AUTORKA: Dobry wieczór. Rozdział miał być wczoraj, ale jakoś straciłam poczucie czasu i jest dzisiaj. Muszę przyznać, iż momentami lekko wymuszony, ale mam nadzieję, że mi wybaczycie. Podoba mi się fragment Harry'ego z Louise oraz Zerrie. Taaak, dzisiaj tak potrójnie. :)
Nie mam pojęcia, kiedy dodam 22 rozdział, gdyż to tylko i wyłącznie zależy od tego, kiedy mnie natchni. Choć mam przeczucie, że po tym rozdziale zdobędę się chociaż na napisanie kolejnego.
CO MYŚLICIE O NOWYM SZABLONIE? Dziękuję @raajot za podesłanie go. Prawda, to przeznaczenie. Mimo tego, że nie na zamówienie, ale jednak LOUMER JEST <3 {i znowu, nie potrafię się przyzwyczaić do nowego wyglądu}
Londyn, 2013
Słońce chowające się za budynkami zwiastowało dość ładną, gwieździstą noc. Mimo chłodu, jaki przyszedł wraz z ciemnym niebem, mieszkańcy Londynu z uśmiechem przyjęli nadchodzący wieczór. Louise, z równie pięknym uśmiechem, co jej tata, usiadła przy swoim biurku, w pokoju i wyjęła z teczki białą kartkę oraz kredki z piórnika. Dziewczynka należała do dzieci, które uwielbiały rysować i poprzez tę czynność wyrażała samą siebie, a przy okazji kształciła swój charakter, poprzez przelewanie kolorowych plam na kartkę. Miała dopiero siedem lat, jednak rozumiała pewne rzeczy aż za dobrze. Louise zapamiętała poprzedni dzień, kiedy to Harry przyszedł po nią do szkoły, bardziej zdołowany niż zwykle. O nic nie pytała, ale uważała, że jej ojciec potrzebuje odrobiny szczęścia w swoim życiu.
Odwróciła kartkę pionowo i zaczęła rysować. W tym samym czasie Harry siedział przed laptopem, w salonie, przy włączonych wiadomościach, i szukał czegoś, co pomogłoby mu na wkopanie Troy'a do pudła. Wiedział, że nie może za wiele zrobić. Bynajmniej sam nie był w stanie znaleźć Bennett'a, a nie chciał wplątywać w to żadnego ze swoich przyjaciół, ponieważ tamci mieli kogoś, kogo kochali. Nie twierdził, iż on takiej osoby nie posiadał. Miał córkę i to tak niesamowitą, uzdolnioną i przesłodką, że nie potrafił sobie wyobrazić swojego dalszego życia bez niej. Jednak, mimo miłości do swojego dziecka, chciał pomóc przyjaciółce. Byli w tym bagnie razem - i - według Harry'ego - powinni trzymać się razem.
Styles, kilkanaście razy przeanalizował artykuły o dilerze. Niektóre zdania znał już na pamięć, jednak nie miał żadnego punktu zaczepienia. Nie wiedział, kto z nim współpracował, z kim się spotykał, przyjaźnił, gdzie mieszkał. Jakby nie istniał; wyczekiwał na odpowiedni moment, a potem atakował swoją ofiarę niczym puma.
Brunet potrząsnął głową, w celu odgonienia głupich myśli. Wolał te o optymistycznej tematyce. Nie czuł, że zabawa w policjanta mu się opłaci, jednak chciał spróbować. Musiał chronić bliskie mu osoby.
- Harry? - delikatny głos rozwiał jego rozmyślenia. Uniósł wzrok ponad ekran laptopa i ujrzał przed sobą Louise z rysunkiem w dłoni. Dziewczynka uśmiechała się do niego, choć w rzeczywistości martwiła się o swojego ojca. Właśnie, Harry nie zwracał uwagi na to, w jaki sposób Padolsky do niego mówiła. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że musiało minąć trochę czasu, by dziewczynka zaakceptowała fakt, iż Styles był jej ojcem. - Mam coś dla ciebie.
Chłopak przymknął laptopa i oparł się o sofę, by móc zrobić trochę miejsca swojej córce. Louise natychmiast zrozumiała aluzję i usiadła obok niego, podając mu kartkę. Harry przyjął od niej rysunek i, gdy ujrzał, co przedstawia, poczuł ciepło, rozpływające się w jego sercu. Obrazek był narysowany przez siedmiolatkę, jednak to nie zmieniało faktu, iż był po prostu piękny. Lulu narysowała dwie postacie, tak bardzo do siebie podobne. Harry rozpoznał w nich siebie i dziewczynkę.
- Dziękuję, Lu. To naprawdę jest piękne. - uśmiechnął się do swojej córeczki.
Nie mam pojęcia, kiedy dodam 22 rozdział, gdyż to tylko i wyłącznie zależy od tego, kiedy mnie natchni. Choć mam przeczucie, że po tym rozdziale zdobędę się chociaż na napisanie kolejnego.
CO MYŚLICIE O NOWYM SZABLONIE? Dziękuję @raajot za podesłanie go. Prawda, to przeznaczenie. Mimo tego, że nie na zamówienie, ale jednak LOUMER JEST <3 {i znowu, nie potrafię się przyzwyczaić do nowego wyglądu}
Londyn, 2013
Słońce chowające się za budynkami zwiastowało dość ładną, gwieździstą noc. Mimo chłodu, jaki przyszedł wraz z ciemnym niebem, mieszkańcy Londynu z uśmiechem przyjęli nadchodzący wieczór. Louise, z równie pięknym uśmiechem, co jej tata, usiadła przy swoim biurku, w pokoju i wyjęła z teczki białą kartkę oraz kredki z piórnika. Dziewczynka należała do dzieci, które uwielbiały rysować i poprzez tę czynność wyrażała samą siebie, a przy okazji kształciła swój charakter, poprzez przelewanie kolorowych plam na kartkę. Miała dopiero siedem lat, jednak rozumiała pewne rzeczy aż za dobrze. Louise zapamiętała poprzedni dzień, kiedy to Harry przyszedł po nią do szkoły, bardziej zdołowany niż zwykle. O nic nie pytała, ale uważała, że jej ojciec potrzebuje odrobiny szczęścia w swoim życiu.
Odwróciła kartkę pionowo i zaczęła rysować. W tym samym czasie Harry siedział przed laptopem, w salonie, przy włączonych wiadomościach, i szukał czegoś, co pomogłoby mu na wkopanie Troy'a do pudła. Wiedział, że nie może za wiele zrobić. Bynajmniej sam nie był w stanie znaleźć Bennett'a, a nie chciał wplątywać w to żadnego ze swoich przyjaciół, ponieważ tamci mieli kogoś, kogo kochali. Nie twierdził, iż on takiej osoby nie posiadał. Miał córkę i to tak niesamowitą, uzdolnioną i przesłodką, że nie potrafił sobie wyobrazić swojego dalszego życia bez niej. Jednak, mimo miłości do swojego dziecka, chciał pomóc przyjaciółce. Byli w tym bagnie razem - i - według Harry'ego - powinni trzymać się razem.
Styles, kilkanaście razy przeanalizował artykuły o dilerze. Niektóre zdania znał już na pamięć, jednak nie miał żadnego punktu zaczepienia. Nie wiedział, kto z nim współpracował, z kim się spotykał, przyjaźnił, gdzie mieszkał. Jakby nie istniał; wyczekiwał na odpowiedni moment, a potem atakował swoją ofiarę niczym puma.
Brunet potrząsnął głową, w celu odgonienia głupich myśli. Wolał te o optymistycznej tematyce. Nie czuł, że zabawa w policjanta mu się opłaci, jednak chciał spróbować. Musiał chronić bliskie mu osoby.
- Harry? - delikatny głos rozwiał jego rozmyślenia. Uniósł wzrok ponad ekran laptopa i ujrzał przed sobą Louise z rysunkiem w dłoni. Dziewczynka uśmiechała się do niego, choć w rzeczywistości martwiła się o swojego ojca. Właśnie, Harry nie zwracał uwagi na to, w jaki sposób Padolsky do niego mówiła. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że musiało minąć trochę czasu, by dziewczynka zaakceptowała fakt, iż Styles był jej ojcem. - Mam coś dla ciebie.
Chłopak przymknął laptopa i oparł się o sofę, by móc zrobić trochę miejsca swojej córce. Louise natychmiast zrozumiała aluzję i usiadła obok niego, podając mu kartkę. Harry przyjął od niej rysunek i, gdy ujrzał, co przedstawia, poczuł ciepło, rozpływające się w jego sercu. Obrazek był narysowany przez siedmiolatkę, jednak to nie zmieniało faktu, iż był po prostu piękny. Lulu narysowała dwie postacie, tak bardzo do siebie podobne. Harry rozpoznał w nich siebie i dziewczynkę.
- Dziękuję, Lu. To naprawdę jest piękne. - uśmiechnął się do swojej córeczki.
Nie miał nigdy możliwości poznania jej zdolności plastycznych, a musiał przyznać, iż miała talent. Rysowała na tyle niesamowicie, na ile pozwalało jej bycie siedmiolatką.
- To ty - Louise wskazała swoim palcem na wysoką postać z lokami, ubraną w czarne jeansy oraz szary płaszcz, z szalikiem na szyi. - a to ja. - niska, drobna i dziewczynka w granatowych spodniach, zielonej kurtce z dwoma warkoczykami wyróżniała się trzymanej w dłoni maskotkę, którą dostała od Louis'a.
- A gdzie mama? - zapytał Harry, choć nie planował zadawać tego pytania.
- To rysunek dla ciebie. - uśmiechnęła się mała brunetka - Jak mama przyjedzie, to narysuję jej taki, tylko z nią i Louis'em i mną, oczywiście.
Usta młodego ojca drgnęły ku górze, kiedy usłyszał plany swojej córki. Co powinien czuć? Margaret była dla niego tylko przygodą, która szybciej się zakończyła, niż rozpoczęła. Nie darzył jej żadnym głębszym uczuciem. Była dla niego przyjaciółką, matką jego dziecka. Cieszył się, że Tomlinson w końcu znalazł sobie kogoś tak wspaniałego jak Mer. Harry twierdził, iż para pasowała do siebie i mimo tych kilku różnic, jaka między nimi była - mogliby stworzyć coś naprawdę trwałego i pięknego.
- Świetny pomysł, ale myślę, że powinniśmy iść już spać. - zauważył wesoło brunet - Nie wydaje mi się, by twoja mama była zadowolona, kiedy przyjedzie, a ty nie będziesz jeszcze spać, nie uważasz?
Louise udała przez chwilę zamyśloną, jednak w rezultacie wiedziała, o czym mówił jej tata. Margaret nie lubiła, gdy jej córka zbyt późno chodziła spać. Zwłaszcza, jeśli miała następnego dnia iść do szkoły.
- Zmykaj spać, szkrabie. - rzucił Harry - Jutro czeka cię ciężki dzień.
Dziewczynka uniosła brwi ku górze, słysząc słowa chłopaka.
- Zapomniałaś, że musisz ograć Ethan'a w Fifę? - przypomniał jej brunet - Po raz kolejny.
- Ethan jest kiepski w tej grze. - mruknęła dziewczynka, schodząc z kanapy.
- Jego nauczycielem był Niall, więc czemu się tutaj dziwić?
Louise zachichotała.
- Ale za to jest dobry w robieniu kanapek. - uśmiechnęła się promiennie Padolsky, kierując się w stronę swojego pokoju. Harry wstał z sofy i poszedł za córką, by otulić ją do snu. Bardzo polubił przebywać w jej towarzystwie i samo to, iż miał z kim dzielić swój czas, było coś niepowtarzalnym. - Choć nikt nie przebije cioci Maury.
- O tak, pani Horan ma ten dar do gotowania. - zaśmiał się brunet, zapalając światło w pokoju Louise. Dziewczynka weszła pod kołdrę i przytuliła do piersi pluszaka, którego dostała tego pamiętnego dnia od chłopaka swojej mamy. Nie rozstawała się z nim praktycznie w ogóle. Poza szkołą.
Harry okrył swoją córkę pościelą i przysiadł na krańcu jej łózka, spoglądając w oczy dziewczynki. Była dla niego bardzo ważną osobą i pragnął ją chronić, jak najlepiej tylko potrafił. Perspektywa tego, iż coś mogłoby się jej stać z ręki Bennett'a nie odstępowała Styles'a ani na krok. Doskonale zdawał sobie sprawę z zagrożenia, jakie mogłoby się im przydarzyć i miał nadzieję, że Louis powiedział o nim Mer.
- Mogę zadać ci pytanie?
- Śmiało. - Harry uśmiechnął się do Lulu.
- Stało się coś? - zapytała niepewnie - To znaczy, widziałam, że ostatnio nie byłeś zbyt szczęśliwy.. i przepraszam, jeśli zrobiłam coś nie tak.
Styles nie sądził, iż siedmioletnia dziewczynka będzie w stanie wychwycić jego denne zachowanie. Margaret mówiła mu, że ich córka jest specyficzna i nad przeciętnie inteligenta, jednak nie sądził, by to było aż tak rozpoznawalne.
- Nie zrobiłaś niczego złego, skarbie. - Harry złapał malutką dłoń dziewczynki i posłał jej cień uśmiechu - Po prostu, są pewne sprawy, które wymagają całkowitego.. zaangażowania i przemyślenia.
Zielone tęczówki Louise spoglądały z powagą w oczy Harry'ego. Nie chciała drążyć tematu. Gdyby chłopak chciał, sam by jej powiedział, choć i tak nie próbowałaby go zrozumieć. Naprawdę bywały tematy, o których dziewczynka nie miała pojęcia.
- Śpij już. - Harry pocałował ją w czoło i wstał z łóżka, idąc w stronę drzwi - Dobranoc, mała.
- Dobranoc, tato. - szepnęło dziecko.
Gdy Styles zgasił światło i wyszedł z jej pokoju, dotarły do niego słowa jego córki. Powiedziała do niego "tato". Pierwszy raz. Gdyby mógł w jakiś sposób wyrazić swoje szczęście - z pewnością unosiłby się wtedy pod sufitem, z nadmiarem energii.
- To ty - Louise wskazała swoim palcem na wysoką postać z lokami, ubraną w czarne jeansy oraz szary płaszcz, z szalikiem na szyi. - a to ja. - niska, drobna i dziewczynka w granatowych spodniach, zielonej kurtce z dwoma warkoczykami wyróżniała się trzymanej w dłoni maskotkę, którą dostała od Louis'a.
- A gdzie mama? - zapytał Harry, choć nie planował zadawać tego pytania.
- To rysunek dla ciebie. - uśmiechnęła się mała brunetka - Jak mama przyjedzie, to narysuję jej taki, tylko z nią i Louis'em i mną, oczywiście.
Usta młodego ojca drgnęły ku górze, kiedy usłyszał plany swojej córki. Co powinien czuć? Margaret była dla niego tylko przygodą, która szybciej się zakończyła, niż rozpoczęła. Nie darzył jej żadnym głębszym uczuciem. Była dla niego przyjaciółką, matką jego dziecka. Cieszył się, że Tomlinson w końcu znalazł sobie kogoś tak wspaniałego jak Mer. Harry twierdził, iż para pasowała do siebie i mimo tych kilku różnic, jaka między nimi była - mogliby stworzyć coś naprawdę trwałego i pięknego.
- Świetny pomysł, ale myślę, że powinniśmy iść już spać. - zauważył wesoło brunet - Nie wydaje mi się, by twoja mama była zadowolona, kiedy przyjedzie, a ty nie będziesz jeszcze spać, nie uważasz?
Louise udała przez chwilę zamyśloną, jednak w rezultacie wiedziała, o czym mówił jej tata. Margaret nie lubiła, gdy jej córka zbyt późno chodziła spać. Zwłaszcza, jeśli miała następnego dnia iść do szkoły.
- Zmykaj spać, szkrabie. - rzucił Harry - Jutro czeka cię ciężki dzień.
Dziewczynka uniosła brwi ku górze, słysząc słowa chłopaka.
- Zapomniałaś, że musisz ograć Ethan'a w Fifę? - przypomniał jej brunet - Po raz kolejny.
- Ethan jest kiepski w tej grze. - mruknęła dziewczynka, schodząc z kanapy.
- Jego nauczycielem był Niall, więc czemu się tutaj dziwić?
Louise zachichotała.
- Ale za to jest dobry w robieniu kanapek. - uśmiechnęła się promiennie Padolsky, kierując się w stronę swojego pokoju. Harry wstał z sofy i poszedł za córką, by otulić ją do snu. Bardzo polubił przebywać w jej towarzystwie i samo to, iż miał z kim dzielić swój czas, było coś niepowtarzalnym. - Choć nikt nie przebije cioci Maury.
- O tak, pani Horan ma ten dar do gotowania. - zaśmiał się brunet, zapalając światło w pokoju Louise. Dziewczynka weszła pod kołdrę i przytuliła do piersi pluszaka, którego dostała tego pamiętnego dnia od chłopaka swojej mamy. Nie rozstawała się z nim praktycznie w ogóle. Poza szkołą.
Harry okrył swoją córkę pościelą i przysiadł na krańcu jej łózka, spoglądając w oczy dziewczynki. Była dla niego bardzo ważną osobą i pragnął ją chronić, jak najlepiej tylko potrafił. Perspektywa tego, iż coś mogłoby się jej stać z ręki Bennett'a nie odstępowała Styles'a ani na krok. Doskonale zdawał sobie sprawę z zagrożenia, jakie mogłoby się im przydarzyć i miał nadzieję, że Louis powiedział o nim Mer.
- Mogę zadać ci pytanie?
- Śmiało. - Harry uśmiechnął się do Lulu.
- Stało się coś? - zapytała niepewnie - To znaczy, widziałam, że ostatnio nie byłeś zbyt szczęśliwy.. i przepraszam, jeśli zrobiłam coś nie tak.
Styles nie sądził, iż siedmioletnia dziewczynka będzie w stanie wychwycić jego denne zachowanie. Margaret mówiła mu, że ich córka jest specyficzna i nad przeciętnie inteligenta, jednak nie sądził, by to było aż tak rozpoznawalne.
- Nie zrobiłaś niczego złego, skarbie. - Harry złapał malutką dłoń dziewczynki i posłał jej cień uśmiechu - Po prostu, są pewne sprawy, które wymagają całkowitego.. zaangażowania i przemyślenia.
Zielone tęczówki Louise spoglądały z powagą w oczy Harry'ego. Nie chciała drążyć tematu. Gdyby chłopak chciał, sam by jej powiedział, choć i tak nie próbowałaby go zrozumieć. Naprawdę bywały tematy, o których dziewczynka nie miała pojęcia.
- Śpij już. - Harry pocałował ją w czoło i wstał z łóżka, idąc w stronę drzwi - Dobranoc, mała.
- Dobranoc, tato. - szepnęło dziecko.
Gdy Styles zgasił światło i wyszedł z jej pokoju, dotarły do niego słowa jego córki. Powiedziała do niego "tato". Pierwszy raz. Gdyby mógł w jakiś sposób wyrazić swoje szczęście - z pewnością unosiłby się wtedy pod sufitem, z nadmiarem energii.
Margaret bardzo tęskniła za swoją córką, jednak nie chciała tego aż tak pokazywać. Przed Louis'em grała twardą, choć ten doskonale zdawał sobie sprawę z tego, iż jego dziewczyna bardzo przeżyła tę kilkudniową rozterkę ze swoim dzieckiem. Żadna matka nie przeżyłaby takiego rozstania.
Louis parkował właśnie przed hotelem, kiedy zegar wybił godzinę pierwszą w nocy. Pierwotny plan był taki, by chłopak przybył do Londynu przed ósmą, jednak tak długi czas starał się przekonywać Mer, by została w Doncaster, że stracił poczucie czasu, a samo to, iż Jay nie pozwalała im wyjechać o pustym żołądku nie pozwalało im szybciej opuścić rodzinnego domu piłkarza.
Padolsky była na tyle uparta, iż nie dała sobie wyperswadować perspektywy powrotu do stolicy. Miała ku temu swoje powody. Po pierwsze: chciała w końcu być z Louise; po drugie: nie potrafiła znieść myśli, iż jej matka dowiedziała się o tym, że Mer była w Doncaster; po trzecie: wyznaczyła sobie za zadanie, by podpytać o więcej szczegółów Harry'ego, czy też Lou, odnośnie tego "wypadku", który przydarzył się Eleanor. Osobiście - bardzo jej współczuła i nie mogła sobie wyobrazić, w jakim stanie teraz znajduje się Calder, co czuje, co przeżywa.
Padolsky była na tyle uparta, iż nie dała sobie wyperswadować perspektywy powrotu do stolicy. Miała ku temu swoje powody. Po pierwsze: chciała w końcu być z Louise; po drugie: nie potrafiła znieść myśli, iż jej matka dowiedziała się o tym, że Mer była w Doncaster; po trzecie: wyznaczyła sobie za zadanie, by podpytać o więcej szczegółów Harry'ego, czy też Lou, odnośnie tego "wypadku", który przydarzył się Eleanor. Osobiście - bardzo jej współczuła i nie mogła sobie wyobrazić, w jakim stanie teraz znajduje się Calder, co czuje, co przeżywa.
- Jesteś pewien, że to dobry pomysł? Louis, mogę wrócić do domu-
- Mer - szatyn spojrzał na swoją dziewczynę - Napisz Harry'emu esemesa, że przyjedziesz z samego rana. Zrozumie. Przecież i tak, jakbyś wróciła o tej porze do mieszkania, to obudziłabyś Louise.
Margaret doskonale wiedziała, że Louis miał rację, ale starała się nie ukazywać tego w zbyt mocno.
Para opuściła swój samochód i skierowała się do środka Grand Payne Hotel, gdzie spotkali na recepcji Calum'a, który zazwyczaj miewał nocne dyżury. Hotel Liam'a należał do tych nielicznych, gdzie na recepcji znajdowali się pracownicy do drugiej w nocy. Zazwyczaj nic się w tamtym czasie nie działo, co pozwalało Calum'owi na słodkie drzemanie na fotelu. Mer postanowiła nie budzić swojego kolegi z pracy, więc najciszej jak tylko potrafiła, znalazła w szufladzie odpowiedni klucz i podała go szatynowi, a potem skierowali się do windy, by po chwili wejść do ciepłego penthouse'a.
Po prysznicu, jaki wzięła Margaret, ubrana w granatową koszulkę swojego chłopaka (sięgającą do połowy jej ud) i czarną bieliznę, wyszła z łazienki i usiadła na wielkim, podwójnym łóżku. Nigdy nie nocowała w hotelu, nie w tym miejscu. Starała się myśleć o wszystkim, byle nie o tym, co przytrafiło się przyjaciółce jej chłopaka. Jednak zawsze jej myśli kumulowały się w jednym miejscu i nie pozwalały obejść tego tematu.
Louis wpatrywał się w swój telefon, jakby ten miał za chwilę przemówić do niego ludzkim głosem. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, iż był środek nocy. Margaret zmartwiła się, widząc go w takim stanie. Nie miała jeszcze okazji ku temu, by być świadkiem aż tak podirytowanego szatyna.
- Louis, wszystko okej? - zapytała się brunetka, przesuwając się obok swojego ukochanego. Szatyn przeniósł swoje spojrzenie na dziewczynę, a jego usta uformowały się w wąską linię.
- Nie, nie jest okej. - szepnął - Przepraszam cię, naprawdę nie chcę być w tym uczestniczyła.
- W czym dokładnie?
Mer częściowo rozumiała to, co powiedział Tomlinson, jednak nadal nie dostała pewnych odpowiedzi na nurtujące ją pytania. Tutaj nie kierowała się bezczelnością, czy ciekawością. Chciała, w jakiś sposób, pomóc Eleanor, jednak bez szczegółowych informacji nie mogła zdobyć się na stuprocentowe zapewniania, względem Calder.
- El boi się osoby, która jej to zrobiła...
- To zrozumiałe, Lou. - przerwała mu dziewczyna.
- Ale nie chce opuścić Londynu. Nie wiem już, co robić.
Margaret objęła swojego chłopaka w pasie i położyła swoją brodę na ramieniu szatyna. Louis poczuł na swojej szyi oddech dziewczyny, co sprawiło, iż piłkarz trochę się rozchmurzył. Taki drobny gest mógł sprawić, iż Tomlinson nie potrafił rozróżnić realnego świata od fikcji. Sama obecność Mer, osoby, którą kochał, a która jednocześnie go pociągała, sprawiała, iż Tommo wariował.
- Pozwól mi pomóc. - szepnęła brunetka, a potem poczuła jak mięśnie jej partnera się napinają. Chłopak odwrócił się powoli w jej stronę, sprawiając, iż musiała usiąść po turecku, zakładając ręce na piersi.
- To niebezpieczne, Mer.
- Pozwól mi to ocenić. - powiedziała pewnym głosem dziewczyna - Jeśli uznam to za złe, czy coś, to odpuszczę.
Szatyn uniósł brwi ku górze, by móc przyjrzeć się z zaskoczoną miną, wyrazowi twarzy jego towarzyszki.
- Wiem, że nie spodoba ci się to, co usłyszysz, ale nie przekreślaj od razu Harry'ego, dobrze?
- Spróbuję. Mów.
Louis nabrał powietrza do płuc, by następnie je wypuścić i móc spojrzeć w szare tęczówki jego ukochanej.
- Był taki okres w życiu Eleanor, który sprawiał jej wiele przykrości. Była poniżana, wyzywana, prześladowana przez swoich kolegów z klasy licealnej. Jej wygląd sprawiał, że uczniowie się z niej śmiali, więc postanowiła sięgnąć po narkotyki. W taki sposób poznała Harry'ego, ponieważ ten pracował dla kolesia, który rozprowadzał towar. Właściwie, to Harry sam był dilerem, ale nie na tyle groźnym, co jego pracodawca. - Lou przerwał na chwilę, by zebrać swoje myśli w głowie w odpowiednią całość - Pewnego razu, El i Harry donieśli na policję o tym, co robił ten cały Bennett. On trafił za kratki, a oni próbowali zapomnieć. Dopóki Bennett nie wyszedł z więzienia. Mer, to on zrobił z życia Eleanor piekło i nie poprzestanie na tym, co się stało. Z tego, co słyszałem, to jest zdolny do o wiele większej szkody, niż napaść, czy gwałt.
Padolsky przyglądała się Louis'owi ze zdziwieniem. Poddawała analizie słowa, które padły z ust jej chłopaka. Zrozumiała, dlaczego Calder nie chciała opuszczać miasta. Nie chciała, by jej przyjaciele byli narażeni na niebezpieczeństwo z jej powodu. Jednak samo to, iż się z nią zadawali świadczyło o niemałym ryzyku. Do tego dochodziła jeszcze sprawa z Harry'm jako... dilerem. Margaret nie mogła wiedzieć, czym zajmował się Styles, te kilka lat temu, kiedy spędziła z nim tę jedną noc. Gdyby tak było, to z pewnością by tego nie zrobiła.
- Mer?
- Nie mam pojęcia, dlaczego powiedziałeś mi to dopiero teraz. Ale mam pewien pomysł..
- Nie oczekuję od ciebie tego, M. - odparł chłopak - Chcę, byś była bezpieczna i tyle.
- Lou, przestań. Potrafię o siebie zadbać. - odparła - Ten cały koleś...
- Troy Bennett. - wtrącił chłopak.
- Właśnie. Skoro siedział w więzieniu, to logiczne, że policja go obserwuje.
Louis westchnął zrezygnowany.
- Eleanor nie pójdzie na policję.
- Porozmawiam z nią. - zaproponowała brunetka.
- Jesteś pewna? Z tego, co mówił Niall, to nie chce z nikim się widzieć.
- Warto spróbować. A samo to, że jestem dziewczyną, pomaga. Myślisz, że ofiara gwałtu chciałaby przebywać w towarzystwie chłopaków?
- Nie pomyślałem o tym. - odparł cicho chłopak.
Margaret dowiedziała się w końcu tego, co chciała. Nie miała za złe tego, że Harry jej nie powiedział o jego przeszłości. W końcu, nie nawiązywali do tego aż tak szczegółowo, a samo to, że teraz przebywała z nim ich córka - nie było dla Mer straszną wiadomością. Życie nauczyło ją, by nie oceniać ludzi po ich przeszłości. Nie mogła skreślić Harry'ego. Nie mogła pozwolić, aby jej dziecko straciło ojca, zaraz po tym jak go poznało.
- Dlatego od myślenia, jestem ja. - uśmiechnęła się recepcjonistka.
Piłkarz uśmiechnął się do niej łobuzersko, zbliżając swoją twarz do jej. Nim Margaret zdążyła zarejestrować jakikolwiek inny ruch chłopaka, poczuła jego dłonie na swoich nadgarstkach, które jakimś dziwnym trafem, znalazły się nad jej głową. Szybki ruch szatyna, który spowodował, iż brunetka leżała plecami na materacu sprawił, że po plecach Mer przeszedł przyjemny dreszcz. Louis pochylił się nad dziewczyną i złączył ich usta w namiętnym pocałunku. W międzyczasie wypuścił ze swojego uścisku nadgarstki Padolsky, by móc zjechać nimi na biodra brunetki. Jego chłodne ręce dotknęły nagiego ciała Mer, pod jej koszulką, w tym samym momencie, kiedy z ust dziewczyny wydobyło się jęknięcie. Tomlinson postanowił wykorzystać tę chwilę nieuwagi jego towarzyszki, by rozpocząć swoją karę. Zaczął ją łaskotać, co spowodowało śmiech dziewczyny. Usatysfakcjonowany szatyn odsunął swoją głową od Margaret, żeby móc obserwować jej szarpania i próby wyrwania się z jego uścisku, jednak i tak wszystko szło na marne.
- Obraziłaś mnie, skarbie. - mruknął zadowolony chłopak, nie przerywając łaskotania brunetki.
- Louuuu, daj.. spokój.. - wydyszała Mer, usiłując przerwać tę katorgę.
- Nie, dopóki mnie nie przeprosisz.
Padolsky stwierdziła, iż jej partner zachowywał się jak małe dziecko.
- Louis! Puść, uh.
- Wystarczy, że powiesz przepraszam, a ja pozwolę ci iść spać. - uśmiechnął się szatyn. Tak, to sprawiało mu przyjemność, choć nie powinno, jednak jego ukochana stwierdziła jednogłośnie, iż on nie potrafi myśleć, a to już była zniewaga.
- Okej, okej. Przepraszam. A teraz mnie puść.
Tommo zrobił to, o co poprosiła go dziewczyna, po czym usiadł naprzeciwko niej i nie przestawał wpatrywać się w hipnotyzujące tęczówki swojej ukochanej. Zawsze nie mógł się nadziwić głębi jej spojrzenia i intensywności.
- Powinieneś wziąć prysznic. - mruknęła Padolsky - to tak przy okazji.
- Zamorduję cię! - odparł Tomlinson, rzucając się w jej stronę. Doskonale wiedział o tym, co powinien zrobić, a wtedy tylko grał. Chciał mieć przy sobie jak najdłużej Mer, ponieważ bał się, że kiedy wyjdzie z łazienki - nie zastanie jej w łóżku.
Perrie Edwards zmywała naczynia po kolacji, jaką zjadła wraz ze swoim narzeczonym. To był jeden z tych dni, w których Zayn miał bardzo dużo pracy, gdyż zbliżała się rada, w szkole, a mulat był jednym z nauczycieli, będących w samorządzie szkolnym, którzy odpowiadali za odpowiednie przygotowanie nadchodzącego przedstawienia. Malik, pierwszy raz był w takiej sytuacji. Nigdy wcześniej nie brał odpowiedzialności za jakiekolwiek większe działania w szkolnej placówce. Co sprawiło, iż zmienił zdanie? Doszedł do wniosku, że dojrzał na tyle, by wypróbować swoje zdolności artystyczne w czymś więcej niż tylko nauka dzieci języka angielskiego. Nie twierdził, iż mógłby odnieść jakiś sukces w tym, jednak chciał, by dzieci uważały szkołę także jako miejsce, w którym można się dobrze bawić.
Nadchodząca rada nauczycieli miała zdecydować, na ile pomysł Zayn'a, co do przedstawienia, jest dobry. Chłopak skrupulatnie pisał notatki, swoje przemyślenia, by tylko odpowiednio przedstawić swoją wizję spektaklu. Oczywiście scenariusz miał już opracowany. "Piotruś Pan" - taki nosił tytuł musical, jaki mieli odegrać. Wiedział, iż perspektywa takiego przedstawienia będzie trudna, ponieważ ciężko będzie mu ukazać latające dzieci, czy też Dzwoneczka, jednak chciał spróbować.
- Zayn, nie będziesz już bardziej gotowy. Odpocznij w końcu. - blondynka stanęła za chłopakiem i przyjrzała się szkicom, jakie wykonał na kartkach. Przedstawiały bohaterów, którzy grali w tej bajce. Perrie bardzo lubiła pomagać swojemu narzeczonemu w szkolnych projektach, dlatego zadeklarowała się, że jeśli jego pomysł zostanie przyjęty przez nauczycieli, pomoże przy szyciu strojów dla dzieci.
- Bardzo bym chciał, ale muszę do jutra jeszcze opisać, ile to będzie kosztować.
Zrezygnowana dziewczyna poszła do łazienki i przygotowała sobie kąpiel, wlewając do wanny aromatyczny olejek. W międzyczasie wróciła do sypialni i wzięła swoją piżamę i bieliznę. Następnie wróciła do łazienki i zakręciła ciepłą wodę. Rozebrała się i weszła do przyjemnej wody, która sprawiła, iż dziewczyna poczuła się o wiele lepiej. Oparła swoją głowę o wannę i przymknęła powieki, wsłuchując się w słowa jakiegoś filmu, który właśnie leciał w salonie, gdzie przebywał jej narzeczony.
Perrie kochała Zayn'a całym swoim sercem, jednak uważała, że czasem zbyt się przejmował pewnymi sprawami. Fakt, nie mieli w życiu łatwo, ale wszystko mogło się ułożyć. Pewnego dnia mogło zmienić się ich całe życie. Jednak Edwards starała się być realistką. Nie chciała zbyt ubarwiać ich życia. Wiedziała, że jest krucho z pieniędzmi i ledwo starcza na jedzenie, choć oboje starają się jak mogą. Nadal nie mogła znieść tego dziwnego uczucia, które towarzyszyło jej, gdy za każdym razem zamykała oczy. Bała się, iż jej sen mógł się sprawdzić. Albo raczej, obawiała się, że mogą ziścić się jej najgorsze obawy. Nie wierzyła w magię, horoskopy, czy też tego rodzaju bzdury, ale ten koszmar przyprawiał ją o dreszcze.
Blondynka była silną osobą, która starała się dążyć do swoich celów, jednak w pewnym wypadku nie potrafiła zbyt wiele zdziałać. Chodzi tutaj o posiadanie potomstwa. Choćby niewiadomo jak bardzo marzyła o dziecku - nie mogła go mieć. Tutaj nie chodziło o to, że Zayn nie mógł mieć dzieci (choć nie było to jeszcze w stu procentach pewne), ale przede wszystkim nie mieli pieniędzy na utrzymanie dziecka. Sami odmawiali sobie bardzo wielu rzeczy, a co dopiero by było, gdyby doszedł do nich nowy członek rodziny. Mogliby liczyć tylko na niewielkie dofinansowanie od państwa, które i tak nie utrzymałoby ich zbyt długo. Nie mieliby środków, by zaspokoić podstawowe potrzeby ich potomka.
Gdy Perrie poczuła, iż woda zaczyna być chłodna, spłukała z siebie resztę piany i wyszła z wanny, owijając się niebieskim ręcznikiem. Kilka kosmyków włosów wypadło z jej koka na czubku głowy, a brak makijażu dodawał jej uroku. Wytarła swoje ciało, a następnie przebrała się w szaro różową bokserkę oraz tego samego koloru spodnie, tyle, że w kratę. Umyła zęby i nawilżyła swoją twarz kremem, a potem opuściła pomieszczenie, gasząc światło. Kiedy znalazła się w salonie, ujrzała swojego narzeczonego pochylającego się nad kartkami i piszącego coś. Widziała, że ledwo co trzymał się na nogach. Nie dało się ukryć, iż był zmęczony i tym razem, Perrie nie zamierzała mu tego odpuścić. Bywały sprawy ważniejsze od pracy. Na przykład sen.
- Zayn. - upomniała go dziewczyna, a chłopak natychmiast odwrócił głowę w jej stronę - Idź spać.
- Jeszcze chwi-
- Nie, teraz. - przerwała mu blondynka, podchodząc do niego i spoglądając na papiery, przed którymi siedział. - Wyglądasz okropnie.
Malik odłożył długopis i wlepił swój wzrok z Edwards. Intrygowała go od samego początku. Pierwsze, co w niej zobaczył to jej szczerość i bezpośredniość. Wraz z czasem, udało mu się odrobinę ułożyć tę niegrzeczną i wyszczekaną dziewczynę w osobę o nieco spokojniejszym charakterze, jednak nie potrafił kontrolować jednej z wielu rzeczy u swojej ukochanej; czyli temperament. Choćby nie wiem, co robił i tak zawsze Perrie wygrywała dyskusję, poprzez swoje dobre dobrane argumenty i brak jakichkolwiek wątpliwości, co do jej zdania. Czasem żartował sobie z niej, że mogłaby być z niej świetna prawniczka, na co dziewczyna wywracała oczami, a po pokoju roznosił się jej bajeczny śmiech.
Kiedy Perrie przeszła obok kanapy, na której siedział Zayn, próbując sięgnąć po pilota, by wyłączyć telewizor, Malik chwycił ją za nadgarstki i pociągnął na swoje kolana, by następnie móc przytulić swoją dziewczynę do siebie. Edwards była zaskoczona gestem chłopaka, jednak pozwoliła mu na to. Mulat schował swoją głowę w zagłębieniu szyi blondynki, rozkoszując się zapachem płynu do kąpieli, jakiego użyła. Bardzo lubił to robić. Wtedy czuł, że Pezz była prawdziwa.
- Wiesz, że cię kocham? - mruknął brunet, przymykając oczy.
- Wiem. - uśmiechnęła się dziewczyna - bo ja ciebie kocham tak samo mocno.
Blondynka cmoknęła swojego narzeczonego w policzek i wstała z jego kolan, by następnie wyłączyć telewizję i skierować się do ich sypialni. Zayn zostawił całą swoją robotę i skierował się do łazienki, by wziąć szybki prysznic. Perrie chciała powiedzieć swojemu partnerowi o tym, iż rozważa in-vitro, jednak zrezygnowała z tego. Nie było możliwości, by ktokolwiek dał jej kredyt, a co najważniejsze - oboje nie mieliby go, w jaki sposób spłacać.
Edwards położyła się pod kołdrą i zapaliła nocną lampkę. Następnie chwyciła swój telefon i spojrzała na godzinę. Dwunasta. Kolejną rzeczą, która przykuła jej uwagę, to wiadomość. Otworzyła ją i ujrzała napis Niall Horan. Zaskoczyło ją to, ponieważ jeszcze nigdy jej szef nie pisał do niej tak późną porą. Jednak jej zmartwienia minęły, gdy zauważyła, że esemes został wysłany cztery godziny wcześniej. Przeczytała wiadomość, w której było napisane, by przyszła trochę wcześniej do pracy, ponieważ Niall musiał coś załatwić. Postanowiła mu nie odpisywać, gdyż stwierdziła, iż było za późno, więc nastawiła sobie budzik w telefonie i odłożyła go na nocną półkę. W tym samym momencie, do pokoju wszedł Zayn, w samych spodniach od piżamy. Podszedł do łóżka i położył się obok swojej narzeczonej, obejmując ją w pasie.
- Kiedy musisz odebrać resztę wyników? - zapytała cicho blondynka, bawiąc się swoimi palcami. Nie lubiła rozmawiać o TYCH sprawach z Zayn'em, ponieważ ten czuł się równie skrępowany jak ona. Malik obwiniał się o to, że nie może dać Perrie dziecka, co oczywiście Edwards zawsze podważała i wyrzucała mu z głowy. Nie chciała, by czuł się winny. Po prostu los zarządził.
- W sobotę, z samego rana.
- Mogę jechać z tobą, jeśli chcesz. - zaproponowała dziewczyna.
- Nie wiem, czy chcę tam jechać, Pezz. - odparł prawie natychmiast mulat. Słowa, jakie wypowiedział sprawiły, iż blondynka sprawnie odwróciła się w stronę swojego partnera i spojrzała mu w oczy.
- Boisz się? - Perrie znała odpowiedź na to pytanie. Już nie raz widziała pewnego rodzaju strach w tych piwnych tęczówkach, w który tak bardzo lubiła gubić swoje spojrzenie.
- Od tego zależy całe nasze życie. - mruknął chłopak.
Dziewczyna uniosła swoją dłoń i położyła ją na policzku Zayn'a. Chłopak, pod wpływem jej dotyku, westchnął.
- Cokolwiek wykażą te badania, moja miłość do ciebie nie wyparuje, Zaynee. - powaga, jaka towarzyszyła Pezz przy wypowiedzeniu tych słów sprawiła, iż serce Malik'a zaczęło szybciej bić.
W odpowiedzi na jej słowa, złączył ich usta w pocałunku. Z początku ich zbliżenie było delikatne, jednak z upływem kilku sekund, ich pieszczota stała się bardziej intymną i gorącą. Mulat, korzystając z momentu, kiedy usta jego dziewczyny się rozchyliły, wsunął swój język do jej jamy ustnej i muskał nim podniebienie swojej ukochanej. Dłonie Perrie błądziły po torsie jej partnera, a przyspieszony oddech oddawał wszystko. W kolejnej sekundzie, dziewczyna wraz ze swoim partnerem klęczeli na materacu, oddając się pożądaniu, jakie zawładnęło ich ciałami. Blondyna została pozbawiona przez swojego partnera spodni, zostając w samych majtkach i bokserce, która i tak wylądowała gdzieś w kącie ich sypialni.
Dłonie Zayn'a były wszędzie; począwszy od ramion dziewczyny, poprzez muśnięcie jej piersi, brzucha, a skończywszy na biodrach, z których bardzo powoli ściągał czerwone majtki. Sposób, w jaki patrzyli sobie w oczy był tylko ich. Szczególne chwile, takie jak tamta, sprawiały, iż piwne oczy Malik'a stały się ciemniejsze, a jego łobuzerski uśmiech zaostrzał tylko sytuację.
Tym razem, inicjatywę przejęła Perrie, zdejmując spodnie, wraz z bielizną, swojego narzeczonego. Jej oczom ukazał się nabrzmiały penis, którego dotknęła koniuszkami swoich palców. Poczuła pewne wibracje, a po chwili uświadomiła sobie, że Zayn jęknął w jej włosy. Wiedziała, że nadszedł moment ich połączenia, więc naparła na wargi swojego chłopaka i pewnym ruchem popchnęła go na poduszkę, a sama usiadła mu na biodrach. Chciała dominować, a mulat jej na to pozwalał. Perrie doskonale wiedziała, że jej podniecenie sięgnęło limitu. Nie spuszczając wzroku z ciemnego spojrzenia Zayn'a, uniosła biodra ku górze, a po chwili z powrotem usiadła, jednak z tą różnicą, iż czuła w sobie członka Malik'a. Z początku, po jej ciele rozniósł się ból, który uleciał z niej tak szybko jak się pojawił. Drżącymi dłońmi, złapała się przedramiona bruneta i zaczęła poruszać się w górę i w dół, czując narastającą przyjemność w dole jej brzucha. Mulat ciężko dyszał i nie wiedział, co ma zrobić ze swoimi dłońmi. Perrie widząc jego chwilową dezorientację, złapał jego rękę i przyłożyła sobie do piersi. Chłopak natychmiast ją chwycił i ścisnął, co wywowłało u dziewczyny głośny jęk. Jeszcze nigdy nie czuła się taka pewna siebie.
- Jesteś.. najwspanialszą... dziewczyną.. na świecie.. - wymamrotał, z trudem łapiąc oddech, Zayn. Pezz, słysząc jego słowa, przyspieszyła ruchy, jednak w rezultacie, Malik szybkim ruchem zmienił ich pozycję, sprawiając, iż tym razem to on był na górze i przejął inicjatywę.
Osiągnęli orgazm w tym samym momencie. Po ich ciałam przeszedł ten znajomy, przyjemny dreszcz, który towarzyszył im za każdym razem, gdy się kochali. Mimo tego, iż już doświadczyli tej przyjemności, Zayn nadal był w swojej dziewczynie, a jego napięte mięśnie powoli się rozluźniały. Jednak z jego dłoni nadal ściskała pierś blondynki, co jej nie przeszkadzało. Znali się na tyle długo, by móc czuć się komfortowo w takich sytuacjach. Perrie, natomiast zastygła w momencie, gdy jej partner wszedł w nią głębiej, ten jedyny, ostatni raz. Uniosła biodra ku górze, a w jej podbrzuszu wybuchła bomba, która rozsadziła ją od środka. Czegoś takiego jeszcze nie doświadczyła.
Straciła całą swoją energię w chwili, gdy Malik z niej wyszedł i ułożył się obok, składając całusa na jej policzku. Przykrył ich kołdrą i objął w talii swoją narzeczoną. Oboje odpłynęli w krainę snów.
-
PS. Właśnie, czy to opowiadanie jest przewidywalne? Jestem po prostu ciekawa waszych odczuć na ten temat. Tzn, jak myślicie, co wymyśliła Mer, by pomóc Eleanor? Czy Perrie podejmie ryzyko, by wziąć kredyt i spróbować sztucznego zapłodnienia? Co tam jeszcze było... Ach, może domyślacie się, kogo odegra Cher Lloyd (w tym opowiadaniu Blair Monk)?
Ach, ten fragment, że sama końcówka - wydaje mi się, że jest odrobinę naciągana, ale wiecie. ZerrieShipper <3
- Mer - szatyn spojrzał na swoją dziewczynę - Napisz Harry'emu esemesa, że przyjedziesz z samego rana. Zrozumie. Przecież i tak, jakbyś wróciła o tej porze do mieszkania, to obudziłabyś Louise.
Margaret doskonale wiedziała, że Louis miał rację, ale starała się nie ukazywać tego w zbyt mocno.
Para opuściła swój samochód i skierowała się do środka Grand Payne Hotel, gdzie spotkali na recepcji Calum'a, który zazwyczaj miewał nocne dyżury. Hotel Liam'a należał do tych nielicznych, gdzie na recepcji znajdowali się pracownicy do drugiej w nocy. Zazwyczaj nic się w tamtym czasie nie działo, co pozwalało Calum'owi na słodkie drzemanie na fotelu. Mer postanowiła nie budzić swojego kolegi z pracy, więc najciszej jak tylko potrafiła, znalazła w szufladzie odpowiedni klucz i podała go szatynowi, a potem skierowali się do windy, by po chwili wejść do ciepłego penthouse'a.
Po prysznicu, jaki wzięła Margaret, ubrana w granatową koszulkę swojego chłopaka (sięgającą do połowy jej ud) i czarną bieliznę, wyszła z łazienki i usiadła na wielkim, podwójnym łóżku. Nigdy nie nocowała w hotelu, nie w tym miejscu. Starała się myśleć o wszystkim, byle nie o tym, co przytrafiło się przyjaciółce jej chłopaka. Jednak zawsze jej myśli kumulowały się w jednym miejscu i nie pozwalały obejść tego tematu.
Louis wpatrywał się w swój telefon, jakby ten miał za chwilę przemówić do niego ludzkim głosem. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, iż był środek nocy. Margaret zmartwiła się, widząc go w takim stanie. Nie miała jeszcze okazji ku temu, by być świadkiem aż tak podirytowanego szatyna.
- Louis, wszystko okej? - zapytała się brunetka, przesuwając się obok swojego ukochanego. Szatyn przeniósł swoje spojrzenie na dziewczynę, a jego usta uformowały się w wąską linię.
- Nie, nie jest okej. - szepnął - Przepraszam cię, naprawdę nie chcę być w tym uczestniczyła.
- W czym dokładnie?
Mer częściowo rozumiała to, co powiedział Tomlinson, jednak nadal nie dostała pewnych odpowiedzi na nurtujące ją pytania. Tutaj nie kierowała się bezczelnością, czy ciekawością. Chciała, w jakiś sposób, pomóc Eleanor, jednak bez szczegółowych informacji nie mogła zdobyć się na stuprocentowe zapewniania, względem Calder.
- El boi się osoby, która jej to zrobiła...
- To zrozumiałe, Lou. - przerwała mu dziewczyna.
- Ale nie chce opuścić Londynu. Nie wiem już, co robić.
Margaret objęła swojego chłopaka w pasie i położyła swoją brodę na ramieniu szatyna. Louis poczuł na swojej szyi oddech dziewczyny, co sprawiło, iż piłkarz trochę się rozchmurzył. Taki drobny gest mógł sprawić, iż Tomlinson nie potrafił rozróżnić realnego świata od fikcji. Sama obecność Mer, osoby, którą kochał, a która jednocześnie go pociągała, sprawiała, iż Tommo wariował.
- Pozwól mi pomóc. - szepnęła brunetka, a potem poczuła jak mięśnie jej partnera się napinają. Chłopak odwrócił się powoli w jej stronę, sprawiając, iż musiała usiąść po turecku, zakładając ręce na piersi.
- To niebezpieczne, Mer.
- Pozwól mi to ocenić. - powiedziała pewnym głosem dziewczyna - Jeśli uznam to za złe, czy coś, to odpuszczę.
Szatyn uniósł brwi ku górze, by móc przyjrzeć się z zaskoczoną miną, wyrazowi twarzy jego towarzyszki.
- Wiem, że nie spodoba ci się to, co usłyszysz, ale nie przekreślaj od razu Harry'ego, dobrze?
- Spróbuję. Mów.
Louis nabrał powietrza do płuc, by następnie je wypuścić i móc spojrzeć w szare tęczówki jego ukochanej.
- Był taki okres w życiu Eleanor, który sprawiał jej wiele przykrości. Była poniżana, wyzywana, prześladowana przez swoich kolegów z klasy licealnej. Jej wygląd sprawiał, że uczniowie się z niej śmiali, więc postanowiła sięgnąć po narkotyki. W taki sposób poznała Harry'ego, ponieważ ten pracował dla kolesia, który rozprowadzał towar. Właściwie, to Harry sam był dilerem, ale nie na tyle groźnym, co jego pracodawca. - Lou przerwał na chwilę, by zebrać swoje myśli w głowie w odpowiednią całość - Pewnego razu, El i Harry donieśli na policję o tym, co robił ten cały Bennett. On trafił za kratki, a oni próbowali zapomnieć. Dopóki Bennett nie wyszedł z więzienia. Mer, to on zrobił z życia Eleanor piekło i nie poprzestanie na tym, co się stało. Z tego, co słyszałem, to jest zdolny do o wiele większej szkody, niż napaść, czy gwałt.
Padolsky przyglądała się Louis'owi ze zdziwieniem. Poddawała analizie słowa, które padły z ust jej chłopaka. Zrozumiała, dlaczego Calder nie chciała opuszczać miasta. Nie chciała, by jej przyjaciele byli narażeni na niebezpieczeństwo z jej powodu. Jednak samo to, iż się z nią zadawali świadczyło o niemałym ryzyku. Do tego dochodziła jeszcze sprawa z Harry'm jako... dilerem. Margaret nie mogła wiedzieć, czym zajmował się Styles, te kilka lat temu, kiedy spędziła z nim tę jedną noc. Gdyby tak było, to z pewnością by tego nie zrobiła.
- Mer?
- Nie mam pojęcia, dlaczego powiedziałeś mi to dopiero teraz. Ale mam pewien pomysł..
- Nie oczekuję od ciebie tego, M. - odparł chłopak - Chcę, byś była bezpieczna i tyle.
- Lou, przestań. Potrafię o siebie zadbać. - odparła - Ten cały koleś...
- Troy Bennett. - wtrącił chłopak.
- Właśnie. Skoro siedział w więzieniu, to logiczne, że policja go obserwuje.
Louis westchnął zrezygnowany.
- Eleanor nie pójdzie na policję.
- Porozmawiam z nią. - zaproponowała brunetka.
- Jesteś pewna? Z tego, co mówił Niall, to nie chce z nikim się widzieć.
- Warto spróbować. A samo to, że jestem dziewczyną, pomaga. Myślisz, że ofiara gwałtu chciałaby przebywać w towarzystwie chłopaków?
- Nie pomyślałem o tym. - odparł cicho chłopak.
Margaret dowiedziała się w końcu tego, co chciała. Nie miała za złe tego, że Harry jej nie powiedział o jego przeszłości. W końcu, nie nawiązywali do tego aż tak szczegółowo, a samo to, że teraz przebywała z nim ich córka - nie było dla Mer straszną wiadomością. Życie nauczyło ją, by nie oceniać ludzi po ich przeszłości. Nie mogła skreślić Harry'ego. Nie mogła pozwolić, aby jej dziecko straciło ojca, zaraz po tym jak go poznało.
- Dlatego od myślenia, jestem ja. - uśmiechnęła się recepcjonistka.
Piłkarz uśmiechnął się do niej łobuzersko, zbliżając swoją twarz do jej. Nim Margaret zdążyła zarejestrować jakikolwiek inny ruch chłopaka, poczuła jego dłonie na swoich nadgarstkach, które jakimś dziwnym trafem, znalazły się nad jej głową. Szybki ruch szatyna, który spowodował, iż brunetka leżała plecami na materacu sprawił, że po plecach Mer przeszedł przyjemny dreszcz. Louis pochylił się nad dziewczyną i złączył ich usta w namiętnym pocałunku. W międzyczasie wypuścił ze swojego uścisku nadgarstki Padolsky, by móc zjechać nimi na biodra brunetki. Jego chłodne ręce dotknęły nagiego ciała Mer, pod jej koszulką, w tym samym momencie, kiedy z ust dziewczyny wydobyło się jęknięcie. Tomlinson postanowił wykorzystać tę chwilę nieuwagi jego towarzyszki, by rozpocząć swoją karę. Zaczął ją łaskotać, co spowodowało śmiech dziewczyny. Usatysfakcjonowany szatyn odsunął swoją głową od Margaret, żeby móc obserwować jej szarpania i próby wyrwania się z jego uścisku, jednak i tak wszystko szło na marne.
- Obraziłaś mnie, skarbie. - mruknął zadowolony chłopak, nie przerywając łaskotania brunetki.
- Louuuu, daj.. spokój.. - wydyszała Mer, usiłując przerwać tę katorgę.
- Nie, dopóki mnie nie przeprosisz.
Padolsky stwierdziła, iż jej partner zachowywał się jak małe dziecko.
- Louis! Puść, uh.
- Wystarczy, że powiesz przepraszam, a ja pozwolę ci iść spać. - uśmiechnął się szatyn. Tak, to sprawiało mu przyjemność, choć nie powinno, jednak jego ukochana stwierdziła jednogłośnie, iż on nie potrafi myśleć, a to już była zniewaga.
- Okej, okej. Przepraszam. A teraz mnie puść.
Tommo zrobił to, o co poprosiła go dziewczyna, po czym usiadł naprzeciwko niej i nie przestawał wpatrywać się w hipnotyzujące tęczówki swojej ukochanej. Zawsze nie mógł się nadziwić głębi jej spojrzenia i intensywności.
- Powinieneś wziąć prysznic. - mruknęła Padolsky - to tak przy okazji.
- Zamorduję cię! - odparł Tomlinson, rzucając się w jej stronę. Doskonale wiedział o tym, co powinien zrobić, a wtedy tylko grał. Chciał mieć przy sobie jak najdłużej Mer, ponieważ bał się, że kiedy wyjdzie z łazienki - nie zastanie jej w łóżku.
Perrie Edwards zmywała naczynia po kolacji, jaką zjadła wraz ze swoim narzeczonym. To był jeden z tych dni, w których Zayn miał bardzo dużo pracy, gdyż zbliżała się rada, w szkole, a mulat był jednym z nauczycieli, będących w samorządzie szkolnym, którzy odpowiadali za odpowiednie przygotowanie nadchodzącego przedstawienia. Malik, pierwszy raz był w takiej sytuacji. Nigdy wcześniej nie brał odpowiedzialności za jakiekolwiek większe działania w szkolnej placówce. Co sprawiło, iż zmienił zdanie? Doszedł do wniosku, że dojrzał na tyle, by wypróbować swoje zdolności artystyczne w czymś więcej niż tylko nauka dzieci języka angielskiego. Nie twierdził, iż mógłby odnieść jakiś sukces w tym, jednak chciał, by dzieci uważały szkołę także jako miejsce, w którym można się dobrze bawić.
Nadchodząca rada nauczycieli miała zdecydować, na ile pomysł Zayn'a, co do przedstawienia, jest dobry. Chłopak skrupulatnie pisał notatki, swoje przemyślenia, by tylko odpowiednio przedstawić swoją wizję spektaklu. Oczywiście scenariusz miał już opracowany. "Piotruś Pan" - taki nosił tytuł musical, jaki mieli odegrać. Wiedział, iż perspektywa takiego przedstawienia będzie trudna, ponieważ ciężko będzie mu ukazać latające dzieci, czy też Dzwoneczka, jednak chciał spróbować.
- Zayn, nie będziesz już bardziej gotowy. Odpocznij w końcu. - blondynka stanęła za chłopakiem i przyjrzała się szkicom, jakie wykonał na kartkach. Przedstawiały bohaterów, którzy grali w tej bajce. Perrie bardzo lubiła pomagać swojemu narzeczonemu w szkolnych projektach, dlatego zadeklarowała się, że jeśli jego pomysł zostanie przyjęty przez nauczycieli, pomoże przy szyciu strojów dla dzieci.
- Bardzo bym chciał, ale muszę do jutra jeszcze opisać, ile to będzie kosztować.
Zrezygnowana dziewczyna poszła do łazienki i przygotowała sobie kąpiel, wlewając do wanny aromatyczny olejek. W międzyczasie wróciła do sypialni i wzięła swoją piżamę i bieliznę. Następnie wróciła do łazienki i zakręciła ciepłą wodę. Rozebrała się i weszła do przyjemnej wody, która sprawiła, iż dziewczyna poczuła się o wiele lepiej. Oparła swoją głowę o wannę i przymknęła powieki, wsłuchując się w słowa jakiegoś filmu, który właśnie leciał w salonie, gdzie przebywał jej narzeczony.
Perrie kochała Zayn'a całym swoim sercem, jednak uważała, że czasem zbyt się przejmował pewnymi sprawami. Fakt, nie mieli w życiu łatwo, ale wszystko mogło się ułożyć. Pewnego dnia mogło zmienić się ich całe życie. Jednak Edwards starała się być realistką. Nie chciała zbyt ubarwiać ich życia. Wiedziała, że jest krucho z pieniędzmi i ledwo starcza na jedzenie, choć oboje starają się jak mogą. Nadal nie mogła znieść tego dziwnego uczucia, które towarzyszyło jej, gdy za każdym razem zamykała oczy. Bała się, iż jej sen mógł się sprawdzić. Albo raczej, obawiała się, że mogą ziścić się jej najgorsze obawy. Nie wierzyła w magię, horoskopy, czy też tego rodzaju bzdury, ale ten koszmar przyprawiał ją o dreszcze.
Blondynka była silną osobą, która starała się dążyć do swoich celów, jednak w pewnym wypadku nie potrafiła zbyt wiele zdziałać. Chodzi tutaj o posiadanie potomstwa. Choćby niewiadomo jak bardzo marzyła o dziecku - nie mogła go mieć. Tutaj nie chodziło o to, że Zayn nie mógł mieć dzieci (choć nie było to jeszcze w stu procentach pewne), ale przede wszystkim nie mieli pieniędzy na utrzymanie dziecka. Sami odmawiali sobie bardzo wielu rzeczy, a co dopiero by było, gdyby doszedł do nich nowy członek rodziny. Mogliby liczyć tylko na niewielkie dofinansowanie od państwa, które i tak nie utrzymałoby ich zbyt długo. Nie mieliby środków, by zaspokoić podstawowe potrzeby ich potomka.
Gdy Perrie poczuła, iż woda zaczyna być chłodna, spłukała z siebie resztę piany i wyszła z wanny, owijając się niebieskim ręcznikiem. Kilka kosmyków włosów wypadło z jej koka na czubku głowy, a brak makijażu dodawał jej uroku. Wytarła swoje ciało, a następnie przebrała się w szaro różową bokserkę oraz tego samego koloru spodnie, tyle, że w kratę. Umyła zęby i nawilżyła swoją twarz kremem, a potem opuściła pomieszczenie, gasząc światło. Kiedy znalazła się w salonie, ujrzała swojego narzeczonego pochylającego się nad kartkami i piszącego coś. Widziała, że ledwo co trzymał się na nogach. Nie dało się ukryć, iż był zmęczony i tym razem, Perrie nie zamierzała mu tego odpuścić. Bywały sprawy ważniejsze od pracy. Na przykład sen.
- Zayn. - upomniała go dziewczyna, a chłopak natychmiast odwrócił głowę w jej stronę - Idź spać.
- Jeszcze chwi-
- Nie, teraz. - przerwała mu blondynka, podchodząc do niego i spoglądając na papiery, przed którymi siedział. - Wyglądasz okropnie.
Malik odłożył długopis i wlepił swój wzrok z Edwards. Intrygowała go od samego początku. Pierwsze, co w niej zobaczył to jej szczerość i bezpośredniość. Wraz z czasem, udało mu się odrobinę ułożyć tę niegrzeczną i wyszczekaną dziewczynę w osobę o nieco spokojniejszym charakterze, jednak nie potrafił kontrolować jednej z wielu rzeczy u swojej ukochanej; czyli temperament. Choćby nie wiem, co robił i tak zawsze Perrie wygrywała dyskusję, poprzez swoje dobre dobrane argumenty i brak jakichkolwiek wątpliwości, co do jej zdania. Czasem żartował sobie z niej, że mogłaby być z niej świetna prawniczka, na co dziewczyna wywracała oczami, a po pokoju roznosił się jej bajeczny śmiech.
Kiedy Perrie przeszła obok kanapy, na której siedział Zayn, próbując sięgnąć po pilota, by wyłączyć telewizor, Malik chwycił ją za nadgarstki i pociągnął na swoje kolana, by następnie móc przytulić swoją dziewczynę do siebie. Edwards była zaskoczona gestem chłopaka, jednak pozwoliła mu na to. Mulat schował swoją głowę w zagłębieniu szyi blondynki, rozkoszując się zapachem płynu do kąpieli, jakiego użyła. Bardzo lubił to robić. Wtedy czuł, że Pezz była prawdziwa.
- Wiesz, że cię kocham? - mruknął brunet, przymykając oczy.
- Wiem. - uśmiechnęła się dziewczyna - bo ja ciebie kocham tak samo mocno.
Blondynka cmoknęła swojego narzeczonego w policzek i wstała z jego kolan, by następnie wyłączyć telewizję i skierować się do ich sypialni. Zayn zostawił całą swoją robotę i skierował się do łazienki, by wziąć szybki prysznic. Perrie chciała powiedzieć swojemu partnerowi o tym, iż rozważa in-vitro, jednak zrezygnowała z tego. Nie było możliwości, by ktokolwiek dał jej kredyt, a co najważniejsze - oboje nie mieliby go, w jaki sposób spłacać.
Edwards położyła się pod kołdrą i zapaliła nocną lampkę. Następnie chwyciła swój telefon i spojrzała na godzinę. Dwunasta. Kolejną rzeczą, która przykuła jej uwagę, to wiadomość. Otworzyła ją i ujrzała napis Niall Horan. Zaskoczyło ją to, ponieważ jeszcze nigdy jej szef nie pisał do niej tak późną porą. Jednak jej zmartwienia minęły, gdy zauważyła, że esemes został wysłany cztery godziny wcześniej. Przeczytała wiadomość, w której było napisane, by przyszła trochę wcześniej do pracy, ponieważ Niall musiał coś załatwić. Postanowiła mu nie odpisywać, gdyż stwierdziła, iż było za późno, więc nastawiła sobie budzik w telefonie i odłożyła go na nocną półkę. W tym samym momencie, do pokoju wszedł Zayn, w samych spodniach od piżamy. Podszedł do łóżka i położył się obok swojej narzeczonej, obejmując ją w pasie.
- Kiedy musisz odebrać resztę wyników? - zapytała cicho blondynka, bawiąc się swoimi palcami. Nie lubiła rozmawiać o TYCH sprawach z Zayn'em, ponieważ ten czuł się równie skrępowany jak ona. Malik obwiniał się o to, że nie może dać Perrie dziecka, co oczywiście Edwards zawsze podważała i wyrzucała mu z głowy. Nie chciała, by czuł się winny. Po prostu los zarządził.
- W sobotę, z samego rana.
- Mogę jechać z tobą, jeśli chcesz. - zaproponowała dziewczyna.
- Nie wiem, czy chcę tam jechać, Pezz. - odparł prawie natychmiast mulat. Słowa, jakie wypowiedział sprawiły, iż blondynka sprawnie odwróciła się w stronę swojego partnera i spojrzała mu w oczy.
- Boisz się? - Perrie znała odpowiedź na to pytanie. Już nie raz widziała pewnego rodzaju strach w tych piwnych tęczówkach, w który tak bardzo lubiła gubić swoje spojrzenie.
- Od tego zależy całe nasze życie. - mruknął chłopak.
Dziewczyna uniosła swoją dłoń i położyła ją na policzku Zayn'a. Chłopak, pod wpływem jej dotyku, westchnął.
- Cokolwiek wykażą te badania, moja miłość do ciebie nie wyparuje, Zaynee. - powaga, jaka towarzyszyła Pezz przy wypowiedzeniu tych słów sprawiła, iż serce Malik'a zaczęło szybciej bić.
W odpowiedzi na jej słowa, złączył ich usta w pocałunku. Z początku ich zbliżenie było delikatne, jednak z upływem kilku sekund, ich pieszczota stała się bardziej intymną i gorącą. Mulat, korzystając z momentu, kiedy usta jego dziewczyny się rozchyliły, wsunął swój język do jej jamy ustnej i muskał nim podniebienie swojej ukochanej. Dłonie Perrie błądziły po torsie jej partnera, a przyspieszony oddech oddawał wszystko. W kolejnej sekundzie, dziewczyna wraz ze swoim partnerem klęczeli na materacu, oddając się pożądaniu, jakie zawładnęło ich ciałami. Blondyna została pozbawiona przez swojego partnera spodni, zostając w samych majtkach i bokserce, która i tak wylądowała gdzieś w kącie ich sypialni.
Dłonie Zayn'a były wszędzie; począwszy od ramion dziewczyny, poprzez muśnięcie jej piersi, brzucha, a skończywszy na biodrach, z których bardzo powoli ściągał czerwone majtki. Sposób, w jaki patrzyli sobie w oczy był tylko ich. Szczególne chwile, takie jak tamta, sprawiały, iż piwne oczy Malik'a stały się ciemniejsze, a jego łobuzerski uśmiech zaostrzał tylko sytuację.
Tym razem, inicjatywę przejęła Perrie, zdejmując spodnie, wraz z bielizną, swojego narzeczonego. Jej oczom ukazał się nabrzmiały penis, którego dotknęła koniuszkami swoich palców. Poczuła pewne wibracje, a po chwili uświadomiła sobie, że Zayn jęknął w jej włosy. Wiedziała, że nadszedł moment ich połączenia, więc naparła na wargi swojego chłopaka i pewnym ruchem popchnęła go na poduszkę, a sama usiadła mu na biodrach. Chciała dominować, a mulat jej na to pozwalał. Perrie doskonale wiedziała, że jej podniecenie sięgnęło limitu. Nie spuszczając wzroku z ciemnego spojrzenia Zayn'a, uniosła biodra ku górze, a po chwili z powrotem usiadła, jednak z tą różnicą, iż czuła w sobie członka Malik'a. Z początku, po jej ciele rozniósł się ból, który uleciał z niej tak szybko jak się pojawił. Drżącymi dłońmi, złapała się przedramiona bruneta i zaczęła poruszać się w górę i w dół, czując narastającą przyjemność w dole jej brzucha. Mulat ciężko dyszał i nie wiedział, co ma zrobić ze swoimi dłońmi. Perrie widząc jego chwilową dezorientację, złapał jego rękę i przyłożyła sobie do piersi. Chłopak natychmiast ją chwycił i ścisnął, co wywowłało u dziewczyny głośny jęk. Jeszcze nigdy nie czuła się taka pewna siebie.
- Jesteś.. najwspanialszą... dziewczyną.. na świecie.. - wymamrotał, z trudem łapiąc oddech, Zayn. Pezz, słysząc jego słowa, przyspieszyła ruchy, jednak w rezultacie, Malik szybkim ruchem zmienił ich pozycję, sprawiając, iż tym razem to on był na górze i przejął inicjatywę.
Osiągnęli orgazm w tym samym momencie. Po ich ciałam przeszedł ten znajomy, przyjemny dreszcz, który towarzyszył im za każdym razem, gdy się kochali. Mimo tego, iż już doświadczyli tej przyjemności, Zayn nadal był w swojej dziewczynie, a jego napięte mięśnie powoli się rozluźniały. Jednak z jego dłoni nadal ściskała pierś blondynki, co jej nie przeszkadzało. Znali się na tyle długo, by móc czuć się komfortowo w takich sytuacjach. Perrie, natomiast zastygła w momencie, gdy jej partner wszedł w nią głębiej, ten jedyny, ostatni raz. Uniosła biodra ku górze, a w jej podbrzuszu wybuchła bomba, która rozsadziła ją od środka. Czegoś takiego jeszcze nie doświadczyła.
Straciła całą swoją energię w chwili, gdy Malik z niej wyszedł i ułożył się obok, składając całusa na jej policzku. Przykrył ich kołdrą i objął w talii swoją narzeczoną. Oboje odpłynęli w krainę snów.
-
PS. Właśnie, czy to opowiadanie jest przewidywalne? Jestem po prostu ciekawa waszych odczuć na ten temat. Tzn, jak myślicie, co wymyśliła Mer, by pomóc Eleanor? Czy Perrie podejmie ryzyko, by wziąć kredyt i spróbować sztucznego zapłodnienia? Co tam jeszcze było... Ach, może domyślacie się, kogo odegra Cher Lloyd (w tym opowiadaniu Blair Monk)?
Ach, ten fragment, że sama końcówka - wydaje mi się, że jest odrobinę naciągana, ale wiecie. ZerrieShipper <3
Pierwszy raz nie wiem co napisać w komentarzu. Rozdział najnormalniej w świecie mi się podoba. Od początku do końca. :)
OdpowiedzUsuńwątek z Lu i Harrym jest taki słodki *-*
OdpowiedzUsuńLou i Mer *-*
i Zerrie zjhdxfkjsadzj,kxjkdshf *-*
czekam na następny :))))
Ah ten Harry. Kochany tatuś. A Lulu to cudna dziewczynka. Nieważna jest jego przeszłość, ważne jaki jest naprawdę. I Lulu nazwała go tatą <3 a Mer i Lou są razem tacy słodcy, bez względu na sytuację. No i potrafią sobie zaufać, a to jest chyba najważniejsze. Co do Perrie i Zayna, to mimo problemów potrafią być szczęśliwi. I to jest piękne, tak powinno być. Widać, że się kochają. A to powinno być w życiu najważniejsze, tak mi się wydaje.
OdpowiedzUsuńA co do przewidywalności...to może Perrie zaszła właśnie przez przypadek w ciążę? :)
A co do Cher...to nie mam pojęcia. Znając Twój geniusz, to wszystko może się zdarzyć. Może bd z Niallem? ;)
Czekam na kolejny rozdział z utęsknieniem <3
Uważam scenkę z Harrym i Lulu zza najfajniejszą, ale to dlatego, że mam słabość do Hazzy, to wiesz :P Są razem tacy słodcy! Tatuś i córeczka, cudownie!
OdpowiedzUsuńWspółczuję Zerrie... ale wiem, że są razem szczęśliwi! To jest naj-waż-niej-sze! Pewnie niespodziewanie Perrie zajdzie w ciążę, już ja cię znam. Albo Zayn zaproponuje adopcje... sama nie wiem :P
Mer i Lou to moi faworyci! Cieszę się, że Jay polubiła dziewczynę i żałuję, że nie mogli zostać dłużej. Tak samo denerwuje mnie zachowanie tej matki -.- mierzi mnie od prologu :)
TWOJE OPOWIADANIE NIE JEST PRZEWIDYWALNE! Mam wrażenie, iż z każdym rozdziałem jest inny zwrot akcji.
Ciekawe, co wymyśliła Mer...
@Irydda
ZerrieShipper :P
NIE! Odpowiadam na pytanie, które zadałaś na końcu. To opowiadanie nie ma w sobie ani odrobiny przewidywalności, wręcz przeciwnie - często czuję się zaskoczona rozwiązaniami, jakie wprowadzasz. Nie pozwalam Ci nawet tak myśleć ! To ff jest idealne w każdej najmniejszej cześci, więc przestań opowiadać głupoty <3
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się relacja Louise z Harrym. Dziewczynka wydaje się być dzieckiem idealnym w sumie - dojrzała nad wiek, wszechstronnie utalentowana... Harry powinien być dumny że ma taką córkę i... zacząć na siebie bardziej uważać. Na samą myśl o jego zabawie w policjanta i superbohatera mam ciarki... Mam nadzieję, że jednak zachowa trochę ostrożności, w końcu ma dla kogo żyć.
Mówiłam już, że uwielbiam Mer? Naprawdę ją lubię. Podoba mi się, że nie chce stać z boku, tylko włączyć się do wydarzeń. I przede wszystkim - pomóc Eleanor. Dziewczyna ma rację! Calder powinna donieść na Troya, tak się nie da żyć, do cholery! Coś czuję, że pomiędzy dziewczynami wytworzy się więź. Wręcz na to liczę.
I Zerrie na końcu - Boże, obydwoje doprowadzili mnie do gęsiej skórki *.* Uwielbiam ich związek, uwielbiam fakt, że potrafią być ze sobą mimo wszystkich przeciwności losu - a jest to trudne, bez względu na to, jak wielką miłością darzą się ludzie. Cudowna para, mam nadzieję, że Perrie jednak się zdecyduje na sztuczne zapłodnienie.Obydwoje zasługują na szczęście. I na stworzenie pełnej rodziny.
Także... pisz szybciutko następny <3
Po pierwsze - Jak możesz w ogóle możesz pomyśleć, że te opowiadanie jest przewidywane! Heloł dziewczyno! Czy ty się słyszysz!!!? To jedne z lepszych opowiadań jakie czytam i zawsze z uśmiechem na ustach wpatruję się w twoje powiadomienia na tt :) Wciąż nie mogę wyjść z podziwu jak udaje ci się tak często dodawać rozdziały. To niesamowite. Przy tym są one niezwykle ciekawe, oryginalne i nieprzewidywalne! Tak dokładnie! Zawsze mnie zaskakujesz. Wprowadzasz niesamowicie ciekawe wątki i akcja z każdym kolejnym rozdziałem nabiera więcej szczegółów. Mimo wszystko opowiadanie nie traci ani trochę swojej niezwykłości. Przestań się wahać! Uwierz w siebie! I pisz! Bo cholernie kocham to opowiadanie i nie wyobrażam sobie życie bez niego! <3
OdpowiedzUsuńPo drugie - To przepraszam za opóźnienie! Tak bardzo! Najpierw James a teraz szkoła. Kompletnie nie miałam siły żeby się ogarnąć i wpaść do ciebie na bloga. A uwierz mi, że bardzo chciałam przeczytać ten rozdział. Mimo to wolę komentować na bieżąco, bo są te niezwykłe emocje po przeczytaniu i komentarze są takie inne i nieogarnięte xD Pomińmy fakt, że powinnam się uczyć niemca :P Walić niemca i germanizację twój blog jest ważniejszy i na pewno o wiele ciekawszy!
Po trzecie - Rozdział :) Mówiłam ci już, że twój blog zawsze odrywa mnie od rzeczywistości? Pewnie tak, ale się powtórzę. Kompletnie nie wiem jak to robisz, ale zawsze zapominam o wszystkim. Gdy tylko przeczytam pierwsze słowa kolejnych rozdziałów wyłączam się kompletnie i liczy się tylko to co stworzyłaś w rozdziale. Matko! Kocham cię za to!
Ten rozdział jest niesamowity. Wątek z Louise i Harrym sprawił, że było mi ciepło na sercu. Tak się cholernie cieszę, że ich relacje staje na dobrej drodze. Ten wyjazd Mer bardzo ich zbliżyli do siebie. Harry jako ojciec naprawdę mi się podoba. Mam tylko nadzieje, ze jego pomysły w zabawę w policjanta nie sprawią mu jakiś kłopotów ani Louise.. Oby nic głupiego nie wpadło mu do tej jego zakręconej głowy.
Kocham Mer! Po prostu kocham! Ta dziewczyna jest zajebista. Cieszę się, że Louis wreszcie zaufał jej na tyle i podzielił się z nią tym ciężarem. Czuję, ze dzięki wsparciu swojej dziewczyny bd mu łatwiej. A Mer? Jest zajebista. To niesamowite, ze zamiast dopytywać, drążyć obmyśla plan i chce im pomóc ;) Uwielbiam ją za to. Mam tylko nadzieje, ze dogadają się z Calder i będzie dobrze. El naprawdę powinna iść na policje...
Z Zerrie to mnie zabiłaś! Dziewczyno! Kurwa! Wooooow! Co za scena!! Jezu kocham tą parę. Stworzyłaś między nimi taką piękną relację <3 aww! Jest mi ich tak szkoda jak martwią się o dziecko. Mam nadzieje, że im się wreszcie uda i doznają szczęścia ;) Zasłużyli na to!
Dobra kochana kończę ten mój wywód bo już pewnie zasnęłaś :P
Trzymaj się, pisz dalej tak cudownie i niech wena cię nie opuszcza!
Czekam z niecierpliwością na nn <3
ILY!
Kurwa! Zapomniałam! Zajebisty szablon! *.* Taki cudowny LOUMER <3
UsuńKolejny raz przepraszam, że jestem tak późno, ale znasz moje wytłumaczenie. Mam nadzieję, że jak już zaliczę te praktyki to do sesji będę miała spokój.
OdpowiedzUsuńTa scena z Harrym i Louise była taka urocza! Ta dwójka jest cudowna. Cieszy mnie to, że Lou tak dobrze się z nim dogaduje i w końcu powiedziała do niego "tato". Aaaaaa! Aż czułam tą radość Styles'a! :)
Teraz część poświęcona Loumer. Szczerze, to nie wiem jak ją mam skomentować. Po raz pierwszy nie wiem co mam o nich powiedzieć. Tyle już się naczytałaś, jak bardzo ich kocham, więc po co mam to znowu pisać? Niech tylko Mer nie zrobi czegoś głupiego. Wiem, że chce dobrze, ale niech będzie ostrożna. Chyba do końca nie wie z kim zadziera.
Hm, zauważyłam, że często pojawiają się tutaj TE sceny. Dziewczyno, Ty chyba na serio chcesz, żebym kiedyś padła nieprzytomna na ziemię! Ale nie mam Ci tego za złe, ależ skąd :) Zerrie jest asdfghjkl! I naprawdę ucieszyłoby mnie to gdyby się okazało, że Zayn jednak może mieć dzieci i przez ten właśnie akt, dziewczyna zaszła w ciążę *o* Ale to tylko moja takie malutkie marzenie.
Szablon jest idealny! Wiedziałam, że będzie tutaj pasował :) I nie ma za co! Tylko taka jedna uwaga, usuń sobie opis bloga, bo to trochę psuje nagłówek :*
Kurde, nie wiem kogo odegra utaj Cher i Ty wypisujesz, że opowiadanie jest przewidywalne? Proszę Cię! Nigdy bym tak nie pomyślała!
Czekam na dalszy ciąg :)
KC xx
hej hej :) przepraszam ze tak długo się nie odzywałam ale jakiegoś takiego lenia dostałam ;/
OdpowiedzUsuńale do celu :) rozdział jak zawsze cudowny, wspaniały, boski itd. najbardziej podobał mi się chyba moment Lulu i Harry'ego *o* oni są tacy awwwww <33 a ta miłość córki i ojca w ich wykonaniu jest poprostu przeurocza i mogę to czytać bez końca omomomo
fragment o Loumerze był taki asdfghgrdfghgre idealni *.* i tutaj odpowiem na pierwsze z Twoich pytań (co wymyśliła Mer żeby pomóc El?) - nie mam bladego pojęcia ;/ porozmawia z nią iiii... i dalej nw haha
no a moment Zerrie?! omomomomo ghgredfghtredfghtr >>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>> <333 wyborny! wcale nie wyszedł ci naciągany, jest bardzo dobrze ;) i tutaj odp. na drugie pytanie (czy Pezz weźmie kredyt i podejmie się ryzyka czyli in-vitro?) - myślę że tak, a przynajmniej tak sobie marzę ^.^ to by było piękne, bo oni naprawde zasługują na to dziecko i mam nadzieje że wszystko pójdzie po ich myśli :)
no i trzecie pytanie czy wiem kim bd Blair Monk - ja jako zawsze nienajedzona Chiall'em "zgrzeszyłam" myśląc o tym żeby Blair była z Nialler'em ale w sumie sama szukam dupie smaku ;/ raz chce Neleanor, a raz Biall i w sumie czekam na to co ty wymyślisz :) także nie mam pomysłu jaką rolę odegra tutaj Monk (bosh Monk i to jeszcze na serio Monk choć nazwiska nie zmieni to Chraig jest małżeństwem :') <3)
piękny szablon
czekam na nexta
@WTuszynska
Cudo <3 Najlepsi w tym rozdziale-Zerrie <3 Piękny fragment z Louise i jej tatą <3 I mój ulubiony Loumer <3 Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuń