AUTORKA: Może być tak, że początek może nie pasować do reszty, ale jakoś tak napisałam go pod jakimś takim dziwnym przypływem takiej pewności siebie.? Tak myślę.
Dziękuję z całego serca za komentarze pod poprzednim rozdziałem. Naprawdę, nie zdajecie sobie sprawy z tego jak bardzie mnie cieszy to, iż ktokolwiek czyta to ff i się podoba. Tworząc je, nie czułam się faktycznie go pewna, ale wy zmieniłyście moje zdanie. Dziękuję <3
Ach, życzę wam szczęśliwego Nowego Roku! Mam nadzieję, że spełnią się wasze postanowienia/marzenia noworoczne i z wielkim hukiem powitacie 2014. Ja za pewne będę siedzieć w domu z przyjaciółką i Picolo (haha, czyżby?), no i oczywiście wiecznie online na twitterze będę!
W tym roku bez śniegu, ale zawsze to jakiś Sylwester, prawda?
Tak więc Happy New Year, życzę wam ja - od 3 dni - osiemnastolatka z wielooooma postanowieniami i niemalże zerowymi rokowaniami na to, by się one sprawdziły. :)xx
Dziękuję z całego serca za komentarze pod poprzednim rozdziałem. Naprawdę, nie zdajecie sobie sprawy z tego jak bardzie mnie cieszy to, iż ktokolwiek czyta to ff i się podoba. Tworząc je, nie czułam się faktycznie go pewna, ale wy zmieniłyście moje zdanie. Dziękuję <3
Ach, życzę wam szczęśliwego Nowego Roku! Mam nadzieję, że spełnią się wasze postanowienia/marzenia noworoczne i z wielkim hukiem powitacie 2014. Ja za pewne będę siedzieć w domu z przyjaciółką i Picolo (haha, czyżby?), no i oczywiście wiecznie online na twitterze będę!
W tym roku bez śniegu, ale zawsze to jakiś Sylwester, prawda?
Tak więc Happy New Year, życzę wam ja - od 3 dni - osiemnastolatka z wielooooma postanowieniami i niemalże zerowymi rokowaniami na to, by się one sprawdziły. :)xx
Londyn, 2013
W szkole przygotowują cię do egzaminów. Pierwiastki, potęgi, ciągi, logarytmy, kombinatoryka, związki chemiczne, obliczanie siły, pracy, mocy, czy innych "ważnych" terminów. Nabywasz umiejętności, wiedzę, która ma ci być potrzebna w dorosłym życiu, a im lepiej ją przyswoisz - tym więcej osiągniesz. Tylko, czy wkuwanie do późnej nocy, zdawanie sprawdzianów na piątki, czy też sumienne odrabianie prac domowych pomoże ci w rozszyfrowaniu tego, co czuje inny człowiek? Czy wykształci twój charakter na tyle, iż będziesz nieugięty w jakiś negocjacjach? Racja, inni się o tym uczą, ale już w szkole wyższej. Co ci po liceum?
Gdybyś postawił się w sytuacji jednego z moich bohaterów, stanął przed sytuacją, w której dziewczyna, będąca jednocześnie bliską mu osobą, zostanie skrzywdzona na tyle, by obawiać się wyjść z domu choćby na pięć minut? Potrafiłbyś ją pocieszyć, wiedząc o tym, co przeszła? Że jeden wieczór zmienił jej życie w piekło? Umiałbyś tak dobierać słowa, żeby nie zranić jej choćby najkrótszym wyrazem, czy też gestem? Co daje ci nauka w szkole? Czego cię uczą, skoro nie potrafisz z taką łatwością poradzić sobie ze złamaną duszą przyjaciela? Przecież umiesz obliczyć kąt padania cienia jakiegoś tam drzewa, a nie wiesz, w jaki sposób rozmawiać ze zgwałconą dziewczyną?
Możesz się ze mną kłócić, że nauczono cię etyki, czy czego tam tylko chcesz, ale, czy z taką łatwością, z jaką znajdujesz argumenty, by wyrazić swoją niechęć do mojej teorii, będziesz umiał ocenić, kiedy twój najbliższy przyjaciel popadnie w depresję albo będzie na skraju załamania nerwowego? Albo, kiedy jego mózg przestanie rozsądnie myśleć i jedynym wyjściem będzie samobójstwo? Pomyślałeś o tym? Przecież szkoła nas uczy i wszystko będzie nam potrzebne w dorosłym życiu!
Zapamiętaj jednak, że czasami ludzie okłamują innych. Zapamiętaj, że niekiedy kłamstwo jest najlepszym wyjściem ze wszystkiego. Zapamiętaj, że są chwile, gdy musisz kogoś oszukać, by przeżyć. Proszę cię tylko o jedno: zastanów się, czy potrafiłbyś pomóc takiej Eleanor Calder? Czy potrafiłbyś przebywać w jej towarzystwie bez niezręcznej ciszy?
Od kilku dni Niall chodził jak zahipnotyzowany. Choćby najmniejszy ruch sprawiał, że serce zaczynało mu szybciej bić, a przed oczami stawał mu obraz zmaltretowanej Eleanor. Ile razy powtarzałby sobie, że to już minęło; ile razy próbowałby wymazać z pamięci krew spływającą po policzkach brunetki; jej łzy, płacz - wszystko do niego wracało. Nie dość, że nie potrafił poradzić sobie z tymi scenami, to na dodatek złego nie dostawał od niej żadnych wiadomości. Jedynym źródłem, które dostarczał mu jakiekolwiek informacje był Louis. Szatyn naprawdę zaangażował się w to wszystko. Niall, czasami nawet zastanawiał się, co kierowało jego przyjacielem, ale natychmiast zdawał sobie sprawę z tego, iż piłkarza łączy jakaś więź z Calder; najpewniej nie miłość. Po prostu opiekował się młodszą przyjaciółką, a kochał Margaret. Właściwie, to Horan bardzo polubił tę dziewczynę. Stała się dla niego równie ważna, co inni przyjaciele. Sam też ją za taką uważał. Mała Louise także podbiła jego serce. Mimo tego, że strasznie przypominała mu Harry'ego, doskonale spędzało mu się z nią czas.
W szkole przygotowują cię do egzaminów. Pierwiastki, potęgi, ciągi, logarytmy, kombinatoryka, związki chemiczne, obliczanie siły, pracy, mocy, czy innych "ważnych" terminów. Nabywasz umiejętności, wiedzę, która ma ci być potrzebna w dorosłym życiu, a im lepiej ją przyswoisz - tym więcej osiągniesz. Tylko, czy wkuwanie do późnej nocy, zdawanie sprawdzianów na piątki, czy też sumienne odrabianie prac domowych pomoże ci w rozszyfrowaniu tego, co czuje inny człowiek? Czy wykształci twój charakter na tyle, iż będziesz nieugięty w jakiś negocjacjach? Racja, inni się o tym uczą, ale już w szkole wyższej. Co ci po liceum?
Gdybyś postawił się w sytuacji jednego z moich bohaterów, stanął przed sytuacją, w której dziewczyna, będąca jednocześnie bliską mu osobą, zostanie skrzywdzona na tyle, by obawiać się wyjść z domu choćby na pięć minut? Potrafiłbyś ją pocieszyć, wiedząc o tym, co przeszła? Że jeden wieczór zmienił jej życie w piekło? Umiałbyś tak dobierać słowa, żeby nie zranić jej choćby najkrótszym wyrazem, czy też gestem? Co daje ci nauka w szkole? Czego cię uczą, skoro nie potrafisz z taką łatwością poradzić sobie ze złamaną duszą przyjaciela? Przecież umiesz obliczyć kąt padania cienia jakiegoś tam drzewa, a nie wiesz, w jaki sposób rozmawiać ze zgwałconą dziewczyną?
Możesz się ze mną kłócić, że nauczono cię etyki, czy czego tam tylko chcesz, ale, czy z taką łatwością, z jaką znajdujesz argumenty, by wyrazić swoją niechęć do mojej teorii, będziesz umiał ocenić, kiedy twój najbliższy przyjaciel popadnie w depresję albo będzie na skraju załamania nerwowego? Albo, kiedy jego mózg przestanie rozsądnie myśleć i jedynym wyjściem będzie samobójstwo? Pomyślałeś o tym? Przecież szkoła nas uczy i wszystko będzie nam potrzebne w dorosłym życiu!
Zapamiętaj jednak, że czasami ludzie okłamują innych. Zapamiętaj, że niekiedy kłamstwo jest najlepszym wyjściem ze wszystkiego. Zapamiętaj, że są chwile, gdy musisz kogoś oszukać, by przeżyć. Proszę cię tylko o jedno: zastanów się, czy potrafiłbyś pomóc takiej Eleanor Calder? Czy potrafiłbyś przebywać w jej towarzystwie bez niezręcznej ciszy?
Od kilku dni Niall chodził jak zahipnotyzowany. Choćby najmniejszy ruch sprawiał, że serce zaczynało mu szybciej bić, a przed oczami stawał mu obraz zmaltretowanej Eleanor. Ile razy powtarzałby sobie, że to już minęło; ile razy próbowałby wymazać z pamięci krew spływającą po policzkach brunetki; jej łzy, płacz - wszystko do niego wracało. Nie dość, że nie potrafił poradzić sobie z tymi scenami, to na dodatek złego nie dostawał od niej żadnych wiadomości. Jedynym źródłem, które dostarczał mu jakiekolwiek informacje był Louis. Szatyn naprawdę zaangażował się w to wszystko. Niall, czasami nawet zastanawiał się, co kierowało jego przyjacielem, ale natychmiast zdawał sobie sprawę z tego, iż piłkarza łączy jakaś więź z Calder; najpewniej nie miłość. Po prostu opiekował się młodszą przyjaciółką, a kochał Margaret. Właściwie, to Horan bardzo polubił tę dziewczynę. Stała się dla niego równie ważna, co inni przyjaciele. Sam też ją za taką uważał. Mała Louise także podbiła jego serce. Mimo tego, że strasznie przypominała mu Harry'ego, doskonale spędzało mu się z nią czas.
Zimny i mocny wiatr już od trzech dni nie chciał opuścić stolicy Anglii. Narobił wielu szkód, jednak żadnych poważnych uszczerbków na życiu londyńczyków. Jak zawsze, odpowiednie służby poradziły sobie ze skutkami upartego żywiołu. Niall lubił spędzać takie dnie, jak ten, z daleka od zawieruch, nie tylko wywołanych przez pogodę, ale także tych sklepowych. Nadchodziły święta, więc co drugi mieszkaniec miasta chodził po galeriach, w poszukiwaniu odpowiedniego prezentu dla swoich bliskich. Horan lubił ten okres świąteczny, jednak było coś, co nie dawało mu spokoju. Raczej ktoś.
Sprawa Eleanor nie chciała opuścić jego głowy. W tych momentach, nie chodziło o to, co się wydarzyło w ten okropny dla niej wieczór, tylko o coś innego. Niall poczuł, że musi ją odwiedzić, mimo odmowy ze strony psycholożki Calder, o czym poinformował go Louis.
Irlandczyk stał za ladą, wydając resztę jednemu z klientów. Obdarował go uśmiechem i rozejrzał się po lokalu. Pepper Mint przeszło metamorfozę za sprawą Perrie, oczywiście. Dziewczyna sprawiła, że kawiarnia poczuła tę magię świąt. Na każdym stoliku postawiła serwetki z nadrukowanym, świątecznym logo PM w towarzystwie wesołego bałwana, dodatkowo stawiając bordowe świeczki ze złotym brokatem, otoczone prawdziwymi, drobnymi gałązkami choinki. Coś w rodzaju małego stroika. Dodatkowo, na przodzie lady wisiały żółte lampki, które owinięte były wokół czerwono-złotego łańcucha. W rogu lokalu stała sztuczna choinka, jeszcze całkowicie nie ubrana, ponieważ to zawsze robili klienci Pepper Mint. Edwards wymyśliła, że to właśnie goście będą przynosić ozdoby świąteczne i ubiorą choinkę. Chociaż zaznaczyła, że jeśli ten pomysł się nie powiedzie - to oczywiście wynajdzie jakieś stare bombki, czy plastkowe śnieżynki ze strychu, jednak nie było to potrzebne. Świąteczne drzewko przyozdobione było w papierowe, małe choineczki, czy styropianowe bombki, które wykonały dzieci i dostarczyły do PM. Niall'owi bardzo sposobał się nowy wystrój choinki. Stwierdził, że dodawała ona uroku całemu lokalowi i nie była taka na pokaz, lecz od serca. Poza drzewkiem świątecznym, Perrie z pomocą blondyna powiesiła lampki na witrynie sklepowej, o ile tak można nazwać wielką szybę z widokiem na wnętrze kawiarni. Oczywiście szyba była na tyle ciemna, by tylko goście widzieli przechodniów, a oni ich nie (dopiero po dłuższym przyjrzeniu się i całkowitym zbliżeniu do okna).
Edwards uśmiechnęła się ciepło do swojego szefa, stawiając gwiazdę betlejemską na ladzie. Dziewczyna naprawdę lubiła święta, a ozdabianie jej miejsca pracy wcale nie sprawiało, że czuła się gorsza. Otóż, wręcz przeciwnie. Przyczyniła się do świątecznej nutki magii w kawiarni.
- Świetna robota, Perrie. Dziękuję ci. - Horan odwzajemnił uśmiech, choć całkowicie nie wiedział, w jaki sposób powinien jej podziękować.
- Nie masz za co, Niall. Naprawdę teraz Pepper Mint wygląda o wiele lepiej. - stwierdziła szczerze blondynka.
- Takiego pracownika to ze świecą szukać, Pezz. - odparł Niall - Przychodzisz praktycznie wtedy, kiedy cię o to proszę - zaczął wyliczać na palcach - zostajesz do późna, by zamknąć lokal, prawie sama ozdobiłaś to miejsce, klienci cię uwielbiają... Naprawdę jesteś wielka.
Przemowa Horan'a sprawiła, iż policzki dziewczyny zapłonęły.
- Dlatego mam dla ciebie pewną propozycję. - ponownie blondyn zabrał głos - Od stycznia przychodzi praktykant, którego trzeba będzie wprowadzić we wszystkie zasady i obowiązki, a sam sobie z tym nie poradzę. Potrzebuję kogoś na wzór... asystentki. - powiedział powoli - Pracujesz tutaj już około rok, prawda? - Perrie skinęła głową - Chciałabyś awansować na menadżerkę Pepper Mint?
Błękitne oczy Edwards rozszerzyły się do granic możliwości. Była zaskoczona propozycją jej szefa. Jakby na to nie spojrzeć, to wypełniała swoje obowiązki. Nie robiła praktycznie niczego, co pomogłoby mu podjąć taką decyzję.
- Oczywiście wszelkie formalności zostaw mnie. Zostaje tylko kwestia tego, czy się zgadzasz.
- Nie spodziewałam się tego, Niall. - uśmiechnęła się do niego ciepło dziewczyna - Musiałabym być skończoną idiotką, by odmówić takiego stanowiska!
Usta Irlandczyka uniosły się ku górze. Pierwszy raz od długiego czasu uśmiechnął się szczerze, dzięki swojej pracownicy.
- Cieszę się. Jesteś moim największym skarbem, Pezz. - zażartował blondyn.
- Ciekawy dobór słów, szefie. - zaśmiała się Edwards.
- Taa - mruknął Niall, drapiąc się po karku - Słuchaj, muszę wyjść na dwie lub trzy godziny. Poradzisz sobie?
- Jasne.
- Dzięki. - Horan zniknął w swoim gabinecie, po czym wyszedł z niego ubrany w kurtkę. Podszedł do Perrie i pocałował ją w policzek - Serio, gdyby nie ty, PM już dawno przestałoby istnieć.
- Jeśli nie przestaniesz mi tak słodzić, to resztę ozdób sam sobie będziesz wieszał. - odpyskowała w jego stronę blondynka.
Niall nie przestawał się uśmiechać.
- Patrzcie to na nią. Od trzech minut jest menadżerką, a już mnie szantażuje. - mruknął pod nosem blondyn, a napotykając błękitne tęczówki Brytyjki, zrezygnował z dalszej rozmowy - Do zobaczenia.
Nie usłyszał już pożegnania ze strony Perrie, ponieważ opuścił swój lokal. Dając jej awans, chciał ją jakoś wspomóc. Nie było to bowiem tylko i wyłącznie jego współczucie z jego strony do sytuacji, w jakiej znajdowała się Edwards. Poniekąd orientował się, ile musi zarabiać jej narzeczony, a dotychczasowa pensja blondynki także nie była wysoka, więc w czasie nadchodzących świąt, Niall postanowił (fakt, że w kilka minut podjął tę decyzję), iż Perrie będzie menadżerką PM.
W drodze do mieszkania Margaret, Niall zaszedł do sklepu spożywczego, aby zakupić w nim czekoladę dla Louise oraz bombonierkę dla Eleanor. Dla Mer wybrał czerwone wino.
Nim jednak dotarł do Padolsky, postanowił do niej zatelefonować, aby nie wyjść na kogoś, kto się wprasza bez wiedzy. Wyjął telefon z kieszeni swoich spodni, przenosząc reklamówkę z zakupami do drugiej ręki i znalazł numer do brunetki.
- Hej, Niall. - usłyszał po drugiej stronie.
- Cześć, Mer. Jesteś w domu? To znaczy, chciałbym wpaść na chwilę, sprawdzić, co u Eleanor. Jeśli ci to nie przeszkadza.
- Żartujesz sobie? Zawsze jesteś u mnie mile widziany, Niall. - odpowiedziała na jego dość chaotyczną wypowiedź - Powiedz tylko, za ile będziesz.
- Do 10 minut, tak myślę. - odparł blondyn, kierując się powoli w stronę ulicy, na której znajdowało się mieszkanie Padolsky.
- Okej, to do zobaczenia. - Horan powiedział krótkie "pa" i się rozłączył.
Cieszył się tym, że Margaret tak pozytywnie przyjęła jego chęć odwiedzenia jej, czy też Calder, na jedno wychodziło.
Dokładnie o 14, Niall stanął przed drzwiami od mieszkania Mer i zapukał. Otworzyła mu Padolsky ubrana w białą, elegancką koszulkę oraz czarne jeansy i zaprosiła go do środka. Horan doszedł do wniosku, iż brunetka musiała właśnie wrócić z pracy, ponieważ była ubrana bardzo szykownie.
Chłopak wręczył dziewczynie butelkę wina, którą przyjęła z uśmiechem, choć zaznaczyła, że nie musi niczego kupować, kiedy przychodzi do niej w odwiedziny.
- Jak w pracy? - zapytał blondyn, gdy powiesił swoją kurtkę na wieszaku w przedpokoju.
- Dobrze. Mamy teraz urywanie głowy, bo jakiś biznesman zrezygnował z rezerwacji, a miał wynająć pokój do końca tego roku.. z resztą, nie ważne. Opowiadaj lepiej, co tam u ciebie? - uśmiechnęła się do niego Mer, stawiając wodę na herbatę.
Niall położył czekoladę na wysepce, przy której się znajdowali.
- Świątecznie. - odwzajemnił uśmiech - Pepper Mint przeszło metamorfozę, więc wiesz. - wzruszył ramionami, po czym wskazał na słodycz. - Dasz Louise ode mnie?
- Ach, to będę musiała zajrzeć tam w najbliższym czasie. - Mer naprawdę lubiła rozmowy z tym chłopakiem - Okej.
- A co z El? - Niall ściszył głos, aby tylko brunetka mogła go usłyszeć. Wiedział, że nie powinien tak się zachować, jednak wolał wiedzieć, co się dzieje, zanim palnie coś głupiego.
Margaret postawiła na wysepce trzy kubki, po czym wrzuciła tam herbatę.
- Z dnia na dzień trochę lepiej, ale i tak zmiana jest ledwo widoczna. - odpowiedziała recepcjonistka - Nie jest już taka zamknięta w sobie. Nie wiem, może ta terapia jej pomaga albo to, że zgłosiła to na policję.
- Zrobiła to? - Padolsky, w odpowiedzi na jego pytanie skinęła głową - To już duży sukces, tak myślę. - Niall zmarszczył czoło.
- Wiesz - Mer zalała herbatę gorącą wodą - rozmawiałam z nią o tym, zanim podjęła decyzję. Nie było łatwo, bo nie ufała mi w stu procentach, chyba.. Sama nie wiem.
- Bardzo dużo dla niej zrobiłaś, Mer. - zauważył Irlandczyk - Przyjęłaś ją do siebie, pomagasz jej i wspierasz. I nie przeszkadza ci to, że kiedyś była dziewczyną Louis'a. Masz wielkie serce.
Padolsky uśmiechnęła się ciepło do blondyna, po czym posłodziła trochę herbatę.
- Po prostu nie oceniam ludzi, Niall. - podała mu czerwony kubek, a gdy chłopak objął go dłońmi, przesunęła w jego stronę ten zielony - Chodź.
Przeszli przez korytarzyk, a gdy znaleźli się przy białych drzwiach, Mer zapukała w nie. Usłyszeli ciche "proszę", więc brunetka złapała za klamkę i weszli do środka.
- Eleanor, masz gościa. - Margaret uśmiechnęła się do brunetki.
Calder siedziała, po turecku, na swoim tymczasowym łóżku z książką przed sobą. Gdy usłyszała słowa Padolsky, uniosła swój wzrok i ujrzała przed sobą drobną sylwetkę Mer oraz trochę wyższego od niej blondyna z chaotycznie ułożoną fryzurą i błękitnymi oczami, które wpatrywały się w nią z zaciekawieniem. Powinna poczuć pewnego rodzaju niepokój, jednak nic takiego nie nastąpiło. Uśmiechnęła się delikatnie do swojego gościa.
- Zostawię was. - Margaret opuściła pomieszczenie.
Przez chwilę, po wyjściu Padolsky, panowała niezręczna cisza. Niezręczna dla Irlandczyka, ponieważ Eleanor wcale nie odczuwała jej w ten sposób. Lubiła ciszę.
- Hej. - blondyn uśmiechnął się delikatnie do brunetki - Przyniosłem ci herbatę. - podszedł do niej i podał jej zielony kubek, który przyjęła z pewnym wahaniem. Tym razem sama siebie nie rozumiała. Przecież nie bała się Niall'a. A może?
- Dziękuję. - odpowiedziała cicho dziewczyna, zatapiając usta w gorącym napoju, który rozlewając się po jej gardle, rozgrzał ją od środka. - Usiądź.
Eleanor sama nie wiedziała, dlaczego to powiedziała. Słowa same cisnęły się jej na usta. Zwłaszcza w towarzystwie Niall'a. Horan zrobił tak jak powiedziała jego towarzyszka i przysiadł na krańcu łóżka, utrzymując pewną odległość między nimi, za co El była mu w duchu wdzięczna.
- Jak się trzymasz? - zapytał blondyn, starając się brzmieć pewnie i nie okazywać żadnego wahania.
- Jest lepiej. - bąknęła dziewczyna - Co u ciebie?
- Po staremu. - odpowiedział, zerkając na nią kątem oka. Naprawdę nie mógł uwierzyć, że ta cudowna osoba mogła przejść takie piekło. Jej piwne tęczówki patrzyły na niego z nieukrywanym zaskoczeniem. - Słyszałem, że zgłosiłaś gwałt policji.
Tylko to jedno słowo wystarczyło, by te cudowne tęczówki wyłączyły całkowicie dostęp do siebie. Eleanor spuściła głowę, przymykając oczy i oddychając szybko. Starała się unormować swój oddech, jednak nie potrafiła. Niall siedział w miejscu i analizował to, co powiedział. Zrobiło mu się strasznie głupio.
- Cholera, El. Przepraszam, nie chciałem... - chciał dotknąć jej ramienia, by jakoś ją podnieść na duchu, jednak zrezygnował z tego pomysłu w ostatniej chwili. Czytał sporo artykułów na temat gwałtów i wszystkie ich ofiary relacjonowały, że bały się dotyku chłopaka po tym, co im się stało. - Przepraszam. - wyszeptał ze skruchą blondyn.
Calder pociągnęła nosem, po czym podniosła głowę do góry, aby móc spojrzeć w przerażone tęczówki swojego towarzysza.
- To ja cię przepraszam, Niall. - szepnęła - Nadal nie mogę poradzić sobie z reakcjami na pewne słowa.
Horan uśmiechnął się ciepło, co brunetka postarała się odwzajemnić.
- Ja nie powinienem był tego mówić wprost. Wybacz. - mruknął jeszcze chłopak, zanim Eleanor wysunęła swoją dłoń w jego stronę i dotknęła jego ręki. Niall poczuł przyjemny dreszcz, który przeszedł go od miejsca, w którym czuł dotyk dziewczyny aż do kręgosłupa.
- W porządku. - tym razem głos Calder był nieco pewniejszy siebie.
Jednak nie dane było Niall'owi zbyt długo napawać się dotykiem Eleanor, ponieważ cofnęła swoją dłoń i spuściła wzrok.
- Brat Mer przyjechał tu wczoraj i rozmawiałam z nim. - odpowiedziała na zadane wcześniej pytanie Niall'a. - Powiedział, że zrobi wszystko, by... - zamilkła na chwilę, po czym kontynuowała - ... trafił do więzienia.
- Cieszę się, że to zrobiłaś, El. - odparł cicho blondyn - Wiesz, że nie zostawimy cię z tym samej, prawda? - dziewczyna powoli skinęła głową - Och, zapomniałbym! Zaczekaj.
Niall zerwał się z miejsca i wyszedł z jej pokoju, po czym, po dosłownie dwudziestu sekundach wrócił z granatowym opakowaniem bombonierki.
- Dla ciebie. - wręczył jej kwadratowe pudełeczko.
Eleanor wzięła to od niego, po czym uśmiechnęła się.
- Nie musiałeś, Niall. Naprawdę.
- Ale chciałem. - odpowiedział chłopak.
Margaret odebrała telefon od swojego brata, który nalegał, aby się spotkali. Dziewczyna nie mogła mu odmówić. W końcu byli rodzeństwem. Fakt, nie rozmawiali ze sobą zbyt często, jednak to wcale nie oznaczało, iż miałaby nie odnowić z nim kontaktów, zwłaszcza, że chciała, aby bliżej poznał jej córkę.
Swoją elegancką koszulkę zamieniła na czerwony sweterek, a zamiast szpilek założyła brązowe botki na płaskiej podeszwie. Owinęła szary szalik wokół szyi, na ramiona ubrała swój płaszcz i chwyciła kluczyki od swojego Mini Cooper'a. Jednak w momencie, kiedy chciała wyjść z domu, przypomniała sobie, że powinna jakoś powiadomić Eleanor o tym, iż wychodzi, więc poszła do jej pokoju. Nim weszła, zapukała, a gdy usłyszała ciche "proszę", otworzyła drzwi. Ujrzała dwójkę, uśmiechniętych przyjaciół, którzy wyglądali na naprawdę szczęśliwych. I gdyby nie to, iż Mer znała historię Calder, powiedziałaby, że dziewczyna ma idealne życie.
- Jadę po Louise do szkoły.. Powinnam wrócić za godzinę lub dwie. - powiedziała, patrząc w piwne tęczówki Eleanor. Nie widziała w nich zagubienia, tylko coś na wzór... radości - Niall... - zwróciła się do blondyna, jednak gdy ujrzała jak jego ciało spada z łóżka, z powodu śmiechu, ponownie spojrzała na brunetkę - El, zajmiesz się Niall'em?
Jej uwaga sprawiła, iż usta ekspedientki rozszerzyły się w uśmiechu.
- Oczywiście, Mer. - zachichotała brunetka - Postaram się.
- Dzięki. Trzymajcie się. - Padolsky wolała się zmyć niż być świadkiem jeszcze gorszych wygłupów Horan'a. Choć przypuszczała, że Niall robi to specjalnie, aby rozbawić Eleanor, to musiała przyznać, iż pomysły miał na poziomie ośmiolatka.
Droga, jaką pokonała do szkoły swojej córki upłynęła przyjemnie, a ponieważ dzwonek jeszcze nie dzwonił, postanowiła zadzwonić do swojego chłopaka. Wyjęła komórkę z torebki i, siedząc w swoim samochodzie, wystukała numer do Louis'a, który znała już na pamięć. Musiała przyznać, iż chłopak sprawiał, że zapominała o problemach, jakie kiedykolwiek się pojawiały.
- Hej, Maggie. - uśmiechnęła się mimowolnie do siebie, gdy usłyszała głos piłkarza po drugiej stronie - Już się za mną stęskniłaś?
- Nawet nie wiesz jak bardzo. - odpowiedziała Margaret.
- I to tyle? - zaśmiał się szatyn, a brunetka wywróciła oczami.
- To już nie mogę zadzwonić do swojego chłopaka po to, by mu powiedzieć, że tęsknię? - Mer nie chciała, by zabrzmiało to oskarżycielsko.
- Jasne, że możesz. Tylko... em, właśnie przyszedł lekarz i nie za bardzo wiem, co mam mu powiedzieć. - Louis ściszył głos.
- Louis Tomlinson nie wie, co powiedzieć? A to dziwne. - zaśmiała się brunetka.
- Zabawne. - skwitował chłopak - Mer, naprawdę muszę już kończyć. Porozmawiamy wieczorem, okej?
- Okej. - mruknęła do telefonu - Kocham cię.
- Ja ciebie bardziej. Do zobaczenia później. - po tych słowach chłopak się rozłączył, a Margaret schowała swoją komórkę do torby.
Recepcjonistka spojrzała na wejście do szkoły i ujrzała swoją córkę, która rozmawiała z jakimś mężczyzną. Był on może w wieku Harry'ego albo młodszy. W każdym razie zaniepokoiła się, ponieważ nigdy nie widziała go na terenie szkoły. Pomyślała przez chwilę, że mógłby być to nowy nauczyciel, jednak Lu powiedziałaby jej o tym.
Odpięła swój pas i wyciągnęła kluczyki z samochodu. Wyszła z pojazdu i skierowała się do Louise, która właśnie zmierzała w jej stronę.
- Z kim rozmawiałaś? - zainteresowała się brunetka.
- Z Ashton'em. - odpowiedziała krótko dziewczynka, patrząc na swoją mamę.
Margaret odwróciła się jeszcze w stronę, gdzie stał poprzednio nieznajomy. Miała nadzieję, iż ten już sobie poszedł, jednak intuicja źle jej podpowiedziała. Chłopak nadal tam stał i wpatrywał się w nią, paląc papierosa. Gdyby nie Zayn Malik, który podszedł do mężczyzny i powiedział mu, aby opuścił teren szkoły, gdyż przy dzieciach nie wolno palić, Mer miałaby obawy, iż typ mógłby do niej podejść i zagrozić śmiercią. Tak, zbyt wiele czytała kryminałów.
Kiedy napotkała spojrzenie Malik'a, nauczyciel skinął jej głową, a ona zrobiła to samo. Nadal była mu wdzięczna za to, iż przyczynił się, a praktycznie odnalazł jej córkę.
Właśnie, Louise. - przypomniała sobie Padolsky.
- Znasz tego Ashton'a? - zapytała się brunetka swojego dziecka.
Dziewczynka pokręciła przecząco głową.
- Powiedział, że jest znajomym Eleanor i taty. - odparła Lu.
Gdy jej córka weszła do samochodu, Mer odwróciła się w jej stronę, z miejsca kierowcy i spojrzała w zielone tęczówki dziecka.
- Louise, mówiłam ci wiele razy, abyś nie rozmawiała z obcymi. Choćby nie wiem, kogo byliby znajomymi, nie wiadomo co chcieliby ci dać. To nadal są obcy ludzie dla ciebie. - Margaret starała się przybrać spokojną barwę głosu, jednak w środku była kłębkiem nerwów.
W obecnej sytuacji, musiała być czujna, ponieważ Bennett mógł w końcu wpaść na to, że Harry ma córkę i wtedy byłaby w niebezpieczeństwie.
- Przepraszam, mamo. - mruknęła dziewczynka - Już więcej nie będę z nim rozmawiać.
- Nie pierwszy raz go widziałaś? - zainteresowała się brunetka.
- W zeszłym tygodniu też przyszedł.
To dało Margaret do myślenia. Louise była w niebezpieczeństwie, to było pewne.
- Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś? Lu, musisz mi mówić takie rzeczy!
- Przepraszam. - bąknęło dziecko, zapinając pasy bezpieczeństwa.
Mer westchnęła.
- Obiecaj mi, że jeśli kiedykolwiek, Ashton, czy ktoś inny cię zaczepi, powiesz mi o tym.
- Obiecuję. - szepnęła siedmiolatka, a Padolsky odpaliła silnik i dołączyła do ruchu drogowego.
Sprawa Eleanor nie chciała opuścić jego głowy. W tych momentach, nie chodziło o to, co się wydarzyło w ten okropny dla niej wieczór, tylko o coś innego. Niall poczuł, że musi ją odwiedzić, mimo odmowy ze strony psycholożki Calder, o czym poinformował go Louis.
Irlandczyk stał za ladą, wydając resztę jednemu z klientów. Obdarował go uśmiechem i rozejrzał się po lokalu. Pepper Mint przeszło metamorfozę za sprawą Perrie, oczywiście. Dziewczyna sprawiła, że kawiarnia poczuła tę magię świąt. Na każdym stoliku postawiła serwetki z nadrukowanym, świątecznym logo PM w towarzystwie wesołego bałwana, dodatkowo stawiając bordowe świeczki ze złotym brokatem, otoczone prawdziwymi, drobnymi gałązkami choinki. Coś w rodzaju małego stroika. Dodatkowo, na przodzie lady wisiały żółte lampki, które owinięte były wokół czerwono-złotego łańcucha. W rogu lokalu stała sztuczna choinka, jeszcze całkowicie nie ubrana, ponieważ to zawsze robili klienci Pepper Mint. Edwards wymyśliła, że to właśnie goście będą przynosić ozdoby świąteczne i ubiorą choinkę. Chociaż zaznaczyła, że jeśli ten pomysł się nie powiedzie - to oczywiście wynajdzie jakieś stare bombki, czy plastkowe śnieżynki ze strychu, jednak nie było to potrzebne. Świąteczne drzewko przyozdobione było w papierowe, małe choineczki, czy styropianowe bombki, które wykonały dzieci i dostarczyły do PM. Niall'owi bardzo sposobał się nowy wystrój choinki. Stwierdził, że dodawała ona uroku całemu lokalowi i nie była taka na pokaz, lecz od serca. Poza drzewkiem świątecznym, Perrie z pomocą blondyna powiesiła lampki na witrynie sklepowej, o ile tak można nazwać wielką szybę z widokiem na wnętrze kawiarni. Oczywiście szyba była na tyle ciemna, by tylko goście widzieli przechodniów, a oni ich nie (dopiero po dłuższym przyjrzeniu się i całkowitym zbliżeniu do okna).
Edwards uśmiechnęła się ciepło do swojego szefa, stawiając gwiazdę betlejemską na ladzie. Dziewczyna naprawdę lubiła święta, a ozdabianie jej miejsca pracy wcale nie sprawiało, że czuła się gorsza. Otóż, wręcz przeciwnie. Przyczyniła się do świątecznej nutki magii w kawiarni.
- Świetna robota, Perrie. Dziękuję ci. - Horan odwzajemnił uśmiech, choć całkowicie nie wiedział, w jaki sposób powinien jej podziękować.
- Nie masz za co, Niall. Naprawdę teraz Pepper Mint wygląda o wiele lepiej. - stwierdziła szczerze blondynka.
- Takiego pracownika to ze świecą szukać, Pezz. - odparł Niall - Przychodzisz praktycznie wtedy, kiedy cię o to proszę - zaczął wyliczać na palcach - zostajesz do późna, by zamknąć lokal, prawie sama ozdobiłaś to miejsce, klienci cię uwielbiają... Naprawdę jesteś wielka.
Przemowa Horan'a sprawiła, iż policzki dziewczyny zapłonęły.
- Dlatego mam dla ciebie pewną propozycję. - ponownie blondyn zabrał głos - Od stycznia przychodzi praktykant, którego trzeba będzie wprowadzić we wszystkie zasady i obowiązki, a sam sobie z tym nie poradzę. Potrzebuję kogoś na wzór... asystentki. - powiedział powoli - Pracujesz tutaj już około rok, prawda? - Perrie skinęła głową - Chciałabyś awansować na menadżerkę Pepper Mint?
Błękitne oczy Edwards rozszerzyły się do granic możliwości. Była zaskoczona propozycją jej szefa. Jakby na to nie spojrzeć, to wypełniała swoje obowiązki. Nie robiła praktycznie niczego, co pomogłoby mu podjąć taką decyzję.
- Oczywiście wszelkie formalności zostaw mnie. Zostaje tylko kwestia tego, czy się zgadzasz.
- Nie spodziewałam się tego, Niall. - uśmiechnęła się do niego ciepło dziewczyna - Musiałabym być skończoną idiotką, by odmówić takiego stanowiska!
Usta Irlandczyka uniosły się ku górze. Pierwszy raz od długiego czasu uśmiechnął się szczerze, dzięki swojej pracownicy.
- Cieszę się. Jesteś moim największym skarbem, Pezz. - zażartował blondyn.
- Ciekawy dobór słów, szefie. - zaśmiała się Edwards.
- Taa - mruknął Niall, drapiąc się po karku - Słuchaj, muszę wyjść na dwie lub trzy godziny. Poradzisz sobie?
- Jasne.
- Dzięki. - Horan zniknął w swoim gabinecie, po czym wyszedł z niego ubrany w kurtkę. Podszedł do Perrie i pocałował ją w policzek - Serio, gdyby nie ty, PM już dawno przestałoby istnieć.
- Jeśli nie przestaniesz mi tak słodzić, to resztę ozdób sam sobie będziesz wieszał. - odpyskowała w jego stronę blondynka.
Niall nie przestawał się uśmiechać.
- Patrzcie to na nią. Od trzech minut jest menadżerką, a już mnie szantażuje. - mruknął pod nosem blondyn, a napotykając błękitne tęczówki Brytyjki, zrezygnował z dalszej rozmowy - Do zobaczenia.
Nie usłyszał już pożegnania ze strony Perrie, ponieważ opuścił swój lokal. Dając jej awans, chciał ją jakoś wspomóc. Nie było to bowiem tylko i wyłącznie jego współczucie z jego strony do sytuacji, w jakiej znajdowała się Edwards. Poniekąd orientował się, ile musi zarabiać jej narzeczony, a dotychczasowa pensja blondynki także nie była wysoka, więc w czasie nadchodzących świąt, Niall postanowił (fakt, że w kilka minut podjął tę decyzję), iż Perrie będzie menadżerką PM.
W drodze do mieszkania Margaret, Niall zaszedł do sklepu spożywczego, aby zakupić w nim czekoladę dla Louise oraz bombonierkę dla Eleanor. Dla Mer wybrał czerwone wino.
Nim jednak dotarł do Padolsky, postanowił do niej zatelefonować, aby nie wyjść na kogoś, kto się wprasza bez wiedzy. Wyjął telefon z kieszeni swoich spodni, przenosząc reklamówkę z zakupami do drugiej ręki i znalazł numer do brunetki.
- Hej, Niall. - usłyszał po drugiej stronie.
- Cześć, Mer. Jesteś w domu? To znaczy, chciałbym wpaść na chwilę, sprawdzić, co u Eleanor. Jeśli ci to nie przeszkadza.
- Żartujesz sobie? Zawsze jesteś u mnie mile widziany, Niall. - odpowiedziała na jego dość chaotyczną wypowiedź - Powiedz tylko, za ile będziesz.
- Do 10 minut, tak myślę. - odparł blondyn, kierując się powoli w stronę ulicy, na której znajdowało się mieszkanie Padolsky.
- Okej, to do zobaczenia. - Horan powiedział krótkie "pa" i się rozłączył.
Cieszył się tym, że Margaret tak pozytywnie przyjęła jego chęć odwiedzenia jej, czy też Calder, na jedno wychodziło.
Dokładnie o 14, Niall stanął przed drzwiami od mieszkania Mer i zapukał. Otworzyła mu Padolsky ubrana w białą, elegancką koszulkę oraz czarne jeansy i zaprosiła go do środka. Horan doszedł do wniosku, iż brunetka musiała właśnie wrócić z pracy, ponieważ była ubrana bardzo szykownie.
Chłopak wręczył dziewczynie butelkę wina, którą przyjęła z uśmiechem, choć zaznaczyła, że nie musi niczego kupować, kiedy przychodzi do niej w odwiedziny.
- Jak w pracy? - zapytał blondyn, gdy powiesił swoją kurtkę na wieszaku w przedpokoju.
- Dobrze. Mamy teraz urywanie głowy, bo jakiś biznesman zrezygnował z rezerwacji, a miał wynająć pokój do końca tego roku.. z resztą, nie ważne. Opowiadaj lepiej, co tam u ciebie? - uśmiechnęła się do niego Mer, stawiając wodę na herbatę.
Niall położył czekoladę na wysepce, przy której się znajdowali.
- Świątecznie. - odwzajemnił uśmiech - Pepper Mint przeszło metamorfozę, więc wiesz. - wzruszył ramionami, po czym wskazał na słodycz. - Dasz Louise ode mnie?
- Ach, to będę musiała zajrzeć tam w najbliższym czasie. - Mer naprawdę lubiła rozmowy z tym chłopakiem - Okej.
- A co z El? - Niall ściszył głos, aby tylko brunetka mogła go usłyszeć. Wiedział, że nie powinien tak się zachować, jednak wolał wiedzieć, co się dzieje, zanim palnie coś głupiego.
Margaret postawiła na wysepce trzy kubki, po czym wrzuciła tam herbatę.
- Z dnia na dzień trochę lepiej, ale i tak zmiana jest ledwo widoczna. - odpowiedziała recepcjonistka - Nie jest już taka zamknięta w sobie. Nie wiem, może ta terapia jej pomaga albo to, że zgłosiła to na policję.
- Zrobiła to? - Padolsky, w odpowiedzi na jego pytanie skinęła głową - To już duży sukces, tak myślę. - Niall zmarszczył czoło.
- Wiesz - Mer zalała herbatę gorącą wodą - rozmawiałam z nią o tym, zanim podjęła decyzję. Nie było łatwo, bo nie ufała mi w stu procentach, chyba.. Sama nie wiem.
- Bardzo dużo dla niej zrobiłaś, Mer. - zauważył Irlandczyk - Przyjęłaś ją do siebie, pomagasz jej i wspierasz. I nie przeszkadza ci to, że kiedyś była dziewczyną Louis'a. Masz wielkie serce.
Padolsky uśmiechnęła się ciepło do blondyna, po czym posłodziła trochę herbatę.
- Po prostu nie oceniam ludzi, Niall. - podała mu czerwony kubek, a gdy chłopak objął go dłońmi, przesunęła w jego stronę ten zielony - Chodź.
Przeszli przez korytarzyk, a gdy znaleźli się przy białych drzwiach, Mer zapukała w nie. Usłyszeli ciche "proszę", więc brunetka złapała za klamkę i weszli do środka.
- Eleanor, masz gościa. - Margaret uśmiechnęła się do brunetki.
Calder siedziała, po turecku, na swoim tymczasowym łóżku z książką przed sobą. Gdy usłyszała słowa Padolsky, uniosła swój wzrok i ujrzała przed sobą drobną sylwetkę Mer oraz trochę wyższego od niej blondyna z chaotycznie ułożoną fryzurą i błękitnymi oczami, które wpatrywały się w nią z zaciekawieniem. Powinna poczuć pewnego rodzaju niepokój, jednak nic takiego nie nastąpiło. Uśmiechnęła się delikatnie do swojego gościa.
- Zostawię was. - Margaret opuściła pomieszczenie.
Przez chwilę, po wyjściu Padolsky, panowała niezręczna cisza. Niezręczna dla Irlandczyka, ponieważ Eleanor wcale nie odczuwała jej w ten sposób. Lubiła ciszę.
- Hej. - blondyn uśmiechnął się delikatnie do brunetki - Przyniosłem ci herbatę. - podszedł do niej i podał jej zielony kubek, który przyjęła z pewnym wahaniem. Tym razem sama siebie nie rozumiała. Przecież nie bała się Niall'a. A może?
- Dziękuję. - odpowiedziała cicho dziewczyna, zatapiając usta w gorącym napoju, który rozlewając się po jej gardle, rozgrzał ją od środka. - Usiądź.
Eleanor sama nie wiedziała, dlaczego to powiedziała. Słowa same cisnęły się jej na usta. Zwłaszcza w towarzystwie Niall'a. Horan zrobił tak jak powiedziała jego towarzyszka i przysiadł na krańcu łóżka, utrzymując pewną odległość między nimi, za co El była mu w duchu wdzięczna.
- Jak się trzymasz? - zapytał blondyn, starając się brzmieć pewnie i nie okazywać żadnego wahania.
- Jest lepiej. - bąknęła dziewczyna - Co u ciebie?
- Po staremu. - odpowiedział, zerkając na nią kątem oka. Naprawdę nie mógł uwierzyć, że ta cudowna osoba mogła przejść takie piekło. Jej piwne tęczówki patrzyły na niego z nieukrywanym zaskoczeniem. - Słyszałem, że zgłosiłaś gwałt policji.
Tylko to jedno słowo wystarczyło, by te cudowne tęczówki wyłączyły całkowicie dostęp do siebie. Eleanor spuściła głowę, przymykając oczy i oddychając szybko. Starała się unormować swój oddech, jednak nie potrafiła. Niall siedział w miejscu i analizował to, co powiedział. Zrobiło mu się strasznie głupio.
- Cholera, El. Przepraszam, nie chciałem... - chciał dotknąć jej ramienia, by jakoś ją podnieść na duchu, jednak zrezygnował z tego pomysłu w ostatniej chwili. Czytał sporo artykułów na temat gwałtów i wszystkie ich ofiary relacjonowały, że bały się dotyku chłopaka po tym, co im się stało. - Przepraszam. - wyszeptał ze skruchą blondyn.
Calder pociągnęła nosem, po czym podniosła głowę do góry, aby móc spojrzeć w przerażone tęczówki swojego towarzysza.
- To ja cię przepraszam, Niall. - szepnęła - Nadal nie mogę poradzić sobie z reakcjami na pewne słowa.
Horan uśmiechnął się ciepło, co brunetka postarała się odwzajemnić.
- Ja nie powinienem był tego mówić wprost. Wybacz. - mruknął jeszcze chłopak, zanim Eleanor wysunęła swoją dłoń w jego stronę i dotknęła jego ręki. Niall poczuł przyjemny dreszcz, który przeszedł go od miejsca, w którym czuł dotyk dziewczyny aż do kręgosłupa.
- W porządku. - tym razem głos Calder był nieco pewniejszy siebie.
Jednak nie dane było Niall'owi zbyt długo napawać się dotykiem Eleanor, ponieważ cofnęła swoją dłoń i spuściła wzrok.
- Brat Mer przyjechał tu wczoraj i rozmawiałam z nim. - odpowiedziała na zadane wcześniej pytanie Niall'a. - Powiedział, że zrobi wszystko, by... - zamilkła na chwilę, po czym kontynuowała - ... trafił do więzienia.
- Cieszę się, że to zrobiłaś, El. - odparł cicho blondyn - Wiesz, że nie zostawimy cię z tym samej, prawda? - dziewczyna powoli skinęła głową - Och, zapomniałbym! Zaczekaj.
Niall zerwał się z miejsca i wyszedł z jej pokoju, po czym, po dosłownie dwudziestu sekundach wrócił z granatowym opakowaniem bombonierki.
- Dla ciebie. - wręczył jej kwadratowe pudełeczko.
Eleanor wzięła to od niego, po czym uśmiechnęła się.
- Nie musiałeś, Niall. Naprawdę.
- Ale chciałem. - odpowiedział chłopak.
Margaret odebrała telefon od swojego brata, który nalegał, aby się spotkali. Dziewczyna nie mogła mu odmówić. W końcu byli rodzeństwem. Fakt, nie rozmawiali ze sobą zbyt często, jednak to wcale nie oznaczało, iż miałaby nie odnowić z nim kontaktów, zwłaszcza, że chciała, aby bliżej poznał jej córkę.
Swoją elegancką koszulkę zamieniła na czerwony sweterek, a zamiast szpilek założyła brązowe botki na płaskiej podeszwie. Owinęła szary szalik wokół szyi, na ramiona ubrała swój płaszcz i chwyciła kluczyki od swojego Mini Cooper'a. Jednak w momencie, kiedy chciała wyjść z domu, przypomniała sobie, że powinna jakoś powiadomić Eleanor o tym, iż wychodzi, więc poszła do jej pokoju. Nim weszła, zapukała, a gdy usłyszała ciche "proszę", otworzyła drzwi. Ujrzała dwójkę, uśmiechniętych przyjaciół, którzy wyglądali na naprawdę szczęśliwych. I gdyby nie to, iż Mer znała historię Calder, powiedziałaby, że dziewczyna ma idealne życie.
- Jadę po Louise do szkoły.. Powinnam wrócić za godzinę lub dwie. - powiedziała, patrząc w piwne tęczówki Eleanor. Nie widziała w nich zagubienia, tylko coś na wzór... radości - Niall... - zwróciła się do blondyna, jednak gdy ujrzała jak jego ciało spada z łóżka, z powodu śmiechu, ponownie spojrzała na brunetkę - El, zajmiesz się Niall'em?
Jej uwaga sprawiła, iż usta ekspedientki rozszerzyły się w uśmiechu.
- Oczywiście, Mer. - zachichotała brunetka - Postaram się.
- Dzięki. Trzymajcie się. - Padolsky wolała się zmyć niż być świadkiem jeszcze gorszych wygłupów Horan'a. Choć przypuszczała, że Niall robi to specjalnie, aby rozbawić Eleanor, to musiała przyznać, iż pomysły miał na poziomie ośmiolatka.
Droga, jaką pokonała do szkoły swojej córki upłynęła przyjemnie, a ponieważ dzwonek jeszcze nie dzwonił, postanowiła zadzwonić do swojego chłopaka. Wyjęła komórkę z torebki i, siedząc w swoim samochodzie, wystukała numer do Louis'a, który znała już na pamięć. Musiała przyznać, iż chłopak sprawiał, że zapominała o problemach, jakie kiedykolwiek się pojawiały.
- Hej, Maggie. - uśmiechnęła się mimowolnie do siebie, gdy usłyszała głos piłkarza po drugiej stronie - Już się za mną stęskniłaś?
- Nawet nie wiesz jak bardzo. - odpowiedziała Margaret.
- I to tyle? - zaśmiał się szatyn, a brunetka wywróciła oczami.
- To już nie mogę zadzwonić do swojego chłopaka po to, by mu powiedzieć, że tęsknię? - Mer nie chciała, by zabrzmiało to oskarżycielsko.
- Jasne, że możesz. Tylko... em, właśnie przyszedł lekarz i nie za bardzo wiem, co mam mu powiedzieć. - Louis ściszył głos.
- Louis Tomlinson nie wie, co powiedzieć? A to dziwne. - zaśmiała się brunetka.
- Zabawne. - skwitował chłopak - Mer, naprawdę muszę już kończyć. Porozmawiamy wieczorem, okej?
- Okej. - mruknęła do telefonu - Kocham cię.
- Ja ciebie bardziej. Do zobaczenia później. - po tych słowach chłopak się rozłączył, a Margaret schowała swoją komórkę do torby.
Recepcjonistka spojrzała na wejście do szkoły i ujrzała swoją córkę, która rozmawiała z jakimś mężczyzną. Był on może w wieku Harry'ego albo młodszy. W każdym razie zaniepokoiła się, ponieważ nigdy nie widziała go na terenie szkoły. Pomyślała przez chwilę, że mógłby być to nowy nauczyciel, jednak Lu powiedziałaby jej o tym.
Odpięła swój pas i wyciągnęła kluczyki z samochodu. Wyszła z pojazdu i skierowała się do Louise, która właśnie zmierzała w jej stronę.
- Z kim rozmawiałaś? - zainteresowała się brunetka.
- Z Ashton'em. - odpowiedziała krótko dziewczynka, patrząc na swoją mamę.
Margaret odwróciła się jeszcze w stronę, gdzie stał poprzednio nieznajomy. Miała nadzieję, iż ten już sobie poszedł, jednak intuicja źle jej podpowiedziała. Chłopak nadal tam stał i wpatrywał się w nią, paląc papierosa. Gdyby nie Zayn Malik, który podszedł do mężczyzny i powiedział mu, aby opuścił teren szkoły, gdyż przy dzieciach nie wolno palić, Mer miałaby obawy, iż typ mógłby do niej podejść i zagrozić śmiercią. Tak, zbyt wiele czytała kryminałów.
Kiedy napotkała spojrzenie Malik'a, nauczyciel skinął jej głową, a ona zrobiła to samo. Nadal była mu wdzięczna za to, iż przyczynił się, a praktycznie odnalazł jej córkę.
Właśnie, Louise. - przypomniała sobie Padolsky.
- Znasz tego Ashton'a? - zapytała się brunetka swojego dziecka.
Dziewczynka pokręciła przecząco głową.
- Powiedział, że jest znajomym Eleanor i taty. - odparła Lu.
Gdy jej córka weszła do samochodu, Mer odwróciła się w jej stronę, z miejsca kierowcy i spojrzała w zielone tęczówki dziecka.
- Louise, mówiłam ci wiele razy, abyś nie rozmawiała z obcymi. Choćby nie wiem, kogo byliby znajomymi, nie wiadomo co chcieliby ci dać. To nadal są obcy ludzie dla ciebie. - Margaret starała się przybrać spokojną barwę głosu, jednak w środku była kłębkiem nerwów.
W obecnej sytuacji, musiała być czujna, ponieważ Bennett mógł w końcu wpaść na to, że Harry ma córkę i wtedy byłaby w niebezpieczeństwie.
- Przepraszam, mamo. - mruknęła dziewczynka - Już więcej nie będę z nim rozmawiać.
- Nie pierwszy raz go widziałaś? - zainteresowała się brunetka.
- W zeszłym tygodniu też przyszedł.
To dało Margaret do myślenia. Louise była w niebezpieczeństwie, to było pewne.
- Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś? Lu, musisz mi mówić takie rzeczy!
- Przepraszam. - bąknęło dziecko, zapinając pasy bezpieczeństwa.
Mer westchnęła.
- Obiecaj mi, że jeśli kiedykolwiek, Ashton, czy ktoś inny cię zaczepi, powiesz mi o tym.
- Obiecuję. - szepnęła siedmiolatka, a Padolsky odpaliła silnik i dołączyła do ruchu drogowego.
Nie chciałam dodawać nowego wątku, ponieważ doszłam do wniosku, że rozdział chyba i tak jest długi, prawda?
W kolejnym wpisie pojawi się Harry i Blair, to mogę wam obiecać:)
+ dzisiaj bez zdjęć, gdyż nie było praktycznie Loumer, więc po co? Dodam przy następnym rozdziale.xx