AUTORKA: Przepraszam, przepraszam, przepraszam! Ta pierwsza część mi w ogóle nie wyszła. Zaczęłam ją pisać na początku stycznia i potem fragmentami dopisywałam, a zazwyczaj takim czymś niszczę cały rozdział. A druga część to... ech. Wybaczcie mi też długą nieobecność. Nie wiem jak mam się tłumaczyć.;c
Mam nadzieję, że jeszcze wam się nie znudziłam, mhm?(:
Londyn, 2013
Zastanawiałaś się kiedyś nad tym, co czują ludzie, którzy są sami? Ale nie sami z wyboru. Samotni, ponieważ stracili swoją rodzinę. Pustka, jaka ich wypełnia i powoli rozsadza od środka. Świadomość, że, gdy wracają do domu, jest on pusty sprawia, iż zaczynają wariować.
Blair przeżyła wiele. Gdy miała piętnaście lat, jej rodzice i jej, wtedy dziesięcioletni brat, spłonęli w pożarze. Ona miała szczęście, ponieważ spędzała ten wieczór u swojej przyjaciółki. Brunetka nie pamiętała wiele ze swojego życia, kiedy mieszkała w Malvern. Jedyne, co zostało w jej podświadomości to przeprowadzki; z jednego domu do drugiego; od jednej rodziny do kolejnej. Ostatecznie, w wieku siedemnastu lat, trafiła na starszą kobietę w markecie. Sama nie wiedziała, co ją zaprowadziło w tamto miejsce. W Wolverhampton nigdy nie była, więc nikogo tam nie znała. Kobieta miała około czterdziestu ośmiu lat i pochowała już swojego męża. Decyzję o zaadoptowaniu Blair podjęła bardzo szybko. Wszystko się powiodło, sąd przyznał jej prawa rodzicielskie do Monk i w taki sposób dziewczyna miała kogoś, kogo mogła pokochać jak mamę.
Aż do sierpnia tego roku. Augustine Clarence, jej opiekunka i dobra przyjaciółka zmarła na zawał serca. Blair była załamana, jednak nie poddała się i dzięki opiece i wychowaniu Augustine, nauczyła się wiele o prawdziwym życiu. Clarence sprawiła, iż Monk była pewną siebie dziewczyną o silnym charakterze.
- Blair, sprawdziłaś tego Styles'a?
Brunetka uniosła głowę znad dokumentów i ujrzała swojego szefa. Chłopak obserwował ją swoimi brązowymi tęczówkami jakby coś ukrywała.
- Jest czysty - bąknęła - ale mówiłeś coś o tym, że chcesz go przesłuchać. Po co?
- Ponieważ są rzeczy, których nie ma w aktach.
To nie było tak, że Monk nie znała Roberta. Nie. Ona po prostu wiedziała o nim tyle, co ten chciał, aby o nim wiedziała. Czyli wychodziło na to, iż nie było tego aż tak wiele. Praktycznie tyle, co nic.
- Mianowicie? - drążyła Blair.
Brunetka uniosła głowę znad dokumentów i ujrzała swojego szefa. Chłopak obserwował ją swoimi brązowymi tęczówkami jakby coś ukrywała.
- Jest czysty - bąknęła - ale mówiłeś coś o tym, że chcesz go przesłuchać. Po co?
- Ponieważ są rzeczy, których nie ma w aktach.
To nie było tak, że Monk nie znała Roberta. Nie. Ona po prostu wiedziała o nim tyle, co ten chciał, aby o nim wiedziała. Czyli wychodziło na to, iż nie było tego aż tak wiele. Praktycznie tyle, co nic.
- Mianowicie? - drążyła Blair.
Padolsky westchnął, jednak nie przestawał się jej przyglądać. Siedział przy drugim biurku, na przeciwko swojej partnerki i walczył z myślami. Nie wiedział, ile może jej powiedzieć, ale skoro to miało związek ze sprawą Bennett'a, to mógł to zrobić czystym sumieniem.
- Co wiemy o aktualnym położeniu Bennett'a?
Monk wywróciła oczami. Stała taktyka. Zmiana tematu.
- Nic. Zniknął wraz ze swoim współpracownikiem. - odpowiedziała Blair - Rob, czy wiesz coś, co ma związek ze Styles'em i właśnie nim?
Po minie brunetki, Robert się poddał. Kto jak kto, ale Monk była dla niego... albo bynajmniej się starała być miła. Plus, właściwie to ona wiedziała o nim najwięcej. Poza jego byłą dziewczyną, Blair znała poniekąd tego prawdziwszego Rob'a. Choć w sumie to nie mówił o sobie za wiele.
Padolsky, zrezygnowany, opowiedział wszystko, czego się dowiedział od Eleanor Calder, ofiary gwałtu, jakiego dopuścił się Bennett. Blair słuchała go i notowała najważniejsze informacje. Co jak co, ale pracę starał się wykonywać jak najlepiej tylko potrafiła.
- Spisałeś protokół? - zaciekawiła się dziewczyna.
- Nie do końca. Potrzebujemy więcej informacji. - odpowiedział brunet - Trzeba przesłuchać wszystkich, powiązanych ze sprawą. - Robert zajrzał w dokumenty, leżące przed nim - Powiadom telefonicznie Styles'a, by pojawił się jutro na komendzie, a ja zadzwonię do Tomlinson'a.
- Okej. - mruknęła Blair - Zaraz, tego Tomlinson'a? Piłkarza?
- Yhym. Przez jakiś czas był z Calder. - odparł komisarz - Rozmawiałem z nim wczoraj, ale nie powiedział za wiele, nie było czasu.
- A skąd ty w ogóle miałeś możliwość skontaktowania się z nim?
- Blair, on jest osobą publiczną. Wystarczyłoby zadzwonić do jego menadżera albo trenera. Na dodatek jest chłopakiem mojej siostry. No i byliśmy sąsiadami, kiedyś, w Doncaster.
Monk przyglądała się swojemu szefowi w ciszy. Była zaskoczona, nie tyle tym, że znał najprzystojniejszego piłkarza w Anglii, ale przede wszystkim dlatego, iż powiedział coś o jego przeszłości.
- Dobra, w takim razie, nie mam więcej pytań.
Blair po raz kolejny przejechała dłonią po swojej grzywce sprawiając, iż cała jej fryzura wyglądała jeszcze bardziej chaotycznie niż piętnaście minut temu. To nie było tak, że stresowała się przesłuchaniem - nie. Była po prostu zdenerwowana, ponieważ dawno tego nie robiła. Fakt, może takich rzeczy się nie zapomina, jednak i tak coś jej podpowiadało, aby być czujną i dokładnie obserwować wyraz twarzy tego chłopaka.
Podeszła do lusterka i przyjrzała się swojemu odbiciu. Brązowe oczy były podkreślone tuszem i kredką do oczu, a usta kremową szminką. Nie lubiła się malować zbyt mocno do pracy. Jednak jej spojrzenie zatrzymało się dłużej na jej grzywce. Odkąd tylko pamiętała - irytowała ją. Zdjęła ze swoich włosów frotkę i na nowo związała je w koka, tym razem włączając w to przydługawą grzywkę. Wyglądała lepiej.
Z westchnięciem opuściła gabinet, w którym się znajdowała i przeszła do sali przesłuchań. Przed wejściem do tego małego pokoiku, stał już jeden z policjantów. Była to standardowa procedura; musiał sprawdzić osobę, która będzie przesłuchiwana (czy nie ma ostrych, niebezpiecznych narzędzi itp). Monk skinęła mu głową, a ten uśmiechnął się do niej.
- Harry Styles już na panią czeka, panno Monk.
- Dziękuję. - odpowiedziała cicho brunetka, poprawiając kosmyk włosów, który wypadł jej z koka, po czym weszła do środka pomieszczenia. Był to niewielki pokoik, gdzie znajdowało się biurko, dwa krzesła, szafa oraz szary dywan na podłodze, którego nie lubiła najbardziej; sprawiał wrażenie, iż cała komenda jest nudna. W Doncaster było tak samo. Chyba żadna siedziba policji nie zachęcała swoim wyglądem. - Dzień dobry, panie Styles.
Chłopak siedział do niej tyłem, jednak go rozpoznała poprzez, coś na wzór, loczków na głowie. Tak, to był jeden z elementów jego wyglądu, które zapadły jej w pamięć. Poza tym, miał na sobie tę samą kurtkę, co ostatnim razem.
Blair zajęła miejsce na przeciwko bruneta, biorąc w dłoń długopis i kartkę. Następnie naniosła na nią datę oraz godzinę wraz z nazwiskiem przesłuchiwanego chłopaka, po czym uniosła na niego swoje spojrzenie. Przyglądał się jej; jego zielone tęczówki dokładnie analizowały twarz, a delikatny zarys zmarszczki między brwiami stawał się coraz bardziej widoczny.
- Więc... panie Styles - zaczęła powoli brunetka - Wie pan, w jakiej sprawie został wezwany?
- Nie. - odparł, kręcąc głową.
Monk poprawiła się na krześle, próbując odpowiednio dobrać słowa.
- Pańska znajoma, Eleanor Calder - spojrzała w akta, aby przypomnieć sobie nazwisko dziewczyny, po czym ponownie przeniosła na niego wzrok - padła ofiarą gwałtu Troy'a Bennett'a. Według naszych źródeł, pana także coś z nim łączyło. Chciałam się tylko dowiedzieć co.
Harry przez chwilę milczał, jednak z każdą kolejną sekundą zdawał sobie sprawę z tego, iż powinien w końcu powiedzieć coś, co mogłoby pomóc glinom aresztować tego kolesia.
- Jak poznał pan Bennett'a? - policjantka zaczęła inaczej.
- Kiedy chodziłem do liceum, pracowałem dla niego. - Blair skinęła głową, notując na kartce, w odpowiednich rubrykach słowa Styles'a.
- Co dokładnie pan robił?
- Bennett był dilerem narkotyków i to nie byle jakim. Najbardziej ceniony w Doncaster, znany w wielu innych miastach ze swoich specyficznych upodobań. Sprawiał, że wszyscy się go bali.
Nie odpowiedział on dokładnie na pytanie brunetki, jednak ta cierpliwie wyczekiwała odpowiedzi.
- Potrzebowałem pieniędzy, a wtedy wpadłem na niego. Zaproponował mi sprzedawanie narkotyków w szkole, więc się zgodziłem. Byłem cholernie zdesperowany. Moja matka miała chwilowe problemy finansowe, a chciałem jej pomóc.
Blair powoli skinęła głową, aby chłopak mógł kontynuować.
- Dostarczałem dragi Eleanor i kilku innym osobom z liceum. Nikt mnie nie nakrył, do czasu. - spuścił wzrok na stół, wpatrując się w kartki - W zasadzie.. nie udowodniono mi niczego. Zgłosiłem się na policję, donosząc na Bennett'a po tym jak znalazłem nieprzytomną El w damskiej łazience. Przez cały ten czas.. jakoś się zaprzyjaźniliśmy. Zależało mi na nie, więc nie mogłem pozwolić na to, aby się truła.
- Co zrobiłeś? - policjantka uświadomiła sobie, iż nie powinna była zwracać się do niego w ten sposób; w końcu go nie znała. Jednak było za późno na jakiekolwiek wytykanie błędów, ponieważ Styles zaczął znowu mówić:
- Poszedłem na policję. Z trudem namówiłem Eleanor, aby poszła ze mną, ale zrobiła to. Oboje zeznaliśmy przeciwko niemu i tak się wszystko zaczęło.
- Co się zaczęło?
Tym razem, Harry spojrzał na dziewczynę, szukając na jej twarzy czegokolwiek. To nie było tak, iż zależało mu na współczuciu, czy coś; nie. Chciał po prostu sprawdzić jak bardzo policja jest zainteresowana tym, co mówił. I tym, czy tym razem Bennett trafi za kratki na dłuższy czas.
- Kilka dni po doniesieniu, ktoś zaczął wysyłać jej pogróżki. - szepnął - Byłem pewny, że robili to ludzie Bennett'a.
- Więc poszedłeś na policję, znowu. - dokończyła za niego Blair.
- Tak. - przyznał - Ten koleś kontrolował wszystko z celi więziennej!
Monk zamrugała zszokowana. Nie tym, co powiedział, a tym, w jaki sposób.
- Bennett został skazany za handel narkotykami, kradzieże samochodów i poważne pobicia. Nie miał szans do czegoś takiego. - stwierdziła policjantka, zdając sobie sprawę z tego, iż nie powinna była tego mówić.
- Ale to robił. - warknął chłopak, przymykając oczy. Nie chciał o tym rozmawiać. Jedyną osobą, która znała każdy szczegół tamtych wydarzeń była Eleanor i Louis.
- Spokojnie. - odparła brunetka - Może chce pan wody?
Styles pokręcił przecząco głową, przenosząc swój wzrok ponownie na dziewczynę.
- Potem spotkałem Louis'a. - kontynuował Harry - Zapoznałem go z Eleanor i od tamtego czasu trzymaliśmy się razem. Odbyła się rozprawa, po której Bennett został skazany i posłany do więzienia, chyba w Bristol. Żyliśmy dalej. Gdy skończyliśmy szkołę wyjechaliśmy do Londynu, aby całkowicie zapomnieć o życiu w Doncaster.
Blair była przekonana, iż chłopak już powiedział wszystko, co miał do powiedzenia, więc postanowiła przejąć kontrolę.
- Dobrze - głos jej zadrżał - Jak dowiedziałeś się o tym, że twoja przyjaciółka została zgwałcona?
- Niall do mnie zadzwonił. Był wtedy z nią. To znaczy... - zaczął się plątać we własnych słowach - zanim to się stało. Byli w butiku, gdzie pracowała Eleanor.
- Tak, wiem. - odpowiedziała Monk - Panie Styles, zdaje sobie pan sprawę z tego, iż jest pan w równie dużym niebezpieczeństwie, co pana przyjaciółka?
Według Blair, zabrzmiało to zbyt poważnie, jednak ta sprawa właśnie taka była i wymagała poważnych działań.
Harry przyglądał się swojej rozmówczyni, będąc całkowicie skupionym na jej brązowych oczach, które wpatrywały się w niego z wyczekiwaniem.
- Podobnie jak pani Calder, przydzielimy panu ochronę. - dokończyła brunetka, zerkając w papiery. - Wie pan, gdzie może znajdować się Bennett? - zapytała.
Przesłuchiwany pokręcił przecząco głową.
- Dziękuję za rozmowę, panie Styles. - rzekła - W razie, gdyby przypomniał sobie pan cokolwiek, proszę dzwonić.
Podała mu swoją wizytówkę.
- Do widzenia. - odparł krótko i podniósł się z krzesła, aby wyjść z pomieszczenia.
Louise już dawno spała, a Eleanor przez resztę wieczoru nie wychodziła ze swojego pokoju. Natomiast Tomlinson był u Niall'a. Margaret leżała w swoim łóżku, zastanawiając się nad ostatnimi wydarzeniami. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, iż chłopak, który rozmawiał z jej córką na pewno nie znalazł się tam przypadkowo. Obawiała się, że jeśli w jakiś sposób nie zareaguje, to może stać się coś, co z pewnością, nie byłoby zbyt dobre.
Mer rozważała wszystkie za i przeciw; doszła do pewnego wniosku. Nie zdoła ochronić swojej córki w Londynie, skoro wokół nich gromadzi się tak wielu obcych ludzi, chcących ich zniszczyć. Może chcieli poprzez ich ból, dojść do Eleanor, czy Harry'ego, jednak to się dla Padolsky nie liczyło. Chciała, aby jej córka była bezpieczna i mogłaby zrobić wszystko, aby tak sie stało.
Postanowiła, że przy najbliższej okazji porozmawia z Harry'm na temat tego, czy nadal chciałby powiedzieć swojej rodzinie o tym, iż ma dziecko. Zdawało się jej, że nie ma innej alternatywy; musiała chronić Louise, a perspektywa tego, by przebywała w Holmes Chapel była lepsza niż to, że miałaby być narażona na, praktycznie, wszystko w Londynie.
Jej myśli były tego wieczoru tak chaotyczne jak nigdy; nie potrafiła się skupić na niczym innym. Nie potrafiła odnaleźć sensu w postępowaniu tego całego Bennett'a. Rozumiała, iż chciał się zemścić na Eleanor i Harry'm, jednak nie była do końca przekonana, co do jego... praktycznie, to nie była pewna niczego.
- Maggie? - głos jej chłopaka wyrwał ją z zamyślenia, więc wstała do pozycji siedzącej i powiedziała, gdzie się znajduje. Po kilku sekundach, do sypialni wszedł szatyn, ubrany w szary sweter i czarne jeansy. - Przepraszam, że jestem tak późno. Niall się cholernie rozgadał.
Brunetka spojrzała na szatyna, a jej usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu.
Louis trzymał w dłoniach wielki bukiet różowo-kremowych róż.
- Kwiaty na przeprosiny? - zapytała z nutką rozbawienia w głosie.
Tommo wzruszył ramionami, podchodząc do łóżka dziewczyny. Mer usiadła po turecku, krzyżując swoje nogi pod kołdrą. Miała na sobie czerwone spodnie w kratę oraz czarną bokserkę na grubych ramiączkach. Włosy spięła już dawno w koka.
- Wiem, wiem. Przeciętnie nudna forma przeprosin, ale-
- Wcale tak nie jest. - przerwała mu brunetka, sięgając po bukiet kwiatów, które jej wręczył. - Dziękuję, Lou, są piękne.
Chłopak usiadł na łóżku, kiedy Mer zaciągnęła się cudownym zapachem róż. Tomlinson nie mógł się napatrzeć na swoją dziewczynę. Czuł się jakby jego świat, życie, wszystko, zostało podporządkowane właśnie jej. Niskiej brunetki o szarych oczach i pięknym uśmiechu, o wspaniałej osobowości.
- Pójdę wziąć prysznic. - powiedział szatyn, wstając.
Gdy chłopak zniknął w łazience, Margaret wstała i, z kwiatami w dłoniach, pobiegła do kuchni, aby odnaleźć wazon, do którego już kiedyś włożyła bukiet od swojego ukochanego. Zdała sobie sprawę, iż było to prawie dwa miesiące temu. Na jej ustach zagościł uśmiech.
Zanim wróciła do sypialni, nalała sobie wody do szklanki i upiła kilka łyków.
Wolnym krokiem skierowała się do swojego pokoju, po drodze sprawdzając, czy jej córka śpi. Louise spała z pluszakiem, którego dostała od piłkarza. To także sprawiło, że Padolsky wyszczerzyła się jeszcze bardziej.
Louis wyszedł z łazienki w tym samym momencie, kiedy Mer usiadła na łóżku. Uśmiechnął się do swojej dziewczyny, zakładając granatową koszulkę oraz ciemne dresy. Usiadł na łóżku, obok Margaret i spojrzał jej w oczy.
Recepcjonistka przysunęła się do piłkarza i dotknęła jego policzka. Gdy jej dłoń zetknęła się ze skórą chłopaka, po jej ciele przeszedł przyjemny dreszcz. Szatyn położył rękę na dłoni dziewczyny i złączył ich usta w pocałunku. Mer poczuła jak jej serce zaczyna szybciej bić. Przy nim, zapominała własnych myśli. Wszystko było takie łatwe.
Gdy zakończyli swoją pieszczotę, Margaret przytuliła się do chłopaka, chowając głowę w zagłębieniu jego szyi. Uwielbiała to robić. Miała wtedy wrażenie, że piłkarz obroni ją przed całym złem świata, a Louis chciał mieć taką moc.
Mer odsunęła się od niego i położyła się pod kołdrą, gdzie po chwili znalazł się Louis. Objęła dłońmi jego tors, kładąc na nim głowę.
- Zdecydowałam, że rodzice Harry'ego powinni znać Louise - szepnęła, wdychając przyjemny zapach szatyna.
Lou bawił się włosami brunetki, uśmiechając się.
- To świetna wiadomość. Rozmawiałaś już z nim?
- Jeszcze nie. - odpowiedziała - Jednak nie zamierzam kazać mu okłamywać najbliższych. Ma córkę, więc...
Tommo przymknął oczy, po czym na nowo je otworzył.
- Anne jest bardzo wyrozumiałą osobą, a Gemma jest wspaniała. Koniecznie musisz je poznać.
- Może. - szepnęła, ziewając.
- Idź spać, skarbie. - powiedział czule chłopak.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też.
- Co wiemy o aktualnym położeniu Bennett'a?
Monk wywróciła oczami. Stała taktyka. Zmiana tematu.
- Nic. Zniknął wraz ze swoim współpracownikiem. - odpowiedziała Blair - Rob, czy wiesz coś, co ma związek ze Styles'em i właśnie nim?
Po minie brunetki, Robert się poddał. Kto jak kto, ale Monk była dla niego... albo bynajmniej się starała być miła. Plus, właściwie to ona wiedziała o nim najwięcej. Poza jego byłą dziewczyną, Blair znała poniekąd tego prawdziwszego Rob'a. Choć w sumie to nie mówił o sobie za wiele.
Padolsky, zrezygnowany, opowiedział wszystko, czego się dowiedział od Eleanor Calder, ofiary gwałtu, jakiego dopuścił się Bennett. Blair słuchała go i notowała najważniejsze informacje. Co jak co, ale pracę starał się wykonywać jak najlepiej tylko potrafiła.
- Spisałeś protokół? - zaciekawiła się dziewczyna.
- Nie do końca. Potrzebujemy więcej informacji. - odpowiedział brunet - Trzeba przesłuchać wszystkich, powiązanych ze sprawą. - Robert zajrzał w dokumenty, leżące przed nim - Powiadom telefonicznie Styles'a, by pojawił się jutro na komendzie, a ja zadzwonię do Tomlinson'a.
- Okej. - mruknęła Blair - Zaraz, tego Tomlinson'a? Piłkarza?
- Yhym. Przez jakiś czas był z Calder. - odparł komisarz - Rozmawiałem z nim wczoraj, ale nie powiedział za wiele, nie było czasu.
- A skąd ty w ogóle miałeś możliwość skontaktowania się z nim?
- Blair, on jest osobą publiczną. Wystarczyłoby zadzwonić do jego menadżera albo trenera. Na dodatek jest chłopakiem mojej siostry. No i byliśmy sąsiadami, kiedyś, w Doncaster.
Monk przyglądała się swojemu szefowi w ciszy. Była zaskoczona, nie tyle tym, że znał najprzystojniejszego piłkarza w Anglii, ale przede wszystkim dlatego, iż powiedział coś o jego przeszłości.
- Dobra, w takim razie, nie mam więcej pytań.
*
Blair po raz kolejny przejechała dłonią po swojej grzywce sprawiając, iż cała jej fryzura wyglądała jeszcze bardziej chaotycznie niż piętnaście minut temu. To nie było tak, że stresowała się przesłuchaniem - nie. Była po prostu zdenerwowana, ponieważ dawno tego nie robiła. Fakt, może takich rzeczy się nie zapomina, jednak i tak coś jej podpowiadało, aby być czujną i dokładnie obserwować wyraz twarzy tego chłopaka.
Podeszła do lusterka i przyjrzała się swojemu odbiciu. Brązowe oczy były podkreślone tuszem i kredką do oczu, a usta kremową szminką. Nie lubiła się malować zbyt mocno do pracy. Jednak jej spojrzenie zatrzymało się dłużej na jej grzywce. Odkąd tylko pamiętała - irytowała ją. Zdjęła ze swoich włosów frotkę i na nowo związała je w koka, tym razem włączając w to przydługawą grzywkę. Wyglądała lepiej.
Z westchnięciem opuściła gabinet, w którym się znajdowała i przeszła do sali przesłuchań. Przed wejściem do tego małego pokoiku, stał już jeden z policjantów. Była to standardowa procedura; musiał sprawdzić osobę, która będzie przesłuchiwana (czy nie ma ostrych, niebezpiecznych narzędzi itp). Monk skinęła mu głową, a ten uśmiechnął się do niej.
- Harry Styles już na panią czeka, panno Monk.
- Dziękuję. - odpowiedziała cicho brunetka, poprawiając kosmyk włosów, który wypadł jej z koka, po czym weszła do środka pomieszczenia. Był to niewielki pokoik, gdzie znajdowało się biurko, dwa krzesła, szafa oraz szary dywan na podłodze, którego nie lubiła najbardziej; sprawiał wrażenie, iż cała komenda jest nudna. W Doncaster było tak samo. Chyba żadna siedziba policji nie zachęcała swoim wyglądem. - Dzień dobry, panie Styles.
Chłopak siedział do niej tyłem, jednak go rozpoznała poprzez, coś na wzór, loczków na głowie. Tak, to był jeden z elementów jego wyglądu, które zapadły jej w pamięć. Poza tym, miał na sobie tę samą kurtkę, co ostatnim razem.
Blair zajęła miejsce na przeciwko bruneta, biorąc w dłoń długopis i kartkę. Następnie naniosła na nią datę oraz godzinę wraz z nazwiskiem przesłuchiwanego chłopaka, po czym uniosła na niego swoje spojrzenie. Przyglądał się jej; jego zielone tęczówki dokładnie analizowały twarz, a delikatny zarys zmarszczki między brwiami stawał się coraz bardziej widoczny.
- Więc... panie Styles - zaczęła powoli brunetka - Wie pan, w jakiej sprawie został wezwany?
- Nie. - odparł, kręcąc głową.
Monk poprawiła się na krześle, próbując odpowiednio dobrać słowa.
- Pańska znajoma, Eleanor Calder - spojrzała w akta, aby przypomnieć sobie nazwisko dziewczyny, po czym ponownie przeniosła na niego wzrok - padła ofiarą gwałtu Troy'a Bennett'a. Według naszych źródeł, pana także coś z nim łączyło. Chciałam się tylko dowiedzieć co.
Harry przez chwilę milczał, jednak z każdą kolejną sekundą zdawał sobie sprawę z tego, iż powinien w końcu powiedzieć coś, co mogłoby pomóc glinom aresztować tego kolesia.
- Jak poznał pan Bennett'a? - policjantka zaczęła inaczej.
- Kiedy chodziłem do liceum, pracowałem dla niego. - Blair skinęła głową, notując na kartce, w odpowiednich rubrykach słowa Styles'a.
- Co dokładnie pan robił?
- Bennett był dilerem narkotyków i to nie byle jakim. Najbardziej ceniony w Doncaster, znany w wielu innych miastach ze swoich specyficznych upodobań. Sprawiał, że wszyscy się go bali.
Nie odpowiedział on dokładnie na pytanie brunetki, jednak ta cierpliwie wyczekiwała odpowiedzi.
- Potrzebowałem pieniędzy, a wtedy wpadłem na niego. Zaproponował mi sprzedawanie narkotyków w szkole, więc się zgodziłem. Byłem cholernie zdesperowany. Moja matka miała chwilowe problemy finansowe, a chciałem jej pomóc.
Blair powoli skinęła głową, aby chłopak mógł kontynuować.
- Dostarczałem dragi Eleanor i kilku innym osobom z liceum. Nikt mnie nie nakrył, do czasu. - spuścił wzrok na stół, wpatrując się w kartki - W zasadzie.. nie udowodniono mi niczego. Zgłosiłem się na policję, donosząc na Bennett'a po tym jak znalazłem nieprzytomną El w damskiej łazience. Przez cały ten czas.. jakoś się zaprzyjaźniliśmy. Zależało mi na nie, więc nie mogłem pozwolić na to, aby się truła.
- Co zrobiłeś? - policjantka uświadomiła sobie, iż nie powinna była zwracać się do niego w ten sposób; w końcu go nie znała. Jednak było za późno na jakiekolwiek wytykanie błędów, ponieważ Styles zaczął znowu mówić:
- Poszedłem na policję. Z trudem namówiłem Eleanor, aby poszła ze mną, ale zrobiła to. Oboje zeznaliśmy przeciwko niemu i tak się wszystko zaczęło.
- Co się zaczęło?
Tym razem, Harry spojrzał na dziewczynę, szukając na jej twarzy czegokolwiek. To nie było tak, iż zależało mu na współczuciu, czy coś; nie. Chciał po prostu sprawdzić jak bardzo policja jest zainteresowana tym, co mówił. I tym, czy tym razem Bennett trafi za kratki na dłuższy czas.
- Kilka dni po doniesieniu, ktoś zaczął wysyłać jej pogróżki. - szepnął - Byłem pewny, że robili to ludzie Bennett'a.
- Więc poszedłeś na policję, znowu. - dokończyła za niego Blair.
- Tak. - przyznał - Ten koleś kontrolował wszystko z celi więziennej!
Monk zamrugała zszokowana. Nie tym, co powiedział, a tym, w jaki sposób.
- Bennett został skazany za handel narkotykami, kradzieże samochodów i poważne pobicia. Nie miał szans do czegoś takiego. - stwierdziła policjantka, zdając sobie sprawę z tego, iż nie powinna była tego mówić.
- Ale to robił. - warknął chłopak, przymykając oczy. Nie chciał o tym rozmawiać. Jedyną osobą, która znała każdy szczegół tamtych wydarzeń była Eleanor i Louis.
- Spokojnie. - odparła brunetka - Może chce pan wody?
Styles pokręcił przecząco głową, przenosząc swój wzrok ponownie na dziewczynę.
- Potem spotkałem Louis'a. - kontynuował Harry - Zapoznałem go z Eleanor i od tamtego czasu trzymaliśmy się razem. Odbyła się rozprawa, po której Bennett został skazany i posłany do więzienia, chyba w Bristol. Żyliśmy dalej. Gdy skończyliśmy szkołę wyjechaliśmy do Londynu, aby całkowicie zapomnieć o życiu w Doncaster.
Blair była przekonana, iż chłopak już powiedział wszystko, co miał do powiedzenia, więc postanowiła przejąć kontrolę.
- Dobrze - głos jej zadrżał - Jak dowiedziałeś się o tym, że twoja przyjaciółka została zgwałcona?
- Niall do mnie zadzwonił. Był wtedy z nią. To znaczy... - zaczął się plątać we własnych słowach - zanim to się stało. Byli w butiku, gdzie pracowała Eleanor.
- Tak, wiem. - odpowiedziała Monk - Panie Styles, zdaje sobie pan sprawę z tego, iż jest pan w równie dużym niebezpieczeństwie, co pana przyjaciółka?
Według Blair, zabrzmiało to zbyt poważnie, jednak ta sprawa właśnie taka była i wymagała poważnych działań.
Harry przyglądał się swojej rozmówczyni, będąc całkowicie skupionym na jej brązowych oczach, które wpatrywały się w niego z wyczekiwaniem.
- Podobnie jak pani Calder, przydzielimy panu ochronę. - dokończyła brunetka, zerkając w papiery. - Wie pan, gdzie może znajdować się Bennett? - zapytała.
Przesłuchiwany pokręcił przecząco głową.
- Dziękuję za rozmowę, panie Styles. - rzekła - W razie, gdyby przypomniał sobie pan cokolwiek, proszę dzwonić.
Podała mu swoją wizytówkę.
- Do widzenia. - odparł krótko i podniósł się z krzesła, aby wyjść z pomieszczenia.
Louise już dawno spała, a Eleanor przez resztę wieczoru nie wychodziła ze swojego pokoju. Natomiast Tomlinson był u Niall'a. Margaret leżała w swoim łóżku, zastanawiając się nad ostatnimi wydarzeniami. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, iż chłopak, który rozmawiał z jej córką na pewno nie znalazł się tam przypadkowo. Obawiała się, że jeśli w jakiś sposób nie zareaguje, to może stać się coś, co z pewnością, nie byłoby zbyt dobre.
Mer rozważała wszystkie za i przeciw; doszła do pewnego wniosku. Nie zdoła ochronić swojej córki w Londynie, skoro wokół nich gromadzi się tak wielu obcych ludzi, chcących ich zniszczyć. Może chcieli poprzez ich ból, dojść do Eleanor, czy Harry'ego, jednak to się dla Padolsky nie liczyło. Chciała, aby jej córka była bezpieczna i mogłaby zrobić wszystko, aby tak sie stało.
Postanowiła, że przy najbliższej okazji porozmawia z Harry'm na temat tego, czy nadal chciałby powiedzieć swojej rodzinie o tym, iż ma dziecko. Zdawało się jej, że nie ma innej alternatywy; musiała chronić Louise, a perspektywa tego, by przebywała w Holmes Chapel była lepsza niż to, że miałaby być narażona na, praktycznie, wszystko w Londynie.
Jej myśli były tego wieczoru tak chaotyczne jak nigdy; nie potrafiła się skupić na niczym innym. Nie potrafiła odnaleźć sensu w postępowaniu tego całego Bennett'a. Rozumiała, iż chciał się zemścić na Eleanor i Harry'm, jednak nie była do końca przekonana, co do jego... praktycznie, to nie była pewna niczego.
- Maggie? - głos jej chłopaka wyrwał ją z zamyślenia, więc wstała do pozycji siedzącej i powiedziała, gdzie się znajduje. Po kilku sekundach, do sypialni wszedł szatyn, ubrany w szary sweter i czarne jeansy. - Przepraszam, że jestem tak późno. Niall się cholernie rozgadał.
Brunetka spojrzała na szatyna, a jej usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu.
Louis trzymał w dłoniach wielki bukiet różowo-kremowych róż.
- Kwiaty na przeprosiny? - zapytała z nutką rozbawienia w głosie.
Tommo wzruszył ramionami, podchodząc do łóżka dziewczyny. Mer usiadła po turecku, krzyżując swoje nogi pod kołdrą. Miała na sobie czerwone spodnie w kratę oraz czarną bokserkę na grubych ramiączkach. Włosy spięła już dawno w koka.
- Wiem, wiem. Przeciętnie nudna forma przeprosin, ale-
- Wcale tak nie jest. - przerwała mu brunetka, sięgając po bukiet kwiatów, które jej wręczył. - Dziękuję, Lou, są piękne.
Chłopak usiadł na łóżku, kiedy Mer zaciągnęła się cudownym zapachem róż. Tomlinson nie mógł się napatrzeć na swoją dziewczynę. Czuł się jakby jego świat, życie, wszystko, zostało podporządkowane właśnie jej. Niskiej brunetki o szarych oczach i pięknym uśmiechu, o wspaniałej osobowości.
- Pójdę wziąć prysznic. - powiedział szatyn, wstając.
Gdy chłopak zniknął w łazience, Margaret wstała i, z kwiatami w dłoniach, pobiegła do kuchni, aby odnaleźć wazon, do którego już kiedyś włożyła bukiet od swojego ukochanego. Zdała sobie sprawę, iż było to prawie dwa miesiące temu. Na jej ustach zagościł uśmiech.
Zanim wróciła do sypialni, nalała sobie wody do szklanki i upiła kilka łyków.
Wolnym krokiem skierowała się do swojego pokoju, po drodze sprawdzając, czy jej córka śpi. Louise spała z pluszakiem, którego dostała od piłkarza. To także sprawiło, że Padolsky wyszczerzyła się jeszcze bardziej.
Louis wyszedł z łazienki w tym samym momencie, kiedy Mer usiadła na łóżku. Uśmiechnął się do swojej dziewczyny, zakładając granatową koszulkę oraz ciemne dresy. Usiadł na łóżku, obok Margaret i spojrzał jej w oczy.
Recepcjonistka przysunęła się do piłkarza i dotknęła jego policzka. Gdy jej dłoń zetknęła się ze skórą chłopaka, po jej ciele przeszedł przyjemny dreszcz. Szatyn położył rękę na dłoni dziewczyny i złączył ich usta w pocałunku. Mer poczuła jak jej serce zaczyna szybciej bić. Przy nim, zapominała własnych myśli. Wszystko było takie łatwe.
Gdy zakończyli swoją pieszczotę, Margaret przytuliła się do chłopaka, chowając głowę w zagłębieniu jego szyi. Uwielbiała to robić. Miała wtedy wrażenie, że piłkarz obroni ją przed całym złem świata, a Louis chciał mieć taką moc.
Mer odsunęła się od niego i położyła się pod kołdrą, gdzie po chwili znalazł się Louis. Objęła dłońmi jego tors, kładąc na nim głowę.
- Zdecydowałam, że rodzice Harry'ego powinni znać Louise - szepnęła, wdychając przyjemny zapach szatyna.
Lou bawił się włosami brunetki, uśmiechając się.
- To świetna wiadomość. Rozmawiałaś już z nim?
- Jeszcze nie. - odpowiedziała - Jednak nie zamierzam kazać mu okłamywać najbliższych. Ma córkę, więc...
Tommo przymknął oczy, po czym na nowo je otworzył.
- Anne jest bardzo wyrozumiałą osobą, a Gemma jest wspaniała. Koniecznie musisz je poznać.
- Może. - szepnęła, ziewając.
- Idź spać, skarbie. - powiedział czule chłopak.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też.
Nie mogłam nie dać żadnej fotki!