AUTORKA: Ja się chyba cofam w pisaniu... Taki chaos lekki wyszedł. Końcówkę schrzaniłam do potęgi. Przepraszam, pisałam znowu fragmentami i niektóre wątki mogą być nie zrozumiałe albo coś. Obiecuję, że kolejny będzie lepszy x
Jutro do szkoły trzeba iść, weźcie mnie stąd zabierzcie, albo zwróćcie ferie!! Ale pocieszam się tym, że za dwa tygodnie będę miała czterotygodniowe praktyki, więc byle przeżyć do 14 marca :D
Po lewej stronie jest ANKIETA, odpowiedzcie na nią, proszę :)
Londyn, 2013
Louis nigdy nie lubił spędzać swojego wolnego czasu na bezsensownym siedzeniu w fotelu i oglądaniu kreskówek albo piciu alkoholu w jakiś podrzędnych klubach. Należał do osób, które dbały o swoje zdrowie w większym lub mniejszym stopniu. Jak każdy miewał te leniwe dni, kiedy nie miał ochoty na nic poza leżeniem pod kołdrą, ale w większości uprawiał sporty. W końcu był piłkarzem i musiał dbać o swoją formę. I mimo swojej kontuzji, jaką wyniósł z ostatniego meczu kończącego sezon piłkarski, opuścił Grand Payne Hotel w szarych dresach, słuchawkach w uszach. Ruszył truchtem w stronę najbliższego parku, a żeby nie rzucać się w oczy, nasunął na głowę kaptur.
Mijał wielu ludzi, tak jak to bywało w Londynie o dosyć wczesnej porze. W zasadzie, to nie było godziny w stolicy Anglii, abyś kogoś nie spotkał. Ludzie, jeśli była ku temu sposobność, wychodzili ze swoich domów, aby przejść się na zakupy, czy do pobliskiego klubu albo McDonald'a. Tutaj nie dbano w tak wielkim stopniu o swoją formę; przeciętny nastolatek musiał być wyciągany na siłę z domu, odrywając go w ten sposób od komputera i tak nie odnosiłeś wielkiego sukcesu, ponieważ nadal istniał internet w telefonie.
Brytyjczyk pamiętał doskonale dzień, w którym i on został tak wyciągnięty z domu. Nad Doncaster świeciło wtedy słońce, którego promienie ogrzewały idealnie ogródki, domy, samochody. Nadawały piękna każdej rzeczy i każdemu człowiekowi. Louis spał do późna, gdyż poprzedniego dnia miał cały dzień trening. Dopiero późnym wieczorem wrócił do domu i tak jak stał, opadł na łóżko, nie mając siły na nic. Było lato, więc nie widział powodu do tego, aby wstać następnego dnia o wczesnej porze, jednak nie było mu dane odespać kilku dni harówki na siłowni.
Jego młodsza siostra, Charlotte, pokrzyżowała mu wszystkie plany. Zerwała go z łóżka przed 11 rano i wręcz ubłagała, aby odwiózł ją do miasta, gdyż ogłoszono promocje w jej ulubionym sklepie i nie wyobrażała sobie, aby miała to przegapić. Z początku, Louis ją zwyzywał i wyśmiał, chowając się pod kołdrą, jednak dziewczyna nie dawała za wygraną i była na tyle zdeterminowana, aby użyć radykalnych środków w tej grze. Mowa tutaj o szantażu, dzięki któremu jej brat leniwie opuścił łóżko i powlekł się do łazienki. Tomlinson nie pamiętał do końca, co sprawiło, iż jego własna siostra wygrała ten pojedynek, ale miało to coś wspólnego z wybitą szybą w samochodzie sąsiadów i Harry'm Styles'em. Niemniej, nie było to dla niego ważne; osiągnęła, co chciała.
Gdy Tomlinson'owie opuścili swój dom, kierując się do rodzinnego samochodu, Lottie pomachała do kogoś z sąsiedniego domu, jednak Louis był zbyt zmęczony, aby unieść swój wzrok i spojrzeć na dziewczynę, do której właśnie wesoło kroczyła jego siostra. Mruknął ciche "czekam w aucie" i odszedł w stronę granatowego Audi. Spojrzał przez szybę w miejsce, gdzie stała Charlotte, gdzie ujrzał szatynkę, która rozmawiała z jakąś wyższą od niej o parę centymetrów brunetką. Zatrąbił w klakson, aby pospieszyć swoją siostrę, więc po kilku minutach dziewczyna wsiadła na miejsce pasażera i rodzeństwo odjechało do centrum handlowego.
Dopiero teraz, po upływie tych kilku lat, Louis uświadomił sobie, iż tą brunetką musiała być Margaret. Nigdy nie przykuwał uwagi do tego, kto mieszkał obok nich, a co najważniejsze; nie ujrzał wcześniej tam Mer. Czuł się cholernie głupio, bo gdyby był bardziej spostrzegawczy, wszystko byłoby inne.
Piłkarz zatrzymał się przed komisariatem. Sam nie wiedział, kiedy przebiegł aż taki kawał drogi. Odnalazł wzrokiem ławkę, która znajdowała się na chodniku i usiadł na niej, próbując uspokoić swój oddech. Poczuł też, że noga, która była kontuzjowana, dała o sobie znać, więc nie mógł dalej biec.
Zastanawiał się nad tym, dlaczego nieświadomie znalazł się pod komisariatem. Przecież ostatni raz, gdy rozmawiał z policją, powiedział im wszystko to, co wiedział. Nie miał niczego na sumieniu; bynajmniej nic karalnego, ponieważ ten poranek, który sobie przypomniał, gdy Charlotte wyciągnęła go szantażem z łóżka, sprawił, iż szatyn miał wyrzuty sumienia. Nie przez siostrę, a przez to, iż nigdy nie zagadał do drobnej brunetki z domu obok.
W pewnym momencie poczuł czyjść obecność. Wyjął czarne słuchawki z uszu i przeniósł swój wzrok na chłopaka, który obok niego usiadł. Rozpoznał w nim brata swojej dziewczyny, patrzącego na niego z rozbawieniem, czego się całkowicie nie spodziewał.
- Cześć - uśmiechnął się Robert, podając szatynowi swoją dłoń na powitanie. Louis ją uścisnął, nie spuszczając z niego wzroku. - Jak się masz?
- Dobrze - mruknął nadal zaskoczony piłkarz - Wiesz coś nowego o tej sprawie z Bennett'em?
Tomlinson nie był zbyt miły, fakt, ale nadal był rozkojarzony swoimi poprzednimi myślami. Mimo tego, próbował się skupić na rozmowie z brunetem.
- Nie mogę ci nic powiedzieć. To poufne informacje. - odpowiedział rzeczowo Padolsky.
- Co? - szatyn przekręcił głowę w jego stronę, uświadamiając sobie, iż zapomniał, o co pytał, na co jego towarzysz westchnął - Ahh. Tak. Okay. - mruknął do siebie.
- Wszystko dobrze? - zainteresował się Robert.
- Tak. - pokiwał powoli głową piłkarz - Po prostu mam wściekłą przyjaciółkę na głowie, która chce mnie zabić za to, że płacę za jej spotkania z psychologiem.
Robert przytaknął, myśląc nad słowami swojego rozmówcy.
- Domyślam się, że przyjaciółka nic o tym wcześniej nie wiedziała, racja?
- Tsa - bąknął chłopak, unosząc spojrzenie na kolegę - Nie ważne.
Louis sam nie wiedział, co zamierzał zrobić. Nie miał ochoty na jakiekolwiek rozmowy z bratem Mer na temat jego problemów. W końcu było kilka ku temu powodów; pierwszy - Robert był policjantem, drugi - prawie go nie znał, choć to akurat mu nie przeszkadzało aż tak, trzeci - był młodszym bratem Margaret.
- Przejdziemy się? - zapytał brunet, na co Louis uniósł brwi ku górze.
To nie było tak, że nie chciał z nim porozmawiać, ale nie miał na to ochoty. Jednak przemógł się i wysilił na zarys uśmiechu.
- Okay - powiedział ostrożnie, wstając z ławki i wolnym krokiem idąc obok brata swojej dziewczyny. Tak bardzo jak chciał, aby wyglądało to normalnie, tak nie mógł sobie tego wyobrazić. - Grywasz jeszcze?
Louis chciał jakoś rozluźnić atmosferę między nimi.
- Um, nie. - odpowiedział cicho Robert - Nie mam czasu i poza tym nie grałem aż tak dobrze. - wzruszył ramionami.
- Jasne - mruknął szatyn - Pomijając fakt, że byłeś jednym z najlepszych zawodników w Doncaster, to jasne, nie grałeś aż tak dobrze.
Padolsky spojrzał na swojego rozmówce z uniesionymi brwiami.
- Mer mówiła, że wasza matka zabroniła ci grać. - wytłumaczył piłkarz.
- Nie jest taka zła jak moja siostra twierdzi. - odpowiedział brunet, rozglądając się dokoła siebie. Ujrzał kilku ludzi, którzy przyglądali się mu; a może nie jemu, a jego towarzyszowi.
Tomlinson nie sądził, aby to, co właśnie usłyszał było prawdą; bynajmniej nie w pełnym sensie. Margaret mówiła mu, że ich matka traktowała ją z góry; tak samo oceniła ją pochopnie, gdy ta zaszła w ciążę. Louis domyślał się, iż Robert doznał innego zachowania ze strony swojej rodzicielki; z pewnością nie został wyrzucony ze swojego własnego, rodzinnego domu.
Szatyn odwrócił głowę w stronę swojego kolegi.
- Louis, chcę mieć pewność, że moja siostra nie zostanie zraniona. - powiedział prosto z mostu brunet - Przeszła bardzo wiele, nie ukrywam, przez naszą matkę, a nie chcę, aby popadła w depresję po waszym rozstaniu.
Piłkarz przyglądał się przez chwilę swojemu rozmówcy. Nie do końca docierały do niego słowa Roberta. Przecież Louis kochał Margaret całym swoim sercem i nie zamierzał jej zostawić. Gdyby tylko mógł, to spędzałby z nią każdą minutę swojego życia.
- Kocham ją i nie zamierzam od niej odchodzić. - odpowiedział szatyn, dobierając odpowiednio słowa - Jest dla mnie równie ważna, co Louise.
- To dobrze, bo jeśli się dowiem, że złamałeś jej serce, to nie będę sentymentalny i bez kłopotu, skopię ci tyłek.
- Okay - powiedział powoli Tomlinson - jestem pewien, że nie będzie takiej potrzeby.
- Tak tylko mówię. - wzruszył ramionami brunet - Pamiętaj, że jestem policjantem. Mogę wiele rzeczy.
Louis przytaknął na jego słowa, nie wiedząc, co na nie odpowiedzieć. Nie chciał, ba, nawet nie dopuszczał myśli, że mógłby stracić swoją ukochaną Mer. Ta słodka, szarooka brunetka wypełniała jego całe życie.
Gdy Robert chciał coś jeszcze powiedzieć, przerwał mu dźwięk dzwoniącego telefonu piłkarza. Szatyn go przeprosił i odebrał komórkę.
- Hej Lou. - usłyszał głos swojej dziewczyny i momentalnie zapomniał o poprzedniej rozmowie z jej bratem - Pamiętasz, że wieczorem przyjdzie Perrie z Zayn'em,, prawda?
Louis uśmiechnął się delikatnie do siebie.
- Pamiętam. - odparł krótko, gdy Robert się mu przyglądał - Kupić coś na kolację?
- Dobre wino?
- Załatwione. - kąciki jego ust unosiły się ciągle ku górze.
- Gdzie jesteś? - Tomlinson mógłby przysiąc, iż między brwiami dziewczyny właśnie pojawiła się delikatna zmarszczka.
Piłkarz rozejrzał się dokoła; nie miał zamiaru kłamać.
- Biegałem i spotkałem twojego brata. - odpowiedział - A ty?
- Jestem na zakupach w centrum handlowym z Louise i Eleanor. - mruknęła zrezygnowana - Lekarz ci nie mówił, żebyś się nie przemęczał? Louis, miałeś poważną kontuzję.
- Jest dobrze. - obstawiał przy swoim Tommo, jednak wiedział, iż Margaret miała rację.
Usłyszał po drugiej stronie westchnięcie.
- Co tam u Roba? - Louis machinalnie spojrzał na bruneta, który bawił się swoimi palcami, widocznie znudzony.
- Niech ci sam powie. - odparł i podał swój telefon policjantowi. Z początku Padolsky nie wiedział, o co chodzi, jednak sekundę później pochłonęła go rozmowa z siostrą.
Margaret była z pozoru spokojną, ułożoną kobietą, która z zaangażowaniem starała się wykonywać każdy, choćby najmniejszy szczegół. Tak też było tym razem, gdy położyła na stole w salonie biały obrus, a po skosie ułożyła bordowy. Postawiła na nim cztery kieliszki oraz talerze wraz ze sztućcami. Chciała, aby kolacja wyszła dobrze, ponieważ zależało jej na bliższym poznaniu się z Perrie i jej narzeczonym. W końcu, jakiś czas temu, odnaleźli Louise. Skoro mowa o niej, wraz z Eleanor poszły do Niall'a, który wręcz nalegał, aby dziewczyny go odwiedziły. Mer z bólem serca pozwoliła córce iść, ponieważ nie chciała, aby wyszło to, iż jest złą matką.
Kilkanaście minut przed ósmą, brunetka stanęła przed lustrem w sypialni i przyjrzała się swojemu odbiciu. Jak zwykle, jej oczy były podkreślone tuszem, a usta delikatnym odcieniem czerwonej szminki. Brązowe włosy opadały falami na ramiona dziewczyny. Mierząc wzrokiem od dołu do góry, po swoim ciele w lustrze, Mer doszłą do wniosku, iż czarne balerinki z niewielką kokardką na środku są najodpowiedniejszym wyborem, a granatowe jeansy idealnie podkreślały jej krągłości, czego zazwyczaj chciałaby uniknąć. Założyła te spodnie tylko dlatego, że inne miała w praniu albo po prostu nie pasowały jej do oliwkowego sweterka, który odkrywał ramiona, jednak w tym momencie się tym nie martwiła, gdyż gęste włosy zasłaniały tę niedogodność. Na szyi wisiał złoty łańcuszek z przywieszką w kształcie koniczynki. Wierzyła, iż doda jej szczęścia zawsze, gdy go nosiła.
- Wyglądasz pięknie - znajomy głos przerwał jej rozmyślania nad doborem innych jeansów. Chciała je zmienić, jednak nie mogła zrobić ani kroku. - Naprawdę pięknie.
Tym razem głos szatyna zabrzmiał przy jej uchu, a brunetka ledwo widocznie się wzdrygnęła. Nie lubiła tej chwili, gdy jej chłopak ją po prostu straszył; nawet nieświadomie. Uwielbiała spędzać z nim czas, ale to mogła wziąć za wadę.
- Chyba zmienię te spodnie. Są zbyt ciasne. - mruknęła jakby do siebie, jednak Louis doskonale usłyszał, co mówiła jego partnerka.
Mer poczuła dłonie chłopaka na swoich biodrach, kiedy ten pochylił swoją głowę nad jej lewym ramieniem i delikatnie pocałował je. Przez ułamek sekundy, Margaret miała ochotę zostawić to wszystko i spędzić wieczór ze swoim ukochanym, jednak powstrzymała się od tej myśli, kręcąc powoli głową na boki.
- Sądzę, że jednak nie musisz tego robić. - powiedział piłkarz - Wyglądasz w nich seksownie. - szepnął do jej ucha.
- A słyszałam, że pięknie. - burknęła w odpowiedzi.
- Na to samo wychodzi, kochanie. - uśmiechnął się sympatycznie szatyn, ściskając odrobinę mocniej jej biodra. Następnie odwrócił ją do siebie i jedną dłonią uniósł jej podbródek tak, by mogła patrzeć w jego oczy. - Piękna i seksowna.
Brunetka poczuła przyjemne dreszcze przechodzące po jej ciele, gdy Louis ją pocałował. Ich wargi poruszały się synchronicznie, bez pośpiechu, leniwie. Kiedy Mer rozchyliła swoje usta, zarzuciła dłonie na szyję chłopaka i mruknęła, czując język szatyna muskający jej podniebienie.
Z tej przyjemnej chwili wyrwał ich dzwonek do drzwi, który, z początku, zignorowali. Jednak Mer, ku swojemu jak i Louis'a zaskoczeniu, odsunęła się powoli od swojego chłopaka i z uśmiechem na ustach wyszła z sypialni, kierując się do wejściowych drzwi.
Louis wywrócił oczami, zagryzając dolną wargę. Następnie odetchnął i poszedł do przedpokoju, skąd słyszał głosy.
- Miło jest mi was widzieć - uśmiechnęła się promiennie Mer, gdy powiesiła płaszcz Perrie na wieszaku. Spojrzała na parę, po czym wskazała, aby weszli do salonu, gdzie czekał na nich już szatyn.
Piłkarz wyciągnął dłoń w stronę bruneta, który powtórzył jego gest i oboje się sobie przedstawili. Louis, podobnie zrobił z Perrie, choć widział ją już kilkakrotnie w Pepper Mint.
- Śliczne mieszkanie. - zauważyła blondynka, gdy podeszła do komody, na której znajdowały się zdjęcia Margaret oraz Louise. - Aw, Zayn, patrz. Louise.
Malik uśmiechnął się do niej ciepło, niepewnie zerkając w stronę szatyna, który także nie spuszczał z niego wzroku. Tomlinson nie był zbytnio w nastroju na spotkania z kimkolwiek poza Mer. To nie było tak, że nie był złowrogo nastawiony do Zayn'a i Perrie, ale tego wieczoru, bynajmniej na razie, nie dopisywał mu humor.
- Ah, zapomniałabym - Edwards przypomniała sobie o granatowej torebce ozdobnej, którą trzymała w dłoni, po czym podała ją Mer - taki drobiazg od nas.
- Dziękuję, Perrie, ale nie musieliście niczego kupować. - brunetka spojrzała na parę, a Zayn wzruszył ramionami.
- Pezz się uparła. - uśmiechnął się niepewnie.
Margaret otworzyła torebkę i wyjęła z niej porcelanowego słonika. Gdy się mu bliżej przyjrzała, stwierdziła, iż był bardzo ładny, a dwie mniejsze ozdóbki znajdujące się w torebce trafiły do tej samej kategorii, co pierwszy.
- Są wspaniałe. Dziękuję. - brunetka podeszła do Perrie i uścisnęła ją. Naprawdę zaczynała coraz bardziej lubić Edwards. - Pójdę sprawdzić, co z kolacją, zaraz wracam.
- Pomóc ci? - zainteresowała się Perrie.
- Nie musisz.
- Oj, nie będę tutaj siedziała jak idiotka. Pomogę ci. - uśmiechnęła się promiennie dziewczyny i poszła wraz z Mer do kuchni, skąd dochodziły cudowne zapachy - Co tak pięknie pachnie?
Padolsky posłała delikatny uśmiech swojej towarzyszce i podeszła do piekarnika, gdzie znajdowało się kruche ciasto zapiekane z jabłkami; jej ulubiony deser.
- Wygląda smakowicie. - odparła blondynka, a Mer jej przytaknęła.
- I tak też smakuje. - brunetka wyłączyła piekarnik i zostawiła go uchylonego, a następnie przeszła do szafki i wyjęła z niej cztery talerze - Myślałam nad tym, co mi powiedziałaś... tak w ogóle.
Perrie oparła się o ladę i obserwowała jak jej towarzyszka wykłada na talerze smażone warzywa wraz z puree z ziemniaków oraz kawałkiem mięsa, którego nie potrafiła sprecyzować.
Zmarszczyła brwi, słysząc wypowiedź dziewczyny, jednak nic nie powiedziała.
- Podziwiam was za wytrwałość i cierpliwość. - kontynuowała brunetka - Domyślam się, że jest wam bardzo ciężko i nie chcecie, aby ktoś was pomagał, ale... - Mer zaprzestała wykładaniu potraw i przeniosła swoje szare tęczówki na Edwards - Perrie, na twoim miejscu, przyjęłabym pomoc od Niall'a.
- Dlaczego? - zapytała cicho blondynka - On jest moim szefem. Nawet nie powinien o tym wiedzieć!
- Jesteś dla niego kimś więcej niż tylko pracownicą. Opiekuje się tobą i troszczy się o ciebie jak prawdziwy przyjaciel. Porozmawiaj z nim o tym.
Perrie westchnęła, czując się pokonana. Nie przypuszczała, iż Niall mógłby aż tak przejąć się jej problemem. W końcu większość ludzi by to olała.
- Okay, jak mówiłam ci ostatnio, zrobię to. - uśmiechnęła się blado blondynka - Ale mogłybyśmy o tym już nie gadać? Chciałabym miło spę-
- Jasne. - weszła jej w słowo brunetka - Weźmiesz talerze? - Mer wskazała na dwa naczynia leżące na ladzie, a Perrie z uśmiech skinęła jej głową.
W tym samym czasie, Louis z Zayn'em siedzieli przy stole i rozmawiali o piłce nożnej. Można było powiedzieć, że Malik mówił, a Tomlinson mu tylko przytakiwał. Nie chciał być niegrzeczny, ale najchętniej wyrzuciłby ich z mieszkania i zakopałby się pod kołdrą, wtulając się w ciało Mer. Tak, to był jeden z tych dni, w którym piłkarz nie miał na nic ochoty, mimo, iż rano biegał. Poza tym, spotkanie Roberta sprawiło, że nie trochę się pogubił. Brat jego dziewczyny powiedział, ba niemalże zagroził, że jeśli Louis złamie serce Margaret, to sam go znajdzie i zabije; to tak w skrócie.
- Nigdy nie pomyślałbym, że będę rozmawiał z najlepszym piłkarzem w Anglii. - zaśmiał się Zayn, pijąc kolejny łyk czerwonego wina, które nalał im uprzednio szatyn - Moje siostry cię kochają, choć nie mają pojęcia, na czym dokładnie polegają zasady piłki nożnej. - ostatnie kilka słów wypowiedział jakby do siebie, co odrobinę rozbawiło piłkarza.
- W takim razie, powiedz siostrom, że pozdrawia je sam Louis Tomlinson. - zachichotał Brytyjczyk, opierając się o oparcie krzesła.
- Nie uwierzą. - odparł krótko mulat, a Louis uniósł brwi ku górze - Już nie raz je wkręcałem, że spotkałem Messiego albo no nie wiem... Szczęsnego. Nie są takie głupie.
- Och - uśmiechnął się pocieszająco szatyn - W takim razie wyślij im zdjecie ze mną.
- Jakie zdję-
W tym momencie, Louis podszedł z komórką do bruneta i zrobił im zdjęcie, nim jeszcze Zayn zdołał cokolwiek powiedzieć. Piłkarz nie sądził, iż kiedykolwiek dojdzie do takiej sytuacji, że zrobi sobie zdjęcie z obcym facetem, który kiedyś odnalazł córkę Mer.
- Masz - Tommo podał telefon Malikowi z uśmiechem na ustach - teraz uwierzą.
- Dzięki. - uśmiechnął się brunet, a następnie wziął urządzenie od szatyna i wysłał je siostrze, po czym oddał mu komórkę - Właściwie to chciałem się Margaret o coś zapytać, ale nie sądzę, aby zbyt szybko wróciły z kuchni.
- To coś ważnego? - zainteresował się Louis, przyglądając się Zayn'owi.
Przez chwilę oboje milczeli, dopóki nauczyciel nie zabrał głosu.
- W zeszłym tygodniu do Louise przyszedł jakiś chłopak, miał może z dwadzieścia parę lat. - powiedział powoli brunet, dobierając odpowiednie słowa - Powiedziałem mu, aby nie przychodził więcej na teren szkoły, jednak Danielle widziała go kilka razy jak czekał przed budynkiem.
Tomlinson siedział zszokowany. Miał nadzieję, że ta cała sytuacja z Eleanor i Bennett'em nie dosięgnie ani Mer ani jej córki, jednak musiał się cholernie pomylić.
- Nic o tym nie wiedziałem. - odparł cicho szatyn.
- Czyli go nie znasz. - stwierdził krótko brunet - Louis, moim zdaniem, ten chłopak jest niebezpieczny nie tylko dla Louise, ale także dla reszty uczniów.
Piłkarz doskonale sobie zdawał z tego sprawę. Może nie widział tego kolesia na czy, ale mógłby przysiąc, iż miał coś wspólnego z Troy'em; jak nie pracował dla niego.
- Dowiem się, kim on jest. - powiedział pewnym głosem Tomlinson - Ale mógłbym cię prosić o przysługę? - mulat skinął głową - Jeśli kiedykolwiek jeszcze go zobaczysz w pobliżu szkoły, mógłbyś dać mi znać?
Z początku Zayn zmarszczył brwi, nie wiedząc dokładnie, co jego rozmówca ma na myśli.
- Jeśli przyjdzie do Louise, mógłbyś to zrobić? Chcę wiedzieć, że mała jest bezpieczna... - dokończył cicho Louis.
- Okay. - zgodził się Malik, odstawiając swój kieliszek na stół, gdy ujrzał, że do salonu wchodzi jego narzeczona w towarzystwie Margaret.
Wieczór spędzony w towarzystwie Zayn'a i Perrie był dla Mer bardzo miło, podobnie jak dla Louis'a, który po jednym piwie się całkowicie wyluzował, jeśli tak można ująć swobodną grę na xboxie wraz z Malikiem. Zachowywali się jak małe dzieci, jak to ładnie podsumowała Edwards, jednak wraz z Margaret znalazły wspólny język i zaczęły rozmawiać o swoim dzieciństwie. Można powiedzieć, iż blondynka mówiła, a Mer jej słuchała, czasem wspominając swoje dobre chwile, gdy mieszkała jeszcze w Doncaster.
Około godziny 22:30, narzeczeni pożegnali się z Mer i Lou, mówiąc, iż muszą wracać już do domu. Padolsky uściskała Perrie, obiecując jej, że wpadnie pewnego dnia do Pepper Mint, aby zobaczyć, czy wszystko gra, co blondynka przyjęła z uśmiechem na ustach. Zayn uścisnął dłoń piłkarzowi, a następnie para opuściła mieszkanie recepcjonistki.
Margaret z pomocą swojego chłopaka posprzątała ze stołu, zanosząc wszystkie naczynia do kuchni. Włożyła talerze i kieliszki do zmywarki, po czym wyszła z kuchni, gasząc uprzednio światło. Idąc do swojej sypialni, chwyciła po drodze komórkę i wykręciła numer do Niall'a.
Chłopak odebrał po kilku sygnałach, na szczęście nie gniewał się, iż Mer dzwoniła tak późno. Powiadomiła go, że przyjedzie po swoją córkę jutro rano i przeprosiła za kłopot, co Irlandczyk przyjął z oburzeniem i zadeklarował się, że następnym razem Louise może do niego przyjść, że się nią zaopiekuje. Gdy skończyła rozmowę,
Następne, co zrobiła, był prysznic. Przebrała się w piżamę, a włosy spięła w warkocza i tak weszła do swojej sypialni, gdzie na skraju łóżka siedział Louis ubrany w ciuchy, w których spał. Nie przypuszczała, iż szatyn mógłby tak szybko się umyć.
- Udany wieczór? - zapytał się Tomlinson, gdy Mer usiadła obok niego, wcierając w swoje dłonie krem nawilżający.
- Tak - uśmiechnęła się brunetka - A twój?
- Owszem, ale - uniósł swoje spojrzenie na dziewczynę, która także mu się przyglądała - Zayn powiedział mi... coś.
- Co takiego? - zainteresowała się brunetka.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś, że jakiś chłopak zaczepia Louise w szkole? I nie mam tutaj na myśli chłopaka w jej wieku, ale dużo starszego, któr-
- Louis - westchnęła, przerywając mu w ten sposób - nie chciałam cię niepokoić.
Margaret weszła pod kołdrę, siadając prosto i patrząc na swojego chłopaka.
- Mer - powiedział powoli Louis - to poważna sprawa. Co jeśli ten koleś...
- Ashton - weszła mu w słowo - Lu mówiła, że ma na imię Ashton.
- O ile naprawdę tak się nazywa. - mruknął szatyn - Powiedziałaś o tym swojemu bratu?
Brunetka pokręciła przecząco głową.
- Na własną rękę tego nie załatwisz, M. - stwierdził spokojnie piłkarz, łapiąc swoją dziewczynę za rękę.
- Wiem, Lou, wiem! - Padolsky nieco podniosła głos, wyrywając swoją rękę z uścisku szatyna - Nie mam pojęcia, co z tym zrobić! Nie wiem jak się zachować, jak obronić przed tym wszystkim swoją córkę i jak wyplątać z tego ciebie, Eleanor i Harry'ego. Nie wiem!
Tomlinson uniósł swoje brwi ku górze, słysząc wypowiedź dziewczyny.
- Maggie, to moim obowiązkiem jest chronić ciebie, nie inaczej. - odparł powoli szatyn, przesuwając się w stronę Padolsky i chwytając jej twarz w swoje dłonie. Przez kilka sekund Mer patrzyła wszędzie, byle nie w oczy swojego chłopaka, jednak nie wytrzymała tak zbyt długo. Intensywna głębia niebieskich tęczówek sprawiła, iż w jej własnych oczach stanęły łzy. - Nie chcę, żebyś narażała się na niebezpieczeństwo przez moją głupotę.
Brunetka zacisnęła powieki, aby powstrzymać łzy, jednak to poskutkowało całkowicie odwrotnie. Chłopak wytarł swoim kciukiem krople, spływające po jej policzkach, nawilżając swoje usta.
- Ty i Louise jesteście dla mnie najważniejsze. - mruknął piłkarz - Żaden kutas z więzienia nie odbierze mi tego, na czym zależy mi najbardziej. - ponownie wytarł jej łzy - Proszę, nie płacz.
- L-Louis.. niczego bardziej nie pragnę od tego, byś był bezpieczny.
- To mamy problem. - westchnął szatyn - Bo oboje chcemy bronić siebie nawzajem. - zacisnął swoje wargi, nie spuszczając wzroku ze swojej ukochanej.
Usta Mer wykrzywiły się w delikatnym uśmiechu.
- Znajdziemy rozwiązanie i wszystko będzie dobrze. - odparł Louis - Tylko nie ukrywaj niczego przede mną, okay?
Brunetka pokiwała twierdząco głową, po czym musnęła usta chłopaka i wtuliła się w chłopaka, wdychając przyjemny zapach kojącego żelu pod prysznic. W takich momentach jak ten, wiedziała, że może być bezpieczna, ponieważ Louis się o nią troszczył i gdyby tylko mógł, oddałby za nią życie. Czy to nie jest prawdziwa miłość?
To nie było tak, że nie chciał z nim porozmawiać, ale nie miał na to ochoty. Jednak przemógł się i wysilił na zarys uśmiechu.
- Okay - powiedział ostrożnie, wstając z ławki i wolnym krokiem idąc obok brata swojej dziewczyny. Tak bardzo jak chciał, aby wyglądało to normalnie, tak nie mógł sobie tego wyobrazić. - Grywasz jeszcze?
Louis chciał jakoś rozluźnić atmosferę między nimi.
- Um, nie. - odpowiedział cicho Robert - Nie mam czasu i poza tym nie grałem aż tak dobrze. - wzruszył ramionami.
- Jasne - mruknął szatyn - Pomijając fakt, że byłeś jednym z najlepszych zawodników w Doncaster, to jasne, nie grałeś aż tak dobrze.
Padolsky spojrzał na swojego rozmówce z uniesionymi brwiami.
- Mer mówiła, że wasza matka zabroniła ci grać. - wytłumaczył piłkarz.
- Nie jest taka zła jak moja siostra twierdzi. - odpowiedział brunet, rozglądając się dokoła siebie. Ujrzał kilku ludzi, którzy przyglądali się mu; a może nie jemu, a jego towarzyszowi.
Tomlinson nie sądził, aby to, co właśnie usłyszał było prawdą; bynajmniej nie w pełnym sensie. Margaret mówiła mu, że ich matka traktowała ją z góry; tak samo oceniła ją pochopnie, gdy ta zaszła w ciążę. Louis domyślał się, iż Robert doznał innego zachowania ze strony swojej rodzicielki; z pewnością nie został wyrzucony ze swojego własnego, rodzinnego domu.
Szatyn odwrócił głowę w stronę swojego kolegi.
- Louis, chcę mieć pewność, że moja siostra nie zostanie zraniona. - powiedział prosto z mostu brunet - Przeszła bardzo wiele, nie ukrywam, przez naszą matkę, a nie chcę, aby popadła w depresję po waszym rozstaniu.
Piłkarz przyglądał się przez chwilę swojemu rozmówcy. Nie do końca docierały do niego słowa Roberta. Przecież Louis kochał Margaret całym swoim sercem i nie zamierzał jej zostawić. Gdyby tylko mógł, to spędzałby z nią każdą minutę swojego życia.
- Kocham ją i nie zamierzam od niej odchodzić. - odpowiedział szatyn, dobierając odpowiednio słowa - Jest dla mnie równie ważna, co Louise.
- To dobrze, bo jeśli się dowiem, że złamałeś jej serce, to nie będę sentymentalny i bez kłopotu, skopię ci tyłek.
- Okay - powiedział powoli Tomlinson - jestem pewien, że nie będzie takiej potrzeby.
- Tak tylko mówię. - wzruszył ramionami brunet - Pamiętaj, że jestem policjantem. Mogę wiele rzeczy.
Louis przytaknął na jego słowa, nie wiedząc, co na nie odpowiedzieć. Nie chciał, ba, nawet nie dopuszczał myśli, że mógłby stracić swoją ukochaną Mer. Ta słodka, szarooka brunetka wypełniała jego całe życie.
Gdy Robert chciał coś jeszcze powiedzieć, przerwał mu dźwięk dzwoniącego telefonu piłkarza. Szatyn go przeprosił i odebrał komórkę.
- Hej Lou. - usłyszał głos swojej dziewczyny i momentalnie zapomniał o poprzedniej rozmowie z jej bratem - Pamiętasz, że wieczorem przyjdzie Perrie z Zayn'em,, prawda?
Louis uśmiechnął się delikatnie do siebie.
- Pamiętam. - odparł krótko, gdy Robert się mu przyglądał - Kupić coś na kolację?
- Dobre wino?
- Załatwione. - kąciki jego ust unosiły się ciągle ku górze.
- Gdzie jesteś? - Tomlinson mógłby przysiąc, iż między brwiami dziewczyny właśnie pojawiła się delikatna zmarszczka.
Piłkarz rozejrzał się dokoła; nie miał zamiaru kłamać.
- Biegałem i spotkałem twojego brata. - odpowiedział - A ty?
- Jestem na zakupach w centrum handlowym z Louise i Eleanor. - mruknęła zrezygnowana - Lekarz ci nie mówił, żebyś się nie przemęczał? Louis, miałeś poważną kontuzję.
- Jest dobrze. - obstawiał przy swoim Tommo, jednak wiedział, iż Margaret miała rację.
Usłyszał po drugiej stronie westchnięcie.
- Co tam u Roba? - Louis machinalnie spojrzał na bruneta, który bawił się swoimi palcami, widocznie znudzony.
- Niech ci sam powie. - odparł i podał swój telefon policjantowi. Z początku Padolsky nie wiedział, o co chodzi, jednak sekundę później pochłonęła go rozmowa z siostrą.
Margaret była z pozoru spokojną, ułożoną kobietą, która z zaangażowaniem starała się wykonywać każdy, choćby najmniejszy szczegół. Tak też było tym razem, gdy położyła na stole w salonie biały obrus, a po skosie ułożyła bordowy. Postawiła na nim cztery kieliszki oraz talerze wraz ze sztućcami. Chciała, aby kolacja wyszła dobrze, ponieważ zależało jej na bliższym poznaniu się z Perrie i jej narzeczonym. W końcu, jakiś czas temu, odnaleźli Louise. Skoro mowa o niej, wraz z Eleanor poszły do Niall'a, który wręcz nalegał, aby dziewczyny go odwiedziły. Mer z bólem serca pozwoliła córce iść, ponieważ nie chciała, aby wyszło to, iż jest złą matką.
Kilkanaście minut przed ósmą, brunetka stanęła przed lustrem w sypialni i przyjrzała się swojemu odbiciu. Jak zwykle, jej oczy były podkreślone tuszem, a usta delikatnym odcieniem czerwonej szminki. Brązowe włosy opadały falami na ramiona dziewczyny. Mierząc wzrokiem od dołu do góry, po swoim ciele w lustrze, Mer doszłą do wniosku, iż czarne balerinki z niewielką kokardką na środku są najodpowiedniejszym wyborem, a granatowe jeansy idealnie podkreślały jej krągłości, czego zazwyczaj chciałaby uniknąć. Założyła te spodnie tylko dlatego, że inne miała w praniu albo po prostu nie pasowały jej do oliwkowego sweterka, który odkrywał ramiona, jednak w tym momencie się tym nie martwiła, gdyż gęste włosy zasłaniały tę niedogodność. Na szyi wisiał złoty łańcuszek z przywieszką w kształcie koniczynki. Wierzyła, iż doda jej szczęścia zawsze, gdy go nosiła.
- Wyglądasz pięknie - znajomy głos przerwał jej rozmyślania nad doborem innych jeansów. Chciała je zmienić, jednak nie mogła zrobić ani kroku. - Naprawdę pięknie.
Tym razem głos szatyna zabrzmiał przy jej uchu, a brunetka ledwo widocznie się wzdrygnęła. Nie lubiła tej chwili, gdy jej chłopak ją po prostu straszył; nawet nieświadomie. Uwielbiała spędzać z nim czas, ale to mogła wziąć za wadę.
- Chyba zmienię te spodnie. Są zbyt ciasne. - mruknęła jakby do siebie, jednak Louis doskonale usłyszał, co mówiła jego partnerka.
Mer poczuła dłonie chłopaka na swoich biodrach, kiedy ten pochylił swoją głowę nad jej lewym ramieniem i delikatnie pocałował je. Przez ułamek sekundy, Margaret miała ochotę zostawić to wszystko i spędzić wieczór ze swoim ukochanym, jednak powstrzymała się od tej myśli, kręcąc powoli głową na boki.
- Sądzę, że jednak nie musisz tego robić. - powiedział piłkarz - Wyglądasz w nich seksownie. - szepnął do jej ucha.
- A słyszałam, że pięknie. - burknęła w odpowiedzi.
- Na to samo wychodzi, kochanie. - uśmiechnął się sympatycznie szatyn, ściskając odrobinę mocniej jej biodra. Następnie odwrócił ją do siebie i jedną dłonią uniósł jej podbródek tak, by mogła patrzeć w jego oczy. - Piękna i seksowna.
Brunetka poczuła przyjemne dreszcze przechodzące po jej ciele, gdy Louis ją pocałował. Ich wargi poruszały się synchronicznie, bez pośpiechu, leniwie. Kiedy Mer rozchyliła swoje usta, zarzuciła dłonie na szyję chłopaka i mruknęła, czując język szatyna muskający jej podniebienie.
Z tej przyjemnej chwili wyrwał ich dzwonek do drzwi, który, z początku, zignorowali. Jednak Mer, ku swojemu jak i Louis'a zaskoczeniu, odsunęła się powoli od swojego chłopaka i z uśmiechem na ustach wyszła z sypialni, kierując się do wejściowych drzwi.
Louis wywrócił oczami, zagryzając dolną wargę. Następnie odetchnął i poszedł do przedpokoju, skąd słyszał głosy.
- Miło jest mi was widzieć - uśmiechnęła się promiennie Mer, gdy powiesiła płaszcz Perrie na wieszaku. Spojrzała na parę, po czym wskazała, aby weszli do salonu, gdzie czekał na nich już szatyn.
Piłkarz wyciągnął dłoń w stronę bruneta, który powtórzył jego gest i oboje się sobie przedstawili. Louis, podobnie zrobił z Perrie, choć widział ją już kilkakrotnie w Pepper Mint.
- Śliczne mieszkanie. - zauważyła blondynka, gdy podeszła do komody, na której znajdowały się zdjęcia Margaret oraz Louise. - Aw, Zayn, patrz. Louise.
Malik uśmiechnął się do niej ciepło, niepewnie zerkając w stronę szatyna, który także nie spuszczał z niego wzroku. Tomlinson nie był zbytnio w nastroju na spotkania z kimkolwiek poza Mer. To nie było tak, że nie był złowrogo nastawiony do Zayn'a i Perrie, ale tego wieczoru, bynajmniej na razie, nie dopisywał mu humor.
- Ah, zapomniałabym - Edwards przypomniała sobie o granatowej torebce ozdobnej, którą trzymała w dłoni, po czym podała ją Mer - taki drobiazg od nas.
- Dziękuję, Perrie, ale nie musieliście niczego kupować. - brunetka spojrzała na parę, a Zayn wzruszył ramionami.
- Pezz się uparła. - uśmiechnął się niepewnie.
Margaret otworzyła torebkę i wyjęła z niej porcelanowego słonika. Gdy się mu bliżej przyjrzała, stwierdziła, iż był bardzo ładny, a dwie mniejsze ozdóbki znajdujące się w torebce trafiły do tej samej kategorii, co pierwszy.
- Są wspaniałe. Dziękuję. - brunetka podeszła do Perrie i uścisnęła ją. Naprawdę zaczynała coraz bardziej lubić Edwards. - Pójdę sprawdzić, co z kolacją, zaraz wracam.
- Pomóc ci? - zainteresowała się Perrie.
- Nie musisz.
- Oj, nie będę tutaj siedziała jak idiotka. Pomogę ci. - uśmiechnęła się promiennie dziewczyny i poszła wraz z Mer do kuchni, skąd dochodziły cudowne zapachy - Co tak pięknie pachnie?
Padolsky posłała delikatny uśmiech swojej towarzyszce i podeszła do piekarnika, gdzie znajdowało się kruche ciasto zapiekane z jabłkami; jej ulubiony deser.
- Wygląda smakowicie. - odparła blondynka, a Mer jej przytaknęła.
- I tak też smakuje. - brunetka wyłączyła piekarnik i zostawiła go uchylonego, a następnie przeszła do szafki i wyjęła z niej cztery talerze - Myślałam nad tym, co mi powiedziałaś... tak w ogóle.
Perrie oparła się o ladę i obserwowała jak jej towarzyszka wykłada na talerze smażone warzywa wraz z puree z ziemniaków oraz kawałkiem mięsa, którego nie potrafiła sprecyzować.
Zmarszczyła brwi, słysząc wypowiedź dziewczyny, jednak nic nie powiedziała.
- Podziwiam was za wytrwałość i cierpliwość. - kontynuowała brunetka - Domyślam się, że jest wam bardzo ciężko i nie chcecie, aby ktoś was pomagał, ale... - Mer zaprzestała wykładaniu potraw i przeniosła swoje szare tęczówki na Edwards - Perrie, na twoim miejscu, przyjęłabym pomoc od Niall'a.
- Dlaczego? - zapytała cicho blondynka - On jest moim szefem. Nawet nie powinien o tym wiedzieć!
- Jesteś dla niego kimś więcej niż tylko pracownicą. Opiekuje się tobą i troszczy się o ciebie jak prawdziwy przyjaciel. Porozmawiaj z nim o tym.
Perrie westchnęła, czując się pokonana. Nie przypuszczała, iż Niall mógłby aż tak przejąć się jej problemem. W końcu większość ludzi by to olała.
- Okay, jak mówiłam ci ostatnio, zrobię to. - uśmiechnęła się blado blondynka - Ale mogłybyśmy o tym już nie gadać? Chciałabym miło spę-
- Jasne. - weszła jej w słowo brunetka - Weźmiesz talerze? - Mer wskazała na dwa naczynia leżące na ladzie, a Perrie z uśmiech skinęła jej głową.
W tym samym czasie, Louis z Zayn'em siedzieli przy stole i rozmawiali o piłce nożnej. Można było powiedzieć, że Malik mówił, a Tomlinson mu tylko przytakiwał. Nie chciał być niegrzeczny, ale najchętniej wyrzuciłby ich z mieszkania i zakopałby się pod kołdrą, wtulając się w ciało Mer. Tak, to był jeden z tych dni, w którym piłkarz nie miał na nic ochoty, mimo, iż rano biegał. Poza tym, spotkanie Roberta sprawiło, że nie trochę się pogubił. Brat jego dziewczyny powiedział, ba niemalże zagroził, że jeśli Louis złamie serce Margaret, to sam go znajdzie i zabije; to tak w skrócie.
- Nigdy nie pomyślałbym, że będę rozmawiał z najlepszym piłkarzem w Anglii. - zaśmiał się Zayn, pijąc kolejny łyk czerwonego wina, które nalał im uprzednio szatyn - Moje siostry cię kochają, choć nie mają pojęcia, na czym dokładnie polegają zasady piłki nożnej. - ostatnie kilka słów wypowiedział jakby do siebie, co odrobinę rozbawiło piłkarza.
- W takim razie, powiedz siostrom, że pozdrawia je sam Louis Tomlinson. - zachichotał Brytyjczyk, opierając się o oparcie krzesła.
- Nie uwierzą. - odparł krótko mulat, a Louis uniósł brwi ku górze - Już nie raz je wkręcałem, że spotkałem Messiego albo no nie wiem... Szczęsnego. Nie są takie głupie.
- Och - uśmiechnął się pocieszająco szatyn - W takim razie wyślij im zdjecie ze mną.
- Jakie zdję-
W tym momencie, Louis podszedł z komórką do bruneta i zrobił im zdjęcie, nim jeszcze Zayn zdołał cokolwiek powiedzieć. Piłkarz nie sądził, iż kiedykolwiek dojdzie do takiej sytuacji, że zrobi sobie zdjęcie z obcym facetem, który kiedyś odnalazł córkę Mer.
- Masz - Tommo podał telefon Malikowi z uśmiechem na ustach - teraz uwierzą.
- Dzięki. - uśmiechnął się brunet, a następnie wziął urządzenie od szatyna i wysłał je siostrze, po czym oddał mu komórkę - Właściwie to chciałem się Margaret o coś zapytać, ale nie sądzę, aby zbyt szybko wróciły z kuchni.
- To coś ważnego? - zainteresował się Louis, przyglądając się Zayn'owi.
Przez chwilę oboje milczeli, dopóki nauczyciel nie zabrał głosu.
- W zeszłym tygodniu do Louise przyszedł jakiś chłopak, miał może z dwadzieścia parę lat. - powiedział powoli brunet, dobierając odpowiednie słowa - Powiedziałem mu, aby nie przychodził więcej na teren szkoły, jednak Danielle widziała go kilka razy jak czekał przed budynkiem.
Tomlinson siedział zszokowany. Miał nadzieję, że ta cała sytuacja z Eleanor i Bennett'em nie dosięgnie ani Mer ani jej córki, jednak musiał się cholernie pomylić.
- Nic o tym nie wiedziałem. - odparł cicho szatyn.
- Czyli go nie znasz. - stwierdził krótko brunet - Louis, moim zdaniem, ten chłopak jest niebezpieczny nie tylko dla Louise, ale także dla reszty uczniów.
Piłkarz doskonale sobie zdawał z tego sprawę. Może nie widział tego kolesia na czy, ale mógłby przysiąc, iż miał coś wspólnego z Troy'em; jak nie pracował dla niego.
- Dowiem się, kim on jest. - powiedział pewnym głosem Tomlinson - Ale mógłbym cię prosić o przysługę? - mulat skinął głową - Jeśli kiedykolwiek jeszcze go zobaczysz w pobliżu szkoły, mógłbyś dać mi znać?
Z początku Zayn zmarszczył brwi, nie wiedząc dokładnie, co jego rozmówca ma na myśli.
- Jeśli przyjdzie do Louise, mógłbyś to zrobić? Chcę wiedzieć, że mała jest bezpieczna... - dokończył cicho Louis.
- Okay. - zgodził się Malik, odstawiając swój kieliszek na stół, gdy ujrzał, że do salonu wchodzi jego narzeczona w towarzystwie Margaret.
Wieczór spędzony w towarzystwie Zayn'a i Perrie był dla Mer bardzo miło, podobnie jak dla Louis'a, który po jednym piwie się całkowicie wyluzował, jeśli tak można ująć swobodną grę na xboxie wraz z Malikiem. Zachowywali się jak małe dzieci, jak to ładnie podsumowała Edwards, jednak wraz z Margaret znalazły wspólny język i zaczęły rozmawiać o swoim dzieciństwie. Można powiedzieć, iż blondynka mówiła, a Mer jej słuchała, czasem wspominając swoje dobre chwile, gdy mieszkała jeszcze w Doncaster.
Około godziny 22:30, narzeczeni pożegnali się z Mer i Lou, mówiąc, iż muszą wracać już do domu. Padolsky uściskała Perrie, obiecując jej, że wpadnie pewnego dnia do Pepper Mint, aby zobaczyć, czy wszystko gra, co blondynka przyjęła z uśmiechem na ustach. Zayn uścisnął dłoń piłkarzowi, a następnie para opuściła mieszkanie recepcjonistki.
Margaret z pomocą swojego chłopaka posprzątała ze stołu, zanosząc wszystkie naczynia do kuchni. Włożyła talerze i kieliszki do zmywarki, po czym wyszła z kuchni, gasząc uprzednio światło. Idąc do swojej sypialni, chwyciła po drodze komórkę i wykręciła numer do Niall'a.
Chłopak odebrał po kilku sygnałach, na szczęście nie gniewał się, iż Mer dzwoniła tak późno. Powiadomiła go, że przyjedzie po swoją córkę jutro rano i przeprosiła za kłopot, co Irlandczyk przyjął z oburzeniem i zadeklarował się, że następnym razem Louise może do niego przyjść, że się nią zaopiekuje. Gdy skończyła rozmowę,
Następne, co zrobiła, był prysznic. Przebrała się w piżamę, a włosy spięła w warkocza i tak weszła do swojej sypialni, gdzie na skraju łóżka siedział Louis ubrany w ciuchy, w których spał. Nie przypuszczała, iż szatyn mógłby tak szybko się umyć.
- Udany wieczór? - zapytał się Tomlinson, gdy Mer usiadła obok niego, wcierając w swoje dłonie krem nawilżający.
- Tak - uśmiechnęła się brunetka - A twój?
- Owszem, ale - uniósł swoje spojrzenie na dziewczynę, która także mu się przyglądała - Zayn powiedział mi... coś.
- Co takiego? - zainteresowała się brunetka.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś, że jakiś chłopak zaczepia Louise w szkole? I nie mam tutaj na myśli chłopaka w jej wieku, ale dużo starszego, któr-
- Louis - westchnęła, przerywając mu w ten sposób - nie chciałam cię niepokoić.
Margaret weszła pod kołdrę, siadając prosto i patrząc na swojego chłopaka.
- Mer - powiedział powoli Louis - to poważna sprawa. Co jeśli ten koleś...
- Ashton - weszła mu w słowo - Lu mówiła, że ma na imię Ashton.
- O ile naprawdę tak się nazywa. - mruknął szatyn - Powiedziałaś o tym swojemu bratu?
Brunetka pokręciła przecząco głową.
- Na własną rękę tego nie załatwisz, M. - stwierdził spokojnie piłkarz, łapiąc swoją dziewczynę za rękę.
- Wiem, Lou, wiem! - Padolsky nieco podniosła głos, wyrywając swoją rękę z uścisku szatyna - Nie mam pojęcia, co z tym zrobić! Nie wiem jak się zachować, jak obronić przed tym wszystkim swoją córkę i jak wyplątać z tego ciebie, Eleanor i Harry'ego. Nie wiem!
Tomlinson uniósł swoje brwi ku górze, słysząc wypowiedź dziewczyny.
- Maggie, to moim obowiązkiem jest chronić ciebie, nie inaczej. - odparł powoli szatyn, przesuwając się w stronę Padolsky i chwytając jej twarz w swoje dłonie. Przez kilka sekund Mer patrzyła wszędzie, byle nie w oczy swojego chłopaka, jednak nie wytrzymała tak zbyt długo. Intensywna głębia niebieskich tęczówek sprawiła, iż w jej własnych oczach stanęły łzy. - Nie chcę, żebyś narażała się na niebezpieczeństwo przez moją głupotę.
Brunetka zacisnęła powieki, aby powstrzymać łzy, jednak to poskutkowało całkowicie odwrotnie. Chłopak wytarł swoim kciukiem krople, spływające po jej policzkach, nawilżając swoje usta.
- Ty i Louise jesteście dla mnie najważniejsze. - mruknął piłkarz - Żaden kutas z więzienia nie odbierze mi tego, na czym zależy mi najbardziej. - ponownie wytarł jej łzy - Proszę, nie płacz.
- L-Louis.. niczego bardziej nie pragnę od tego, byś był bezpieczny.
- To mamy problem. - westchnął szatyn - Bo oboje chcemy bronić siebie nawzajem. - zacisnął swoje wargi, nie spuszczając wzroku ze swojej ukochanej.
Usta Mer wykrzywiły się w delikatnym uśmiechu.
- Znajdziemy rozwiązanie i wszystko będzie dobrze. - odparł Louis - Tylko nie ukrywaj niczego przede mną, okay?
Brunetka pokiwała twierdząco głową, po czym musnęła usta chłopaka i wtuliła się w chłopaka, wdychając przyjemny zapach kojącego żelu pod prysznic. W takich momentach jak ten, wiedziała, że może być bezpieczna, ponieważ Louis się o nią troszczył i gdyby tylko mógł, oddałby za nią życie. Czy to nie jest prawdziwa miłość?
Uwielbiam to zdjęcie. xo |
Jeju, świetny rozdział, kochana :) Bardzo podobało mi się to spotkanie Mer, Louisa, Pierre i Zayna. Nadal ciekawi mnie to kim jest ten Ashton. Mam nadzieję, że nie zrobi nic małej Lu ani nic :) Louis i Mer są tacy słodcy, że sjakhsak *.* Pozdrawiam, Weronika z you-and-me-equals-we.blogspot.com
OdpowiedzUsuńawwwwwww rozdział świetny sdhkjfs
OdpowiedzUsuńSpotkanie Mer , Lou , Perrie i Zayna było boskie ajkhgsdjas
czekam na następny > :)
Boże jak ja kocham to opowiadanie <3 I tak bardzo się za nim stęskniłam ;') Ale na szczęście udało Ci się dodać nowy rozdział i to jeszcze w ferie... Oj wiem jak Ci ciężko kochana. Ja przeżywałam ten okropny czas dwa tyg temu i dalej nie mogę się przestawić do nauki.. To jest straszne...
OdpowiedzUsuńAle już wracam do rozdziału, bo jak zawsze pieprze i odchodzę od tematu. Po rozdziale w ogóle nie czuć, że pisałaś go częściami, że tak powiem. Wszystko czyta się płynnie i przyjemnie :)
Tak bardzo kocham Louis i Mer <3 Widać, że ta dwójka kocha się nad życie i zazdroszczę im takiej miłości.. Boże przez te wszystkie ff to ja sobie nigdy nikogo nie znajdę.. ;p To jak się o sobie troszczą i ta ich ostatnia rozmowa.. awww <3 Coś po prostu pięknego. To jest właśnie miłość. Jeden zrobiłby wszystko dla drugiego, nie licząc konsekwencji. Coś pięknego.
Fajnie ukazałaś ten wieczór między Perrie i Zaynem a Mer i Louisem :) Cieszę się, że chłopaki się dogadali i miło ze strony Mer, ze tak troszczy się o Perrie. Dobrze, że dziewczyna zdecydowała się porozmawiać z Niallem. Zastanawia mnie tylko ta rozmowa Louisa z bratem Mer.. Podolsky trochę zaskoczył mnie tą 'groźbą', ale widać, że Louis naprawdę kocha brunetkę, więc chyba nie powinien się martwić, co nie? :p
Dobra kochana ja kończę moje wywody i lecę na Drama Class <3
Kocham Cię <3
Moje kolejne ukochane opowiadanie wychodzące spod Twego pióra <3 Naprawdę się za nim stęskniłam :* Moja ukochana para-Loumer <3 Czuć tą ich miłość,nawet podczas najbanalniejszej rozmowy i to jest piękne <3 Pierwsza rozmowa-chłopak siostry i brat-uuu,trochę mnie ta rozmowa zaskoczyła...Bardzo podobał mi fragment miłego wieczoru Zerrie i Loumer'a <3 Mam nadzieję,że Perrie porozmawia z Niall'em. Kocham twoje ff <3 buziaczki :* Herbaciara ;)
OdpowiedzUsuńJaka cudowna fotka <3
OdpowiedzUsuńA rozdział był cudowny i taki pozytywny, chociaż na końcu było smutno, ale ta ich miłość tak wielka jest, że wszystko robi się idealne ;)
Tak tęsknię zawsze za ATAL, że sobie nie wyobrażasz! :)
Czekam na kolejny i ps. Nie było niespójności itd ;)
@TheAsiaShow_xx
Pod względem treści nie ma się do czego przyczepić, trochę gorzej z samym tekstem. Powtórzenia, jakieś błędy stylistyczne/gramatyczne, no ale każdemu się zdarza. Nie umniejsza to mojej radości z nowego rozdziału. Czuję, że powoli wprowadzasz akcje, i cieszę się ogromnie, bo zaczynało wiać słodką nudą :P
OdpowiedzUsuńCzekam na next :)
No podobało mi się, ale niestety muszę przyznać, że ostatnio naprawdę coś słabiej Ci idzie. Może poproś kogoś o sprawdzanie rozdziałów? :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Według mnie nie jest źle. Owszem, zdarzały się powtórzenia, ale moim zdaniem treść nadal jest świetna. Wszystko idzie płynnie, czyta się bardzo przyjemnie. Jednak, jeśli sama nie jesteś pewna tego, co piszesz, to może faktycznie poproś kogoś o betę? Jak coś, to ja mogę w wolnej chwili rzucić okiem, ale to tylko luźna propozycja :)
OdpowiedzUsuńBardzo podobają mi się Twoje retrospekcje, rozszerzają całą fabułę i pozwalają mi lepiej poznać Louisa, co się bardzo chwali :) A jego rozmowa z Robertem - mistrzostwo, zwłaszcza, kiedy powiedział piłkarzowi, że jest policjantem i wiele może, haha ;D Nie wątpimy w to, Padolsky, nie wątpimy!
I podoba mi się, że Twoi bohaterowie nie są wiecznie w dobrym nastroju, że zdarzają się chwile, gdy zwyczajnie nie chcą nikogo widzieć ani z nikim rozmawiać. Chociażby tak, jak podczas kolacji, po prostu czułam zniecierpliwienie Louisa na sobie, że tak powiem. Ale ogólnie mam wrażenie, że spotkanie wypadło bardzo dobrze:) Fajnie by było, gdyby Pezz i Margaret się zaprzyjaźniły x
A co do Loumer - co by tu nie mówić, uwielbiam ich <3 I Ciebie też :*
ok już jestem, przepraszam za spóźnienie :)
OdpowiedzUsuńa więc tak
na początku muszę napisać że ten moment Loumer był taki piękny że aż chce więcej :') to było takie romatyczne i wgl jfhfhdfbhbvfuh
ogólnie to jestem lekko zla na Louis'a za to że tak "nienormalnie' zachowywał się kiedy Zayn i perrie do nich przszli :( no kurde żal mi było Zerrie bo może pomyśleli ze się narzucają czy coś :(
ale nie było dalej Barry'ego :( buuuu tęsknię za nimi ;-;
choć nic między nimi głębszego nie zaszło to i tak chcę więcej ich wspólnych momentów :D
ok, rozdział mi się podobał, nie bylo widać ze pisałaś ten rozdział po kawałku co świadczy ze jesteś świetną pisarką i masz w siebie wierzyć, rozumiemy się?!
buziaki :**
@WTuszynska