrobienie tego. Okay, może były inne możliwości, jednak ten naplątał się mu najszybciej pod nos.
- Jedziemy, kochanie? - zaśmiał się pod nosem Harry, wkładając kluczyk do stacyjki.
- Oh zamknij się. - wywrócił oczami blondyn. Ostatnie, czego potrzebował to głupie uwagi i dokuczanie.
- Nie, dlaczego? - zakpił wesołym głosem brunet - Przecież nie ma w tym nic dziwnego. W nazywaniu swojej koleżanki kochaniem. Nawet ja to czasem robię. Może Blair by mnie nie zostawiła, gdybym na pierwszej randce tak się do niej zwracał-
- Harry! - jęknął Horan, zerkając na niego kątem oka, a kiedy zauważył, iż chłopak się już uspokoił, westchnął ciężko - Lubię ją, okay?
Samochód wjechał na drogę pełną pojazdów.
- Tylko głupiec by nie zauważył.
- Ha, śmieszne. - mruknął Niall, odwracając się do okna i przyglądają się tym, co się za nim działo.
Po kilkunastu sekundach ciszy, zagłuszonych tylko dźwiękiem silnika i zniecierpliwionym stukaniem w kierownicę Harry'ego, chłopak podjął się podtrzymania rozmowy.
- Zaproś ją gdzieś.
- Co? - Irlandczyk zmarszczył brwi, a sekundę później zrozumiał, o czym mówił jego przyjaciel - Nie mowy.
Styles skręcił w prawo, po czym zerknął na blondyna.
- Dlaczego? Przecież Louis ma Margaret, nie będzie mu to przeszkadzało. Poza tym, oni praktycznie nigdy nie byli razem, tak na poważnie.
- Nie o to chodzi. - odpowiedział cicho Niall. Wiele razy chciał zaprosić Eleanor na kolację, czy do kina, jednak zawsze przed oczami pojawiał mu sie obraz obolałej brunetki, którą znalazł na ulicy, całą w siniakach, przemarzniętą.
- A o co? - zapytał Harry, jakby niewystarczająco go już wkurzył.
- Po prostu... - przerwał w połowie zdania, wzdychając - boję się, że ją zranię.
Auto zatrzymało się na czerwonym świetle, więc Harry miał doskonałą okazję ku temu, by odwrócić się w stronę przyjaciela i przyjrzeć mu się uważnie. Siedział z ręką opartą na szybie, która podpierała jego głowę, był zapatrzony w zieloną Toyotę, stojącą przed nimi.
- Człowieku, nie znam osoby, która byłaby bardziej wrażliwa niż ty. - zauważył - Jesteś przystojny, uroczy, opiekuńczy i szczery. Lepszego kandydata na chłopaka to ze świecą szukać!
Niall spojrzał na Brytyjczyka z uniesionymi brwiami ku górze.
- Stary, dzięki, ale zaraz pomyślę, że jesteś gejem, czy coś. - w sposób, jaki to powiedział, Harry usłyszał nutkę rozbawienia.
- Bez obaw, nie jesteś w moim typie. - zaśmiał się brunet, odwracając się na powrót do kierownicy i ruszając do przodu.
Horan ponownie zrobił młynka oczami, kiwając delikatnie głową na boki. Miał tylko nadzieję, że ich plan wypali, a on będzie mógł wrócić do domu i zdobyć się na odwagę, by zaprosić Eleanor na randkę.
Skoro mowa o Calder, dziewczyna przez kolejne dziesięć minut od rozmowy z chłopakami nie mogła usiedzieć na miejscu. Chodziła po całym mieszkaniu, próbując robić cokolwiek; zaczęła nawet układać swoje ubrania w jednej z szafek, które od dawna na nią czekały. Jednak nic nie pozwalało jej myślom odbiec od tego, co miało się wydarzyć za kilkanaście minut.
- Debilizm, totalny kretynizm. - mruknęła do siebie, pochylając się nad łóżkiem, by wziąć szklankę z nocnej półki. Następnie skierowała się do małej kuchni, gdzie włożyła naczynie do zlewu i poszła do salonu. Usiadła na sofie, czekając na sygnał od przyjaciół.
Pięć minut później, jej komórka powiadomiła ją o tym, iż plan trzeba zacząć wdrążać w życie. Westchnęła i nastawiła sobie minutnik na 20 minut, po to, by nie zapomnieć zadzwonić po gliny. Specjalnie skróciła czas, ponieważ uważała, że pół godziny to stanowczo za długo i coś mogłoby im się stać. Nie chciała usłyszeć w wiadomościach, iż któryś z jej przyjaciół został postrzelony, pobity, czy zaginiony.
W pewnym momencie, w jej głowie pojawiła się uśmiechnięta twarz Niall'a; jego oczy błyszczały z podekscytowania, a policzki były ledwo widocznie różowe. Sposób, w jaki się jej przyglądał sprawiał, iż nogi Eleanor uginały się pod nią, a świat przestawał istnieć, gdy chłopak poświęcał jej choć chwilkę uwagi.
Przez bardzo długi czas, starała się unikać jakichkolwiek kontaktów fizycznych od płci przeciwnej. Z emocjami było gorzej; obecność Niall'a wcale nie ułatwiała odrzucania myśli o tym, że coś do niego czuje. Wręcz przeciwnie. Za każdym razem, kiedy go widziała, czuła, że jest bezpieczna, że potrafi znowu być szczęśliwa i to właśnie przy nim. Kilka razy widziała jak Horan wstrzymywał się od dotknięcia jej, czy też powiedzenia czegoś, jednak stwierdziła, iż po prostu był nieśmiały, aż do tego momentu. Ostatnie trzy tygodnie sprawiły, że zaczęła postrzegać go inaczej niż zwykle; jak atrakcyjnego chłopaka, nie tylko przyjaciela. Starała się odtworzyć wieczór, kiedy byli sami w butiku, a między nimi zaiskrzyło, jednak zaraz potem nachodził ją wstrętny obraz twarzy Bennetta - człowieka, który zniszczył jej życie.
Teraz chciała być szczęśliwa. Chciała poczuć się potrzebna, być kochaną, kochać.
Dystans, z jakim podchodził do niej Niall był wytłumaczalny; po prostu bał się, że zrobi jej krzywdę jednym dotykiem. Ona sama z początku była przerażona trochę tym, w jaki sposób on na nią oddziaływał; cały jej strach wyparowywał, a zamiast tego pojawiało się uczucie bezpieczeństwa. A teraz marzyła o tym, by dać mu jakiś znak, żeby zrobić krok w stosunku ich znajomości. Sama nie ośmieliłaby się tego zrobić, ponieważ nadal coś ją zatrzymywało. Może musiała się przełamać, jednak doskonale wiedziała, iż zajęłoby jej to o wiele więcej czasu niż Niallowi uświadomienie sobie, iż jest gotowa.
Dźwięk dzwonka wyrwał brunetkę z rozmyśleń. Natychmiast rzuciła się w stronę komórki i wyłączyła budzik, po czym wybrała numer do Roberta - gdyż stwierdziła, iż ten najszybciej jej pomoże - i czekała na to, aż chłopak odbierze. Gdy tak się stało, przez kilka sekund, Eleanor milczała.
- Halo, Eleanor, to ty? - zapomniała, że Padolsky miał jej numer.
- Um, tak, Robert musisz wysłać policjantów do... - zerknęła na kartkę, która leżała na stoliku kawowym - starego budynku firmy Harrods. Niall z Harrym tam są, podobnie jak Bennett i jego ludzie.
- O czym ty mówisz? - usłyszała szelest po drugiej stronie i kilka głosów.
- Wpadliśmy na pomysł, żeby wrobić Bennetta, a Harry z Niallem są przynętami. Proszę, jedźcie tam i złapcie go. - mówiła bardzo szybko.
- Oszaleliście już do reszty!? - wydarł się do słuchawki, tak jak spodziewała się Eleanor - To jest sprawa policji, nie wasza kurwa!
- Wiem, wiem, ale chcieliśmy udowodnić, że to Troy wrobił Louisa i, i-
- Louis wyszedł dzisiaj z więzienia, Eleanor. - wtrącił się jej w połowie zdania - A tych dwóch kretynów osobiście zamorduję, jeśli tylko się pojawią w zasięgu mojego wzroku.
- Co? - zapytała cicho - Jak? Robert, co?
Niestety, ku jej nieszczęściu, chłopak się rozłączył. Brunetka siedziała przez kilkanaście sekund otępiała, nie będąc pewną, co zrobić.
Louis wyszedł z więzienia, a ona o niczym nie wiedziała. Gdyby tylko ktoś jej, Harry'emu, czy Niallowi powiedział, z pewnością nie musieliby realizować swojego porąbanego planu! Jednak było już za późno. Najważniejsze, że policja wiedziała i wszystko powinno pójść we właściwym kierunku, prawda?
- Mer? - usłyszała znajomy głos, dochodzący zza niej, więc odwróciła się, by ujrzeć przed sobą Danielle we własnej osobie - Boże, kochana, co słychać?
Padolsky odwzajemniła uścisk, jakim obdarowała ją nauczycielka i skinęła z uśmiechem głową, uświadamiając sobie, że ostatnia lekcja się jeszcze nie skończyła.
- Wszystko dobrze. A ty, jak sobie radzisz z macierzyństwem? Właśnie, co robisz w szkole? - Margaret uniosła jedną brew ku górze, przyglądając się brunetce.
- Wpadłam tylko do sekretariatu po parę dokumentów i przy okazji odwiedziłam dzieciaki. - wzruszyła ramionami - Co u Louisa, jak trzyma się po powrocie?
Recepcjonistka już otwierała usta, by jej odpowiedzieć, kiedy doszło do niej, iż nikt z jej znajomych jeszcze nie wiedział o tym, że Louis wyszedł z więzienia. Wpatrywała się w brązowe oczy swojej koleżanki, mrużąc delikatnie swoje.
- Um, jest okay, tak myślę. - odpowiedziała niepewnie brunetka - Skąd wiedziałaś, co zrobić? - dodała nieco mocniejszym głosem.
- Mam znajomości, Mer. - uśmiechnęła się lekko, a widząc przenikliwe spojrzenie Brytyjki, Peazer wyjaśniła dalej - Mój kuzyn pracuje w prokuraturze. Porozmawiałam z nim i pomógł.
- Nielegalnie? - zainteresowała się Margaret, a myśl o tym, iż ktoś taki kochany jak Danielle mógłby posunąć do łamania przepisów.
- Oczywiście, że nie! - odpowiedziała Dani - Lane, mój kuzyn, powiedział mi, czego szukać, aby zwolnić Louisa z więzienia, a ja powtórzyłam to jego prawnikowi. Z resztą, w kartotekach nie było o nim za wiele. Prawie nic, co oznacza, że masz naprawdę dobry gust, jeśli chodzi o facetów.
Przez chwilę, Padolsky analizowała to, co właśnie usłyszała. Dzięki Danielle, jej chłopak mógł być z nią i to właśnie jej zawdzięczał wolność. Zrobiło się jej tylko odrobinę smutno, z powodu, iż nikt jej nie powiedział o planie, jaki posiadała Peazer.
- Dziękuję - szepnęła Mer, a kąciki jej ust drgnęły ku górze.
- Jesteście mi bliscy, oboje. Nie mogłabym postąpić inaczej. - uśmiechnęła się brunetka. W tym samym momencie zadzwonił dzwonek. - Lecę, bo muszę jeszcze pojechać po Ivy do rodziców. Do usłyszenia! - Danielle cmoknęła Mer w policzek i odeszła.
Padolsky przez kilka sekund stała w jednym miejscu, zastanawiając się, w jaki sposób wyrazić swoją wdzięczność za gest Payne, jednak przeszkodziło jej w tym kilkoro uczniów, którzy niechcący szturchnęli jej ramię i wyrwali z zamyślenia. Dziewczyna skierowała się do szatni, gdzie zazwyczaj czekała na swoją córkę. Nie minęło pięć minut, a ku niej biegła niska brunetka, uśmiechając się radośnie, a u towarzyszył jej Ethan.
- Mamo! - Louis rzuciła się Margaret na szyję jakby nie widziała jej przez bardzo długi czas.
- Cześć skarbie. Jak było w szkole? - szarooka odsunęła się odrobinę, by móc widzieć drobną twarz swojej córki.
- Dzieci nienawidzą tego pytania, mamo. - jęknęła Lulu.
- Wiem coś o tym. - uśmiechnęła się ciepło Brytyjka, poprawiając kołnierz kurtki dziewczynki - Ethan, czekasz na mamę? - zwróciła się do chłopca.
- Tak, proszę pani. - Horan odpowiedział - O, już jest. - wskazał na kobietę, idącą w ich kierunku - Hej mamo.
Maura stanęła przy Ethanie i przytuliła go do siebie na powitanie, po czym obdarowała Louise promiennym uśmiechem.
- Dzień dobry, ciociu. - przywitała się mała Padolsky, a Mer uniosła brwi ku górze ze zdziwienia. - Mamuś, to jest ciocia Maura, mama Ethana.
Brunetka wyciągła dłoń w stronę starszej kobiety i uśmiechnęła się.
- Margaret Padolsky, jestem mamą Louise.
- Miło mi jest cię w końcu poznać. - Maura uścisnęła jej dłoń - Maura Horan.
Mer skinęła głową, czując się odrobinę niezręcznie w towarzystwie starszej kobiety. To nie było tak, iż jej nie lubiła, czy coś, po prostu miała wrażenie, że jeśli powiedziałaby cokolwiek głupiego, Maura natychmiast by na nią inaczej patrzyła.
- O rany, Ethan, musimy już iść. - uśmiechnęła się przepraszająco w stronę brunetki - Powinnaś kiedyś wpaść z Louise na ciasto, Margaret.
- Z miłą chęcią - odparła dziewczyna, a następne co ujrzała to machającą rączkę Ethana. Gdy Horanowie zniknęli jej z pola widzenia, westchnęła i spojrzała na swoją córkę - Czekamy jeszcze na Eleanor?
- Nie było jej dzisiaj - mruknęła Lu.
- Jak to? Skąd wiesz?
- Pani Hale, poprosiła mnie bym poszła do sekretariatu po kredę i nie było tam Eleanor. - odpowiedziała zgodnie z prawdą dziewczynka.
- Okay, dziwne. - wymamrotała pod nosem Brytyjka, jednak stwierdziła, iż zadzwoni do niej później i wszystkiego się dowie. - Lu, nikt cię dzisiaj nie zaczepiał?
Dziewczynka pokręciła przecząco głową, a kiedy znalazły się w samochodzie, Margaret odwróciła się jeszcze do tyłu, aby móc spojrzeć na wesołą twarzyczkę swojej córki.
- Louis wrócił. - powiedziała brunetka, obserwując dziecko - I chciałabym, żeby z nami zamieszkał.
Siedmiolatka uśmiechnęła się szeroko.
- Nie przeszkadza ci to? - zapytała się brunetka. Margaret stwierdziła, iż powinna porozmawiać z nią o tym wszystkim, co ostatnio się wydarzyło, gdyż nie chciała, aby Louise uważała, że Mer jej nie kocha. Bo mimo tego, iż dziewczynka była jeszcze młoda i to bardzo, Padolsky wolała, by wiedziała o jej ciąży, czy też wielkim uczuciu, jakim darzy piłkarza.
- Mamo, to Louis Tomlinson - przypomniała jej dziewczynka - każdy chciałby być na moim miejscu. - rozpromieniła się - I nie, nie przeszkadza. Kochasz go, a Eleanor mówiła, że miłość jest czymś najpiękniejszym w życiu.
Margaret uśmiechnęła się do swojego dziecka, słysząc jej słowa.
- Mam najlepszą córkę na świecie, wiesz?
- Wiem - zachichotała zielonooka, zapinając pasy bezpieczeństwa - A ja mamę.
Dla takich chwil jak ta, Mer mogła żyć. Nikt nie mógł jej odebrać nieograniczonej miłości do swojej córeczki, cokolwiek by się nie wydarzyło.
Droga do domu zajęła im dziesięć minut, a ciszę zagłuszała przyjemna muzyka z radio. Mer zastanawiała się, w jaki sposób powiedzieć swojej jedynej córce, iż będzie miała rodzeństwo. Nigdy nie przypuszczała, że będzie w takiej sytuacji. W końcu Louisa znała tylko niecałe pięć miesięcy, a już zaszła z nim w ciążę. Co, jeśli jego mama się go wyrzeknie za taką nieodpowiedzialność? Nie każda matka jest taką nieczułą... suczą, jak twoja, pomyślała brunetka i pokręciła głową. Musiała też powiedzieć przyjaciołom, że spodziewa się dziecka. Nie bała się reakcji Nialla, Harry'ego, Paynów, czy Eleanor. Najbardziej obawiała się Perrie. Nie wiedziała dlaczego, ale czuła, że sprawi jej wielką przykrość...
*
Teraz miała wyrzuty sumienia.
- Jak mam się nie martwić?! - uniosła swój głos, wstając z fotela i kierując się do okna, za którym się już ściemniało. - To samobójstwo. Wracajcie.
- Daj spokój, przeanalizowaliśmy wszystko już z dziesięć razy! - usłyszała oburzony ton Stylesa. Widocznie komórka Nialla był na opcji głośnomówiącej - Nic nam się nie stanie.
- Uh huh, już to widzę. - zakpiła brunetka wątpiąc w to, iż ich plan się powiedzie - To głupie, wy jesteście głupi.
- Jeśli chcemy, by Louis wyszedł z więzienia, musimy wrobić Bennetta, Eleanor. - powiedział spokojnie Harry, a Calder z trudem przyznała mu rację.
- Wiem, wiem. - mruknęła do telefonu, czując, iż jest na przegranej pozycji. - Ale obiecajcie, że zadzwonicie.
- Kochanie, nie martw się. - tym razem głos zabrał Niall - Gdy dotrzemy na miejsce, puścimy ci sygnał i pół godziny od tego momentu zadzwonisz po gliny i ich nakierujesz.
Eleanor poczuła się odrobinę pewniej, jednak nie była pewna przez co; dlatego, że Niall nazwał ją "kochaniem", czy po prostu wierzyła w to, iż uda im się wyjść z tego bez szwanku.
- Okay - westchnęła - Nadal twierdzę, że nie powinniście tego robić... Eh, powodzenia, chłopcy.
- Do usłyszenia, El. - pożegnali się i rozłączyli.
Niall usiadł na miejscu pasażera i zapiął pasy, chowając komórkę do kieszeni swoich czarnych jeansów. Ich plan był prosty; mieli wejść do środka, spotkać się z Ashtonem i kupić od niego towar. Bennett byłby głupi, gdyby się pojawił, dlatego też mieli zamiar udawać, iż nie wiedzą o tym, że ma mieszkanie na strychu budynku, gdzie dojść miało do spotkania. W rzeczy samej, Horan nie do końca był pewnym siebie chłopakiem, jednak w tym wypadku chodziło o coś znacznie większego niż pomoc w wyciągnięciu przyjaciela z więzienia; chciał zaimponować pewnej dziewczynie, a nie znał innego sposobu na zrobienie tego. Okay, może były inne możliwości, jednak ten naplątał się mu najszybciej pod nos.
- Jedziemy, kochanie? - zaśmiał się pod nosem Harry, wkładając kluczyk do stacyjki.
- Oh zamknij się. - wywrócił oczami blondyn. Ostatnie, czego potrzebował to głupie uwagi i dokuczanie.
- Nie, dlaczego? - zakpił wesołym głosem brunet - Przecież nie ma w tym nic dziwnego. W nazywaniu swojej koleżanki kochaniem. Nawet ja to czasem robię. Może Blair by mnie nie zostawiła, gdybym na pierwszej randce tak się do niej zwracał-
- Harry! - jęknął Horan, zerkając na niego kątem oka, a kiedy zauważył, iż chłopak się już uspokoił, westchnął ciężko - Lubię ją, okay?
Samochód wjechał na drogę pełną pojazdów.
- Tylko głupiec by nie zauważył.
- Ha, śmieszne. - mruknął Niall, odwracając się do okna i przyglądają się tym, co się za nim działo.
Po kilkunastu sekundach ciszy, zagłuszonych tylko dźwiękiem silnika i zniecierpliwionym stukaniem w kierownicę Harry'ego, chłopak podjął się podtrzymania rozmowy.
- Zaproś ją gdzieś.
- Co? - Irlandczyk zmarszczył brwi, a sekundę później zrozumiał, o czym mówił jego przyjaciel - Nie mowy.
Styles skręcił w prawo, po czym zerknął na blondyna.
- Dlaczego? Przecież Louis ma Margaret, nie będzie mu to przeszkadzało. Poza tym, oni praktycznie nigdy nie byli razem, tak na poważnie.
- Nie o to chodzi. - odpowiedział cicho Niall. Wiele razy chciał zaprosić Eleanor na kolację, czy do kina, jednak zawsze przed oczami pojawiał mu sie obraz obolałej brunetki, którą znalazł na ulicy, całą w siniakach, przemarzniętą.
- A o co? - zapytał Harry, jakby niewystarczająco go już wkurzył.
- Po prostu... - przerwał w połowie zdania, wzdychając - boję się, że ją zranię.
Auto zatrzymało się na czerwonym świetle, więc Harry miał doskonałą okazję ku temu, by odwrócić się w stronę przyjaciela i przyjrzeć mu się uważnie. Siedział z ręką opartą na szybie, która podpierała jego głowę, był zapatrzony w zieloną Toyotę, stojącą przed nimi.
- Człowieku, nie znam osoby, która byłaby bardziej wrażliwa niż ty. - zauważył - Jesteś przystojny, uroczy, opiekuńczy i szczery. Lepszego kandydata na chłopaka to ze świecą szukać!
Niall spojrzał na Brytyjczyka z uniesionymi brwiami ku górze.
- Stary, dzięki, ale zaraz pomyślę, że jesteś gejem, czy coś. - w sposób, jaki to powiedział, Harry usłyszał nutkę rozbawienia.
- Bez obaw, nie jesteś w moim typie. - zaśmiał się brunet, odwracając się na powrót do kierownicy i ruszając do przodu.
Horan ponownie zrobił młynka oczami, kiwając delikatnie głową na boki. Miał tylko nadzieję, że ich plan wypali, a on będzie mógł wrócić do domu i zdobyć się na odwagę, by zaprosić Eleanor na randkę.
Skoro mowa o Calder, dziewczyna przez kolejne dziesięć minut od rozmowy z chłopakami nie mogła usiedzieć na miejscu. Chodziła po całym mieszkaniu, próbując robić cokolwiek; zaczęła nawet układać swoje ubrania w jednej z szafek, które od dawna na nią czekały. Jednak nic nie pozwalało jej myślom odbiec od tego, co miało się wydarzyć za kilkanaście minut.
- Debilizm, totalny kretynizm. - mruknęła do siebie, pochylając się nad łóżkiem, by wziąć szklankę z nocnej półki. Następnie skierowała się do małej kuchni, gdzie włożyła naczynie do zlewu i poszła do salonu. Usiadła na sofie, czekając na sygnał od przyjaciół.
Pięć minut później, jej komórka powiadomiła ją o tym, iż plan trzeba zacząć wdrążać w życie. Westchnęła i nastawiła sobie minutnik na 20 minut, po to, by nie zapomnieć zadzwonić po gliny. Specjalnie skróciła czas, ponieważ uważała, że pół godziny to stanowczo za długo i coś mogłoby im się stać. Nie chciała usłyszeć w wiadomościach, iż któryś z jej przyjaciół został postrzelony, pobity, czy zaginiony.
W pewnym momencie, w jej głowie pojawiła się uśmiechnięta twarz Niall'a; jego oczy błyszczały z podekscytowania, a policzki były ledwo widocznie różowe. Sposób, w jaki się jej przyglądał sprawiał, iż nogi Eleanor uginały się pod nią, a świat przestawał istnieć, gdy chłopak poświęcał jej choć chwilkę uwagi.
Przez bardzo długi czas, starała się unikać jakichkolwiek kontaktów fizycznych od płci przeciwnej. Z emocjami było gorzej; obecność Niall'a wcale nie ułatwiała odrzucania myśli o tym, że coś do niego czuje. Wręcz przeciwnie. Za każdym razem, kiedy go widziała, czuła, że jest bezpieczna, że potrafi znowu być szczęśliwa i to właśnie przy nim. Kilka razy widziała jak Horan wstrzymywał się od dotknięcia jej, czy też powiedzenia czegoś, jednak stwierdziła, iż po prostu był nieśmiały, aż do tego momentu. Ostatnie trzy tygodnie sprawiły, że zaczęła postrzegać go inaczej niż zwykle; jak atrakcyjnego chłopaka, nie tylko przyjaciela. Starała się odtworzyć wieczór, kiedy byli sami w butiku, a między nimi zaiskrzyło, jednak zaraz potem nachodził ją wstrętny obraz twarzy Bennetta - człowieka, który zniszczył jej życie.
Teraz chciała być szczęśliwa. Chciała poczuć się potrzebna, być kochaną, kochać.
Dystans, z jakim podchodził do niej Niall był wytłumaczalny; po prostu bał się, że zrobi jej krzywdę jednym dotykiem. Ona sama z początku była przerażona trochę tym, w jaki sposób on na nią oddziaływał; cały jej strach wyparowywał, a zamiast tego pojawiało się uczucie bezpieczeństwa. A teraz marzyła o tym, by dać mu jakiś znak, żeby zrobić krok w stosunku ich znajomości. Sama nie ośmieliłaby się tego zrobić, ponieważ nadal coś ją zatrzymywało. Może musiała się przełamać, jednak doskonale wiedziała, iż zajęłoby jej to o wiele więcej czasu niż Niallowi uświadomienie sobie, iż jest gotowa.
Dźwięk dzwonka wyrwał brunetkę z rozmyśleń. Natychmiast rzuciła się w stronę komórki i wyłączyła budzik, po czym wybrała numer do Roberta - gdyż stwierdziła, iż ten najszybciej jej pomoże - i czekała na to, aż chłopak odbierze. Gdy tak się stało, przez kilka sekund, Eleanor milczała.
- Halo, Eleanor, to ty? - zapomniała, że Padolsky miał jej numer.
- Um, tak, Robert musisz wysłać policjantów do... - zerknęła na kartkę, która leżała na stoliku kawowym - starego budynku firmy Harrods. Niall z Harrym tam są, podobnie jak Bennett i jego ludzie.
- O czym ty mówisz? - usłyszała szelest po drugiej stronie i kilka głosów.
- Wpadliśmy na pomysł, żeby wrobić Bennetta, a Harry z Niallem są przynętami. Proszę, jedźcie tam i złapcie go. - mówiła bardzo szybko.
- Oszaleliście już do reszty!? - wydarł się do słuchawki, tak jak spodziewała się Eleanor - To jest sprawa policji, nie wasza kurwa!
- Wiem, wiem, ale chcieliśmy udowodnić, że to Troy wrobił Louisa i, i-
- Louis wyszedł dzisiaj z więzienia, Eleanor. - wtrącił się jej w połowie zdania - A tych dwóch kretynów osobiście zamorduję, jeśli tylko się pojawią w zasięgu mojego wzroku.
- Co? - zapytała cicho - Jak? Robert, co?
Niestety, ku jej nieszczęściu, chłopak się rozłączył. Brunetka siedziała przez kilkanaście sekund otępiała, nie będąc pewną, co zrobić.
Louis wyszedł z więzienia, a ona o niczym nie wiedziała. Gdyby tylko ktoś jej, Harry'emu, czy Niallowi powiedział, z pewnością nie musieliby realizować swojego porąbanego planu! Jednak było już za późno. Najważniejsze, że policja wiedziała i wszystko powinno pójść we właściwym kierunku, prawda?
Cudowny *_* Niall i Harry jak zawsze kretyni xD Ale nasi !
OdpowiedzUsuńTak się cieszę, że dodałaś to opowiadanie na Wattpada, teraz będę mogła do niego wracać i wracać :) Mam nadzieje, że dodasz tam wszystkie opowiadania i w końcu uda mi się je nadrobić i przeczytać <3
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału to masz racje wyszło Ci tak jak zwykle - czyli ZAJEBIŚCIE! :D Uwierz w siebie dziewczyno!! Masz ogromny talent! To opowiadanie to tylko jedno z niewielu, w którym opisy mnie nie zanudzają, a wręcz przeciwnie. Sprawiają, że jeszcze bardziej się nakręcam i przeżywam wszystko z bohaterami.
Pierwsza część była cudowna. Ta rozmowa Mer z Lulu <3 coś po prostu pięknego. Ich relacja jest taka słodka, a mała z pewnością sprawia, ze mam ochotę mieć taką córeczkę jak ona <3 Ciekawe jak zareaguje na wieść o rodzeństwie, ale myślę, że pozytywnie nas zaskoczy :)
Brakowało mi trochę naszych kochanych Loumer, ale wynagrodziłaś nam to trochę w przemyśleniach Mer :)
Druga część też była świetna. Zwłaszcza to jak ukazałaś relacje Nialla i Elki. Cieszę się, że dziewczyna też zaczyna doceniać jego obecność :) Widać, że chłopak się zamartwia i niepotrzebnie. Oby było mu dane z nią się wreszcie na poważnie umówić :)
Cudowny rozdział kochana, czekam niecierpliwie na następny! <3
Kocham! ;**
Rozdział ,jak zawsze, cudowny. Masz wielki talent! Jestem ciekawa co wyniknie z planu Harrego i Nialla. I już nie mogę się doczekać co będzie dalej z Niallem i Eleanor. Mam nadzieje, że w końcu będą razem. Czekam na następny :**
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny jak zawszę. Masz talent do pisania :)
OdpowiedzUsuńBoże oby nic się nie stało Horanowi i Stylesowi. Niall i El strasznie spasują do siebie :)
Nie mogę doczekać się następnego, @flayalive xx
Jak zawsze swietny :D
OdpowiedzUsuńLubie czytać to opowiadanie ;)
Sielanka nie mogła trwać wiecznie. Tak to jest jak ludzie się ze sobą nie kontaktują.
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, czekam na następny :)
Ola, toz to normalnie jak w serialu kryminalnym xD
OdpowiedzUsuńAż mnie ta koncowka troszke rozbawila, a nie powinna :D
Kurcze oby im sie tam nic nie stalo :(
I zeby El byla z Niallem <3
I zeby wszystko sie ulozylo z Mer i Lou ;)
Ps. Kobito pisz pisz wiecej! Wiem, ze chcesz i potrafisz ;*
@TheAsiaShow_xx
Ja pierdziele! Że tak powiem: co za idioci! Serio! Jeszcze coś złego z tego ich "genialnego" planu wyjdzie. Coś tak czuję. Ale żeby też się myliła. Proszę, nie rób im nic złego :D
OdpowiedzUsuńDobrze, że pozostawiłaś taki rozdział. Wszystko jest super. Chociaż Mer mogła powiedzieć małej o swojej ciąży ;p
Ta końcówka dodała temu rozdziałowi takiego dreszczyku. Pracuj nad kolejnym rozdziałem. Czekam ;3
(sorry za beznadziejny komentarz, chyba najgorszy w całej historii mojego komentowania)
WENY!
KC! xx
Harry i Niall - superbohaterzy ;D
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział
Czekam na następny :)
Chciałoby się powiedzieć, że jak zwykle pozostawiasz cudowny niedosyt. Jestem pod wrażeniem Twojej pracy, którą wkładasz w to odpowiadanie i mam nadzieję, że Twoje rozterki skończą się na korzyść dla obu stron. Myślałaś może o tym, żeby po prostu dodawać rozdziały rzadziej? To mogłoby rozwiązać problem presji, którą na pewno w jakiś sposób odczuwasz.
OdpowiedzUsuńKończąc mój jakże cudowny elaborat, trzymaj się, życzę weny i cierpliwości.
@ilymika
xx
Rozdziały dodaje wtedy kiedy mam na nie pomysł, a raczej kiedy zachce mi sie pisać :)
UsuńDziękuję ci za komentarz, lubię takie czytać.
ily xx