AUTORKA: Uwierzcie lub nie, ale uwielbiam pisać z perspektywy Eleanor.
Przesłuchałam całą "Midnight Memories" i muszę przyznać, że piosenki są niesamowite. Moje ulubione to: Through the dark, Happily, You and I, Little white lies, Don't forget where you belong. nie licząc oczywiście BSE, czy też SOML... a wy? Słuchałyście? Które wam się najbardziej podobają? Mnie ujęły solówki Lou i Niall'a. Przepraszam, ale kocham ich. Ach i Liam. On też ma świetny głos!
# CHER to już nie LLOYD a MONK. Gdybyście widziały moją reakcję/minę jak się o tym dowiedziałam! Istny szok i wmurowanie w podłogę, połączone z nieopisaną radością. Mój Chraig ♥
& jeśli chcecie zadawać mi jakieś pytania, to walcie śmiało - odpowiem w komentarzu ( o ile takowe będą ).
Co do pojawienia się Robert'a, czy też Blair - spokojnie - jeszcze chwila.
PS Za ewentualne błędy, literówki, te interpunkcyjne i stylistyczne itp przepraszam, wiem, że kilka jest, ale nie chce mi się już ich wyłapywać i poprawiać. (:
Przesłuchałam całą "Midnight Memories" i muszę przyznać, że piosenki są niesamowite. Moje ulubione to: Through the dark, Happily, You and I, Little white lies, Don't forget where you belong. nie licząc oczywiście BSE, czy też SOML... a wy? Słuchałyście? Które wam się najbardziej podobają? Mnie ujęły solówki Lou i Niall'a. Przepraszam, ale kocham ich. Ach i Liam. On też ma świetny głos!
# CHER to już nie LLOYD a MONK. Gdybyście widziały moją reakcję/minę jak się o tym dowiedziałam! Istny szok i wmurowanie w podłogę, połączone z nieopisaną radością. Mój Chraig ♥
& jeśli chcecie zadawać mi jakieś pytania, to walcie śmiało - odpowiem w komentarzu ( o ile takowe będą ).
Co do pojawienia się Robert'a, czy też Blair - spokojnie - jeszcze chwila.
PS Za ewentualne błędy, literówki, te interpunkcyjne i stylistyczne itp przepraszam, wiem, że kilka jest, ale nie chce mi się już ich wyłapywać i poprawiać. (:
Londyn, 2013
Nadszedł wymarzony przez wszystkich piątek. Ciemne chmury, jakie zawitały nad Londynem, nie przeszkadzały jego mieszkańcom w robieniu świątecznych zakupów. Tak, londyńczycy byli ludźmi, którzy uwielbiali kupować wigilijne ozdoby prawie cztery tygodnie przed świętami. Jedna osoba, która nie wpadła w świąteczną gorączkę siedziała na szpitalnym łóżku, wpatrując się w przestrzeń. Szary sweter, jaki przywiózł jej Niall z mieszkania, był trochę za duży i do tego zaciągnięty w kilku miejscach, jednak w tamtym momencie, jej to nie przeszkadzało. Czarne jeansy i brązowe botki także nie grały żadnej roli w wyglądzie brunetki. Jedyną rzeczą, na której jej zależało to to, by ukryć swoją twarz w brązowych, rozpuszczonych, falowanych włosach i schować się już na zawsze w swoim małym mieszkaniu, co i tak było trudne, zważywszy na nadopiekuńczość Niall'a, Harry'ego, czy też Louis'ego, który nie wyrażali chęci, aby dziewczyna siedziała sama.
Eleanor czuła się źle. Jej myśli były powyrywane z kontekstu, a jeśli już starały się układać - sprowadzały się do jednego wydarzenia, sprzed tygodnia, o którym chciała zapomnieć. Co najgorsze, ani lekarstwa, ani spotkania z panią psycholog nie pomagały Calder spać spokojniej. Miała wrażenie, że, jeśli tylko zamknie swoje oczy, nawiedzi ją obraz obrzydliwej twarzy tego okropnego typa, który bez skrupułów pozbawił ją szczęścia, uśmiechu, optymizmu. Nawet szpital, miejsce chronione przez wykwalifikowanych ludzi, monitorowane, nie sprawiało, iż czuła się bezpieczna. Obawiała się wszystkiego; najmniejszego gestu, podmuchu wiatru, spojrzenia obcego. To już nie była ta sama Eleanor Calder, która próbowała wyleczyć się po utracie (ukochanego) przyjaciela. Teraz była to dziewczyna, starająca się ułożyć sobie na nowo życie, korzystając z pomocy licznych ekspertów. Chociaż nie. Dla Eleanor przestało się liczyć to, co mówili inni. Nie zaprzątała sobie głowy wiadomościami, podawanymi w telewizji, czy też śniadaniem, którego nie tknęła dzisiejszego poranka. Żyła w niej tylko malutka cząsteczka, która chciała wyrzucić z siebie wszystko związane z normalnym funkcjonowaniem. Ciało brunetki było omotane przez jedno wydarzenie, którego nie życzyłaby nawet największemu wrogowi.
Nadszedł wymarzony przez wszystkich piątek. Ciemne chmury, jakie zawitały nad Londynem, nie przeszkadzały jego mieszkańcom w robieniu świątecznych zakupów. Tak, londyńczycy byli ludźmi, którzy uwielbiali kupować wigilijne ozdoby prawie cztery tygodnie przed świętami. Jedna osoba, która nie wpadła w świąteczną gorączkę siedziała na szpitalnym łóżku, wpatrując się w przestrzeń. Szary sweter, jaki przywiózł jej Niall z mieszkania, był trochę za duży i do tego zaciągnięty w kilku miejscach, jednak w tamtym momencie, jej to nie przeszkadzało. Czarne jeansy i brązowe botki także nie grały żadnej roli w wyglądzie brunetki. Jedyną rzeczą, na której jej zależało to to, by ukryć swoją twarz w brązowych, rozpuszczonych, falowanych włosach i schować się już na zawsze w swoim małym mieszkaniu, co i tak było trudne, zważywszy na nadopiekuńczość Niall'a, Harry'ego, czy też Louis'ego, który nie wyrażali chęci, aby dziewczyna siedziała sama.
Eleanor czuła się źle. Jej myśli były powyrywane z kontekstu, a jeśli już starały się układać - sprowadzały się do jednego wydarzenia, sprzed tygodnia, o którym chciała zapomnieć. Co najgorsze, ani lekarstwa, ani spotkania z panią psycholog nie pomagały Calder spać spokojniej. Miała wrażenie, że, jeśli tylko zamknie swoje oczy, nawiedzi ją obraz obrzydliwej twarzy tego okropnego typa, który bez skrupułów pozbawił ją szczęścia, uśmiechu, optymizmu. Nawet szpital, miejsce chronione przez wykwalifikowanych ludzi, monitorowane, nie sprawiało, iż czuła się bezpieczna. Obawiała się wszystkiego; najmniejszego gestu, podmuchu wiatru, spojrzenia obcego. To już nie była ta sama Eleanor Calder, która próbowała wyleczyć się po utracie (ukochanego) przyjaciela. Teraz była to dziewczyna, starająca się ułożyć sobie na nowo życie, korzystając z pomocy licznych ekspertów. Chociaż nie. Dla Eleanor przestało się liczyć to, co mówili inni. Nie zaprzątała sobie głowy wiadomościami, podawanymi w telewizji, czy też śniadaniem, którego nie tknęła dzisiejszego poranka. Żyła w niej tylko malutka cząsteczka, która chciała wyrzucić z siebie wszystko związane z normalnym funkcjonowaniem. Ciało brunetki było omotane przez jedno wydarzenie, którego nie życzyłaby nawet największemu wrogowi.
Poczuła czyjąś obecność w tej małej sali. Okłamałabym, gdyby się nie przestraszyła. Łatwo ją było przerazić. Jednak bicie jej serca się unormowało, gdy ujrzała w progu znajomą twarz. Chłopak opierający się o framugę miał na sobie czarną kurtkę oraz tego samego koloru spodnie i standardowo Vansy. Kto by pomyślał, że zimą, Brytyjczycy preferują tak słabo ocieplone obuwie? Jego bordowy sweterek był do połowy zakryty szarym szalikiem. W dłoni trzymał kluczyki od samochodu i plik kartek, będący, za pewne, wypisem Calder ze szpitala.
- Spakowana? - zapytał się szatyn, nie przestając obserwować swojej przyjaciółki. Przez dłuższą chwilę, Eleanor nie poruszyła się. Nie miała najmniejszej ochoty wyjść na chłodne, prawie, że grudniowe powietrze, ale marzyła o tym, by dotrzeć już do domu i schować się pod ciepłą kołdrą, w swoim łóżku. Brunetka czuła na sobie spojrzenie przyjaciela, więc wstała z niewygodnego, szpitalnego łóżka i nałożyła na swoje ramiona oliwkowy płaszczyk z czarnymi, skórzanymi rękawami. Wokół szyi, nagannie zawinęła sobie popielaty szalik, a w dłonie chwyciła brązową torbę, w której znajdowało się parę rzeczy, przyniesionych przez Niall'a. Wzrok Eleanor powędrował na piłkarza, stojącego w drzwiach. Ten, natychmiast się odsunął i przepuścił ją w nich jako pierwszą. Harry uprzedzał go, że Calder nie będzie zbyt rozmowna, więc szatyn nie naciskał na nią.
Szli obok siebie szerokim korytarzem, dopóki nie dotarli do wind. Weszli tam, w ciszy, oczekując aż przewiezie ich na partner. Eleanor oparła się o jedną ze ścian i przymknęła oczy, by móc znowu ujrzeć ten kretyński uśmieszek jej sprawcy. Lekarze, którzy ją badali, nie stwierdzili u niej gorszych obrażeń niż te, które już miała. Połamane żebra zdążyły się już częściowo zrosnąć, szwy z łuku brwiowego zniknęły, a po rozdartej wardze nie było już prawie śladu. Można jedynie czepić się siniaków, które jak na złość, przybrały intensywniejszą barwę. Miała ich wiele; na udach, brzuchu, ramionach... Wszystko jej przypominało tej nocy. Jednak najgorszy był uszczerbek, na który lekarze nie mieli żadnego wpływu. Psychika. Jak już wspomniałam, myśli El krążyły wszędzie i nigdzie - choć i tak zawsze wracały do tego, o czym starała się zapomnieć. Czasami zastanawiała się, jak to jest, że żyła w XXI wieku, a nikt z naukowców nie wpadł na pomysł, by dać do powszechnego użycia wymazywacz pamięci. Wolała jednak nie mówić o tym swojej terapeutce, gdyż ta myśl odleciała tak szybko jak się przyplątała.
Po małym pomieszczeniu, rozeszło się charakterystyczne kliknięcie, które towarzyszyło otwieraniu się drzwi od windy. Louis pozwolił brunetce wyjść pierwszej, a kiedy oboje stali już na pełnym ludzi korytarzu, skierowali się do izby przyjęć, by tam dopełnić reszty formalności, co do wypisania ekspedientki z placówki. Mimo tego, iż Eleanor miała wyjść ze szpitala, musiała regularnie pojawiać się w gabinecie psychologa. Jednak planowała zmienić swojego terapeutę, gdyż ta wcale nie wydawała się być dla niej odpowiednia. Nie pomagała jej, jak to powinna robić. Nawet nie zapisywała już tego, co jej mówiła Eleanor. Po prostu była, by być.
Tomlinson podszedł do lady, za którą stała pulchna pielęgniarka i wręczył jej plik dokumentów, przekazanych przez doktora brunetki. Kobieta rzuciła okiem na parę, stojącą naprzeciwko niej i zabrała się na podpisywanie i kompletowanie kartek. Po kilku minutach oznajmiła, że Eleanor może wrócić do domu, więc Louis podziękował i z przyjaciółką u boku, wyszli ze szpitala.
Tak jak podejrzewała Calder, chłodne powietrze owiało jej delikatną twarz, a kilka pojedynczych kropel deszczu skropiło jej głowę. W pewnym sensie, poczuła się lepiej, ponieważ pierwszy raz, od tygodnia, była na zewnątrz. Ludzie, wchodzący do placówki zerkali na Tomlinson'a, nie ukrywając swojego zainteresowania jego osobą. Szatyn starał się unikać tych spojrzeń. Przez krótką chwilę zapragnął być zwykłym, przeciętnym obywatelem Wielkiej Brytanii.
Lou otworzył brunetce drzwi od swojego czarnego seata, a gdy dziewczyna zajęła miejsce, zamknął za nią i przeszedł na prawą stronę, na miejsce kierowcy. Zasiadł za kierownicą i zapiął pasy, po czym włączył radio, by swobodna muzyka zagłuszyła tę ciszę, jaka panowała między przyjaciółmi. Eleanor nawet nie poczuła, kiedy jej towarzysz wyruszył z parkingu i wjechał na ulice Londynu. Wpatrywała się w ludzi za oknem, próbując poukładać sobie jakoś myśli, co przychodziło jej z niemałą trudnością.
Eleanor zastanawiała się, dlaczego Louis nie przyjechał po nią z Margaret. W końcu byli parą, jednak tak szybko jak to było możliwe, postanowiła wyrzucić z głowy perspektywę siedzenia z nimi w jednym samochodzie. To nie było tak, że nie lubiła Mer. Po prostu, chwilowo, nie chciała obracać się w niczyim towarzystwie.
- Jak się czujesz? - troska w głowie Lou wyrwała brunetkę z zamyślenia.
Dziewczyna zerknęła na swojego towarzysza, a kiedy ich spojrzenia się skrzyżowały - wzruszyła beznamiętnie ramionami. Louis podjął próbę rozpoczęcia rozmowy tylko dlatego, żeby nie czuć się niezręcznie, choć i tak przypuszczał, że ekspedientka wcale nie odczuwała tej ciszy w taki sposób.
- Potrzebujesz czegoś? - Tomolinson próbował dalej.
- Kawy. - mruknęła ospałym głosem dziewczyna. Jedną z wielu wad przebywania w szpitalu był brak dobrej kawy. Te z automatu były nie do przełknięcia, a z bufetu wyróżniała je zbyt mała ilość kofeiny, co w rezultacie smakowało jak kakao, a Eleanor była przyzwyczajona do prawdziwej kawy.
Piłkarz skręcił w odpowiednią ulicę i już po chwili parkował przed Pepper Mint.
Calder nie podobała się perspektywa tego, że musiała skonfrontować się z Horan'em i to jeszcze w miejscu publicznym. Lubiła go, ale w tamtym momencie miała ochotę na samotność. O nic więcej nie prosiła.
Kiedy para wchodziła do lokalu, do ich nozdrzy dotarł przyjemny zapach ziaren kawy i słodki aromat ciast. Eleanor musiała przyznać, iż tęskniła za tym miejscem. Mimo tego, że nie zawitała do niego zaledwie przez tydzień - brakowało jej tych zwykłych, pysznych muffinek Maury Horan, która dostarczała dwa razy w tygodniu ten deser do kawiarni swojego syna.
Za ladą stała blondynka o niebieskich oczach i wycierała szklanki ściereczką. Gdy ujrzała nowym klientów, zaprzestała temu zajęciu, by móc przyjąć zamówienie. Louis wziął sobie herbatę na wynos, a brunetka Cappuccino. Chłopak zapłacił, zostawiając blondynce napiwek.
- Perrie, tak? - zapytał się pracowniczki, spoglądając na jej plakietkę z imieniem. Dziewczyna skinęła głową - Jest Niall?
No tak. Louis'owi trudno było wyjąć telefon i zadzwonić do przyjaciela. Wolał wykorzystać biedną Edwards do poinformowania go o tym.
- W swoim gabinecie. - odparła z uśmiechem blondynka.
- Mógłbym do niego iść? - zadał niepewnie pytanie. Perrie przyjrzała mu się uważniej. - Jestem jego przyjacielem. Louis Tomlinson. - wyciągnął dłoń do dziewczyny, aby ta ją uścisnęła.
- Okej, wiesz jak trafić?
Szatyn skinął głową, jednak w momencie, kiedy chciał przejść obok lady, przypomniał sobie o brunetce, która siedziała przy jednym ze stolików i wpatrywała się w widok za oknem. Spojrzał ponownie na Edwards i uśmiechnął się blado.
- Perrie, mogłabyś rzucić okiem na moją przyjaciółkę? - pokazał dziewczynie Calder, pijącą kawę - Eleanor miała ciężki tydzień i boję się, że może zrobić coś głupiego.
Blondynka zgodziła się na jego prośbę, a Louis natychmiast zniknął za drzwiami, prowadzącymi do gabinetu Horan'a. Miał sobie za złe to, że przedstawił El jako, mhm, można powiedzieć, chorą psychicznie dziewczynę, ale chciał, by była pod obserwacją, ponieważ naprawdę się o nią martwił.
Edwards należała do osób, które dotrzymywały danego słowa, a skoro sławny piłkarz poprosił ją o to, by zajęła się Eleanor, nie miała ku temu żadnych problemów. Wzięła z dużej lodówki, w której znajdowały się ciasta, jedno kremowe i położyła na talerzyk, po czym obok dała łyżeczkę. Przeszła zza lady, kierując się do brunetki, siedzącej na krześle i bawiącej się łyżeczką od kawy. Dziewczyna usiadła przed ekspedientką i położyła przed nią talerzyk z deser, uśmiechając się do nowej znajomej.
- Jesteś znajomą Niall'a, prawda? - zagadnęła blondyna, starając sobie przypomnieć twarz Calder, co w końcu się jej udało. Kilkakrotnie widziała ją w towarzystwie Horan'a - Jestem Perrie Edwards. - dziewczyna miała nadzieję, że nie przestraszyła jej na wstępie.
Kamień spadł z serca Pezz, kiedy piwne oczy jej towarzyszki przeniosły się na nią. Brunetka przyglądała się nowej koleżance z lekką rezerwą, jednak po dłuższej chwili - odpuściła. Eleanor, w towarzystwie Perrie rozluźniła się trochę i uniosła kubeczek z kawą do swych ust, smakując cudownego napoju, za którym tak bardzo tęskniła.
Gdy odsunęła kawę od siebie, uśmiechnęła się nieśmiało w stronę Edwards i skinęła jej delikatnie głową. Eleanor straciła zaufanie do wszystkich, więc trudno było się jej dziwić takiego zachowania. Była zaskoczona tym, że jeszcze nie odrzuciła od siebie Louis'ego, czy Harry'ego. O Niall'u, na razie, nie chciała myśleć. Nadal miała jego słowa w swojej głowie, bo pomimo upływu tygodnia, szpitalne otoczenie pozwoliło jej przemyśleć parę obszerniejszych spraw związanego z jej życiem.
- Eleanor Calder. - szepnęła, a jej głos załamał się w połowie.
Usta Perrie uniosły się ku górze. Dziewczyna była zadowolona z siebie, iż udało się jej zrobić ten nieszczęsny pierwszy krok. Nie znała przeszłości brunetki, jednak łatwo mogła stwierdzić, po jej zachowaniu, że nie była ona łatwa.
- Och, proszę. Kremówka, na koszt firmy. - Edwards podsunęła Eleanor talerzyk z promiennym uśmiechem majaczącym na jej ustach. Wbrew sobie i swoim dziwnym przekonaniom, nieśmiałości, była bardzo dobra w nawiązywaniu nowych znajomości.
Brunetka przyjrzała się dokładniej deserowi, który został jej zaoferowany. Miała ogromną ochotę, by skosztować tego pysznie wyglądającego ciastka, jednak żołądek zawiązał się jej w węzeł. Czuła, że choćby chciała, to nie potrafiłaby połknąć ani kęsa.
- To miłe. - El starała się utrzymać kontakt wzrokowy ze swoją towarzyszką, lecz odpuszczała po dwóch sekundach. Nadal czuła się niepewnie, mimo, iż ciepło i pozytywna energia, którą roznosiła Perrie, była wręcz namacalna, w tym pomieszczeniu. - Dziękuję, ale - Eleanor próbowała wymyślić jakąś sensowną wymówkę - nie mam ochoty. - nie chciała okłamywać nowo poznanej dziewczyny, a widząc jej nieco smutniejszy wyraz twarzy, dodała - Jeśli byś mogła, to zapakować na wynos, to byłoby okej.
Calder dostrzegła jak Perrie się ponownie uśmiecha, a następne, co zdołała zarejestrować to to, iż blondynka zerwała się z miejsca i poszła, wraz z talerzykiem, zapakować ciastko. W tym samym czasie, Eleanor zdążyła wypić cały swój, kartonowy kubeczek z kawą i wyrzucić go do śmietnika. Następnie podeszła do lady i oparła się o nią, spoglądając na blondynkę.
- Czym się zajmujesz? - zapytała wesoło Pezz.
Calder przemyślała przez chwilę to, co chciałaby powiedzieć.
- Pracuję w butiku. - spróbowała przybrać pewną siebie barwę głosu.
- Dlaczego ja na to wcześniej nie wpadłam? - uderzyła się z otwartej dłoni w czoło - Przecież na pierwszy rzut oka widać, że masz poczucie stylu!
Usta Eleanor drgnęły ku górze. Nie wiedzieć czemu, poczuła się odrobinę lepiej, rozmawiając, albo inaczej: słuchając tego, co mówiła Perrie.
- Dziękuję, ale nie interesuję się modą. Zdaję się na instynkt. - wzruszyła ramionami brunetka. Nie wiedziała, skąd u niej tyle swobody i tej beztroski, którą próbowała niejednokrotnie przywołać - bezskutecznie jednak.
Edwards postawiła na ladzie zapakowaną kremówkę i podparła głowę na rękach. W jej niebieskich tęczówkach Eleanor wyczytała radość, która była dla niej nieuzasadniona. Brunetka nie widziała niczego nadzwyczajnego w swojej pracy.
- Czyli wychodzi na to, że cholernie się marnujesz w tym butiku. - stwierdziła powoli blondynka - Twoim zadaniem powinno być projektowanie ubrań, albo cokolwiek, co jest związane z modą!
Policzki Calder zarumieniły się.
- Perrie - mruknęła cicho dziewczyna - mam na sobie stary, rozciągnięty sweter. Gdzie ja do tego całego projektowania... To nie jest dla mnie. Wolę.. być tutaj.
- Ale będąc całe życie w jednym miejscu, nie rozwijasz się. Tylko podporządkowujesz innym. Nie znam cię, ale wydaje mi się, na pierwszy rzut oka, że nie należysz do osób, które lubią tanie ciuchy. - odparła szczerze Perrie.
Eleanor uśmiechnęła się delikatnie na słowa dziewczyny. Fakt, miała rację, co do tego stania w jednym miejscu i życia w rutynie, ale Eleanor to lubiła. Lubiła chodzić do sklepu i pomagać zagubionym, czasem, klientkom, czy też spędzać miło czas z książką przed telewizorem. Jednak zapomniała o jednej, drobnej rzeczy: jej życie nie będzie już takie samo jak było w zeszłym tygodniu.
Przypominając sobie tę sytuację w alejce - uśmiech zniknął z jej ust.
- Nie znasz mnie. - powiedziała beznamiętnym głosem brunetka - Ale masz rację, jednak nie jestem gotowa pójśc naprzód. Jeszcze nie.
W tym samym momencie, obok dziewczyn pojawił się Niall z Louis'em, wymieniając ostatnie uwagi, co do miejsca przebywania ich przyjaciółki. Eleanor myślała, że wróci do swojego mieszkania i raz na zawsze porzuci te troski, jednak chłopcy nie chcieli, by Bennett kiedykolwiek miał się skonfrontować z Calder. To było zbyt ryzykowne i nie było tutaj mowy o bólu fizycznym (to też), ale o psychicznym.
Irlandczyk przyjrzał się dokładniej blondynce, która starała się udawać, że nie czuje na sobie wzroku swojego szefa; zajęła się układaniem babeczek w specjalnym koszyku. Kiedy zdał sobie sprawę, iż nic nie zdoła zrobić, przeniósł swój wzrok na brunetkę. Ta stała i wpatrywała się głupio w jedno miejsce, jakby przez chwilę miała jakąś wizję przyszłości, czy też coś nadzwyczajnie dziwnego.
- Pezz, zajmiesz się PM do czasu mojego powrotu? - zapytał Niall, zerkając na Calder.
- Nie ma sprawy. - odpowiedziała blondynka.
- Dziękuję. - uśmiechnął się chłopak.
- El, możemy już iść? - zapytał się Louis, uważnie przyglądając się reakcji dziewczyny. Ta skinęła głową, posyłając jeszcze ostatnie spojrzenie Perrie. Brunetka z właścicielem lokalu skierowali się do wyjścia, a szatyn uśmiechnął się do Brytyjki - Dziękuję, Perrie.
- Nie ma za co, Louis. - odpowiedziała odważnie - Jednak zachowywała się dość... dziwnie. Nie jak świruska, a bardziej jakby się czegoś bała.
Tomlinson nie chciał zdradzić prawdziwego powodu, przez który jego przyjaciółka zachowywała się w taki, a nie inny sposób. Czuł, że nie należy tego rozgłaszać. Najpierw musiał porozmawiać z Eleanor, by poszła na policję.
- Jeszcze raz dziękuję. - piłkarz z ciężkim sercem zignorował uwagę Edwards i posłał jej cień uśmiechu - Do widzenia.
- Miłego dnia. - odparła blondynka.
Chłopak wyszedł z lokalu, szukając wzrokiem swojego auta. Ujrzał przed nim Eleanor z Niall'em, który coś mówił do swojej towarzyszki. Było widać, iż dziewczynie nie podobają się słowa, wypowiedziane przez blondyna, co musiało oznaczać, że Horan powiedział jej o tym, iż Calder zamieszka chwilowo u osoby, z którą nie miała szczególnych kontaktów.
Gdy Louis stanął przy czarnym samochodzie, piwne tęczówki Eleanor przywitały go z pewnym wyrzutem. Nie mógł nic poradzić na to, jaką decyzję podjęła jego dziewczyna.
- Nie chcę zwalać się na głowę twojej dziewczynie. - twardy głos Calder rozniósł się po wnętrzu auta, kiedy para weszła do niego. Niall poszedł do swojego pojazdu.
- Wcale tego nie robisz. Mer chciała, abyś przez jakiś czas-
- Nie chcę. - przerwała mu brunetka - Jedyną rzeczą, o jakiej marzę, to spokój w swoim mieszkaniu. Nie miejscu, gdzie będę przeszkadzała.
- Nie będziesz przeszkadzała. - stwierdził Tomlinson, wkładając kluczyki do stacyjki.
- Nie chcę. - Eleanor powtarzała te dwa słowa niczym mantrę. Wiedziała, że zachowuje się jak rozkapryszone dziecko, jednak naprawdę nie miała ochoty, pomimo przeżytych, ciężkich chwil, na towarzystwo Margaret.
- Okej. - westchnął piłkarz - Kompromis.
Calder spojrzała na niego jak na idiotę.
- Pamiętasz, co ci obiecałem? - zapytał, a gdy nie uzyskał odpowiedzi, kontynuował - Nie będę się wtrącał w tę sprawę z Bennett'em, jeśli przyjdziesz na mój mecz. - brunetka wzdrygnęła się na wspomnienie o tym mężczyźnie - Teraz chcę, abyś spędziła weekend w domu Mer. Potem zdecydujesz sama.
Eleanor patrzyła na szatyna w zdumieniu, analizując jego propozycję. Albo raczej propozycję Margaret Padolsky - dziewczynę byłego chłopaka Calder, który z dnia na dzień stawał się dla niej kimś, kogo powoli przestawała kochać.
WIEM, WIEM. WIEM. WIEM. Rozdział krótki i w ogóle, ale nie miałam serca dodawać nowego wątku. Mam nadzieję, że zrozumiecie.
Kocham Was xx
Szli obok siebie szerokim korytarzem, dopóki nie dotarli do wind. Weszli tam, w ciszy, oczekując aż przewiezie ich na partner. Eleanor oparła się o jedną ze ścian i przymknęła oczy, by móc znowu ujrzeć ten kretyński uśmieszek jej sprawcy. Lekarze, którzy ją badali, nie stwierdzili u niej gorszych obrażeń niż te, które już miała. Połamane żebra zdążyły się już częściowo zrosnąć, szwy z łuku brwiowego zniknęły, a po rozdartej wardze nie było już prawie śladu. Można jedynie czepić się siniaków, które jak na złość, przybrały intensywniejszą barwę. Miała ich wiele; na udach, brzuchu, ramionach... Wszystko jej przypominało tej nocy. Jednak najgorszy był uszczerbek, na który lekarze nie mieli żadnego wpływu. Psychika. Jak już wspomniałam, myśli El krążyły wszędzie i nigdzie - choć i tak zawsze wracały do tego, o czym starała się zapomnieć. Czasami zastanawiała się, jak to jest, że żyła w XXI wieku, a nikt z naukowców nie wpadł na pomysł, by dać do powszechnego użycia wymazywacz pamięci. Wolała jednak nie mówić o tym swojej terapeutce, gdyż ta myśl odleciała tak szybko jak się przyplątała.
Po małym pomieszczeniu, rozeszło się charakterystyczne kliknięcie, które towarzyszyło otwieraniu się drzwi od windy. Louis pozwolił brunetce wyjść pierwszej, a kiedy oboje stali już na pełnym ludzi korytarzu, skierowali się do izby przyjęć, by tam dopełnić reszty formalności, co do wypisania ekspedientki z placówki. Mimo tego, iż Eleanor miała wyjść ze szpitala, musiała regularnie pojawiać się w gabinecie psychologa. Jednak planowała zmienić swojego terapeutę, gdyż ta wcale nie wydawała się być dla niej odpowiednia. Nie pomagała jej, jak to powinna robić. Nawet nie zapisywała już tego, co jej mówiła Eleanor. Po prostu była, by być.
Tomlinson podszedł do lady, za którą stała pulchna pielęgniarka i wręczył jej plik dokumentów, przekazanych przez doktora brunetki. Kobieta rzuciła okiem na parę, stojącą naprzeciwko niej i zabrała się na podpisywanie i kompletowanie kartek. Po kilku minutach oznajmiła, że Eleanor może wrócić do domu, więc Louis podziękował i z przyjaciółką u boku, wyszli ze szpitala.
Tak jak podejrzewała Calder, chłodne powietrze owiało jej delikatną twarz, a kilka pojedynczych kropel deszczu skropiło jej głowę. W pewnym sensie, poczuła się lepiej, ponieważ pierwszy raz, od tygodnia, była na zewnątrz. Ludzie, wchodzący do placówki zerkali na Tomlinson'a, nie ukrywając swojego zainteresowania jego osobą. Szatyn starał się unikać tych spojrzeń. Przez krótką chwilę zapragnął być zwykłym, przeciętnym obywatelem Wielkiej Brytanii.
Lou otworzył brunetce drzwi od swojego czarnego seata, a gdy dziewczyna zajęła miejsce, zamknął za nią i przeszedł na prawą stronę, na miejsce kierowcy. Zasiadł za kierownicą i zapiął pasy, po czym włączył radio, by swobodna muzyka zagłuszyła tę ciszę, jaka panowała między przyjaciółmi. Eleanor nawet nie poczuła, kiedy jej towarzysz wyruszył z parkingu i wjechał na ulice Londynu. Wpatrywała się w ludzi za oknem, próbując poukładać sobie jakoś myśli, co przychodziło jej z niemałą trudnością.
Eleanor zastanawiała się, dlaczego Louis nie przyjechał po nią z Margaret. W końcu byli parą, jednak tak szybko jak to było możliwe, postanowiła wyrzucić z głowy perspektywę siedzenia z nimi w jednym samochodzie. To nie było tak, że nie lubiła Mer. Po prostu, chwilowo, nie chciała obracać się w niczyim towarzystwie.
- Jak się czujesz? - troska w głowie Lou wyrwała brunetkę z zamyślenia.
Dziewczyna zerknęła na swojego towarzysza, a kiedy ich spojrzenia się skrzyżowały - wzruszyła beznamiętnie ramionami. Louis podjął próbę rozpoczęcia rozmowy tylko dlatego, żeby nie czuć się niezręcznie, choć i tak przypuszczał, że ekspedientka wcale nie odczuwała tej ciszy w taki sposób.
- Potrzebujesz czegoś? - Tomolinson próbował dalej.
- Kawy. - mruknęła ospałym głosem dziewczyna. Jedną z wielu wad przebywania w szpitalu był brak dobrej kawy. Te z automatu były nie do przełknięcia, a z bufetu wyróżniała je zbyt mała ilość kofeiny, co w rezultacie smakowało jak kakao, a Eleanor była przyzwyczajona do prawdziwej kawy.
Piłkarz skręcił w odpowiednią ulicę i już po chwili parkował przed Pepper Mint.
Calder nie podobała się perspektywa tego, że musiała skonfrontować się z Horan'em i to jeszcze w miejscu publicznym. Lubiła go, ale w tamtym momencie miała ochotę na samotność. O nic więcej nie prosiła.
Kiedy para wchodziła do lokalu, do ich nozdrzy dotarł przyjemny zapach ziaren kawy i słodki aromat ciast. Eleanor musiała przyznać, iż tęskniła za tym miejscem. Mimo tego, że nie zawitała do niego zaledwie przez tydzień - brakowało jej tych zwykłych, pysznych muffinek Maury Horan, która dostarczała dwa razy w tygodniu ten deser do kawiarni swojego syna.
Za ladą stała blondynka o niebieskich oczach i wycierała szklanki ściereczką. Gdy ujrzała nowym klientów, zaprzestała temu zajęciu, by móc przyjąć zamówienie. Louis wziął sobie herbatę na wynos, a brunetka Cappuccino. Chłopak zapłacił, zostawiając blondynce napiwek.
- Perrie, tak? - zapytał się pracowniczki, spoglądając na jej plakietkę z imieniem. Dziewczyna skinęła głową - Jest Niall?
No tak. Louis'owi trudno było wyjąć telefon i zadzwonić do przyjaciela. Wolał wykorzystać biedną Edwards do poinformowania go o tym.
- W swoim gabinecie. - odparła z uśmiechem blondynka.
- Mógłbym do niego iść? - zadał niepewnie pytanie. Perrie przyjrzała mu się uważniej. - Jestem jego przyjacielem. Louis Tomlinson. - wyciągnął dłoń do dziewczyny, aby ta ją uścisnęła.
- Okej, wiesz jak trafić?
Szatyn skinął głową, jednak w momencie, kiedy chciał przejść obok lady, przypomniał sobie o brunetce, która siedziała przy jednym ze stolików i wpatrywała się w widok za oknem. Spojrzał ponownie na Edwards i uśmiechnął się blado.
- Perrie, mogłabyś rzucić okiem na moją przyjaciółkę? - pokazał dziewczynie Calder, pijącą kawę - Eleanor miała ciężki tydzień i boję się, że może zrobić coś głupiego.
Blondynka zgodziła się na jego prośbę, a Louis natychmiast zniknął za drzwiami, prowadzącymi do gabinetu Horan'a. Miał sobie za złe to, że przedstawił El jako, mhm, można powiedzieć, chorą psychicznie dziewczynę, ale chciał, by była pod obserwacją, ponieważ naprawdę się o nią martwił.
Edwards należała do osób, które dotrzymywały danego słowa, a skoro sławny piłkarz poprosił ją o to, by zajęła się Eleanor, nie miała ku temu żadnych problemów. Wzięła z dużej lodówki, w której znajdowały się ciasta, jedno kremowe i położyła na talerzyk, po czym obok dała łyżeczkę. Przeszła zza lady, kierując się do brunetki, siedzącej na krześle i bawiącej się łyżeczką od kawy. Dziewczyna usiadła przed ekspedientką i położyła przed nią talerzyk z deser, uśmiechając się do nowej znajomej.
- Jesteś znajomą Niall'a, prawda? - zagadnęła blondyna, starając sobie przypomnieć twarz Calder, co w końcu się jej udało. Kilkakrotnie widziała ją w towarzystwie Horan'a - Jestem Perrie Edwards. - dziewczyna miała nadzieję, że nie przestraszyła jej na wstępie.
Kamień spadł z serca Pezz, kiedy piwne oczy jej towarzyszki przeniosły się na nią. Brunetka przyglądała się nowej koleżance z lekką rezerwą, jednak po dłuższej chwili - odpuściła. Eleanor, w towarzystwie Perrie rozluźniła się trochę i uniosła kubeczek z kawą do swych ust, smakując cudownego napoju, za którym tak bardzo tęskniła.
Gdy odsunęła kawę od siebie, uśmiechnęła się nieśmiało w stronę Edwards i skinęła jej delikatnie głową. Eleanor straciła zaufanie do wszystkich, więc trudno było się jej dziwić takiego zachowania. Była zaskoczona tym, że jeszcze nie odrzuciła od siebie Louis'ego, czy Harry'ego. O Niall'u, na razie, nie chciała myśleć. Nadal miała jego słowa w swojej głowie, bo pomimo upływu tygodnia, szpitalne otoczenie pozwoliło jej przemyśleć parę obszerniejszych spraw związanego z jej życiem.
- Eleanor Calder. - szepnęła, a jej głos załamał się w połowie.
Usta Perrie uniosły się ku górze. Dziewczyna była zadowolona z siebie, iż udało się jej zrobić ten nieszczęsny pierwszy krok. Nie znała przeszłości brunetki, jednak łatwo mogła stwierdzić, po jej zachowaniu, że nie była ona łatwa.
- Och, proszę. Kremówka, na koszt firmy. - Edwards podsunęła Eleanor talerzyk z promiennym uśmiechem majaczącym na jej ustach. Wbrew sobie i swoim dziwnym przekonaniom, nieśmiałości, była bardzo dobra w nawiązywaniu nowych znajomości.
Brunetka przyjrzała się dokładniej deserowi, który został jej zaoferowany. Miała ogromną ochotę, by skosztować tego pysznie wyglądającego ciastka, jednak żołądek zawiązał się jej w węzeł. Czuła, że choćby chciała, to nie potrafiłaby połknąć ani kęsa.
- To miłe. - El starała się utrzymać kontakt wzrokowy ze swoją towarzyszką, lecz odpuszczała po dwóch sekundach. Nadal czuła się niepewnie, mimo, iż ciepło i pozytywna energia, którą roznosiła Perrie, była wręcz namacalna, w tym pomieszczeniu. - Dziękuję, ale - Eleanor próbowała wymyślić jakąś sensowną wymówkę - nie mam ochoty. - nie chciała okłamywać nowo poznanej dziewczyny, a widząc jej nieco smutniejszy wyraz twarzy, dodała - Jeśli byś mogła, to zapakować na wynos, to byłoby okej.
Calder dostrzegła jak Perrie się ponownie uśmiecha, a następne, co zdołała zarejestrować to to, iż blondynka zerwała się z miejsca i poszła, wraz z talerzykiem, zapakować ciastko. W tym samym czasie, Eleanor zdążyła wypić cały swój, kartonowy kubeczek z kawą i wyrzucić go do śmietnika. Następnie podeszła do lady i oparła się o nią, spoglądając na blondynkę.
- Czym się zajmujesz? - zapytała wesoło Pezz.
Calder przemyślała przez chwilę to, co chciałaby powiedzieć.
- Pracuję w butiku. - spróbowała przybrać pewną siebie barwę głosu.
- Dlaczego ja na to wcześniej nie wpadłam? - uderzyła się z otwartej dłoni w czoło - Przecież na pierwszy rzut oka widać, że masz poczucie stylu!
Usta Eleanor drgnęły ku górze. Nie wiedzieć czemu, poczuła się odrobinę lepiej, rozmawiając, albo inaczej: słuchając tego, co mówiła Perrie.
- Dziękuję, ale nie interesuję się modą. Zdaję się na instynkt. - wzruszyła ramionami brunetka. Nie wiedziała, skąd u niej tyle swobody i tej beztroski, którą próbowała niejednokrotnie przywołać - bezskutecznie jednak.
Edwards postawiła na ladzie zapakowaną kremówkę i podparła głowę na rękach. W jej niebieskich tęczówkach Eleanor wyczytała radość, która była dla niej nieuzasadniona. Brunetka nie widziała niczego nadzwyczajnego w swojej pracy.
- Czyli wychodzi na to, że cholernie się marnujesz w tym butiku. - stwierdziła powoli blondynka - Twoim zadaniem powinno być projektowanie ubrań, albo cokolwiek, co jest związane z modą!
Policzki Calder zarumieniły się.
- Perrie - mruknęła cicho dziewczyna - mam na sobie stary, rozciągnięty sweter. Gdzie ja do tego całego projektowania... To nie jest dla mnie. Wolę.. być tutaj.
- Ale będąc całe życie w jednym miejscu, nie rozwijasz się. Tylko podporządkowujesz innym. Nie znam cię, ale wydaje mi się, na pierwszy rzut oka, że nie należysz do osób, które lubią tanie ciuchy. - odparła szczerze Perrie.
Eleanor uśmiechnęła się delikatnie na słowa dziewczyny. Fakt, miała rację, co do tego stania w jednym miejscu i życia w rutynie, ale Eleanor to lubiła. Lubiła chodzić do sklepu i pomagać zagubionym, czasem, klientkom, czy też spędzać miło czas z książką przed telewizorem. Jednak zapomniała o jednej, drobnej rzeczy: jej życie nie będzie już takie samo jak było w zeszłym tygodniu.
Przypominając sobie tę sytuację w alejce - uśmiech zniknął z jej ust.
- Nie znasz mnie. - powiedziała beznamiętnym głosem brunetka - Ale masz rację, jednak nie jestem gotowa pójśc naprzód. Jeszcze nie.
W tym samym momencie, obok dziewczyn pojawił się Niall z Louis'em, wymieniając ostatnie uwagi, co do miejsca przebywania ich przyjaciółki. Eleanor myślała, że wróci do swojego mieszkania i raz na zawsze porzuci te troski, jednak chłopcy nie chcieli, by Bennett kiedykolwiek miał się skonfrontować z Calder. To było zbyt ryzykowne i nie było tutaj mowy o bólu fizycznym (to też), ale o psychicznym.
Irlandczyk przyjrzał się dokładniej blondynce, która starała się udawać, że nie czuje na sobie wzroku swojego szefa; zajęła się układaniem babeczek w specjalnym koszyku. Kiedy zdał sobie sprawę, iż nic nie zdoła zrobić, przeniósł swój wzrok na brunetkę. Ta stała i wpatrywała się głupio w jedno miejsce, jakby przez chwilę miała jakąś wizję przyszłości, czy też coś nadzwyczajnie dziwnego.
- Pezz, zajmiesz się PM do czasu mojego powrotu? - zapytał Niall, zerkając na Calder.
- Nie ma sprawy. - odpowiedziała blondynka.
- Dziękuję. - uśmiechnął się chłopak.
- El, możemy już iść? - zapytał się Louis, uważnie przyglądając się reakcji dziewczyny. Ta skinęła głową, posyłając jeszcze ostatnie spojrzenie Perrie. Brunetka z właścicielem lokalu skierowali się do wyjścia, a szatyn uśmiechnął się do Brytyjki - Dziękuję, Perrie.
- Nie ma za co, Louis. - odpowiedziała odważnie - Jednak zachowywała się dość... dziwnie. Nie jak świruska, a bardziej jakby się czegoś bała.
Tomlinson nie chciał zdradzić prawdziwego powodu, przez który jego przyjaciółka zachowywała się w taki, a nie inny sposób. Czuł, że nie należy tego rozgłaszać. Najpierw musiał porozmawiać z Eleanor, by poszła na policję.
- Jeszcze raz dziękuję. - piłkarz z ciężkim sercem zignorował uwagę Edwards i posłał jej cień uśmiechu - Do widzenia.
- Miłego dnia. - odparła blondynka.
Chłopak wyszedł z lokalu, szukając wzrokiem swojego auta. Ujrzał przed nim Eleanor z Niall'em, który coś mówił do swojej towarzyszki. Było widać, iż dziewczynie nie podobają się słowa, wypowiedziane przez blondyna, co musiało oznaczać, że Horan powiedział jej o tym, iż Calder zamieszka chwilowo u osoby, z którą nie miała szczególnych kontaktów.
Gdy Louis stanął przy czarnym samochodzie, piwne tęczówki Eleanor przywitały go z pewnym wyrzutem. Nie mógł nic poradzić na to, jaką decyzję podjęła jego dziewczyna.
- Nie chcę zwalać się na głowę twojej dziewczynie. - twardy głos Calder rozniósł się po wnętrzu auta, kiedy para weszła do niego. Niall poszedł do swojego pojazdu.
- Wcale tego nie robisz. Mer chciała, abyś przez jakiś czas-
- Nie chcę. - przerwała mu brunetka - Jedyną rzeczą, o jakiej marzę, to spokój w swoim mieszkaniu. Nie miejscu, gdzie będę przeszkadzała.
- Nie będziesz przeszkadzała. - stwierdził Tomlinson, wkładając kluczyki do stacyjki.
- Nie chcę. - Eleanor powtarzała te dwa słowa niczym mantrę. Wiedziała, że zachowuje się jak rozkapryszone dziecko, jednak naprawdę nie miała ochoty, pomimo przeżytych, ciężkich chwil, na towarzystwo Margaret.
- Okej. - westchnął piłkarz - Kompromis.
Calder spojrzała na niego jak na idiotę.
- Pamiętasz, co ci obiecałem? - zapytał, a gdy nie uzyskał odpowiedzi, kontynuował - Nie będę się wtrącał w tę sprawę z Bennett'em, jeśli przyjdziesz na mój mecz. - brunetka wzdrygnęła się na wspomnienie o tym mężczyźnie - Teraz chcę, abyś spędziła weekend w domu Mer. Potem zdecydujesz sama.
Eleanor patrzyła na szatyna w zdumieniu, analizując jego propozycję. Albo raczej propozycję Margaret Padolsky - dziewczynę byłego chłopaka Calder, który z dnia na dzień stawał się dla niej kimś, kogo powoli przestawała kochać.
WIEM, WIEM. WIEM. WIEM. Rozdział krótki i w ogóle, ale nie miałam serca dodawać nowego wątku. Mam nadzieję, że zrozumiecie.
Kocham Was xx