wtorek, 17 czerwca 2014

Rozdział Trzydziesty Siódmy

AUTORKA:  Heeeej! Nie spodziewałyście się, co? Ja też. Usiadłam, zaczęłam pisać i oto powstał rozdział 37. Szczerze, to stwierdzam, iż za dużo piszę z perspektywy Margaret, ale postaram się to jakoś zmienić w następnym rozdziale.. Może padnie na Louis'a? Albo w końcu pokażę wam życie Danielle i Liama oraz małej Ivy? Się zobaczy. Wszystko zależy od mojego humoru.... dlatego końcówka tego rozdziału jest taka chaotyczna. Jakoś tak późno już.
Dziękuję za Wasze opinie. Cholernie się  cieszę, że ktoś jeszcze czyta to opowiadanie, ponieważ jest ono (tak przypuszczam) ostatnim mojego autorstwa, gdyż w przyszłym roku będę miała maturę i postanowiłam, że zrobię sobie przerwę. Chyba że los będzie chciał inaczej, to do was wrócę.
Ale to tym kiedy indziej. :)
Miłej lekturki i miłego weekendu długiego! :*
Kocham was xx

PS Mam nadzieję, że bardzo tego rozdziału nie zjebałam, mhm? 



Londyn,  2014
Od momentu, w którym znaleziono u Louis'a narkotyki i dopalacze, minęło sześć dni, osiem godzin, dwanaście minut i trzydzieści pięć, sześć, siedem sekund. Czas płynął niemiłosiernie powoli, a każdym kolejnym dniem, Margaret czuła się coraz gorzej. Już nie chodziło o bóle głowy, czy mdłości, które czasem się pojawiały, a o samą świadomość, iż jej chłopak; osoba, którą kochała, siedziała w areszcie, przesłuchiwana długimi godzinami i pytana o rzeczy, na które nie znała odpowiedzi. Bezpodstawnie zatrzymana wbrew jej woli i porównana do najgorszych postaci sportowych ostatnich kilkudziesięciu lat. Brytyjskie  media i gazety nie oszczędzały piłkarza; w każdym artykule, audycji, czy też wiadomościach podawano coraz to bardziej ubarwione informacje, które miały tylko i wyłącznie pogrążyć Tomlinson'a i sprawić, żeby cała Anglia, jak nie Europa, go znienawidziła. Złość, jaka przelewała się co jakiś czas przez żyły Mer, była niczym, w porównaniu z tym, w jaki sposób te wszystkie, wyssane z palca bzdury obiegły świat i nie tylko sprawiały jej przykrość, a jednocześnie niszczyły wszystko to, na co zapracował Louis, ale także utwierdzały ją w przekonaniu, iż Troy Bennett to przeciwnik, którego nie można było lekceważyć.
Przez ostatnie pięć dni, Padolsky czuła, że rutyna, która zwykle nie była przez nią aż tak odczuwalna, stała się dla niej nie lada wyzwaniem i trudnością. Każda chwila, którą spędzała z Louise zamieniała się w niezręczny moment, kiedy to wyjaśniała córce, dlaczego Louis nie wrócił z treningu. Nadal, nikt poza Robertem nie wiedział o jej ciąży; nawet mała Lulu. Margaret funkcjonowała tak, jakby chciała, a nie mogła; jakby zabrano jej powód, dla którego mogłaby żyć. A przecież miała ich wiele! Dziecko, które nosiła, Louise, jej brat, dobra praca, przyjaciele... Jednak mimo tych wielu plusów, nie potrafiła zapomnieć o tym, iż najważniejsza osoba w jej życiu została bezpodstawnie oskarżona, a ona jako jedyna w to wierzyła całym swoim sercem. Nie liczyło się to, że Harry, Eleanor, Niall, czy nawet Perrie upierali się, iż Louis jest niewinny.
- Margaret - brunetka uniosła swój pusty wzrok na chłopaka, stojącego nad nią. - Nie jesteś jedyną osobą, która się o niego martwi. - blondyn zajął miejsce obok niej - Przestań wpatrywać się w ten telewizor. 
- Daj jej spokój, Niall. - w obronie koleżanki stanęła Eleanor, która pojawiła się w salonie znikąd. Podała Padolsky kubek z gorącą herbatą, a sama usiadła na przeciwko dziewczyny, przyglądając się jej uważnie.
- Mówię tylko, że powinna odpocząć od tego. Zmienić otoczenie. - zasugerował Horan, usiłując być przydatnym, jednak od kilku dni, nic się nie zmieniło.
To właśnie Eleanor odwoziła i przywoziła ze szkoły Louise. Niallowi zawdzięczała całą tę poprawę i była mu za to wdzięczna, jednak to psycholog, którego polecił jej Tomlinson, sprawił najwięcej zmian w jej życiu. Dzięki tym wizytom odnalazła to, czego poszukiwała przez cały ten czas, a u boku Irlandczyka odnalazła pewnego rodzaju ukojenie, bezpieczeństwo i szczęście. Dzięki blondynowi mogła pomóc swojej koleżance, choć nie znała wszystkich powodów, dla których Margaret popadała powoli w depresję. Wychodziła z niej tylko na kilkanaście minut, kiedy pomagała swojemu dziecku w lekcjach, a potem na nowo wracała do swojego świata; świata bez Louis'a. Przez te kilka dni, dotarło do niej, że gdyby kiedykolwiek zerwali - jej serce by tego nie wytrzymało i pękło, na miliony kawałeczków. I nikt ani nic nie pozwoliłoby jej wrócić do normalnego życia. 
- Mer, Harry się pyta, czy może wpaść tutaj z Gemmą. - Niall zwrócił się do brunetki, a ta dopiero wtedy uniosła na niego swoje spojrzenie i ujrzała, iż chłopak rozmawia przez telefon. Skinęła mu głową i ponownie wlepiła swój wzrok w prezenterkę wiadomości, która podawała nowe informacje z zatrzymania Louis'a Tomlinson'a.
" - Jak doniosła londyńska prokuratura, oskarżony o posiadanie i zażywanie narkotyków Louis Tomlinson został przewieziony dzisiejszego poranka do gmachu sądu, gdzie odbywał się wstępny proces-"
Najprawdopodobniej Niall, przejął od dziewczyny pilota i wyłączył telewizor. Przez krótką chwilę, Mer miała do niego wewnętrzne pretensje, jednak zniknęły one z chwilą, z którą uświadomiła sobie, iż powinna odpuścić. Jedyną osobą, którą powinna za to winić, to diler narkotyków, mieszkający niegdyś w Doncaster. Dla Margaret to nie miało znaczenia, czy Bennett będzie cierpiał teraz, jutro, czy za tydzień. Dla niej, najważniejsze było to, aby oczyścić z zarzutów swojego chłopaka.
W tamtym momencie, lampka zaświeciła się jej w głowie; dlaczego policjanci, prokuratura wierzą w winę jej Louis'a, a nie sprawdzą byłego gangstera, czy tam dilera? Musiało istnieć na to jakieś stosowne wyjaśnienie.
Mer zgarnęła swoje włosy na prawą stronę i westchnęła. Miała dość bycia ofiarą; odkąd zaszła w swoją pierwszą ciążę, właśnie tak była postrzegana w swoim rodzinnym mieście, a jej własna matka uważała ją za szmatę. Postanowiła zerwać z tym wizerunkiem i raz na zawsze postawić sprawę jasno.
Wstała z sofy i ku zaskoczeniu jej przyjaciołom, poszła do kuchni, skąd wzięła swoją komórkę i odszukała w niej kontakt do Roberta. Nie odzywali się do siebie od czasu, gdy Brytyjczyk odebrał ją ze szpitala.
Po kilku sygnałach, usłyszała głos swojego młodszego brata.
- Mer, wszystko w porządku?
- Zrób wszystko, żebym mogła spotkać się z Louis'em. Jeszcze jutro. - brunetka powiedziała twardo do telefonu.
- To nie zależy ode-
- Rob, proszę. - błagała dziewczyna - Przepraszam cię za to, że nie jestem siostrą, jaką mogłeś sobie wyobrażać, nie jestem idealna, nikt nie jest, ale proszę cię... Proszę cię tylko o jedno spotkanie z moim chłopakiem.
Padolsky poczuła jak łzy napływają jej do oczu. Odwróciła się przodem do okna i próbowała, w jakiś sposób powstrzymać się od płaczu. Wiedziała, iż jej brat nie był cudotwórcą, ale miał znajomości i mógł sprawić, żeby chociaż na pięć minut zobaczyła Louis'a.
- Jesteś jedyną osobą, która może mu pomóc. - szepnęła dziewczyna, usiłując brzmieć na pewną swoich słów.
Przez kilkanaście sekund, na linii zapanowała cisza, jednak chwilę później, została ona przerwana przez zrezygnowane westchnięcie chłopaka.
- Zrobię wszystko, co w mojej mocy, ale niczego nie obiecuję. Nie mam uprawnień do wpływania na takie decyzje, Mer.
- Dziękuję, naprawdę ci dziękuję, Robert.
Margaret nie mogła opanować uśmiechu, jaki pojawił się na jej ustach. Istniała możliwość, iż spotka się ze swoim chłopakiem; była ona malutka, ale ta nadzieja utrzymywała ją przy życiu.
- Wiesz, że jest źle, prawda? - z zamyślenia wyrwał ją głos brata - Nie ma żadnych świadków, ani nawet nagrań, niczego. Jakby wszystko zostało ustalone z góry i idealnie zaplanowane. Ciężko go będzie z tego wyciągnąć.
- Wierzę w naszego adwokata, Rob i nie pozwolę, aby Louis przegrał. Nie dam Bennett'owi tej satysfakcji. - powiedziała twardo.
Dziewczyna oparła się o ladę i założyła rękę na piersi, nasłuchując rozmowy Niall'a i Eleanor z drugiego pokoju. Byli jedynymi osobami, które ją naprawdę mocno wspierały i pomagały jej w pracach domowych, mimo, że nie wiedzieli o tym, iż spodziewała się dziecka. A jednym z powodów, dla których nikomu o tym nie powiedziała, było to, że sama odrzucała myśl o swojej ciąży.
- Dzisiaj rano, Blair z patrolem złapała jednego z 'pracowników' Bennett'a. Jak go przyciśniemy, to dowiemy się, gdzie się zatrzymał jego szef.
- Nie mam pojęcia, jak ci dziękować. Tyle zrobiłeś i.-
- Mer, to moja praca. - odpowiedział z uśmiechem brunet - A udupienie tego zwyrodnialca da mi kolejny powód, ku temu, aby twierdzić, że jestem dobry w tym, co robię.
Padolsky zachichotała smutno  pod nosem. Czuła się naprawdę lepiej.
- Zadzwonię do ciebie jutro rano i powiem, co udało mi się załatwić. - Mer usłyszała jak jej brat ziewa - Śpijcie dobrze, Mags.
- Kocham cię, braciszku. - szepnęła ledwo słyszalnie, a następne co zrobiła to nacisnęła czerwoną słuchawkę.
Odłożyła komórkę na ladę i odruchowo złapała się za brzuch. To nie było tak, że nienawidziła tego dziecka. Z minuty na minutę, coraz bardziej zaczynała wierzyć w to, iż jest jej ono pisane tak samo jak jego ojciec. Przejechała palcami po swoim czarnym topie i uśmiechnęła się delikatnie. Ginekolog powiedział jej, że w najbliższym czasie nie będzie czuła ruchów dziecka, jednak z tygodnia na tydzień będzie ono coraz bardziej widoczniejsze. Nic, czego wcześniej by nie wiedziała. 
Margaret powtarzała sobie w myślach, iż kiedy tylko Louis wyjdzie z aresztu, okaże małej istocie pod jej sercem tyle miłości, na ile naprawdę zasługiwało. Obiecała to sobie.
- Nie znam się na tym, ale ja nigdy nie czuję potrzeby dotykania swojego brzucha. No, chyba, że mnie cholernie boli. - zauważyła Eleanor, opierając się o framugę drzwi i przyglądając się brunetce.
- Nie wiem, o czym mówisz. - Mer odwróciła się do niej plecami i zaczęła udawać, iż szuka czegoś w szafce z kubkami. 
Padolsky poczuła jak Calder  weszła do kuchni i stanęła za nią. 
- Mer, ostatnio chodzisz jakbyś żyła w innym świecie i trudno jest do ciebie dotrzeć. - zauważyła szkolna sekretarka.
- Ciekawe, dlaczego. - mruknęła pod nosem dziewczyna - Eleanor, nie potrzebuję niańki.
- Najwyraźniej potrzebujesz, skoro od kilku dni zachowujesz się jak zombie.
- Kurde, mój chłopak jest oskarżony o coś, czego nie zrobił. Jakbyś się czuła na moim miejscu? - Margaret podniosła trochę głos, jednak natychmiast tego pożałowała i stanęła przodem do przyjaciółki, kładąc sobie dłoń na czole - Przepraszam cię, El. Po prostu kiepsko to znoszę.
- Jak każdy, Mer. - odpowiedziała spokojnie dziewczyna - Louis jest niewinny i to jest najważniejsze. Prędzej, czy później go wypuszczą.
- Wolałabym to wcześniej. - mruknęła do siebie recepcjonistka - Tylko świadomość tego, że jest.. tam - nie chciała użyć słowa 'więzienie' - Mnie boli. Czuję jakbym straciła cząstkę siebie, a najtrudniejsze jest to, że nie wiem jak go odzyskać.
- Nie myśl o tym. - Eleanor podeszła bliżej dziewczyny i przytuliła ją do siebie - Pomyśl o Louise. Codziennie się mnie wypytuje, dlaczego jest ci smutno, dlaczego się nie uśmiechasz. Powinnaś w takim momencie być silna, dla swojej córki.
Padolsky odetchnęła ciężko, wiedząc, iż Calder ma rację. Powinna odpuścić i w jakiś sposób poukładać sobie to wszystko. Wsparcie Eleanor bardzo jej pomagała przez to przebrnąć. Nigdy nie pomyślałaby, że była dziewczyna jej chłopaka, może być dla niej jak siostra.
- Chodźmy do nich. - piwnooka odsunęła się od przyjaciółki i wskazała na salon - Harry z Gemmą mają przywieść pizzę.
Margaret skinęła głową, mając nadzieję, iż humor się jej naprawdę poprawi.
Wieczór spędziła w towarzystwie przyjaciół. Rozmawiała z nimi, śmiała się i próbowała choć na chwilę zapomnieć o rzeczywistości. Jednak musiała odmówić sobie wina, jakie zaproponowała Eleanor, co wytłumaczyła tym, iż nie czuje się najlepiej. Gemma pozwoliła pomalować się Louise, a to skończyło się kolejną dawką śmiechu, wywołaną końcowym rezultatem. Jednogłośnie stwierdzono, że panna Styles lepiej wygląda z wielkimi, czerwonymi, rozmazanymi ustami, nadmierną ilością różu na policzkach i czarnymi powiekami. Oczywiście Harry nie zapomniał upamiętnić ten widok na swojej komórce, a znając życie, to zdjęcie będzie mu służyło jako karta przetargowa.
Padolsky po tym jak, przed 22 pożegnała się ze swoimi gośćmi, położyła córkę do snu i dwukrotnie sprawdziła, czy zamknęła drzwi na klucz. Wymieniła kilka esemesów z Perrie, która zapraszała ją na lunch, co brunetka przyjęła z entuzjazmem.
Dopiero, kiedy położyła się do łóżka, zgasiła nocną lampkę i okryła kołdrą, poczuła to, czego tak bardzo unikała przez cały wieczór. Tęsknotę, samotność i troskę. Nie potrafiła opisać tego, jak bardzo bała się o Louis'a i kilka razy przyłapała się na tym, iż pozwoliła pojedynczym łzom opuścić jej oczy.
Obudził ją dzwonek jej komórki. Kiedy tylko spojrzała na wyświetlacz, ujrzała imię swojego brata i nie zważając na to, która była godzina - odebrała.
- H-Halo? - jąkała się, gdy podniosła się do pozycji siedzącej i ziewnęła przeciągle.
- O 9 masz być pod głównym budynkiem więzienia. - powiadomił ją Robert - Załatwiłem ci dziesięć minut widzenia się z Louisem, ale tylko pod nadzorem ochroniarza.
- Będę gotowa. - natychmiast się ożywiła - Dziękuję ci.
- Nie gadaj, tylko się zbieraj. Masz godzinę. - po tych słowach, się rozłączył.
Z powodu, iż była sobota, Margaret nie musiała zawozić (bądź w tym wypadku dzwonić po Eleanor, by ta to zrobiła) Louise do szkoły, więc znalazła w kontaktach numer do Harry'ego i czekała. Kilkanaście sekund później, opowiedziała pokrótce mu wszystko to, co załatwił jej brat i poprosiła, by chłopak przyjechał zająć się ich córką, na co się zgodził. 
Mer, z uśmiechem na ustach, poszła do łazienki wykonań poranną toaletę i robiąc sobie delikatny makijaż, przy okazji czując jak żołądek robi jej fikołki. Wbiegła do sypialni i zaczęła szperać w szafie, aby potem znaleźć czarną  koszulkę z długim rękawem i ciemne jeansy. Przebrała się w mgnieniu oka i szybko poszła do przedpokoju, aby założyć na stopy czarne botki na płaskiej podeszwie. Szyję owinęła bordowym szalikiem, po czym pobiegła do kuchni, aby chwycić w locie bułeczkę drożdżową, którą przyniósł Niall z Pepper Mint. Mer zajrzała jeszcze do pokoju Louise, ale kiedy zauważyła, iż dziewczynka śpi, postanowiła jej nie budzić, tylko przymknąć drzwi i przejść do przedpokoju, gdzie zamierzała poczekać na Harry'ego.
Tak jak się umówili, chłopak przyszedł dwadzieścia minut przed dziewiątą, a Margaret, ku jego zdziwionej minie, wybiegła z mieszkania, zakładając w locie płaszcz i skierowała się schodami przed swoją kamienicę.
Kwadrans później, czekała aż policjant wpuści ją do sali spotkań. Na szczęście, Robertowi udało się załatwić tę w oddzielnym pokoju, co poniekąd ułatwiało sprawę. Po przejściu tych wszystkich kontroli i pytań, zadanych przez jakiegoś mężczyznę, pozwolono Mer na wejście, w towarzystwie ochroniarza o blond włosach, wejść do pomieszczenia, w którym czekała na piłkarza.
Pięć minut siedziała bezczynnie na twardym krześle i rozglądała się po niebieskich ścianach salki, gdzie nie było ani jednego okna, tylko sztuczne oświetlenie. Po chwili usłyszała dźwięk otwieranych drzwi i odwróciła głowę w stronę wejścia. Natychmiast wstała z miejsca i po kilku sekundach znalazła się przy swoim chłopaku. Kiedy poczuła jego dłonie, obejmujące ją w talii, zaszlochała cicho. 
Mimo tego, iż piłkarz był tam od tygodnia, Mer czuła jego zapach. Nie pachniał perfumami, ale sobą, tak louisowo. 
- Tęskniłam za tobą. - szepnęła mu do ucha, bardziej wtulając się w zagłębienie jego szyi.
- Ja za tobą też. - mruknął cicho szatyn, próbując być silny.
Padolsky niechętnie odsunęła się od swojego chłopaka, ale tylko po to, żeby mu się przyjrzeć. I zaraz pożałowała swojej decyzji. Louis wyglądał na wyczerpanego;  miał wory pod oczami, a jego zawsze piękny uśmiech, gdzieś zniknął. Miał kilkudniowy zarost i zmęczone spojrzenie, a jego włosy były w jeszcze gorszym nieładzie niż bywało to zwykle. Chociaż Mer widziała w jego oczach szczęśliwe iskierki, jednak przypuszczała, iż mogły być one tylko chwilowe; z pewnością nie towarzyszyły mu one przez cały czas. Louis był ubrany w granatowy kombinezon, a pod nim, recepcjonistka widziała białą koszulkę.
Oboje zajęli krzesła, na przeciwko siebie, a wraz z tym, nie potrafili oderwać od siebie wzroku. Dopiero Mer złamała ich kontakt, kiedy zerknęła na swoje dłonie, leżące na stoliku.
- Prawnik mówił, że trafiłaś do szpitala w zeszłym tygodniu. - zaczął niepewnie Louis, jakby obawiał się reakcji swojej dziewczyny.
- Tak, ale to nic poważnego. - odpowiedziała szybko Margaret - Byłam wycieńczona.
- Nikogo nie zabiera karetka z domu, z powodu wycieńczenia, Mer. - zauważył szatyn, a jego głos był bardzo poważny. Padolsky była zaskoczona tym, że nawet w takim miejscu potrafił nawiązać z nią jakąś w miarę normalną rozmowę.
- Lou, proszę, nie mówmy o tym. - odparła cicho brunetka, a piłkarz skinął jej niepewnie głową. Po kilku sekundach ciszy, Margaret ponownie przemówiła - Pogodziłam się z Perrie.
- To dobrze. - wymusił na swoich ustach uśmiech, co nie uszło uwadze jego dziewczyny - Gdybym tylko mógł, też bym to zrobił. - mruknął.
- Już niedługo. - szepnęła brunetka, nie do końca wiedząc, co mówi - Obiecuję ci, że cię stąd wyciągniemy, Lou. Jesteś niewinny.
Szatyn położył swoje dłonie na jej, a ich wzrok znowu się skrzyżował.
- Prokuratura ma inne zdanie. - powiedział cicho chłopak, tak, by ochroniarz ich nie usłyszał - Każdy sądzi, że jestem winny. Nie wierzą mi nawet jak mówię o tym, że  ktoś mnie wrabia.
- Uwierzą jak Eleanor złoży swoje zeznania. 
- A co one dadzą? Przecież nie ma nic wspólnego z moją sprawą. - Louis zmarszczył brwi tak, iż między nimi pojawiła się drobna zmarszczka.
- Zaufaj mi, Robert z Blair sprawdzają to pod każdym kątem, a prawnik im pomaga. Chcą zbadać sprawę i pokazać przed sądem, że cię ktoś wrabia.
Odpowiedzią piłkarza był tylko delikatny uśmiech. Jednak zniknął on tak szybko jak u jego boku pojawił się ochroniarz, informując, iż spotkanie dobiegło już końca. 
Margaret natychmiast wstała i podeszła do swojego chłopaka, obejmując go i całując w policzek. Mężczyzna pilnujący Tomlinson'a zrobił kilka kroków w stronę drzwi, aby dać spokojnie im się pożegnać.
- Kocham cię. - szepnęła brunetka.
- Ja ciebie bardziej. - uśmiechnął się piłkarz, przelotnie całując ją w usta. Oboje doskonale wiedzieli, iż nie mogą pozwolić sobie na coś więcej.
Kiedy odsunęli się od siebie, blondyn chwycił szatyna za ramię i pociągnął w stronę wyjścia. Mer przez chwilę biła się z myślami, czy powiedzieć swojemu chłopakowi o dziecku, czy nie. 
- Louis! - krzyknęła jeszcze za nim, a mężczyzna wraz z więźniem, zatrzymali się w progu, jednak zaraz potem ruszyli dalej. Chłopak oglądał się za Margaret, a ta wstała z krzesła i pobiegła za nimi, na tyle, na ile pozwoliła jej krata, za którą zniknęli. - Louis, jestem w ciąży! Będziemy mieli dziecko!
Padolsky nie miała pojęcia, dlaczego się przy tych słowach rozpłakała, ale była szczęśliwa, że to powiedziała. Nie była w stanie wyłapać tego, w jaki sposób zareagował na jej wypowiedź Louis, mogła się tylko domyślać.
Ze łzami w oczach opuściła salę, w której chwilę temu spędziła najkrótsze dziesięć minut swojego życia. Marzyła o tym, aby ktoś wybudził ją w końcu z tego koszmaru.

7 komentarzy:

  1. Awwwwww *-* ta końcówka taka słodka

    OdpowiedzUsuń
  2. Ta końcówka jest najlepsza na świecie <3
    Faktycznie nie spodziewałam się, że tak szybko coś dodać, ale to miłe zaskoczenie :)
    Podoba mi się pomysł pokazania świata Lanielle i mam nadzieje, że to zrealizujesz. Postawa El i Niall'a też godna podziwu. Zresztą myślę, że Mer nie jest za dobrą aktorką, i prawda szybko wyjdzie na jaw.
    Przez cały czas zastanawiam się do czego dąży Bennett. Chce ich wszystkich pozabijać, wsadzić do więzienia czy co? Bo na razie to przypomina podrasowaną zabawę w kotka i myszkę...
    Cóż, rozdział świetny, oby wena Cię nie opuściła :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak się cieszę, że się spotkali chociaż na chwilę!! Ufff :) Trzymam kciuki za Louisa! :)
    I ten rozdział był bardzo przyjemną niespodzianką! :)))

    OdpowiedzUsuń
  4. Jezu. Co sie tu dzieje.
    Zatluklabym tego Benetta na kwasne jablko.
    A biedna Mer i Lou.
    Ciekawe jak Lou to przyjal.
    Mam nadzieje, ze Rob i Blair jakos pomoga Louisowi i go jakos wyciagna z wiezienia.
    Najwazniejsze, ze Mer ma oparcie w El, Niallu i Perrie <3
    @TheAsiaShow_xx

    OdpowiedzUsuń
  5. Boże końcówka rozdziału była taka cudowna... :') Cieszę się, że Mer mu powiedziała i mam cichą nadzieje, że w kolejnym rozdziale pokażesz nam jak Louis przyjął tę informację.
    Tak mi ich było szkoda.. Boże.. Opis wycieńczonego Louisa i samotnej Mer.. Aż mi się tak smutno zrobiło.. Cudownie to wszystko opisałaś. Te emocje.. Po prostu były wszędzie.
    Dobrze, że chociaż Mer ma wokół siebie przyjaciół, bo na prawdę by zwariowała.. Jednak wszystko wraca w pustej sypialni. To takie smutne... ;c
    Liczę ogromnie na to, że Rob i Blair zdziałają wszystko co w ich mocy i go stamtąd wyciągną... Zrobią to prawda.... MUSZĄ!!!!
    Czekam z niecierpliwością na Twoje kolejne pomysły! <333

    OdpowiedzUsuń
  6. hej hej :)

    straaasznie przygnębiający rozdział, choć oczywiście wiesz ze to nie znaczy że jest zły, bo est świetny, ale chodzi o atmosferę... atmosferę która mnie przytlacza :/ przżywam to ze Lou jest w areszcie, jeszcze bardziej zabolało mnie to kiedy czytałam o tym jak Tomlinson wyglądał po tygodniu w tamtym miejscu :( tak cholernie smutne! :'( ja wiem że to tylko ff ale boj się że jeszcze przed Loumer'em dlugi czas zanim wsyzstko wróci do normy :/ nie wiem nie bede się bawić w wróżke i cierpliwie bede czekala na twoje rozwiązanie tej sprawy ale i tak się boję ;-; jakies dowody, cokolwiek żeby tylko uniewinnić Lou, proszeee! ;-;

    nie wiem co mam jeszcz napisać w tej grobowej atmosferze, jeszcze w tle mi leci Coma - Lion co przygnębia mnie ta muzyka a nie sam tekst... ugh :/
    czekam na nexta
    @WTuszynska

    OdpowiedzUsuń
  7. AW , biedny Lou :( mam nadzieję że Rob złapie tego debila ;)
    Mer :( serduszko mnie boli jak nie ma przy niej Lou :(
    Wyjdzie jak najszybciej, wierzę w to :)
    czekam na następny ;) //@flayalive xxxx

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy